Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Szłam przed siebie, a łzy po prostu leciały mi z oczu. Nawet już ich nie powstrzymywałam. Miałam ochotę rzucić się na łóżko i jak najmniejsze dziecko na świecie rozpłakać się na całego. Moje największe marzenie z dzieciństwa zostało zabrane w bardzo brutalny sposób. Jak Sasuke mógł to zrobić, chodź w sumie, jeśli mógł spróbować mnie zabić to i mógł zrobić mi to. Miałam dość kroków za mną. Zatrzymałam się i odwróciłam. Około metra za mną w tym samym momencie zatrzymał się Itachi. Otwierał usta by coś powiedzieć, ale wyprzedziłam go.

-Jeśli o wszystkim wiedziałeś to nawet nie wasz się nic mówić. - Zaczęłam groźnie. Chłopak spojrzał na mnie jakby ze smutkiem.

-Wiedziałem tylko o tym naszyjniku i o tym, że chce za Ciebie wyjść. Nie wiedziałem nic o tym, dlaczego, myślałem, że Cię kocha. - Stał i po prostu na mnie patrzył, a we mnie oczywiście musiało coś pęknąć. Z oczu zaczęły lecieć mi ponownie łzy. Nie byłam już zła byłam rozczarowana i smutna. Myślałam, że po jego powrocie wszystko się ułoży. Jako Uchiha będzie chłodny i mało uczuciowy, ale jednak będzie mnie kochał. Okłamywałam przez całe życie samą siebie. Itachi z niepewnością podszedł do mnie i otarł łzy z moich policzków. Nie dało to jednak nic, bo co rusz leciały tam nowe. -Chodź wypijesz herbatkę i dostaniesz najbardziej czekoladowe ciasto, jakie znalazłem w Konosze. - Objął mnie i zaczął kierować w stronę naszego osiedla.

-Nie. Nie mogę. - Ustałam i odeszłam od niego o krok.

-Wiem, wiem nie chcesz zobaczyć Sasuke. Spokojnie nie wróci za szybko, a nawet, jeśli to jak zawsze zaszyje się w swoim pokoju. Więc jakby go nie było. No proszę. Nie mogę zostawić Cię samej w takim stanie. - Uśmiechnął się delikatnie. Chwilę kłóciłam się ze swoimi myślami, lecz w końcu zgodziłam się na to. Nigdy nie zrozumiem tego, czemu tak szybko zaufałam Itachiemu. Chłopak znowu mnie objął i ruszyliśmy w drogę. Całą podróż próbował mnie jakoś pocieszyć, opowiadał różne dowcipy i chodź nie były śmieszne starałam się nie zrobić mu przykrości, więc chociaż się uśmiechałam. Kiedy dotarliśmy do ich domu otworzył mi drzwi, a ja weszłam do środka. W środku panował półmrok, wszystko było takie ciemne. Podłoga, ściany, meble. Słyszałam kiedyś, że dom odzwierciedla człowieka i chyba mieli racje. Poszłam w głąb i wylądowałam w ogromnym salonie, bogaci Uchiha. Nazwisko robi swoje, jak widzę. Znajdowało się w nim zbyt dużo mebli. Pod ścianą kilka szafek, na środku wielka kanapa, a po oby dwóch stronach dwie malutkie sofy. Po co im tyle siedzenia... Przed nimi stolik na kawę, a na przeciwko stół z krzesłami. Nie powiem, że to nie było najlepsze rozłożenie tych mebli. Na przeciwległej ścianie od drzwi stały zapakowane pudła. Poczułam jak Itachi mnie wymija.

-Tak wiem, nie najlepiej to wygląda. Ale to są rzeczy z naszego poprzedniego domu. Był on o wiele większy niż ten, a wioska wszystko zostawiła. Nie wyrzuciła tego, a mi, jako Uchihe ciężko jest to wyrzucić. - Faktycznie dopiero teraz zobaczyłam, że na każdej rzeczy znajduje się mały lub duży znak ich klanu. - Mamy jeszcze pełno rzeczy w pudłach. Nie wiem, kiedy odbudują nasz prawdziwy dom, więc wolę na razie niczego nie wyrzucać. Usiądź sobie. - Wskazał na sofy. - Możesz wybrać, która jest najwygodniejsza. Codziennie sprawdzam inną i nadal nie wiem, która to ta jedyna. - Zaśmiał się i zniknął za drzwiami po przeciwległej stronie. -Herbaty?! - Usłyszałam tylko. Odpowiedziałam twierdząco i zaczęłam zbliżać się do miejsca docelowego, czyli sofy. Jednak zauważyłam na komodach zdjęcia i zmieniłam trasę na inną. Kiedy byłam już blisko dostrzegłam, że są one z ich dzieciństwa.

-Słodcy byliśmy nie? - Usłyszała za sobą Itachiego. Przestraszyłam się, bo nawet nie wiedziała, kiedy się tu zjawił... Odwróciłam się ze strachem wylewając na siebie herbatę. - O nie! Nic ci nie jest! - Zapytał szybko odkładając na bok kubki.

-Szlak miałam oddać ją Ino... - Przeklęłam pod nosem i odciągnęłam lekko materiał od ciała. Był gorący i poczułam, że podrażnił mi delikatnie skórę.

-Zdejmij to, nie będziesz siedziała w mokrej sukience. - Podbiegł do jednego z pudeł i wyciągnął coś. - Przebierz się na końcu korytarza jest łazienka. - Patrzyłam na niego, jak na wariata. Tak szybko układa sobie plany w głowie, że nie potrafię za tym nadążyć. - No już! Spokojnie nie biorę za to opłaty. - Kiedy wszystko przeanalizowałam skierowała się do łazienki. Zdjęłam mokrą sukienkę i założyłam to, co dostałam od Itachiego. Okazała się być to czarna sukienka. Skąd on ma w domu damskie rzeczy? Była na krótki rękaw i sięgała za kolano. Była dość luźna, wygodna do codziennego użytku. Nie leżała na mnie idealnie, bo była za duża. Chciałam już wychodzić z pomieszczenia, ale kiedy się odwróciłam zobaczyłam w odbiciu lustra, że na tyle sukienki coś się znajduje. Zebrałam włosy do przodu i odwróciłam się tyłem do zwierciadła. Zerknęłam w nie i zobaczyłam znak klanu Uchiha na połowie pleców. Czyli to należy do ich klanu, ciekawe, do kogo należała? Dziwie się, że zostawiają damskie ubrania, przecież tu mieszkają sami mężczyźni. Ruszyłam do salonu, w którym zastałam Itachiego, spojrzał na mnie, a za chwilę jego wzrok podążył za mnie. Miał zdziwienie na twarzy, ale i lekkie przerażenie. Stwierdziłam, że także powędruje wzrokiem tam gdzie on, ale jedyne, co zobaczyłam to znikająca sylwetka Sasuke na schodach. Spojrzałam na Itachiego pytającym wzrokiem.

-Ładnie Ci w tym. - Oznajmił i uśmiechnął się nerwowo.

******Perspektywa Sasuke*****

Trzymałem te głupie pudełko w ręku i patrzyłem, jak dziewczyna wychodzi z baru. Zaraz za nią pobiegł mój brat. Co on się tak o nią troszczy... Nie zna jej, a lata za nią, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Wszyscy na mnie patrzyli, wiedziałem to. Zrobiłem jak najbardziej chłodną i groźną minę, którą przystało na Uchihów. Wszyscy wrócili do swoich zajęć. Spojrzałem na pudełko i chciałem je położyć na stół. Zrezygnowałem jednak z tego, nie chce go przypadkiem zgubić. I nie ze względu na to, że miała go dostać Sakura, a ze względu na to, że należał do mojej Matki. Wyszedłem na balkon, na którym znalazłem Shikamaru i właśnie go chciałem tu spotkać.

-Nawet nie zaczynaj to jest upierdliwe. - Podrapał się po głowie.

-Nie wciskaj nosa w nie swoje sprawy. - Powiedziałem oschle i wyszedłem. Opuściłem imprezę bez pożegnania się z kimkolwiek. I skierowałem się powolnym krokiem do domu. Nigdy nie odbuduje klanu, jeśli każda dziewczyna będzie ode mnie uciekać. Poczułem w sobie złość, jak w ogóle ona mogła nie przyjąć tego prezentu. Przecież tak bardzo marzyła o tym, żeby być moją żoną, a teraz na raz ma to gdzieś i rzuca prezentami ode mnie, jakby nigdy nic. Co ona sobie wyobraża... Westchnąłem i spojrzałem na ulice Konohy. Nie znajdowała się tu ani jedna żywa dusza. Wszyscy pozaszywali się w domu. Mógłbym się przeteleportować, jak to miałem w zwyczaju i też być już w swoim, ale spotkałbym szybciej Itachiego, który zapewne już czeka na mnie ze swoją gadką. Jak to nie traktuje się dziewczyn i tak dalej... Wkurzający z niego koleś, nie wiem jak możemy być spokrewnieni. Jesteśmy dość od siebie inny. Niby wyraz naszej twarzy ukazuje chłód i obojętnie emocje i ja się z tym utożsamiam, ale on robi zupełnie na odwrót, jest dla każdego miły i dobry. To on zaproponował zamieszkanie tu, nie chciałem się z tym zgodzić. Na początku chciałem wyruszyć w podróż by odkupić moje winy. Potem Naruto stwierdził, że odkupie je poprzez małżeństwo z Sakurą, ale chyba się grubo pomylił. Sakura nie miała chęci ze mną nawet rozmawiać, a co najgorsze bała się mnie. Nie wiem, czemu, ale w mojej głowie pojawia się jakieś dziwne uczucie, kiedy widząc ją przestraszoną i to zawsze tylko przy mnie. Mam chęć ją... O losie! Przytulić, ja wielki pan Uchiha, przytulić kogoś. To chyba jakieś żarty, co to za nowe i beznadziejne uczucia we mnie. Potrząsnąłem głową by wyrzucić z siebie te wszystkie irytujące myśli, ale zamiast tego zobaczyłem przed oczami płaczącą Sakure. Jej łzy, których nie powstrzymywała rzucając we mnie prezentem. Zraniłem ją, jak zawsze. Jeszcze mocniej potrząsnąłem głową i zobaczyłem, że jestem już pod domem. Przygotowywałem się już na to, że Itachi będzie czekał w drzwiach i prawił mi morały, ale myliłem się. Kiedy wszedłem w wejściu do salonu zauważyłem dziewczynę ubraną w sukienkę mojej matki. Od razu wyczułem, że to Sakura. Podniosłem wzrok i zobaczyłem te różowe włosy, które zebrane do przodu odsłaniały z tyłu znak mojego klanu. Stałem jak wryty. Nie spodziewałem się, że aż tak zareaguje na widok dziewczyny w ubraniu mojej matki. Kątem oka zauważyłem, że Itachi patrzy na mnie zdziwiony. Szybko otrząsnąłem się i wszedłem po schodach na górę. Kierunek, mój pokój i nie wychodzić z niego aż Sakura nie wyjdzie z naszego domu. Idąc tam rozmyślałem o tych wszystkich uczuciach, jakie dziś do mnie przyszyły. Rzuciłem się na łóżko i patrzyłem na sufit. Darzyłem Sakurę jakimś uczuciem, ale za nic nie potrafiłem określić go. Irytowała mnie jak nikt inny, ale chciałem ją bronić. Czułem się... Nie wiem czy można to nazwać smutkiem, ale chyba tak, był to smutek, gdy widziałem, że się mnie boi. Na żadną inną dziewczynę nie reagowałem tak, jak na Sakurę. Przyglądałem się jej w szpitalu, gdy przychodziła do nas. Wydoroślała, stała się silniejsza. Człowieku przestań! Co jest ze mną nie tak! Ja nie mam uczuć i nigdy nie będę kochał! Więc lepiej zostawić to wszystko. Jutro pójdę do Kakashi'ego i powiem, że wybieram się w podróż. Musze wrócić do swojego dawnego stanu zobojętnienia, nie będę sobą, jeśli zatracę się w tych wszystkich uczuciach, które do mnie przychodziły. Zamknąłem oczy i usłyszałem na dole, jak mój brat żegna się z Sakurą, a zaraz po tym zaczyna wchodzić na górę. Przekląłem w duchu, przyjdzie tu i będzie mi prawił morały. Nie pomyliłem się po chwili usłyszałem ciche stukanie w drzwi, które zaraz po tym otworzyły się. Jednak Itachi odezwał się dopiero, gdy zasiadł na moim łóżku. Nie patrzyłem na niego, nie miałem na to ochoty.

-Hej Sasuke. - Zaczął trochę, jakby nieśmiało. - Nie wiem, jak to zacząć, ale myślałem, że po tym, co mi mówiłeś to jest ona dla ciebie ważna. Zdziwiłem się, gdy Sakura przyszła z wiadomością o tym, że chcesz ją tylko... - Nie dałem mu dokończyć i przerwałem mu.

-Nie twoja sprawa Itachi. Jeśli chcesz tylko o tym pogadać to możesz już pójść. Nie mam ci nic na ten temat do powiedzenia. - Podniosłem się na jednej ręce, bo oczywiście drugą musiałem stracić przy walce z Naruto. Nie powiem na początku mi to przeszkadzało, ale teraz jakoś się już przyzwyczaiłem.

-Wiem, że jesteś inny Sasuke. Tylko nie chcesz otworzyć się na te miłe emocje, które są w tobie. Mam nadzieje, że zmienisz, co do tego...

Znowu wziąłem mu się w zdanie.

-Powiedziałem, że nie twoja sprawa! - Teraz już krzyknąłem w złości. - Nie znasz mnie! Więc nie udawaj najlepszego brata na świecie! - Itachi patrzył na mnie obojętnie, jak nasz klan miał to w zwyczaju.

-Dobrze. - Odpowiedział i wstał, przy drzwiach jednak odwrócił się jeszcze. - Ah.. Miałem Ci powiedzieć. Ostatnimi czasy przy wiosce kręcą się jacyś złoczyńcy, Kakashi prosił żebyś jutro do niego przyszedł. - Spojrzałem na niego lodowato, co do przekazywania informacji to jest on najgorszy. - Śpij dobrze Sasuke i przemyśl to wszystko. - Wyszedł zamykając drzwi. Wstałem z zamiarem przebrania się, kiedy mimowolnie spojrzałem w okno. Widziałem jak w domu Sakury gasły światło, a jej chakra zniknęła. Uśpiła ją, czy gdzieś wyszła. Co się stało. Zacząłem interesować się różowowłosą. Przestań Sasuke, skarciłem się w duchu i wróciłem do poprzedniej czynności.

***Perspektywa Sakury***

Weszłam do łazienki i pierwsze, co zrobiłam to przeprałam sukienkę. Zdjęłam pożyczoną od Itachiego i spojrzałam na nią jeszcze raz. Powiedział mi, że była ona ich matki. Wszystkie pudła, które stały w salonie były z rzeczami ich klanu. Złożyłam ją i odłożyłam na półkę w salonie. Jutro będę musiała ją oddać. Dużo mi dała rozmowa z Itachim, powiedział mi, że nie mam się martwić Sasuke, że taki już jest. Wiem to i to bardzo dobrze, ale jeśli chciał być moim mężem to z miłości, a nie z obowiązku. Nie potrafiłam nie myśleć o tym, co zrobił mi tego wieczoru, wiedziałam, że nie zasnę, więc przeteleportowałam się do mojego gabinetu. Zobaczyłam stertę papierów i szybko zaczęłam ją sprawdzać.

Pracę skończyłam dość szybko, zdążyłam nawet wrócić do domu i przespać się z dwie godziny. Rano wróciłam do pracy i zrobiłam to, co zawsze. Rozdałam pracę moim podwładnym, zrobiłam poranny obchód. Kiedy siedziałam w biurze przyszedł do mnie jeden z lekarzy.

-Panienko Sakuro, przybył nowy pacjent. Mówi, że boli go brzuch, ale nie potrafimy nic wykryć. Czy mogłaby pani się tym zająć? - Zapytał mnie, ja przytaknęłam i poszłam za nim. Na klozetce siedział bardzo umięśniony mężczyzna, miał dłuższe brązowe włosy, a na twarzy liczne rany, co oznaczało, że pewnie jest shinobi, ale nie zauważyłam nigdzie opaski. Podeszłam do niego i wyczułam dość nietypową chakre od niego. Nie spodobało mi się to, ale odłożyłam to na dalszy plan. Teraz liczyła się pomoc temu człowiekowi.

***Perspektywa Sasuke***

Szedłem korytarzem aż dotarłem pod drzwi Hokage. Wyczułem, że w środku ktoś jest i pech chciał, że był tam Naruto. Zapukałem i nie czekając na pozwolenie wszedłem do środka.

-Oo Witaj Sasuke. - Przywitał się ze mną Kakashi.

-Itachi powiedział, że coś ode mnie chciałeś. - Oznajmiłem nie zwracając uwagi na to, że Naruto patrzy na mnie groźnym wzrokiem. Czeka na to aż będziemy sami i wygranie mi, jaki to jestem zły i nie dobry dla Sakury, która dla mnie zrobiłaby wszystko.

-Ah, tak. Ostatnio straże zauważyli, że ktoś kręci się w pobliżu wioski. Nie robili żadnych szkód. Po prostu pojawiała się chakra, ale kiedy znajdowali się tam straże, po nikim nie zostawało śladu. Nie wiemy, kto za tym stoi i w jakim celu się tam pojawiają. Shikamaru podejrzewa, że zjawiają się i znikają by sprawdzić okolice, być może do zaatakowania. Chciałem prosić ciebie i Naruto o to żebyście byli czujni i pomogli strażnikom. No i chciałem zapytać, czy może nie kojarzysz kogoś, kto chciałby zaatakować naszą wioskę.

-Nie, straciłem z wszystkimi kontakt. Nie wiem, kto to i czego chcą. - Odpowiedziałem i kiedy skończyłem mówić. Do pomieszczenia z wielkim hukiem wbiegł jakiś mężczyzna. Złapał się framugi i ciężko oddychał. Był on lekarze, wywnioskowałem z jego ubrania.

-Panienka Sakura... - Zaczął i szybko łapał powietrze ze zmęczenia. - Została porwana. - Upadł na ziemię ze zmęczenia i prawdopodobnie utraty chakry, ponieważ już w tym momencie nie wyczuwałem od niego jej ani grama.

------------------------------------------------------------------

Hej, hej Kochani! Więc dziś zaczęłam pisać także z perspektywy Sasuke. Napiszcie mi czy podoba się wam to, że będzie pisane z dwóch perspektyw. Będę wiedziała czy kontynuować to,  czy jednak wrócić do tego, że piszę tylko z perspektywy Sakury. 

Piszcie komentarze Kochani, bo chce wiedzieć co wam się podoba, a co nie. :) 

Miłego dnia życzę! 

Następny rozdział oczywiście w piątek. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro