Rozdział 43.
Przyjechaliśmy do Gdańska dzień po tym, jak przekazaliśmy pieniądze na leczenie chorych dzieci na południu Polski. Weszliśmy do swojego pokoju hotelowego i dosłownie, rzuciliśmy się na łóżko. Przejechaliśmy całą długość mojej ojczyzny, co ogromnie nas wykończyło. Nie ukrywam, że lepiej wyszlibyśmy na tym, gdybyśmy zrobili dzień postoju w moim rodzinnym mieście. Nie bylibyśmy tak zmęczeni, ale zależało nam na czasie. Leżeliśmy na atłasowej pościeli i wpatrywaliśmy w siebie przez długą chwilę, nic nie mówiąc. Jednak w pewnym momencie, Mike zdecydował się przerwać tą głuchą ciszę.
- Masz jakieś plany na wieczór? - spytał, gładząc mnie po policzku.
- Sama nie wiem - westchnęłam. - Chyba chciałabym odpocząć.
- Jasne. - Uśmiechnął się. - Przygotuję ci kąpiel.
Podniósł się lekko i już był gotowy ruszyć w kierunku łazienki, kiedy chwyciłam go za przedramię i uniemożliwiłam ruchy.
- Zaczekaj - szepnęłam, Mike posłał mi pytające spojrzenie. - Co ty na to, byśmy przeszli się na plażę?
Michael przez dłuższy czas nic nie mówił, wpatrywał się we mnie zdezorientowany, lecz po chwili zdecydował się zadać jedno pytanie:
- Mówisz poważnie?
- Najzupełniej poważnie. - Zaśmiałam się. - Wydaje mi się, że około ósmej, czy dziewiątej w nocy, będziemy mieć trochę więcej prywatności. Jak myślisz?
- Cóż, to świetny pomysł, ale...
- Chciałabym pokazać ci część normalnego życia - nie dałam mu dokończyć. - Dzielić z tobą chwile, które niegdyś spędzałam w towarzystwie rodziców...
Mike zamyślił się przez moment, po czym nachylił się nade mną i czule pocałował w usta.
- Zgoda - szepnął.
- To świetnie! - wykrzyknęłam.
- Zadzwonię po ochronę...
To mówiąc, wstał z łóżka i ruszył w stronę telefonu znajdującego się na komodzie. Ja natomiast, zdecydowałam się obserwować każdy jego ruch. Piekielnie żałowałam, że pora roku nie jest odpowiednia na pływanie w morzu, o opalaniu się nie wspomnę. Byliśmy skazani na romantyczny spacer po piasku, w towarzystwie pięciu "goryli", drepczących za nami. Miałam nadzieję, że uda nam się popływać we Włoszech, czy Hiszpanii, jednak mimo wszystko, chciałam wrócić do Polski i któregoś pięknego dnia, wykąpać się z Michaelem w Bałtyku. Co prawda, nasze polskie morze nie szczyci się krystaliczną czystością, ale ma w sobie jakiś urok. Po chwili Mike wszedł do łazienki. Podniosłam się z łóżka i zaczęłam pakować do podręcznej torby drobiazgi, które mogły się nam przydać.
- To co? Idziemy? - Po paru sekundach usłyszałam za sobą cudowny głos Michaela.
Odwróciłam się i uśmiechnęłam szeroko, widząc jak wsadza w spodnie niebieską koszulę.
- Jasne - odparłam krótko, po czym narzuciłam płaszcz na ramiona.
Mike słysząc to, chwycił mnie za dłoń i wyprowadził z pokoju, starannie zamykając za nami drzwi.
- Ochrona czeka na dole - oznajmił, w momencie, gdy dotarliśmy do windy.
- Cieszę się, że zgodziłeś się na ten wypad.
- Nie mogę się już doczekać...
To wspaniałe, jak bardzo zmieniło się moje życie, odkąd jestem z Michaelem. Jego obecność pozwala zapomnieć mi o przeszłości, dzięki niemu potrafię w miarę normalnie funkcjonować. Mike dodaje barw mojej codzienności, a jego miłość napełnia mnie szczęściem i daje chęci do życia. Bez niego czuję się taka pusta, smutna, nijaka. Gdy nie ma go przy mnie, nie mam po co żyć, nie mam dla kogo walczyć i zmuszać się do codziennej egzystencji. Jednak, wydaje mi się, że od ostatniej chwili słabości, jest ze mną trochę lepiej. Nie miałam myśli samobójczych, nie kaleczyłam się, nie robiłam niczego wbrew sobie. Żyłam pełnią życia, szczęśliwa. Miałam nadzieję, że pozostanę w tym stanie na długo.
*****
Kiedy dotarliśmy w pobliże plaży, dziękowałam Bogu za to, że Mike pamiętał o zadzwoniu do naszych ochroniarzy. Gdyby nie oni, z wielkiego Króla Popu pozostałaby wielka miazga, a z jego dziewczyny, naleśnik na podwieczorek. Fani czyhali na nas za każdym rogiem, czaili się w najciemniejszych zakamarkach ulic, czekając na nas, jak drapieżnik na ofiarę. Rozdaliśmy parę autografów, zapozowaliśmy do zdjęć, aby ułatwić sobie przejście. W końcu zatrzymaliśmy się przed znakiem informującym nas o tym, że wchodzimy na teren plaży.
- Gotowy? - spytałam Michaela, który ledwo stał w miejscu.
- Zawsze - odparł, po czym cmoknął mnie czule w głowę.
Powoli ruszyliśmy przed siebie, kamienistą dróżką, prowadzącą między drzewami, aż w końcu, naszym oczom ukazało się rozległe morze i piaszczysta plaża. Weszliśmy głębiej i ujrzeliśmy klif, na którym rosło mnóstwo drzew, ubranych w jesienne barwy. Uśmiechnęłam się szeroko, wspominając wakacje spędzone w tym miejscu.
- Jak tu pięknie - wyszeptał Mike.
- To jeszcze nic, musimy przyjechać tu latem...
- Jestem otwarty na twoje propozycje. - Uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym chwycił za dłoń.
Na plaży nie było wielu ludzi. Prawdę mówiąc, tylko w oddali można było dostrzec jakieś smukłe postaci. Ten ogrom prywatności niezwykle mnie ucieszył, miałam nadzieję, że długo będziemy mogli cieszyć się sobą sam na sam, bez fanów, bez dziennikarzy i paparazzi, z ochroną podążającą za nami.
- Nie zimno ci? Spytał w końcu Mike, przytulając mnie mocniej do siebie.
- Nie, jest okay - odparłam, uśmiechając się do niego. - Nie przeziębię się przed jutrzejszym koncertem, spokojnie.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi...
Westchnęłam.
- Szkoda, że nie możemy być jak normalne pary, które spotykają się na mieście, całują w parku i nikogo to nie obchodzi - szepnęłam.
- Mogę ci dać wszystko, z wyjątkiem twojej dawnej prywatności - wyszeptał Mike. - Przykro mi...
- To nie twoja wina. Za nic nie oddałabym tych wszystkich chwil, które z tobą spędziłam. Tych ucieczek od paparazzi i sprostowywania bzdur wygłaszanych na nasz temat w mediach... - Zaśmiałam się. - Kocham cię Mike, teraz tylko próbuję pokochać swoje nowe życie, bo chyba już się do niego przyzwyczaiłam.
Michael zatrzymał się i chwycił mnie za dłonie. Zaczął wpatrywać się w moje oczy, nasze twarze oświetlało jedynie światło księżyca i dobiegający z oddali blask latarni morskiej. Po chwili, Mike zaczął śpiewać:
- You are not alone
I am here with you
Though we're far apart
You're always in my heart
But you are not alone...
Uśmiechnęłam się lekko, a wtedy Michael przyciągnął mnie do siebie i zaczął kołysać nas do rytmu dobrze znanej mi melodii.
- Just the other night
I thought I heard you cry
Asking me to come
And hold you in my arms
I can hear your prayers
Your burdens I will bear
But first I need your hand
Then forever can begin...
- Pamiętam dobrze, jak weszłam na scenę - przerwałam mu śpiew.
- Od tej piosenki wszystko się zaczęło. - Przytulił mnie mocniej do siebie. - Już niedługo, skarbie. Jeszcze kilka miesięcy i będziemy razem, na zawsze - wyszeptał.
- Kocham cię, Michael...
- Jesteś dla mnie wszystkim, Księżniczko. - Zabrał mi włosy z oczu. - Pamiętaj o tym...
To mówiąc zbliżył swoją twarz bliżej mojej, po czym czule mnie pocałował.
- Jestem tutaj i zawsze będę - wyszeptał, gładząc moją szyję.
Kątem oka dostrzegłam stojących dwa metry od nas ochroniarzy, którzy nie wiedzieli, gdzie mają podziać swój wzrok. Kierowali swoje spojrzenie na piasek, księżyc, latarnie morską, fale, a nawet na własne buty.
- Zdaje się, że chłopaki nie przywykli do takiego widoku. - Zaśmiałam się, a wtedy Mike zerknął w stronę umięśnionych mężczyzn, odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo.
- Speszyli się trochę, ale trudno. - Pogładził mnie kciukiem po policzku. - Nie mam zamiaru się przy nich hamować. Wiedzą, że jesteśmy razem, a przecież nie robimy nic złego.
Zarzuciłam Michaelowi ręce za szyję i zaczęłam zagłębiać się w jego czekoladowe tęczówki.
- Jesteś całym moim światem, Piotrusiu Panie - szepnęłam, po czym wpiłam się w jego wargi.
Ten romantyczny moment trwał dobre pięć minut i pewnie, dłużyłby się w nieskończoność, gdyby nie głos jednego z ochroniarzy:
- Gołąbeczki, trzeba się zwijać!
Spojrzeliśmy na niego zdezorientowani, a sekundę po tym poczuliśmy na sobie mnóstwo błysków fleszy aparatów fotograficznych. Ochrona błyskawicznie znalazła się przy nas, biegliśmy przed siebie, nie oglądając się na nic. Przed nami, jak z podziemi wyrósł tłum rozwrzeszczanych fanów. Biegliśmy dalej, w tamtym momencie liczyło się tylko to, by dotrzeć bezpiecznie do hotelu.
*****
Po około piętnastu minutach wpadliśmy zdyszani do pokoju. Z trudem udało nam się przedrzeć przez falę paparazzi i fanów, którzy o mały włos nie rozerwali nas na strzępy.
- To miał być taki wspaniały wieczór - wyszeptał Michael.
- No i był. - Uśmiechnęłam się do niego. - Brakowało mi tej romantyczności w naszym związku...
- Tak, mi również... - westchnął.
- To co? Kolejnym punktem na naszej trasie jest Francja? - spytałam.
- Tak, a później Hiszpania, Włochy, Japonia, wracamy do Stanów i dajemy ostatni koncert w Nowym Jorku.
- Nie chcesz już zahaczać o Polskę?
- Nie mamy na to zbytnio czasu, ale z przyjemnością poznałbym twoją drugą babcię i dziadka.
- Oj, uwierz mi, nie chciałbyś mieć z nimi do czynienia - westchnęłam.
- Dlaczego? Nie lubią mnie?
- Nie wiem, prawdę mówiąc, nie utrzymuję z nimi bliskich relacji.
- No, ale to twoja najbliższa rodzina, dziadkowie...
- Ta, rodzina. - Wzniosłam oczy ku górze.
- A nie? Skarbie, myślę że z racji tego, że jeden z twoich dziadków nie żyje, powinnaś utrzymywać kontakt z drugim...
- Nie znasz go... Ani dziadek, ani babcia nie mają pojęcia, że jestem w trasie, są święcie przekonani, że uczę się pilnie do matury i myślę, na jakie studia się wybiorę.
- Może powinnaś do nich zadzwonić?
- A w życiu!
- Ale...
- Nie, Michael! Ostatni raz widziałam ich kilka lat temu, zanim wyjechałam z tobą do Neverlandu i wyobraź sobie, że nie żałuję. Kiedy byłam u nich ostatnim razem, cały czas się ze sobą kłócili.
- To chyba normalne w związkach...
- Tak, ale nie powiesz mi, że normalny jest fakt, że mąż wyzywa swoją żonę od "kurw", mówi żeby, cytuję: "przestała pierdolić" i życzy jej śmierci.
Michael spojrzał na mnie wyraźnie wstrząśnięty.
- No, a twoja babcia jakoś na to reaguje? - spytał w końcu.
- Tak. Ostatnim razem tak się z dziadkiem porzarła, że zaczęła mówić coś o samobójstwie i, że wolałaby mieszkać w domu starców niż z nim. Na co dziadek powiedział, że nie będzie po niej płakać...
- Boże... I to wszystko miało miejsce, gdy przyszłaś w odwiedziny z rodzicami?
- Tak. Kiedy dziadka nie ma, babcia ciągle mówi nam o swoich chorobach... Zapewniam cię, że to nie jest zbyt przyjemne, słuchać, że nie da rady się wypróżnić, czy też ile razy zwymiotowała...
Michael skrzywił się lekko, po czym przytulił mnie mocno do siebie.
- Rozumiem cię, kochanie - szepnął, a następnie cmoknął mnie czule w głowę.
- Michael, jeśli kiedykolwiek będę dla ciebie ciężarem...
- Przestań! - Potarł dłonią moje ramię. - Nigdy nie będę miał cię dość, nigdy cię nie zostawię i nigdy nie odezwę się do ciebie tak, jak twój dziadek do twojej babci.
Poczułam, że łza kręci mi się w oku, a po chwili spłynęła wolno po policzku.
- Ej, nie płacz - szepnął Mike. - Nie rób mi tego, Księżniczko. Widząc twoje łzy, mam również ochotę wylać tonę swoich...
- No, ale to wszystko jest takie trudne, Michael...
- Wiem, kotku, ale to przeszłość. Musisz zostawić ją za sobą i iść dalej, przed siebie. Teraz masz mnie, nie jesteś sama...
- Tak, wiem - chlipnęłam. - Nie zostawiaj mnie, dobrze?
- Nigdy cię nie opuszczę, kochanie.
Wtuliłam się mocniej w jego ciało. Po chwili poczułam, jak sadza mnie na swoich kolanach, a wtedy ja uwiesiłam się mocniej jego szyi i schowałam twarz w materiał, z którego zrobiona była jego koszula. Potrzebowałam jego bliskości, by poczuć się lepiej.
*****
Wstaliśmy dosyć wcześnie. Za wcześnie, biorąc pod uwagę, że mieliśmy ponad osiem godzin do koncertu i sześć do przygotowania się do występu.
- Umieram z nudów - przyznałam, gdyż od ponad pół godziny leżałam bez większego sensu na łóżku. Nie robiąc kompletnie nic.
- Ja też - westchnął Mike. - Zrobiłbym coś szalonego...
Przekręciłam się na drugi bok i w tym samym momencie usłyszałam, jak drzwi do naszego pokoju otwierają się z hukiem.
- Czołem, mordy moje kochane!
- Hudson, zgaś tego peta i zamknij za sobą drzwi, dobrze? - Mike podniósł się z łóżka.
- Dobrze, mamo - Saul wzniósł oczy ku górze, po czym kopnął nogą drzwi.
- Slash! - wykrzyknęłam, podbiegłam do gitarzysty i mocno do siebie przytuliłam.
Wiedziałam, że z Hudsonem nuda nam nie grozi.
- No, chociaż jedna się cieszy, że mnie widzi. - Zaśmiał się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Nikt nie nauczył cię pukać? - spytał Mike, podchodząc do mnie.
- A co, Jackson? Chciałeś pobzykać swoją księżniczkę? - Zaśmiał się Slash. - Sorry, mordo, teraz możemy pobawić się we trójkę.
Michael wzniósł oczy ku górze i westchnął cicho w odpowiedzi.
- No właśnie, Slash - zwróciłam się do gitarzysty. - Dobrze, że jesteś.
- Jackson, mówiłem ci już, jak bardzo lubię twoja niunię? - Saul objął mnie ramieniem.
- Masz jakiś pomysł, jak możemy rozerwać się przed koncertem?
- O nie, ja już się boję jego genialnych pomysłów. - Mike uniósł ręce w geście kapitulacji. - Po ostatnim....
- Co po ostatnim, co?! - wykrzyknął Slash. - Kurwa, dzięki mnie twoja księżniczka będzie miała niezapomniane wspomnienia, a ty jeszcze narzekasz...
- Michael, rozerwijmy się przed koncertem - zwróciłam się do ukochanego. - Nie mamy żadnego alkoholu, a przecież wiem, że lubisz się dobrze bawić.
- W porządku - westchnął, po czym zwrócił się do Slasha. - Co proponujesz?
Gitarzysta rozejrzał się po pokoju.
- Rozpierdolmy tą hawirę! - wykrzyknął.
- Hudson, słownictwo! - upomniał go Mike.
- Oj tam, nie spinaj dupy, Jackson!
- Poza tym, chyba nie myślisz, że będziemy... Mam lepszy pomysł!
To mówiąc rzucił się do swojej torby z bagażem podręcznym. Spojrzałam na Slasha, który był tak samo zdezorientowany, jak ja.
- Ej, co mu odpierdoliło? - spytał mnie szeptem.
Wzruszyłam ramionami, a po chwili zobaczyłam, że Mike wyjmuje swój portfel, otwiera go i wyciąga pokaźny plik banknotów.
- No i co zamierzasz z nimi zrobić? - spytałam.
- Wyrzucę je - odparł z szerokim uśmiechem na ustach.
- Jackson, czy ciebie już do końca popierdoliło?! Hajs chcesz wywalać?! Nie przyda ci się, to możesz mi oddać. Ja bardzo chętnie się nim zaopiekuję...
- Zamknij się i trzymaj. - Michael wręczył Slashowi plik stu dolarówek. - Kochanie...
Chwyciłam od niego banknoty, mimowolnie się przy tym uśmiechając.
- No, a teraz chodźcie na balkon.
Posłusznie podreptaliśmy za Michaelem, nie zadając żadnych pytań. Kiedy znaleźliśmy się za drzwiami i wyjrzeliśmy na zewnątrz, rozległ się głośny pisk. Fani, oczywiście... Michael pomachał im, szeroko się przy tym uśmiechając, a później... Jak myślicie, na jaki genialny pomysł wpadł mój wariat? Tak, dokładnie. Mike zaczął wyrzucać banknoty z balkonu, wprost na rozwrzeszczany tłum, który wręcz zabijał się o spadające z góry pieniądze. Przez moment stałam ze Slash'em w kompletnym osłupieniu, bez ruchu.
Jednak po chwili zdecydowaliśmy pójść w ślady Michaela i świetnie się przy tym bawić. Ludzie, zgromadzeni pod hotelem skakali i walczyli o banknoty, jak zwierzyna, tym samym dostarczając nam mnóstwa frajdy. Wyglądali przekomicznie! Kiedy banknoty się skończyły, Mike postanowił wyrzucać podpisane przez nas balony napełnione wodą. Slash stał w łazience, napełniał je i podpisywał, podawał dla mnie, abym złożyła swój podpis, a kiedy już to zrobiłam, przekazywałam mokrą niespodziankę Michaelowi, który zrzucał ją z wysokości. Fani byli zachwyceni! Gdy balony rozprysły na chodniku, pchali się, by zdobyć pozostawione na nich przez nas autografy.
- Kocham was! - wykrzyknął, po polsku, Mike, w momencie, gdy skończyła nam się amunicja. - Do zobaczenia dzisiaj o osiemnastej!
Pomachał im na pożegnanie, po czym wrócił do pokoju i zamknął za sobą drzwi balkonowe.
- Kurwa, Jackson! - wykrzyknął Slash, klepiąc Michaela po plecach. - To było zajebiste!
- No wiem. - Zaśmiał się Mike.
- Nie doceniałem cię, mordo!
Saul chwycił Michaela pod ramię i zaczął mierzwić mu włosy, co nie spodobało się mojemu chłopakowi.
- Dobra Saul, wystarczy - wymruczał, wyrywając się z uścisku gitarzysty...
- No tak, ale do koncertu nadal mamy sporo czasu - Zauważyłam, siadając na łóżku.
W pewnym momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Slash, masz może przy sobie gitarę? - spytałam.
- Zostawiłem na dole, w furze...
- Możesz ją przynieść?
- No pewnie, kicia! - wykrzyknął i w mgnieniu oka opuścił pokój.
- Co ty wymyśliłaś? - spytał Mike, obejmując mnie ramieniem.
- Chcę się pobawić, no co? - Zaśmiałam się.
Po chwili drzwi ponownie się otworzyły, stanął w nich Slash, z gitarą na pasku. Podszedł do mnie i podał mi ją.
- Tylko dbaj o moją małą. - Wyszczerzył się do mnie.
Uśmiechnęłam się, po czym przełożyłam pasek z instrumentem przez ramię.
- Masz może kostkę? - spytałam.
- Grasz? - Slash był wyraźnie zaskoczony, ale podał mi przedmiot, o który poprosiłam.
- Trochę - odparłam niepewnie.
- Trochę? - Poczułam dłoń Michaela na swoim ramieniu. - Jest świetna!
- Tak? - Saul uniósł do góry brew. - Pokaż, co potrafisz.
- Gram na akustycznej....
- Akordy są te same. - Slash nie przestawał się uśmiechać.
Niepewnie skierowałam swoją lewą rękę w stronę progów, starając sobie przypomnieć jakiś dobry utwór. W końcu zdecydowałam się zagrać początek Sweet child o' mine. Moja lewa dłoń energicznie sunęła po progach, zmieniając akordy, a prawa, którą kurczowo trzymałam kostkę, uderzała o struny. Czułam się jak w trasie. Cudowny dźwięk gitary docierał do mnie jak przez mgłę, a gdy skończyłam grać, otworzyłam oczy i spojrzałam niepewnie na chłopaków. Zarówno Slash, jak i Mike wpatrywali się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
- O ja pierdole - wymruczał pod nosem Saul.
- Coś... Nie tak? - spytałam niepewnie.
- Nie tak?! Cholera, byłaś zajebista! - Slash mówiąc to, ruszył w moją stronę, zdjął gitarę z mojej szyi i mocno mnie do siebie przytulił.
- Byłaś świetna, skarbie. - Mike poszedł w ślady gitarzysty. - Nie sądziłem...
- Kurwa, muszę powiedzieć Axl'owi o tym, jaki Jackson trzyma diament! Może uda nam się razem zagrać... Cholera, rośnie mi konkurencja. - Zaśmiał się Slash.
Mike wepchnął się przed niego, przytulił mnie mocno do siebie i szepnął mi do ucha:
- Nie pozwolę ci zmarnować swojego talentu.
Uśmiechnęłam się lekko na te słowa. Kolejne godziny minęły nam na rozmowach, grze w karty (Slash proponował pokera rozbieranego, ale nikt nie podzielił jego entuzjazmu) i wspólnych żartach. Aż w końcu nadeszła godzina koncertu. Kolejne występy były dla mnie jak rutyna. Wiedziałam, co mam robić i wykonywałam to mechanicznie, nie zastanawiając się nad tym. Kolejnym punktem naszej trasy była Francja, romantyczny Paryż... Z każdym dniem zbliżałam się do swoich osiemnastych urodzin. No, a co później? Ślub? Wesele? Może Mike ma na mnie inne plany?
Od autorki
Jak Wam się podoba ten rozdział, Kochani? Jestem w szoku, że udało mi się go tak szybko wstawić 😁 Mam nadzieję, że wyszedł ciekawie i Wam się spodobał 😉 Love you all ❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro