Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49.

Kochani, przyszedł czas na mocne uderzenie! Zapnijcie pasy! 😁😘

Minął tydzień. Do moich osiemnastych urodzin zostały zaledwie dwa dni i bałam się, że będę musiała spędzić ten ważny dla mnie moment w samotności. No dobrze, w towarzystwie Johnnego, ale bez hucznego świętowania, bez rodziny, przyjaciół... Bez Michaela. Tęskniłam za nim, mimo wszystko, jednak nie zamierzałam pierwsza wyciągać ręki na zgodę. Nie czułam się w żaden sposób winna, dlatego postanowiłam poczekać aż to on się pofatyguje i złoży mi wizytę. Mike dzwonił do mnie przez pięć dni, jednak ja za każdym razem odrzucałam połączenie. Nie zamierzałam z nim dyskutować, poza tym przeprosiny przez telefon wydawały mi się równie niehonorowe co zerwanie przez sms'a, w dzisiejszych czasach. Kiedy Mike przestał dzwonić, czułam, że to cisza przed burzą. Nie pomyliłam się. Tego dnia siedziałam z Johnnym w salonie, oglądaliśmy jakąś tandetną komedię. Mieliśmy wolne i nie musieliśmy jechać na plan, dzięki Bogu. Chociaż, po wyskoku Michaela, Tim zaczął traktować mnie jeszcze bardziej ulgowo. Z jednej strony, podobało mi się to, a z drugiej czułam się jak taka bezbronna sierotka, która nie potrafi sama poradzić sobie w życiu.

- Jak tam? - Głos Johnnego wyrwał mnie z zadumy. - Michael już nie dzwoni?

Spojrzałam na jego zatroskaną twarz i lekko się uśmiechnęłam.

- Myślę, że wyrobił już normę - Zaśmiałam się - I bardzo dobrze, bo mam już go szczerze dość. Zachował się jak kretyn, więc niech nie myśli, że tak po prostu mu wybaczę.

- Tak się zastanawiam... - Johnny zbliżył się do mnie o kilka centymetrów. - Tamten pocałunek na planie był czymś na prawdę wyjątkowym, a przynajmniej ja tak sądzę.

- Do czego zmierzasz? - Spojrzałam na niego podejrzliwie.

- Pomyślałem, że może... Ty... Ja... Może... Spróbowalibyśmy razem? - Wydukał, zbliżając niebezpiecznie swoją twarz do mojej.

Chwyciłam go za ramiona i odsunęłam od siebie.

- Johnny, nie zrozum mnie źle - zaczęłam. - Ja na prawdę bardzo cię lubię, traktuję jak przyjaciela i TYLKO jak przyjaciela. Pokłóciłam się z Michaelem, zachował się jak skończony idiota, to fakt, ale mimo wszystko nadal z nim jestem i kocham go.

- Rozumiem - odparł, spuszczając wzrok.

- Jesteś świetnym facetem i gdybym nie poznała Michaela, na pewno byłabym z tobą. No, ale będziemy się przyjaźnić, tak? W tej kwestii nic się nie zmieni.

- Jasne. - Uniósł lekko kąciki swoich ust. - Idę zapalić...

To mówiąc wstał z kanapy, chwycił leżącą na stole paczkę papierosów i wyszedł z nią na ganek. Westchnęłam cicho i opadłam bezsilnie na skórzane oparcie. Dlaczego odkąd mam faceta, kręci się przy mnie tylu amantów? Johnny jest cholernie przystojnym mężczyzną, młodszym od Michaela o pięć lat, ale nie czuję do niego nic prócz podziwu i przyjaźni. Może, gdyby pojawił się w moim życiu wcześniej... Powoli podniosłam się z kanapy i zdecydowałam się przejść na ganek. Otworzyłam szklane drzwi i ostrożnie zbliżyłam się do Johnnego, który stał oparty o barierkę, trzymał peta między dwoma palcami i kopcił nim, niczym smok.


- Wszystko okay? - spytałam, niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu, drgnął lekko, czując na sobie mój dotyk.

- Tak, jasne - odparł beznamiętnie.

- Jesteś na mnie zły?

- Dlaczego miałbym?

- No, bo nie czuję tego, co ty i...

- Sam nie wiem, co tak naprawdę czuję - odparł, strzepując popiół z papierosa. - Jesteś bardzo intrygującą kobietą - Spojrzał mi w oczy - Dlatego chciałbym...

- Wiesz, że nie mogę - odparłam, sama nie wiem, dlaczego w tamtym momencie doskwierało mi ogromne poczucie winy.

- Michael jest szczęściarzem. - Uśmiechnął się lekko.

- Ta, szkoda tylko, że tego nie docenia.

- Kocha cię i mogę się założyć, że jeszcze dzisiaj tu przyjedzie i zacznie przepraszać cię na kolanach.

- Nadzieja matką głupich - wymruczałam.

Nie minęło pięć minut, a z oddali zaczęła wyłaniać się znajoma sylwetka. Przetarłam oczy, przekonana, że postać, którą widzę jest wytworem mojej wyobraźni.

- Johnny, czy ty też go widzisz? - spytałam, potrząsając przyjaciela za rękaw.

- Kogo? - Wskazałam przed siebie. - Przecież to...

- Michael - dokończyłam. - To na prawdę on, czy zaczęłam już tracić zmysły?

- Jeśli by tak było, ja również powinienem zbadać się pod kontem zdrowia psychicznego.

Michael miał na sobie długi, czarny płaszcz, różowy kapelusz z piórkiem i czerwone okulary przeciwsłoneczne. Widać było, że starał się jak mógł, by nikt go nie poznał. Wyglądał przekomicznie, ale muszę przyznać, że postarał się, gdyż jedynie jego chód i płaszcz zdradzały jego prawdziwą tożsamość.

- Jesteś wróżbitą, czy prorokiem? Przyznaj się! - Zaśmiałam się. - Skąd wiedziałeś, że tu przyjdzie?

- Intuicja. - Uśmiechnął się lekko. - Biegnij, na pewno się ucieszy na twój widok.

- O nie, nie. Mam lepszy pomysł!

Johnny spojrzał na mnie pytająco, jednak ja nie zamierzałam zdradzić mu szczegółów swojego planu.

- Wmawiał mi, że mam z tobą romans, w porządku. Niech myśli tak nadal. - Uśmiechnęłam się cwanie. - Gaś tego peta i właź do domu. Otwórz mu drzwi, jak zapuka i zaproś do środka, mówiąc, że za chwilę przyjdę, tylko doprowadzę się do porządku. Zrobię mu takie przedstawienie, jakiego jeszcze nie widział.

Johnny nie zadawał żadnych pytań, tylko posłusznie zaczął spełniać moją prośbę. Wpadłam do środka i pognałam po schodach, udając się wprost do pokoju, w którym przespałam kilka nocy. Otworzyłam szafę i zacząłem szukać w niej seksownej, koronkowej bielizny, którą kupiłam swego czasu z myślą, że któregoś dnia pokażę się w niej przed Michaelem. Teraz była ku temu świetna okazja. Szybko nałożyłam strój na swoje szczupłe ciało i wsunęłam na stopy czarne szpilki, które idealnie pasowały do bielizny. Przeczesałam szybko włosy i poprawiłam makijaż, po czym zeszłam po schodach i udałam się w stronę salonu. Zatrzymałam się przed drzwiami, wzięłam kilka głębokich wdechów, chcąc lepiej przygotować się do sceny, którą miałam za chwilę odegrać i po chwili pociągnęłam za klamkę. Wpadłam do pokoju z szerokim uśmiechem i od razu, rzuciłam się w ramiona Johnnego, który wpatrywał się we mnie z lekko uchylonymi ustami.

Usiadłam mu na kolanach i cmoknęłam delikatnie w policzek, kątem oka zerkając na reakcję Michaela.

- Och, Johnnuś! - zapiszczałam. - Już myślałam, że nie wyjdziemy z tej sypialni! Było mi z tobą tak dobrze! - Zerknęłam na Mike'a, który siedział jak wryty na fotelu i nie wiedział, jak ma zareagować, czy rzucić się w moją stronę i zrzucić mnie z kolan Deppa, wszcząć kolejną awanturę, czy może przywalić aktorowi w twarz. - O, widzę, że mamy gościa. - Spojrzałam na Michaela, uśmiechając się niewinnie.

- Nie przeskadzajcie sobie - wycedził przez zaciśniete zęby. - Ja tylko na chwilę.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, że jestem z Johnnym, prawda?

Michael spojrzał na mnie załzawionymi oczami, lekko przygryzając przy tym wargę.

- Nie, nie przeszkadza mi - odparł, łamiącym się głosem. W tamtym momencie miałam ochotę skończyć to przedstawienie i wyznać Michaelowi prawdę, ale ostatecznie zdecydowałam się doprowadzić wszystko do końca.

- To co cię do nas sprowadza? - spytałam. - Wpadasz do nas tak znienacka, jeszcze nawet nie zdążyłam się porządnie ubrać...

- Chciałem tylko powiedzieć, że zorganizowałem dla ciebie urodziny i dobrze by było, żebyś stawiła się w Neverlandzie za dwa dni. Ja dotrzymuję danego słowa. Wszystko załatwiłem, włącznie z kilkoma dniami wolnymi od nagrań. Jeśli nie chcesz przyjeżdżać dla mnie, zrób to dla tych wszystkich gości, których zaprosiłem. Johnny też może wpaść.

- Oczywiście, że wpadnie, przecież jest moim chłopakiem. - Objęłam go ramieniem, Michael odwrócił wzrok.

Niespodziewanie, Johnny zdjął mnie ze swoich kolan.

- Nie, ja tak nie mogę. - Jego słowa zwiastowały tylko jedno. - Nie będę tak cię okłamywać...

Wiedziałam, że nastał moment, w którym Mike pozna całą prawdę.

- Ja i Martyna nie jesteśmy razem - oznajmił.

- Jak to? - Michael spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Dobra, Johnny, ja to wyjaśnię - powstrzymałam przyjaciela przed powiedzeniem mojemu chłopakowi o moich intencjach. - Wkręciłam cię, okay? Przyjaźnię się z Johnnym, ale nic więcej. Nigdy nawet nie spalam z nim w jednym łóżku, a co tu dopiero mówić o seksie.

- Dlaczego kłamałaś? - spytał, zaciskając dłoń w pięść.

- Nie kłamałam, tylko chciałam dać ci nauczkę. Sądziłeś, że zdradzam cię z Johnnym, co jest kompletnym nonsensem, ja po prostu odegrałam scenę przedstawiającą twoje urojenia. Widziałam, że idziesz, podejrzewam, że z namierzeniem mnie pomogła ci ochrona, dlatego wpadłam na pomysł, by dać ci nauczkę. Może w końcu przestaniesz wmawiać sobie, że mam innych facetów na boku i odróżnisz fikcję od rzeczywistości. Ten pocałunek był zwyczajną grą aktorską i nic nie znaczył, przynajmniej dla mnie. - Oboje z Michaelem skierowaliśmy swoje spojrzenie na Johnnego.

- Twoja dziewczyna bardzo mnie zauroczyła, to fakt - wyznał zawstydzony aktor - Ale nigdy w życiu nie przyczyniłbym się do rozdzielenia dwóch, przeznaczonych sobie osób. Między nami do niczego nie doszło, mogę ci to przysiąc.

- Czy to prawda? - Mike spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Oczywiście, że tak.

- Wiesz, jak się poczułem, gdy zobaczyłem cię w ramionach Johnnego? Coś we mnie pękło, miałem wrażenie, że straciłem swój największy skarb. No, ale faktycznie, zasłużyłem na taki zimny prysznic. Zachowałem się jak największy idiota na tej planecie, wiem, że cię zraniłem. Tak na prawdę przyszedłem tutaj nie tylko po to, by ponownie zaprosić cię do Neverlandu, ale także, by cię przeprosić. - Michael ukląkł przede mną i chwycił moje dłonie. - Przepraszam. Kocham cię najmocniej na świecie, Księżniczko. Wiem, że cię zraniłem, wiem, że zachowałem się jak kretyn i nigdy sobie tego nie daruję, że wtedy, na planie po prostu pozwoliłem ci odejść. Powinienem był biec za tobą, próbować cię zatrzymać, a zamiast tego stałem jak słup soli wbity w ziemię i wpatrywałem się w ciebie, jak znikasz za drzwiami. Chciałbym być lepszy, dla ciebie. Potrzebuję cię jak powietrza, jesteś moim tlenem, moim prywatnym narkotykiem, od którego jestem uzależniony od dawna i którego chcę zażywać więcej i więcej, bez końca. Jesteś moim Kwiatuszkiem, moją Księżniczką, Królową, Tęczą po burzy, moją ostatnią nadzieją. Będę się starał, dla ciebie, pragnę być lepszym mężczyzną, twoim ideałem. Tylko daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję, że jej nie zmarnuję. Gdybym tylko mógł cofnąć te wszystkie słowa, których dzisiaj żałuję, zrobiłbym to. Kocham cię, skarbie. Kocham najmocniej na świecie...

Pocałował mnie w dłonie, po czym wtulił w nie swoją twarz i zaczął cicho płakać. Po moich policzkach również spłynęły słone łzy. Przykucnęłam przed nim, chwyciłam jego twarz w dłonie i czule pocałowałam.


- Jesteś moim ideałem - wyszeptałam. - Kocham cię, dlatego tak bardzo zabolały mnie twoje słowa. Nigdy cię nie zdradzę, rozumiesz? Przysięgam. Jesteś dla mnie całym światem, nie potrafię bez ciebie żyć...

Michael uśmiechnął się lekko i rzucił się w moje ramiona. Wtulił się w moje ciało, niczym małe dziecko zatonął w mych objęciach. Kołysałam go w swoich ramionach i głaskałam po głowie, co chwilę delikatnie całując jego czarne loki. Kątem oka zerknęłam na Johnnego, który siedział na kanapie i szeroko się uśmiechał. Czułam, że teraz będzie już wszystko dobrze.

*****

Przejeżdżaliśmy przez bramę Neverlandu dokładnie dziesięć minut przed planowaną godziną rozpoczęcia przyjęcia. Wyrobiliśmy się idealnie. Kiedy drzwi samochodu otworzyły się, wysiadłam z niego i moim oczom ukazał się przepięknie przystojny ogród i budynek. Wokół pełno było balonów, w szczególności białych i różowych, które jak sądzę najbardziej kojarzyły się Michaelowi z moją osobą, jednak od cudownego wyglądu posiadłości, ważniejsze było dla mnie to, kto się w niej znajdował. Kilku tragarzy wyjęło z bagażnika limuzyny moje walizki i zaniosło je do sypialni, natomiast ja przeszłam z Michaelem do salonu, gdzie gromadziło się mnóstwo ludzi. Dziękowałam Bogu, że miałam na sobie strój adekwatny do sytuacji. Ubrana byłam w bordową sukienkę z długim rękawem, u dołu zakończoną postrzępioną koronką. Na nogach miałam obcasy pod kolor, które optycznie wydłużały moje nogi.

Wiele osób mówiło mi, że wyglądam na starszą, niż jestem w rzeczywistości, a ten strój tylko potwierdzał ich słowa. Zaczęłam witać się po kolei z każdym z gości. Uściskałam Katherine i całe rodzeństwo Michaela, Tim'a, który oczywiście został zaproszony ze względu na przerwę w nagrywaniu spowodowaną moją nieobecnością, nawet Thomas i Dieter zjawili się na moich urodzinach. Mojej uwadze nie umknęła również obecność niechcianego gościa.

- Co on tu robi? - spytałam półgłosem Michaela, kierując swoje spojrzenie na Josepha stojącego na końcu pokoju.

- Wprosił się. - Westchnął Mike. - Powiedziałem mu, że nie jest mile widziany w naszym domu, ale oczywiście nie chciał mnie słuchać. Skończyło się na awanturze, po której i tak przyszedł...

- Wiesz dobrze, że nie będę udawać, że go lubię.

- Nie oczekuję tego od ciebie. - Cmoknął mnie w czoło. - Dzisiaj jest twój dzień, nic nie będzie w stanie go zepsuć.

Uśmiechnęłam się lekko na te słowa, a po chwili znieruchomiałam. Mój wzrok zatrzymał się na osobach stojących niedaleko Josepha.

- Nie mów mi, że.... - Zaczęłam. - Zaprosiłeś ich?!

- Nie mógłbym o nich zapomnieć. - Zaśmiał się.

Chwyciłam Michaela za dłoń i zaczęłam przedzierać się z nim przez tłum ludzi, by w końcu dotrzeć do najważniejszych gości. Z drugiego krańca świata przyleciała moja babcia, ciocia, rodzice, była też rodzina z Chicago, a także...

- Diana! - Rzuciłam się w ramiona przyjaciółce.


- No cześć, laska! - Zaśmiała się, przytulając mnie mocno do siebie. - Jak się trzyma moja stara krowa?!

- Ej, tylko nie stara, dobra? - Poszłam w jej ślady. - Ciebie też to niedługo czeka.

- Racja, ale na pewno nie będzie aż tak hucznej imprezy. Laska, skąd ty wytrzasnęłaś tyłu ludzi?! Nigdy nie widziałam tyle sław w jednym pomieszczeniu! Jest Johnny Mielony? - Poruszyła zabawnie brwiami.

- Zapoznam cię ze wszystkimi, ale to za moment...

To mówiąc, odwróciłam się w stronę rodziny i przytuliłam się do wszystkich.

- Nie mogę uwierzyć, że tu jesteście - wymruczałam, ze łzami w oczach. - To musiał być dla was wielki wyczyn, zjawić się tutaj, w Stanach...

- Nie mogło nas zabraknąć na twoich urodzinach. - Uśmiechnął się do mnie tata. - Mamy dla ciebie prezenty...

- To za chwilkę, dobrze? Muszę to jakoś ogarnąć. Jest strasznie dużo ludzi i...

- Nie no, zabiję go. - Michael wciął się w naszą rozmowę, wyrastając przy moim boku, jak z podziemi.

- Kogo? - spytałam niepewnie.

- Hudsona - odparł, po czym zwrócił się z uśmiechem, po polsku do mojej rodziny. - Dzień dobry.

- Przepraszam was na moment. - Chwyciłam Michaela za przedramię i udałam się z nim na stronę. - O co chodzi?

- No, bo widzisz... - Zaczął.

- No mów.

- Slash miał się zająć torem, jak się okazało, to dla niego zbyt trudne zajęcie.

- Nie przejmuj się. Bez tortu też będzie super. - Uśmiechnęłam się do niego.

- Nie ma takiej opcji! Urodziny bez tortu to nie urodziny. Zaraz pójdę do Susan i...

Przerwał mu głośny łomot wydobywający się z korytarza. Niespodziewanie wszyscy zamilkli i skierowali swoje spojrzenie w kierunku, skąd dobiegał hałas. Znalazła się nasza zguba.

- Siemanko, mordeczki! Slash is in the house right now, bitches so let's start the party! - Gitarzysta wpadł do pokoju z alkoholem w dłoni, kompletnie pijany i co ciekawsze, nagi.

Trzymał przed sobą tort, zasłaniając nim swoje przyrodzenie.

- No, to gdzie jest moja piękna solenizantka?! - Wykrzyknął.

Zerknęłam na Michaela, który zażenowany zakrył twarz dłonią. Niepewnie zbliżyłam się do Slasha, przyglądając się tortowi, który przyniósł. Z ogromnej ilości kremu wyłaniał się krzywy napis: ,,Happy fuckin' birthday"

- No, jest moja gwiazdeczka, niech no cię uściskam!

- Później, Slash. - Powstrzymałam go ruchem ręki, widząc, że za chwilę upuści tort i skompromituje się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe.

- Zacząłem już oblewać twoje zdrowie, maleńka. Chyba się nie gniewasz?

- Skądże... A tort sam zrobiłeś?

- No, a jak! Zajebisty jest, nie?! Normalnie, kurwa całą noc piekłem, bo mi się jebane ciasto rozpadało. Skurczybyk jeden, mówię ci, ale w końcu je poskromiłem!

- Czy ty zawsze wszystko musisz zepsuć, Hudson?! - Zbliżył się do nas Mike.

- Też się cieszę, że cię widzę, Mikuś. - Wyszczerzył się do niego gitarzysta.

- Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej... Prosiłem cię o to, byś przyniósł tort, a ty co?!

- No co? Przecież przeniosłem...

- TO nazywasz tortem?! - Wskazał na ciasto, które z każdą minutą coraz bardziej się rozpadało. - Ostatni raz cię o coś proszę, zapamiętaj to sobie, a teraz idź na górę i wytrzeźwiej! Tylko nie zapomnij się ubrać!

- Nie mogę dać twojej księżniczce prezentu?

- Nie. Dasz, jak wytrzeźwiejesz, o ile to w ogóle kiedyś nastąpi...

- Ja się nim zajmę. - Usłyszałam za sobą głos przyjaciółki.

Diana podeszła do gitarzysty i ostrożnie chwyciła go za ramię.

- A kogóż to moje piękne oczy widzą? Moja kocica!

- Powodzenia - rzuciłam w stronę przyjaciółki, po czym obserwowałam jak wyprowadza go z pokoju.

- Przepraszam was bardzo za to zamieszanie - zwrócił się do gości Mike, w momencie, gdy Saul zniknął nam z oczu. - Tak to jest, gdy obdarzy się zaufaniem nieodpowiednią osobę... Myślę, że to chyba odpowiedni moment na prezenty.

Słysząc to wszyscy goście ruszyli w moją stronę, niosąc ze sobą kolorowe torebki i paczki.

- Zaraz wracam - szepnął Michael, po czym pocałował mnie czule w czoło i wyszedł z pokoju.

Pierwsza podeszła do mnie mama i wręczyła mi kolorową torebkę, w której dostrzegłam album ze zdjęciami i pluszowego misia.

- Wszystkiego najlepszego, Kochanie. - Przytuliła mnie mocno do siebie. - Zawsze będziesz moją małą córeczką...

Uśmiechnęłam się szeroko. Zawsze podczas moich urodzin i świąt chowałam wszelką urazę, jaką żywiłam do mamy. Puszczałam w niepamięć jej błędy wychowawcze i wszystkie przykre słowa jakie kiedykolwiek od niej usłyszałam. Kolejny w kolejce stał tata. On podarował mi butelkę czerwonego wina, kilka płyt naszych ulubionych zespołów, w tym Marilyna Mansona i Gunsów oraz koszulkę z napisem: Córeczka tatusia. Przyszła kolej na Janet. Kobieta rzuciła się mi na szyję i zaczęła ściskać z całej siły.

- Wszystkiego najlepszego, Słoneczko! - wykrzyknęła, po czym cmoknęła mnie czule w policzek.
Janet wręczyła mi szczelnie zapakowane pudełko, nie chciałam już rozrywać go przy wszystkich. Następnie podała mi różową kopertę. Spojrzałam na nią pytająco. Powszechnie przyjęło się, że w taki właśnie sposób daje się komuś pieniądze, ale przecież nie potrzebowałam banknotów. Niepewnie otworzyłam kopertę, ciekawa, co znajdę w środku i wyjęłam z niej jakiś elegancko wyglądający kupon.

- Co to jest? - spytałam niepewnie.

- Zobacz. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko.

Bez dłuższego wahania się zaczęłam czytać złoty napis: Kupon do Spa Be Beauty. Zawiera darmowy masaż, kąpiel relaksacyjną, kurację odprężającą, laserową depilację całego ciała... Przestałam czytać w tym momencie i spojrzałam niepewnie na Janet.

- Całego? - spytałam.

- Całego, całego. - Uśmiechnęła się szeroko.

- Łącznie z...

- Michael lubi gładkie - szepnęła mi do ucha, po czym puściła do mnie oko, sprawiając tym samym, że oblałam się rumieńcem.

Po chwili dostrzegłam w kopercie jeszcze coś. Były to kluczyki.

- To taki drobiazg od wszystkich Jacksonów, z Michaelem włącznie - oznajmiła, z szerokim uśmiechem na ustach. - Stoi na zewnątrz.

Podziękowałam i skierowałam swoje spojrzenie na Dianę, która wepchnęła się bez kolejki.

- Udało ci się opanować sytuację ze Slash'em? - spytałam.

- Nie było łatwo, ale teraz śpi jak aniołek - odparła. - No, ale to nie on jest gwiazdą tego wieczoru, tylko ty. Kochana, życzę ci jeszcze więcej miłości, chociaż wiem, że już ją masz, seksu - Wzniosłam oczy ku górze - jeszcze większej sławy, seksu, ogromnych sukcesów, seksu - zaśmiała się - różowego jednorożca, seksu i wszystkiego, co najlepsze. Na potwierdzenie moich słów, daje ci ten prezent z nadzieją, że twoje noce z Królem Popu będą niezapomniane.

Westchnęłam cicho, ale nie wypadało nie podziękować. Kiedy już przytuliłam przyjaciółkę, okazując jej tym samym swoją wdzięczność, niepewnie uchyliłam torebkę, w której ujrzałam... Różowe kajdanki, pejcz, opaskę na oczy i grę erotyczną?

- Zabiję cię - szepnęłam. - Czy ja wyglądam na gwiazdę porno?

- Ty nie, ale Michael tak się rusza, że zaczęłam się poważnie martwić o stan waszej sypialni, gdy już będzie po. - Puściła mi oko.

Nie wytrzymałam i parsknęłam głośnym śmiechem, po czym ponownie wyściskałam przyjaciółkę. Kolejne osoby obdarowały mnie równie oryginalnymi, drogimi prezentami. Kiedy odebrałam życzenia i prezent od Johnnego, do pokoju wpadł Michael i zaprosił wszystkich do ogrodu. Na zewnątrz było dość ciepło, jak na końcówkę kalendarzowej zimy.

- Janet dała ci już prezent? - spytał niespodziewanie Mike, chwytając mnie za rękę.

- Tak, dostałam kluczyki... - Wolałam nie wspominać mu o kuponie na depilację całego ciała.

- To świetnie, pokażę ci twoją urodzinową niespodziankę.

To mówiąc, zaczął ciągnąc mnie w stronę garaży, w których stały już jego samochody, ciągnąc za sobą wszystkich Jacksonów, z wyjątkiem Josepha. Z każdym krokiem zaczęłam coraz bardziej przypuszczać, jaki prezent zdecydowali się podarować mi najbliżsi mojego mężczyzny.

- Zamknij oczy - poprosił mnie Mike.

Posłusznie wykonałam jego polecenie, czując jak ciągnie mnie przed siebie.

- Już możesz otworzyć - oznajmił po chwili, a wtedy ja wolno uchyliłam powieki.

To, co zobaczyłam, wydało mi się być jakąś bardzo realną, senną imaginacją. Moim oczom ukazało się prześliczne ferrari, mieniące się w słońcu różnymi odcieniami różu, błękitu i fioletu.

- O Boże - zakryłam usta dłońmi. - Nie wiem co powiedzieć.

- Podoba ci się? - spytał Mike, opierając brodę o moją głowę, tym samym obejmując mnie od tyłu.

- Jest idealny, cudowny... - Otworzyłam drzwi i usiadłam za kierownicą - Ale jest mały problem.

- Jaki?

- Nie mam prawa jazdy, a poza tym uważam, że ten prezent jest stanowczo za drogi.

- Taki problem to nie problem. Już od jutra możesz zaczynać jazdy z najlepszym instruktorem w mieście. Poza tym wiesz dobrze, że dla nas zakup takiego samochodu to żaden problem. Wszyscy się złożyli...

- Joseph też?

- Wszyscy oprócz niego. - Westchnął.

- A już chciałam mu podziękować...

- Szkoda słów, no ale najważniejsze, że ci się podoba. Czas na prezent ode mnie. - Uśmiechnął się szeroko.

- To ten samochód nie jest od ciebie?

- Tak, ale mam też inne niespodzianki. - Puścił do mnie oko.

- Mike, nie musiałeś... - Nie dane mi było skończyć zdania, gdyż Michael położył mi swój palec na moich ustach i pociągnął na tyły Neverlandu.

Tam, na betonie stało kolejne moje największe marzenie - prześliczny, czarny Harley Davidson.


- Żartujesz, prawda? - Spojrzałam na niego przez swoje prawe ramię.

- Wiem, jak marzyłaś o takim motorze, dlatego...

- Michael, jest piękny, ale...

- Możesz go przyjąć i zrobisz to. - Uśmiechnął się szeroko. - Ja cię nauczę jeździć.

- Umiesz jeździć?

- No, a w Speed Demon to co? - Skrzyżował ręce na piersi.

- Myślałam, że tylko siedziałeś na Harley'u, a resztę zrobili komputerowo. - Mike prychnął w odpowiedzi. - No, ale jeśli prowadzisz motor tak jak samochód, to ja podziękuję...

- Sugerujesz, że nie umiem jeździć? - Uniósł do góry brew.

- Ależ skąd. - Zaśmiałam się.

- Masz szczęście, że są twoje urodziny, w przeciwnym razie bym cię udusił. - Puścił do mnie oko. - Na resztę niespodzianek musisz jeszcze trochę poczekać.

- To jeszcze nie koniec? - Mike pokręcił głową. - Michael...

- Nie marudź, tylko chodź na obiad. - Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem. - Wszyscy już na nas czekają.

Wróciliśmy do środka i usiedliśmy przy stole, który uginał się pod ciężarem jedzenia. Kiedy talerze gości zaświeciły pustkami, do pokoju weszła Susan z ogromnym tortem. Nie wierzyłam własnym oczom, ciasto wyglądało o niebo lepiej od dzieła Slasha.

- Już myślałam, że nie będzie tortu - przyznałam.

- Nie doceniasz ani mnie, ani naszej kucharki, kochanie - szepnął mi do ucha Mike, po czym wstał z miejsca i zaczął ze wszystkimi śpiewać Happy Birthday.

Tort wylądował przede mną, błyszcząc ogromną ilością świeczek.

- Pomyśl życzenie. - Mike chwycił mnie za dłoń.

- Tylko, że... Wszystkie moje marzenia już się spełniły. No, może oprócz jednego.

Pochyliłam się nad ciastem i zdmuchnęłam wszystkie świeczki za jednym zamachem. Goście zaczęli bić mi brawo, zupełnie tak, jakbym dokonała niemożliwego. Uśmiechnęłam się szeroko, i chwyciłam nóż, który podała mi Susan, po czym zaczęłam kroić tort.

- Oczywiście największy kawałek dla największego łasucha i najsłodszej osoby w tym gronie. - Zaśmiałam się, podając Michaelowi talerzyk z ciastem.

Mój chłopak oblał się rumieńcem i już po chwili zlizywał krem z widelczyka. Siedzieliśmy przy stole aż do wieczora, rozmawiając i wspominając dawne czasy. Była dokładnie dziewiąta, kiedy Mike chwycił mnie za dłoń i wyprowadził na zewnątrz. Wraz z nami wyszli wszyscy goście, ciekawi, jaką niespodziankę miał dla mnie mój ukochany.

- Wszystko gotowe? - spytał pół głosem Randiego, który odpowiedział mu tak cicho, że nie byłam w stanie nic usłyszeć.

- Świetna impreza, laska. - Diana chwyciła mnie za rękę i przyciągnęła do siebie, była już lekko wstawiona, mimo że na stole stało tylko wino.

- Cieszę się, ale chciałabym...

Już miałam powiedzieć jej że chcę wrócić do Michaela, kiedy nagle moich uszu dobiegała dobrze znana melodia i przepiękny głos dobrze znanego mi człowieka.

- You and I must make a pact
We must bring salvation back
Where there is love, I'll be there (I'll be there)

I'll reach out my hand to you
I'll have faith in all you do
Just call my name and I'll be there (I'll be there)

Michael zbliżał się do mnie, śpiewając tą przepiękna piosenkę, która w tamtym momencie wydawała mi się być deklaracją uczucia, które żywił do mnie.

- I'll be there to comfort you, 
Build my world of dreams around you, I'm so glad that I found you 
I'll be there with a love that's strong 
I'll be your strength, I'll keep holding on - śpiewał dalej, chwytając mnie za dłonie.

Nagle rozległ się huk, a na ciemnym niebie rozbłysły fajerwerki, tworząc różne wzory. Wśród nich dostrzegłam mikrofon, serce, a później...


Ogromny napis: M&M Forever i dwie skrzyżowane ze sobą obrączki. Zakryłam usta dłonią i spojrzałam na Michaela, który klęczał przede mną z otwartym czerwonym pudełeczkiem. W tle wciąż słychać było melodię I'll be there, jednak Mike już nie śpiewał.

- Kochanie, gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś tą, na którą czekałem całe życie. Zawróciłaś mi w głowie już w momencie, gdy podałaś mi moją podobiznę, gdy siedziałem w limuzynie. Nie obchodzi mnie ta różnica wieku między nami, nie obchodzi mnie, co będą mówić o nas inni. Liczysz się tylko ty, Księżniczko. Wiem, że przez te dwa lata, kiedy byliśmy razem, popełniłem wiele głupstw, ale mimo to chciałbym, abyś wiedziała, że zrobię dla ciebie wszystko. Kiedyś ktoś powiedział, że należę do grupy najbogatszych mężczyzn na świecie, ale mój majątek jest niczym w porównaniu z tobą. Ty jesteś moim największym skarbem i jestem gotów wyzbyć się wszelkich bogactw, bylebyś tylko była przy mnie szczęśliwa. Kocham cię, Martyś. Zechcesz sprawić, że stanę się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie? Wyjdziesz za mnie? - Te ostatnie zdania powiedział po polsku, praktycznie na jednym wdechu.

W oczach zakręciły mi się łzy, które po chwili wolno spłynęły po policzkach. Michael nie odrywał ode mnie wzroku, czekając na moją decyzję.

- Oczywiście, że tak! - wykrzyknęłam łamiącym się głosem.

Mike podniósł się z szerokim uśmiechem i wsunął prześliczny pierścionek na mój palec. Rzuciłam się mu na szyję, słysząc głośne okrzyki wszystkich zgromadzonych wokół nas gości, zaczęłam go ściskać i całować, co chwilę mówiąc, jak bardzo go kocham i, że nie mogłam wymarzyć sobie lepszych urodzin. Kiedy zbierałam gratulacje i pokazywałam wszystkim złoty pierścionek z błyszczącym diamentem, który był prześliczny, zauważyłam, że Joseph wszedł z Michaelem do środka posiadłości.

Przeprosiłam wszystkich i niezauważalnie wymknęłam się w stronę domu. Niepewnie uchyliłam drzwi wejściowe i przeszłam do środka. Ciekawość wzięła górę. W kuchni zastałam Josepha rozmawiającego z Michaelem. Ukryłam się za framugą i zdecydowałam się po cichu podsłuchać ich rozmowę.

- To nie jest dziewczyna dla ciebie, synu. - Joseph zaczął swoje wywody.

- Tak, a skąd możesz to wiedzieć?

- Znam dobrze takie jak ona. Jest z tobą tylko dla kasy, nie marnuj na nią swojego życia...

- Na prawdę, Joseph? Już myślałem, że znudziło ci się krytykowanie mojej narzeczonej. Nie potrzebuję twojej zgody, jestem dorosły i poślubię ją czy ci się to podoba, czy nie. Będę z nią do końca życia, a jeśli tobie przeszkadza, że w końcu znalazłem miłość swojego życia, która kocha mnie bezwarunkowo i jest kobietą, a nie muzyką, zniknij z mojego życia.

- Jak ty się zwracasz do ojca?!

- Tak, jak na to zasługuje - odparł krótko, po czym ruszył w kierunku wyjścia.

- Rób jak chcesz, ale nie oczekuj ode mnie błogosławieństwa! Bóg cię jeszcze za to ukaże!

Mike wyszedł z kuchni, tym samym wpadając na mnie.

- Słyszałaś? - spytał niepewnie.

- Wszystko. Przepraszam, nie powinnam była podsłuchiwać...

- To nic, nie przejmij się. Nie pozwolę, by ktokolwiek stanął na drodze do naszego szczęścia. - Przytulił mnie mocno do siebie, po czym delikatnie musnął moje wargi. - Kocham panią, pani Jackson.

- A ja pana, panie Jackson. -  Uśmiechnęłam się do niego szeroko.

Kolejne z moich marzeń zaczynało się spełniać, wiedziałam, że nie pozwolę nikomu zniszczyć moich planów. Miałam być z Michaelem, już na zawsze i tylko to się dla mnie liczyło.

Od autorki

Witajcie, Kochani ❤ No, doczekaliście się 😁 Ślub M&M już niedługo, jak się z tym czujecie? Chciałabym Wam podziękować za 8 TYSIĘCY wyświetleń, głosy i komentarze ❤  To wiele dla mnie znaczy, cieszę się, że tylu osobom podobają się moje wypociny i mam nadzieję, że ci czytelnicy, który jeszcze się nie ujawnili, zrobią to niedługo 😉 Chciałabym wyjaśnić, uprzedzając Wasze pytania, że wprowadziłam zdanie po angielsku w wypowiedź Slash'a, aby lepiej wszystko "brzmiało". Nie, Saul nie zna polskiego 😘😁 Zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci gwiazdki i komentarza, do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro