Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.

Nareszcie nadszedł długo przeze mnie wyczekiwany dzień, dzisiaj mogą spełnić się wszystkie moje marzenia. Obudziłam się wcześnie rano. Promienie gorącego słońca delikatnie przedzierały się przez śnieżnobiałe firanki, rozświetlając jasnożółte ściany mojego pokoju. Przetarłam zaspane oczy i zrobiłam głęboki wdech. W powietrzu czuć było urodzinowy klimat, a z kuchni wydobywał się zapach mojej ulubionej jajecznicy i ciasta czekoladowego. Przeciągnęłam się, wstałam z łóżka, nałożyłam swoje ciepłe kapcie z błękitnym puszkiem i poszłam do kuchni, gdzie rodzice szykowali pyszne śniadanie. Nie mogłam się już doczekać urodzinowej niespodzianki, lecz ku mojemu zdziwieniu w salonie nie było żadnych prezentów. Zaczęłam chodzić po całym domu, w poszukiwaniu jakiejś małej paczuszki, choćby niewielkiego zawiniątka... Na próżno.

- A gdzie są prezenty? - wypaliłam, wchodząc do kuchni, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

- Może najpierw dzień dobry? - spytała z wyrzutem mama, mierząc mnie wzrokiem.

W jej głosie wyczułam, że jest rozczarowana moim zachowaniem, nie dziwiłam jej się. Nigdy dotąd nie upominałam się o prezenty, ale w tym roku miałam przeczucie, że czeka na mnie wyjątkowa niespodzianka.

- Przepraszam- próbowałam się usprawiedliwiać- po prostu, jestem strasznie podekscytowana. Wiecie, że uwielbiam niespodzianki, a już szczególnie te urodzinowe...

Uśmiechnęłam się niewinnie, z nadzieją, że dowiem się w końcu, gdzie rodzice schowali dla mnie prezent.

- Musisz uzbroić się w cierpliwość- odparł swoim stanowczym tonem tata.-Prezenty dostaniesz, dopiero gdy zdmuchniesz wszystkie świeczki z tortu.

- To może przyniesiecie już ciacho, bez zbędnego zamieszania? Usiądziemy do stołu, zjemy jajecznicę, a ja będę spokojniejsza, co? - Posłałam w ich kierunku błagalne spojrzenie.

- Ne wymyślaj-odparła stanowczo mama.-Jak co roku, tort będzie po obiedzie i koniec, kropka.

Zrobiłam naburmuszoną minę i z całej siły opadłam na krzesło stojące przy stole, krzyżując ręce na piersi.

- Możesz nam pomóc ze śniadaniem? - spytał po chwili tata.

- Odechciało mi się już jeść-odparłam, po czym wstałam od stołu i wyszłam do swojego pokoju.

Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Może wydać się wam, że jestem rozkapryszoną nastolatką, która obraża się na rodziców, gdy nie dostanie tego, o czym marzy. Jednakże nie to było przyczyną mojego zachowania. Odkąd pamięta, nie dogadywałam się z rodzicami, a już w szczególności z mamą. Zresztą, wśród rówieśników też nie łatwo mi było się odnaleźć. Zawsze czułam się inna od reszty, a sposób, w jaki mnie traktowano, dodatkowo potęgował moje odczucia. Moja mama nigdy nie była i nie będzie ze mnie zadowolona. Wiedziałam to. Pragnęła stworzyć sobie idealną córeczkę, ale nigdy nie pytała, czego ja chcę. Nie pozwalała mi decydować o swoim życiu i traktowała jak skończonego debila. Miałam jej to za złe, żałowałam, że nie mogę się jej zwierzyć ze swoich problemów. Bałam się. Leżałam na łóżku, po raz kolejny czując, jak do oczu napływają mi łzy. Nad moją głową wisiał ogromny plakat Michaela Jacksona-jedynej osoby, której w sposób pośredni zwierzałam się ze swoich zmartwień. Mike był moim idolem ładnych parę lat. Imponował mi jego charakter, osobowość, to, jak silnym, a zarazem wrażliwym był człowiekiem. Piosenkarz, który mógłby kupić sobie pół świata, w pierwszej kolejności troszczył się o innych, dopiero później o siebie. Michael wiele przeszedł, miał trudne dzieciństwo, a w zasadzie, w ogóle go nie miał... Ojciec, tyran i despota, zmuszał go do nieustannych treningów, ponad jego siły. Joseph pragnął, by jego syn był idealny, zupełnie tak, jak moja matka... Z każdym dniem coraz bardziej zagłębiałam się w życiorys Jacksona i zanim się spostrzegłam, pokochałam go, lecz nie taką niewinną miłością fanki do idola. Było to zupełnie inne uczucie, fascynujące, przepiękne, a zarazem absurdalne. No, bo jak można zakochać się w kimś, kogo nigdy nie poznało się osobiście? Brzmi irracjonalnie, prawda? Też tak myślałam, próbowałam wyprzeć Michaela ze swojego umysłu, odciąć się od niego... Do czasu. Teraz pragnęłam tylko go zobaczyć, stanąć przed nim twarzą w twarz, zagłębić w czekoladowe tęczówki i powiedzieć, ile dla mnie znaczy. Choćby mnie wyśmiał, choćby uznał mnie za skończoną idiotkę i psychofankę, która potrzebuje leczenia na oddziale zamkniętym, musiałam wyznać mu swoje uczucia. Nocami, śniło mi się, że moje marzenia się spełniają, że Michael kocha mnie tak, jak ja jego, że zabiera mnie od moich rodziców i troszczy, jak o największy skarb. Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie i skierowałam swój wzrok ponownie na plakat. Michael ubrany był na nim w śliczną pozłacaną marynarkę i błyszczące, skórzane spodnie. Jego stopy, jak zwykle, ozdabiały białe skarpetki i czarne, połyskujące w świetle reflektorów, buty. Patrzył na mnie swoimi cudownymi ciemnobrązowymi oczami, pełnymi ciepła i miłości. Kręcone czarne włosy lekko spływały mu po ramionach, a białe jak perły zęby rozświetlały cudowną twarz.

- Powiedz mi, dlaczego nie możesz wyjść z tego plakatu, zmaterializować się przede mną, niczym w filmie science fiction?-Westchnęłam cicho.-Faktycznie, życie to nie bajka...

W tym momencie przerwałam dyskusję z plakatem, gdyż zdałam sobie sprawę z tego, że ktoś w każdej chwili może wejść do mojego pokoju, a nie miałam zamiaru tłumaczyć rodzicom swojego uczucia. Oni i tak by tego nie zrozumieli...

*****

Czas płynął bardzo wolno. Co chwilę zerkałam na zegarek i przekręcałam się z boku na bok, rozmyślając o wspólnej przyszłości z Michaelem. Powoli nałożyłam słuchawki, z walkmana słychać było ,,You are not alone". Nawet nie wiem, kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Piosenka wywoływała u mnie tak silne emocje, że nie byłam w stanie nad nimi zapanować. Oczywiście, w najmniej odpowiednim momencie, do pokoju weszła mama.

- Co się stało? - spytała, siadając obok mnie na brzegu łóżka.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na promienny uśmiech Michaela, ocierając oczy skrawkiem dłoni.

- Znowu go słuchasz? - Mama niestety nie darzyła sympatią mojego idola, czego można było się domyślić.

- Tak-odparłam krótko, po czym niepewnie dodałam-Kocham go i chyba już nie tylko jako idola... Pragnę chociaż przez chwilę zobaczyć go z bliska. Chociaż raz, jeden raz... - Z trudem udało mi się wypowiedzieć te słowa bez zająknięcia.

Mama przez chwilę nic nie mówiła, co zaczęło mnie trochę niepokoić. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami, jakby zamiast jej córki, siedział przed nią kosmita. Jednakże nie musiałam długo czekać na jej reakcję...

- Kochasz go?! Zwariowałaś?! Przecież jest od ciebie starszy! Żeby to o rok, czy dwa... Mógłby być twoim ojcem! - wykrzykiwała, machając przy tym energicznie rękami.

Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się plecami i starałam zapomnieć słowa, które przed chwilą usłyszałam. ,,Mógłby być twoim ojcem..." To prawda, ale dlaczego wiek ma być wyznacznikiem miłości? Z drugiej jednak strony... Kim ja w ogóle jestem? Po co zawracam sobie nim głowę? Mike ma mnóstwo fanek, które również go kochają, być może tak, jak ja. Nie wykluczone, że spotyka się z kimś w tajemnicy, ukrywając swoją wybrankę przed światem.  Może mieć każdą dziewczynę, wiele kobiet wzdycha na jego widok... A ja? Przecież nawet na mnie nie spojrzy, jestem zwykłą szesnastolatką... Przeciętna blondynka zechciała wyjść za mąż za największą gwiazdę na świecie! Poczułam, że mokre łzy znowu spływają po moich policzkach, a ja nie umiem nad nimi zapanować. Dlaczego to musi być takie trudne?
Czemu, z miliarda mężczyzn na całym świecie, moje serce wybrało akurat jego?

- Przestań się mazać, bo nie warto dla kogoś takiego i chodź lepiej na obiad. - Słowa mamy jeszcze bardziej przygwoździły mnie do materaca.

Nie miałam już na nic ochoty, przestało mi nawet zależeć na urodzinowej niespodziance. No, bo co mogłoby mi teraz poprawić humor? Ostatecznie, zwlokłam się  niechętnie z łóżka i powoli, wycierając oczy i policzki, poszłam do salonu. Obiad jakoś stracił smak. Nawet nie zwracałam uwagi na to, co znajdowało się na talerzu, czy jadłam kotleta mielonego, czy schabowego... Co to za różnica? Mieszałam znudzona widelcem, przekładając ziemniaki z jednego końca talerza na drugi. Czułam na sobie wzrok rodziców... Wszystko powoli traciło sens, bez Michaela moje życie pozbawione było blasku... Ostatecznie wepchnęłam w siebie cały posiłek, aby zdmuchnąć już świeczki z tortu, móc w spokoju wrócić do swojego pokoju, ukryć twarz w poduszkę i wypłakać kolejną tonę łez. To wychodziło mi najlepiej. Kiedy opróżniłam cały talerz, mama przyniosła ciasto i zaśpiewała razem z tatą ,,Sto lat". Zdecydowałam się na wymuszony uśmiech, aby nie sprawiać im przykrości, chociaż w głębi serca czułam rozdzierający ból. Zdmuchnęłam świeczki. Moim życzeniem było, aby spotkać Michaela, by chociaż przez chwilę stanąć przed nim twarzą w twarz i wykrzyczeć, jak bardzo go kocham. Jednak żyłam w przekonaniu, że to marzenie nigdy się nie spełni i chyba nawet powoli zaczynałam godzić się ze swoim losem. Rodzice podali mi czerwoną kopertę...

- Przyszła pora na niespodziankę-oznajmiła mama, uśmiechając się do mnie.-Wszystkiego najlepszego!

Podziękowałam i mechanicznie zaczęłam rozrywać kopertę, nie zastanawiając się nad tym, co jest w środku. Powoli ukazywał mi się kolorowy papierek, na którym widniało dobrze znane mi nazwisko. Obraz zaczął mi się rozmazywać, a serce biło jak szalone. Nie, to nie możliwe... To jest... BILET NA KONCERT MICHAELA JACKSONA! Miejsce w pierwszym rzędzie?! Poczułam napływającą falę gorąca, zakręciło mi się w głowie i upadłam na krzesło. Przerażona mama podała mi kubek z wodą, jednak ja nie zamierzałam zamaczać ust w cieczy. Nareszcie mogę go spotkać, być może uda mi się z nim porozmawiać... To moja szansa i nie zamierzam jej zmarnować!


Od autorki

Jak Wam się podoba pierwszy rozdział mojego opowiadania? 😘 Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu, a jeśli nie, nie zrażajcie się. 😉 Gwarantuję, że dalsze będą o niebo lepsze. 😘 Zapraszam Was również na zwiastun mojego opowiadania, który został wklejony nad rozdziałem. ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro