Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50.

Od moich urodzin minęły dwa tygodnie. Moja praca nad filmem dobiegła końca i teraz tylko czekaliśmy aż będę mogła zobaczyć siebie u boku Johnnego na dużym ekranie. Wspólnie z Michaelem rozpoczęliśmy przygotowania do ślubu i razem zdecydowaliśmy, że zarówno rodzice, jak i Diana, zostaną w Neverlandzie aż do wesela. W końcu, oczywiste jest to, że zaprosimy ich na tą ważną dla nas uroczystość. Zapewne jesteście ciekawi, jak Slash przeżył moje urodziny. Otóż, gdy obudził się nad ranem w łóżku, w pokoju gościnnym, nie do końca był świadomy swojego stanu. Jak on to ujął? ,,Ja pierdole, takiego kaca to ostatni raz chyba po bierzmowaniu miałem." Po tych słowach, zaczęliśmy zastanawiać się z Michaelem, nie nad tym, jak to możliwe, że Hudson w tak młodym wieku doświadczył skutków ubocznych spożywania alkoholu, lecz nad tym, czy on w ogóle miał bierzmowanie. Oczywiście, on też dał mi prezent urodzinowy, którym była butelka Jack'a Daniels'a, co jest dość typowe dla Slash'a, i wielkie pudło ciastek z lukrem. Podczas gdy moi rodzice zwiedzali Kalifornię, a Diana piła obiecaną przeze mnie kawę z Deppem, ja i Mike robiliśmy listę rzeczy niezbędnych podczas naszego wesela.

- Mówiłem ci, że zajmę się wszystkim sam - oznajmił, przyciągając do siebie kartkę, na której zdążyłam napisać tylko "upiec porządny tort". - Powinnaś odpoczywać...

- Przestań. Wiesz ile normalnie mogą się ciągnąć przygotowania do ślubu? W Polsce kobiety wynajmują salę nawet z kilkuletnim wyprzedzeniem.

- Tak, ale tu są Stany, a ja nie jestem kobietą tylko Michaelem Jacksonem. - Zaśmiał się, po czym cmoknął mnie w czoło. - Nie doceniasz moich możliwości, Kochanie.

- Odkąd cię znam, już chyba nic mnie nie zdziwi.

- Chcę aby ten dzień był niezapomniany...

- I będzie.

- Pozwól mi zrobić ci niespodziankę. Nie ufasz mi?

- Ufam.

- No, więc w czym problem? - Uśmiechnął się niewinnie, westchnęłam.

- Nie odpuścisz, prawda? - Pokręcił głową. - Dobra, zrobimy tak, że wspólnie ustalimy ogólny zarys, jak to ma wszystko wyglądać, a szczegóły dopracujesz sam, w porządku?

- A co z listą gości?

- Chyba wiesz, kogo chcę zaprosić. Jeśli chodzi o twoją część, pozostawiam ci wolną rękę, nie znam wszystkich twoich znajomych.

Mike uśmiechnął się szeroko, po czym wyrwał mi z dłoni długopis i zabrał się do pisania.

- Jakiego koloru mają być dekoracje? Może zrobimy coś tematycznego? Co powiesz na Gwiezdne Wojny?

Spojrzałam na Michaela jak na wariata, a następnie, nie kryjąc swojej opinii w tej kwestii, postukałam się palcem w czoło.

- Jak ty to sobie wyobrażasz? Wyskoczysz na parkiet w stroju Lorda Vadera, a ja będę przebrana za Księżniczkę Leię? Proszę cię... Wiesz dobrze, że kocham Star Warsy, ale nie aż tak by robić wesele w takim klimacie.


- Księżniczka Leia... - wymruczał pod nosem.

- Co?

- Nie, nic. - Zmieszał się lekko. - W takim razie, wolisz tradycyjne wesele?

- Huczne, jak przystało na Króla Popu, ale bez przesady - odparłam, Mike skrupulatnie notował każde moje słowo. - Wiesz dobrze, jakie kolory lubię najbardziej. Można je uwzględnić i musi być dużo białego, pamiętaj o białym.

- Oczywiście, Księżniczko.

W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwierających się drzwi wejściowych.

- Jak się mają moje zaręczone gołąbeczki?! - Do pokoju wbiegła rozpromieniona Diana.

- Jak się miewa moja kochana przyjaciółka? - Zaśmiałam się, robiąc jej miejsce obok siebie na kanapie. - Jak tam na randce z Johnnym?

- Ej, to wcale nie była randka! - obruszyła się.

- Nie, no skąd. W takim razie, jak było na towarzyskim spotkaniu?

- Och, było zajebiście! - Opadła na kanapę, tuż obok mnie. - No, ale mimo wszystko myślę, że woli ciebie.

- Nie poruszaj tego tematu przy Michaelu, jest o mnie piekielnie zazdrosny. - Zmierzwiłam loki ukochanemu.

- Ja to myślę, że ty byś stworzyła idealną parę ze Slash'em. - Uśmiechnął się do Diany Mike, w tym samym czasie obejmując mnie ramieniem.

- Przestań, to wulgarny, zapijaczony egoista, który w dodatku nie dba o higienę osobistą. - Machnęła lekceważąco ręką. - Bez urazy. To po prostu... Nie mój typ.

Spojrzałam znacząco na Michaela, szeroko się przy tym uśmiechając.

- Co wy się tak na siebie patrzycie? - Mój gest nie uszedł uwadze przyjaciółki.

- Lecisz na niego - odparłam.

- Wcale nie!

- Wcale tak!

- Nieprawda!

- A właśnie, że tak! Tylko wiesz co? Dobrze by było, żebyś się przy nim w miarę szybko zakręciła to może jeszcze zrobimy wspólne wesele. - Zaśmiałam się.

Diana spojrzała na mnie jak na wariatkę.

- Ty się lepiej zajmij swoim weselem, dobra? A właśnie, jak wam idą przygotowania?

Mike słysząc to, rozochocił się i z uśmiechem pokazał mojej przyjaciółce swoje notatki.

- Będzie dużo białego, dużo świateł, ogromny tort, myślę, że spokojnie zmieścimy się w tysiącu gości... - Zaczął.

- Przez cały dzień ustaliliście tylko tyle?

- Przez dwa tygodnie - poprawiłam ją.

- No to ja już widzę ten wasz ślub i wesele... W takim tempie szybciej doczekacie starości.

- A ty nie bądź taka mądra. To nie moja wina, że pan Jackson Zrobię To Sam, nie pozwala mi nawet pomyśleć o przygotowaniach do ślubu. - Skrzyżowałam ręce na piersi.

- Oj, Michael... Nie wszystko da się zrobić samemu. Dzieci też sobie sam zrobisz?

Parsknęłam śmiechem, a Mike posłał Dianie mordercze spojrzenie. Przyjaciółka jednak ani trochę się nim nie przejęła.

- Kurde, laska! Niedługo będziesz panią Jackson... Trzeba zorganizować ci wieczór panieński!

- O nie. - Mike wyraził swoje niezadowolenie jeszcze zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

- Ty Michael będziesz miał wieczór kawalerski. - Diana posłała mu szeroki uśmiech. - Pójdziesz z chłopakami do klubu, nawalisz się w trzy dupy...

- Nie jestem taki.

- Nie chcesz popatrzeć na striptizerki?! Boże, co z ciebie za facet! Ja wiem, ty byś wolał, aby twoja narzeczona się tak przed tobą powywijała. Już niedługo...

- Diana! - skarciłam przyjaciółkę.

- No dobra, dobra... A wracając do tematu. O ile mi wiadomo, Martyna nie jest twoją własnością, nigdy nie była i nie będzie. Więc nawet nie musi cię prosić o zgodę na wyjście do klubu...

Mike już miał coś powiedzieć, jednak Diana uniemozliwiła mu to.

- Słuchaj, dobrze wiesz, że jestem twoją fanką od dawna i uwielbiam cię, ale jeśli kiedykolwiek zobaczę, że ograniczasz Martynę, robisz jej krzywdę, czy źle ją traktujesz, będę miała w nosie wszelką sympatię i skasuję ci tą piękną buźkę. Kpw?

Mike patrzył na Dianę z szokiem i niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

- Będę grzeczna, obiecuję. - Spojrzałam na narzeczonego oczami smutnego psiaka, chcąc przekonać go do pomysłu przyjaciółki.

- No dobrze - westchnął - Ale jeśli dowiem się, że mnie zdradziłaś...

- Na prawdę sądzisz, że byłabym do tego zdolna? Jeśli miałabym nie być ci wierna, nie przyjęłabym twoich oświadczyn.

- Kocham cię - szepnął, po czym zbliżył swoją twarz do mojej i czule mnie pocałował, nie przejmując się obecnością Diany.

- O fuuuu, nie przy ludziach! - Zaśmiała się dziewczyna.

- Jesteś zazdrosna? - spytałam, odchylając się lekko do tyłu, aby na nią spojrzeć.

- Tak, ja też chcę buziaka.

To mówiąc zrobiła dziubek w moją stronę. Zeszłam z kolan Michaela i cmoknęłam przyjaciółkę w usta, czego w ogóle się nie spodziewała.

- Co to było? - spytała, szybko przy tym mrugając.

- Chciałaś, masz. - Zaśmiałam się, a wraz ze mną i Michael. - Marzenia są po to, żeby je spełniać.

*****

Siedziałam od godziny przed lustrem w naszej sypialni, czując jak drętwieje mi kark.

- Długo jeszcze? - spytałam Dianę, która nakładała cień na moje powieki.

- Już kończę.

- Mówiłaś to pół godziny temu. - Westchnęłam.

- Nie marudź, bo zostaniesz w domu.

- Wieczór panieński bez przyszłej panny młodej, to by było ciekawe. - Zaśmiałam się.

- Mogę się założyć, że twój Romeo jest już dawno zwarty i gotowy.

Ledwo Diana zdążyła wypowiedzieć te słowa, do pokoju wszedł Michael. Miał na sobie bordową marynarkę, którą narzucił na błyszczącą koszulę tego samego koloru. Jego smukłe nogi i zgrabne pośladki podkreślały obcisłe, skórzane spodnie. Mimowolnie zwilżyłam wargi, nie zważając na to, że Dianie wypadł z dłoni tusz do rzęs, brudząc tym samym dywan.

- Cholera - syknęła pod nosem.

- Mogę tak iść? - spytał mnie niepewnie Mike, gładząc materiał, z którego została wykonana jego marynarka.

Podniosłam się z krzesła i ruszyłam w jego kierunku. Zarzuciłam mu ręce na szyję i zachłannie wpiłam się w jego usta.

- Wyglądasz nieziemsko - przyznałam po chwili.

- Dziękuję, ty też... - Zmierzył mnie wzrokiem. - Jesteś taka seksowna.

Wzrok Michaela spoczął na moim dekolcie, niespodziewanie chwycił mnie za udo, przyciągając do siebie.

- Już niedługo - szepnął, skubiąc zębami moje ucho.

Miałam na sobie czarną, błyszczącą sukienkę, która ledwo zakrywała moje pośladki. Jedno ramię było odkryte, zaś drugie okrywał dość długi rękaw, ozdobiony niezliczoną ilością cekinów. Całość dopełniał delikatny makijaż - dzieło mojej przyjaciółki.

Nic dziwnego, że kreacja spodobała się mojemu narzeczonemu. Patrzył na mnie w taki sposób, jakby miał się za chwilę na mnie rzucić, gdyby nie obecność Diany w pokoju.

- No dobra, gołąbeczki! - Klasnęła w dłonie. - Jest już późno i musimy wychodzić. Będziecie się miziać jak wrócicie.

- Dobrze, mamo. - Zaśmiałam się, po czym chwyciłam Michaela za dłoń i pociągnęłam go za sobą na dół.

Zauważyłam, że wzrok Mike'a ukradkiem zjechał na moje pośladki, zaśmiałam się pod nosem. Niby taki nieśmiały... Przed Neverlandem stały dwie limuzyny, jedna czarna, a druga biała. Z jednej z nich wyszli bracia Michaela, a wraz z nimi Slash, Jerry, a nawet Johnny. Z drugiej zaś Janet, La Toya i Rebbie.

- No, trochę skromnie, ale zapewniam cię, że impreza będzie nie z tej ziemi - mruknęła mi do ucha Diana.

- Wiesz, że nie lubię Toi - szepnęłam, starając się, by kobieta, zbliżającą się w naszą stronę, nie usłyszała moich słów.

- Oj tam, trochę alkoholu i od razu ją polubisz. - Zaśmiała się.

Wzniosłam oczy ku górze, po czym zmusiłam się do uśmiechu, na widok przyszłej szwagierki.

- Witaj, kochana! - La Toya objęła mnie ramieniem i cmoknęła w policzek. - Jak się miewa przyszła pani Jackson? Twoja przyjaciółka zaprosiła nas na twój wieczór panieński, mam nadzieję, że będziemy się razem świetnie bawić. W końcu, niedługo oficjalnie zostaniemy rodziną.

- Daj jej już spokój! - Usłyszałam ciepły głos Janet, która szybko podeszła do mnie i mocno do siebie przytuliła. - Ślicznie wyglądasz.

- Dziękuję, ty również. - Uśmiechnęłam się do niej szeroko.

Janet miała na sobie długą, czarną sukienkę, która idealnie eksponowała jej sylwetkę. Swoje długie włosy rozpuściła i pozwoliła im swobodnie spływać po ramionach.

- Jak idą przygotowania do ślubu? - wtrąciła się Rebbie. - Jesteś mentalnie gotowa na wstąpienie do klanu Jacksonów?

- Wielki dzień już za tydzień...

- Strasznie się boję, że coś pójdzie nie tak.

- A co ma pójść nie tak? - Janet objęła mnie ramieniem. - Kochasz go, on kocha ciebie... Znając Michaela, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.

- Tak, mój kochany perfekcjonista...

- Dobra, piękne i młode! - Wykrzyknęła Diana, widząc jak Mike z chłopakami wchodzi do czarnego auta. - Pakujcie się do limuzyny i lecimy na imprezę!

Wszystkie wydałyśmy z siebie głośny pisk, zachowując się jak niedojrzałe małolaty, ale to było w tym wszystkim piękne. Nie musiałyśmy niczym się przejmować, mogłyśmy bez żadnych konsekwencji szaleć na parkiecie wśród niezliczonej ilości migających świateł, oblewając się przy tym alkoholem i śmiejąc, jak opętane. Szofer szybko zatrzymał limuzynę przed luksusowym nocnym klubem. Drzwi samochodu otworzył jeden z moich ochroniarzy. Szybko wysiadłyśmy z auta i wpadłyśmy do budynku, uciekając od fleszy aparatów. Od dwóch tygodni w mediach nie mówiono o niczym innym, jak tylko o naszym ślubie. Telewizje huczały od mnóstwa plotek na ten temat, z których żadna nie była choćby w połowie zgodna z prawdą. Największą głupotą jaką usłyszałam była informacja, że nasz ślub jest artystyczną prowokacją. W rzeczywistości wcale się nie kochamy, a zaręczyny mają być chwytem reklamowym. Pominę fakt, że w gazetach wielokrotnie pisali, że jestem w ciąży. Nie rozumiem, jak ludzie mogli wierzyć w takie brednie. Przecież dziennikarze nie mają usg w oczach... Weszliśmy do klubu, który świecił pustkami, domyśliłam się że został wynajęty specjalnie dla nas. Chwyciłam Dianę za rękę i razem pognałyśmy w stronę baru, ciągnąc za sobą panie Jackson.

- Wódkę z colą! Dwa razy! - wykrzyknęłam, starając się przebić przez głośną muzykę. - Albo wie pan co? - Zerknęłam na kobiety stojące za mną. - Mogą być jeszcze trzy!

- Robi się. - Barman uśmiechnął się do mnie lekko, a Diana pociągnęła mnie za ramię.

- Będziemy na kanapie - rzuciłam szybko, po czym zostałam brutalnie popchnięta na skórzane obicie. - Pięknie tu...

- Nie zabrałyśmy cię tutaj, abyś podziwiała wystrój. - Zaśmiała się Diana.

Po tych słowach oświetlenie diametralnie się zmieniło. Oślepiające lampy zostały zastąpione stonowanym blaskiem, pojedyncza sróżka światła padła prosto na mnie, przez co czułam się jak Michael, wykonując Billie Jean podczas koncertów. Muzyka ucichła.

- Czas zacząć show! - wykrzyknęła Diana, klaszcząc w dłonie.

Zarówno ona, jak i siostry Michaela błyskawicznie się ode mnie odsunęły, pozostawiając mnie samą na kanapie. Po chwili, do pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna w białej koszuli, pod którą odciskały się mięśnie. Czarna muszka dodawała mu szyku. Kątem oka zerknęłam na dziewczyny, które szczerzyły się jak głupie. Wiedziałam już, co to znaczy. Niespodziewanie, z głośników rozbrzmiał początek Billie Jean. Zakryłam twarz dłonią, lecz już po chwili poczułam, jak przyjaciółka odkrywa mi oczy. Z początku starałam się za wszelką cenę odwrócić wzrok od mężczyzny, który wyginał się przede mną, w rytm utworu mojego przyszłego męża, zdejmując przy tym marynarkę i odpinając po kolei guziki swojej koszuli. Jednakże, gdy zobaczyłam jego umięśniony tors, przestałam się już krępować. Striptizer ocierał się o marynarkę, którą trzymał między nogami, a już po chwili wdrapał się na kanapę, lokując swoje nogi po dwóch stronach mojego ciała i zaczął rytmicznie unosić biodra. Uśmiechnęłam się szeroko i, z początku niepewnie, dotknęłam ud mężczyzny. Jednak, gdy w końcu pojawiły się nasze drinki,  upiłam łyk alkoholu i zaraz po tym poczułam nagły przypływ odwagi. Ścisnęłam pośladki mężczyzny, śmiejąc się przy tym w niebogłosy, po czym klepnąłem go w jeden z nich. Nie myślałam o Michaelu, nie myślałam o tym, jak by zareagował widząc mnie w takiej sytuacji, liczyła się tylko dobra zabawa. Wiedziałam, że on też na pewno spędza podobnie ten wieczór. Ważne było tylko to, abyśmy pozostali sobie wierni. Moje myśli nie zdążyły zejść na inny tor, gdyż umięśniony mężczyzna już po chwili stał przede mną w samych slipach, mało tego zaczął się nimi bawić, zsuwając je co chwilę lekko ze swojego ciała.

W tle nadal leciała muzyka mojego ukochanego, zrobiłam łyk drinka, a mężczyzna zaczął naśladować chwyt za krocze i Moonwalk Michaela. Dziewczyny, siedzące nieopodal,  głośno wiwatowały. Niespodziewanie, gdy rozbrzmiało: Billie Jean is not my lover, striptizer jednym ruchem zerwał z siebie ostatni materiał, ukazując mi tym samym swoje przyrodzenie. Pisnęłam i już miałam zakryć sobie oczy, gdy u mojego boku znalazły się moje przyjaciółki. Dziewczyny były zachwycone występem mężczyzny, który, gdy już zakończył swoje show, ukłonił się lekko i cmoknął mnie w dłoń.

- No, to było coś! - wykrzyknęła Diana. - Widziałyście, jak naśladował Michaela! A jakiego miał węża!

- Był nawet szarmancki - dodała ze śmiechem Janet.

- Michael by mnie zabił. - Zaśmiałam się.

- No, ale co? Podobało się? - spytała La Toya, obejmując mnie ramieniem.

- Bardzo! Dziękuję wam, dziewczyny. Gdyby nie Wy, pewnie w ogóle nie miałabym wieczoru panieńskiego.

- Pamiętaj, że to był mój pomysł - przypomniała Diana.

- Pamiętam, a teraz... Wypadałoby oblać ten wieczór!

Dziewczyny przyznały mi rację i razem, śmiejąc się do rozpuku, pognałyśmy w stronę baru. Zamówiłyśmy po jednej butelce szampana dla każdej i piłyśmy z gwinta,wywijając się jak szalone na parkiecie. Polewałyśmy się nawzajem alkoholem, z każdą kroplą chwiejąc się coraz bardziej.

- Przepraszam was na chwilę, dziewczynki... - wymruczałam, przechylając butelkę. - Oj, skończyło się. - Zaśmiałam się dziko. - Muszę do łazienki...

To mówiąc, pognałam w podskoczyłam przed siebie, kątem oka dostrzegłam Dianę, która poszła za mną. Otworzyłam drzwi do łazienki i oparłam się o zlew.

- A ty czego tu szukasz? - Rzuciłam z uśmiechem w stronę przyjaciółki, która była w podobnym do mnie stanie. - O ile mi wiadomo, jeszcze umiem się sama wysikać.

- Przyszłam dla towarzystwa.

- Aaa, rozumiem. Chcesz popatrzeć. - Zaśmiałam się, po czym zarzuciłam jej ręce za ramiona. - Boże, jak tu jest cudownie!

- Ciekawe, czy twój kudłaty mężulek tak samo dobrze się bawi...

- Cicho. - Klepnęłam Dianę w ramię. - Mam pomysł!

- No?

- Złożymy nu niespodziewaną niespodziankową wizytę!

- Jaja sobie robisz?

- Nie! Zwijaj się, idziemy! Wiesz, w jakim jest klubie?

- Noooo...

- To zajebiście, dzwoń po limuzynę!

Wyszłam z łazienki, zostawiając za sobą otwarte drzwi i chwiejnym krokiem udałam się w stronę sióstr Michaela, które również ledwo trzymały się na nogach.

- Jadę z Dianą do Michaela! - wykrzyknęłam, opierając się o ramię Janet. - Zabierzecie się same?

- Damy radę, nie takie rzeczy się robiło! - Zaśmiała się Rebbie.

- No, ale po co do niego jedziesz? - spytała Janet.

- Muszę go dopilnować, jak na dobrą żonę przystało.

- No, ale przecież...

- Idziesz, Królewno?! - Diana przerwała naszą rozmowę.

- Już, już! - odkrzyknęłam. - Było super, dziękuję za wszystko. Widzimy się na weselu, a ty Janet, musisz mi pomóc w wyborze sukienki i innych takich...

- Jasne - odparła z uśmiechem.

Odwzajemniłam gest, po czym pobiegłam w stronę drzwi wejściowych, zdejmując świecące różki, które sama nie pamiętam kiedy, znalazły się na mojej głowie. Błyskawicznie znalazłyśmy się przed lokalem, w którym miał bawić się Michael. Wyszłyśmy z samochodu i podeszłyśmy pod bramkę, przy której stał umięśniony ochroniarz.

- Przepraszam, ale to prywatna impreza - oznajmił poważnym tonem.

- Słucham?

- Czy ty gościu w ogóle wiesz, z kim masz do czynienia?! - Diana wkroczyła do akcji. - Stoi przed tobą narzeczona Michaela Jacksona, tak tego Michaela Jacksona, który właśnie ma wieczór kawalerski w tym lokalu. Dotarło?!  A teraz na kolana!

- Uspokój się - syknęłam, ciągnąc ją za ramię.

- No co? Nie będzie nami, kurwa nikt pomiatał!

- Pani Jackson? - Ochroniarz najwyraźniej dopiero zdał sobie sprawę z tego, z kim rozmawia. Kiwnęłam głową. - Przepraszam, nie poznałam pani, pewnie przez to światło. Proszę wejść...

Mężczyzna odsunął się, robiąc nam przejście. Uśmiechnęłam się dziękczynnie i weszłam w głąb klubu, który bardzo przypominał nasze wcześniejsze lokum. Różnica była tylko taka, że wśród dobrze znanych mi mężczyzn, wyginały się wyuzdane kobiety.

- O! Królewna! - Odwróciłam się, słysząc znany głos.

- Siema, Slash! - Rzuciłam z uśmiechem w stronę kudłacza.

- Jest i moja Kocica. - Gitarzysta skierował swoje spojrzenie na Dianę, która w odpowiedzi wzniosła oczy ku górze. - Nie pomyliły ci się czasem lokale?

- A ty nie powinieneś bawić się ze wszystkimi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Poszedłem się odlać... No, ale widzę, że u was też gruba impreza była! - Zaśmiał się. - Chuchnij!

- Przestań! Gdzie Jackson?

- Ten pieprzony prawiczek?! Siedzi na kanapie! Jeszcze pół godziny temu był struty jak po zjedzeniu zeszłorocznej pisanki, dopiero gdy pojawiły się dziewczynki, zaczął się bawić. No ale bez obaw, żadnej nie tknął.

- Nie przyszłam go kontrolować...

Chwyciłam Dianę za dłoń i pociągnęłam przed siebie. Oparłam się o ścianę i zaczęłam z ukrycia przyglądać się, jak bawi się mój narzeczony. Wokół niego kręciło się mnóstwo kobiet, lecz on wybrał sobie jedną, która tańczyła na stole.


Doskonale bawił się, poruszając w rytm muzyki z głośników, co chwilę dotykając jej smukłego ciała i przejeżdżając dłońmi po udach, które co jakiś czas ściskał. Widać było, że również nie żałował sobie alkoholu.

- Patrz, jak się przy niej wygina! - Zaśmiałam się.

- I co? Zrobisz mu teraz awanturę?

- Co ty?! Niech się chłopak wybawi! Zrobię mu niespodziankę!

- Co masz...

Nie dałam Dianie skończyć, gdyż rzuciłam w nią swoją sukienką i zakradłam się od tyłu w stronę stołów. Po drodze napotkałam na gości Michaela, którzy patrzyli na mnie w wyraźnym szoku. Położyłam palec na swoich ustach, dając im tym samym znak, aby nie zdradzali mojej obecności. Jestem pewna, że na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobiła, ale alkohol dodawał mi odwagi. Wskoczyłam na stół, stojący obok Michaela, w samej bieliźnie i zaczęłam wywijać się na nim, jak zawodowa tancerka. Mike z początku nie zwrócił na mnie uwagi, gdyż wciąż pożerał wzrokiem kobietę, której nogi tak bardzo mu się spodobały.

- Ej, Michael! - krzyknął niespodziewanie Randy. - Zostaw ją, obok masz lepszą sztukę!

Wzrok mojego narzeczonego powędrował na moje uda, na których po chwili znalazły się jego dłonie. Nie odrywał wzroku od moich nóg, dlatego też nie wiedział, że właśnie obmacuje swoją przyszłą żonę. Kątem oka dostrzegłam roześmianych mężczyzn i moją przyjaciółkę, która z bananem na twarzy biła mi brawo. W końcu, nie wytrzymałam. Pochyliłam się nad Michaelem i namiętnie go pocałowałam.

- Martyna?! Co ty tu robisz?! - wykrzyknął, wyraźnie zszokowany tym, że widzi mnie pół nagą na stole.

- Szybko się zorientowałeś. - Zaśmiałam się, krzyżując ręce na piersi.

- To nie tak jak myślisz... Ja... Z tymi dziewczynami...

- Przestań, u mnie też wiele się działo. - Zaśmiałam się.

- Był striptizer? - Uniósł do góry brew.

- Mnóstwo. - Zarzuciłam mu ręce za szyję, a wtedy on zdjął mnie ze stołu. - No, ale spokojnie, jestem czysta i nietknięta. - Puściłam mu oko. - No, ale widzę, że ty też nieźle zabalowałeś. Dużo wypiłeś?

- Troszeczkę. - Uśmiechnął się niewinnie.

- Jaaaasne...

- No, ale taniec ci się udał. - Zaśmiał się. - To co? Chyba wracamy do domu...

- Nie ma takiej opcji! - stanowczo zaprotestowałam. - Chcę jeszcze z tobą zatańczyć! Ciąg dalszy imprezy będzie tutaj, tylko... Gdzie moja sukienka? Diana!

Przyjaciółka rzuciła w moją stronę kreacją, którą szybko na siebie włożyłam.

- Drinki dla wszystkich! Johnny! - wykrzyknęłam, rzucając się w stronę przyjaciela.

Mężczyzna objął mnie w pasie i zaczął poruszać się ze mną w rytm muzyki, co przypominało raczej podtrzymywanie mnie, bym nie upadła na chłodny parkiet, tym samym wybijając sobie zębów. Jak można się domyślić, Slash przez resztę imprezy robił wszystko, by zatańczyć z Dianą, która uciekła przed nim po całym klubie. Odetchnęła dopiero o szóstej rano, kiedy wróciliśmy do Neverlandu.



Od autorki

Witajcie, Kochani ❤ ❤ ❤ Jak Wam minęły święta? U mnie nie najlepiej, ale za to dostałam wspaniałe prezenty od rodziców 😉 Oczywiście, nie mogło zabraknąć Michaela, ale oprócz niego, niedługo spełni się moje marzenie. Mam bilety na koncert Marilyn Mansona w Warszawie 😍😍😍 Może ktoś z Was również się wybiera? Jeśli jakimś cudem byście mnie spotkali, podchodźcie śmiało 😁😘 No, ale jak Wam się podobał rozdział i wieczór panieński? 😉 Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? Chętnie przeczytam Wasze opinie 😘

Love you all ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro