Rozdział 15
***Sakura***
Stałam na korytarzu przy recepcji i oglądałam dokumenty nowo przybyłych pacjentów. Wszystko wracało do normy już powoli mogłam zacząć używać swoich mocy. Shizune stwierdziła, że mój organizm nie mógł przyzwyczaić się do tak dużej ilości chakry.
-Panno Haruno kawa dla pani. - Przede mną pojawił się kubek z cieczą. Ja tylko kiwnęłam głową na podziękowanie i dalej czytałam karty pacjentów. -Niech Panienka się tak nie przemęcza, dopiero co wyzdrowiała i już bierze na siebie za dużo obowiązków. - Oderwałam wzrok od papieru i zauważyłam Starszą pielęgniarkę, która spojrzała na mnie uprzejmie.
-To nie jest za dużo, moje obowiązki są pilnowane przez ludzi Hokage. Niestety nie pozwolą mi się przemęczać. - Zaśmiałam się. Kobieta przytaknęła głową.
-Mam taką nadzieję, taka młoda dziewczyna powinna brać coś z życia. Jeszcze się napracujesz. Masz tu trochę ciastek, chociaż tyle Ci dam od życia. - Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Zabrałam kawę i uciekłam do swojego gabinetu. Oczywiście w nim ostatnio dzieją niezrozumiane rzeczy. Coraz więcej niewypełnionych papierów ląduje na moim biurku. Moje obowiązki od wypadku zmieniły się z lekarza stałam się zwykłą sekretarką. Przygotowywałam się tyle czasu do bycia medykiem, który wypełnia tylko i wyłącznie papiery. Przeraża mnie ta wizja przyszłości. Uczyłam się leczenia by go używać, a nie pisać na kartce. Usiadłam za biurkiem i zaczęłam wszystko wypełniać. Czułam się o wiele lepiej niż kilka dni temu, mogłam już spokojnie używać chakry, ale nikogo to nie interesowało. Wszyscy wiedzieli co jest dla mnie lepsze.
Po kilku godzinach pracy spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut po dziesiątej. Uchiha jedzą wtedy kolacje. Nie uśmiechało mi się tam wrócić, czekam na moment, w którym Kakashi powie, że mogę wrócić do samodzielnego mieszkania. Jedyną osobą, którą lubię w tym domu jest Itachi. Mogę nawet powiedzieć, że zaprzyjaźniliśmy się. Jest zupełnie inny niż swój brat. Sasuke w odróżnieniu od niego w ogóle z nikim nie rozmawia, a nawet wszystkich od siebie odpycha. Po dłuższych przemyśleniach na temat Uchihów stwierdziłam, że zostanę chyba dzisiaj trochę dłużej i tak niedługo każdy będzie znosił nowe dokumenty to zrobię, je od razu. Kiedy tylko o tym pomyślałam do pomieszczenia wszedł jeden z lekarzy. Uśmiechnął się tylko uprzejmie i zostawił stertę papierów. Zabrałam się za nie, a potem za kolejne, nie wiedząc nawet jak długo już tu siedzę. Ktoś zapukał do moich drzwi, zezwoliłam na wejście i zobaczyłam w nich Sasuke. Zdziwienie na mojej twarzy można było wyczytać od razu. Bez słowa minął próg, wiedząc że i tak pierwszy się nie odezwie zaczęłam rozmowę.
-Coś cię tutaj sprowadza? - Spojrzał na mnie swoim zimnym wzrokiem i zrzucił z siebie pelerynę.
-Itachi martwił się, czy coś ci się stało. Nie wróciłaś do domu o wyznaczonej godzinie. - Ah tak... Godzina policyjna w domu Uchihów. Czułam się jak za czasów mieszkania z rodzicami, tylko godzina była delikatnie późniejsza. Spojrzałam na zegarek, było już dużo po pierwszej, a powinnam być najpóźniej o północy.
-Przeproś ode mnie Itachiego, ale mam dziś dużo pracy i prawdopodobnie wrócę dopiero rano.
-Tak myślał, że uzyska taką odpowiedź, jeśli Cię tu znajdę. - Oznajmił mi przewieszając nakrycie przez sofę i siadając na niej. Patrzyłam na niego, jak jakaś idiotka, od tygodnia nie odzywał się do mnie, wręcz omijał mnie szerokim łukiem, a teraz wielce twierdzi, że musi mnie pilnować. Jego wyraz twarzy oczywiście zostawał taki sam. Nie wiem, kto i jak go namówił żeby tutaj przyszedł. Kiedy Sasuke wygodnie rozsiadł się na sofie i wyglądał przez okno, ja zabrałam się za dokumenty. Zerkałam co jakiś czas w stronę chłopaka. Siedział i wpatrywał się w jakiś punkt za oknem. Nie czułam się swobodnie wiedząc, że czeka tuż obok. Nie spodziewałam się w ogóle że tutaj przyjdzie. Czemu właściwie on... Nigdy nie było jakiegoś podziału kto się mną zajmuje. Zawsze jak już coś się działo to przychodził po mnie Itachi. Odłożyłam ostatni dokument na miejsce i wstałam.
-Czas na nas. - Zawołałam po chwili, gdy nie widziałam reakcji chłopaka. Ubrałam na siebie za duża bluzę, którą ostatnimi dniami namiętnie nosiłam.
-Mogłabyś w końcu zacząć dbać o swój wygląd tak dalej pójdzie to nigdy nikogo nie znajdziesz. - Spojrzałam na Sasuke ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie wierzę że to powiedział, nie odzywa się do mnie od tygodnia, a teraz wielce będzie mi mówił co mam robić. Od kiedy to on interesuje się moim życiem miłosnym.
-Dla twojej wiadomości nikogo nie szukam. - Odpowiedziałam przytrzymując drzwi by wyszedł. Zamknęłam je za sobą rozdrażniona tym co powiedział. Fakt nie zwracam uwagi na mój wygląd, ale nie mu to oceniać. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem przez całą drogę. W domu przywitałam się z Itachim, który jakby nigdy nic siedział w salonie popijając herbatę.
-Przepraszam że nie pojawiłam się w domu. Miałam dziś strasznie dużo papierowej roboty. - Dobrze by było jakbym ostatnimi czasy miała jakąkolwiek inną pracę niż dokumenty.
-Zjesz coś? - Zapytał jakby w ogóle nie usłyszał moich słów. Pokręciłam przecząco głową i skierowałam kroki w stronę pokoju. Bracia zaczęli wymieniać między sobą nie zrozumiałe już dla mnie zdania. Weszłam do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Amaia nie było w moim pokoju. Wiedząc, że może znajdować się już tylko w jednym miejscu wyjrzałam przez okno, niestety pod drzewem również go nie było. Powoli zaczynałam się martwić, zawsze witał mnie w drzwiach, a jeśli tego nie robił spał w moim pokoju lub w ogrodzie, bylebym tylko go widziała. Spanikowana wyszłam z pokoju i zaczęłam go szukać. Wróciłam do salonu, w którym o dziwo nadal siedział Itachi.
-Widziałeś może Amaia? - Zapytałam roztrzęsionym głosem. Jeśli mu się coś stało to sobie nie wybaczę. Czarnowłosy spojrzał na mnie spokojnie.
-Ostatni raz widziałem go w ogrodzie jakoś popołudniu. - Oznajmił mi, a ja spanikowana zaczęłam szukać go w kuchni, w której też go nie było. Itachi ruszył za mną.
-Nie mogę go znaleźć. Martwię się, bo zawsze mnie wita albo jest w widocznym miejscu. - W oczach pojawiły mi się łzy, jak ostatnio prosto mnie rozdrażnić, powinnam w tym momencie być twarda i szukać go, a nie mazać się, jak małe dziecko. Słysząc otwierające się drzwi wejściowe rzuciłam się na nie jak oparzona. Wpadłam na przedpokój uderzając ciałem o Sasuke. Wbiegłam w jego ramiona, jak stęskniona małżonka. Poczułam spięcie jego mięśni, a potem głos.
-Mogłabyś uważać, jak chodzisz. - Odsunęłam się szybko i zerknęłam za niego, czy przypadkiem nie przyszedł z Amaiem. - Czego szukasz? - Spojrzał na mnie pytająco, ale szybko ukrył to pod maską zobojętnienia.
-Amai zaginął. - Odpowiedział za mnie starszy brat. - Nie możemy go znaleźć. Może ty wiesz, gdzie się podział?
-Może gdzieś wyszedł? Jest psem, więc nie będzie siedział wiecznie w domu. - Zaczął, a we mnie aż zawrzało. Amai nie jest zwykłym psem. Jest psem ninja i do tego nie może się obronić. Sasuke dzisiaj ma dzień mówienia głupich rzeczy, które mnie rozdrażniają. Spojrzałam na niego spod byka i zaczęłam się awanturować.
-On nigdy nie wychodzi! Widziałeś go kiedyś na spacerze?! Zawsze jest w domu, zawsze mnie wita, zawsze gada jak najęty, zawsze daje mi rady, których i tak nie słucham, ale zawsze jest ze mną! - Łzy z oczu poleciały mi tak szybko, jak wypowiedziane przeze mnie zdania. Sasuke nie zrobił sobie nic z moich krzyków, za to Itachi złapał mnie w ramiona i przytulił.
-No już spokojnie, znajdziemy go. - Powiem szczerze, nie byłam przygotowana na taki gest, ale nawet trochę uspokoiłam się pod dotykiem jego dłoni. Jednak z tego letargu obudził mnie cichy głos z salonu.
-Sakura-sensei. - Odwróciła się tak szybko, że Itachi odskoczył pod ścianę. W wejściu na ogród stał Amai, który delikatnie kulał, a z jego łapki leciała krew. Podbiegłam do niego, a on usiadł na podłodze. Rana nie była duża, ale nieregularna.
-Gdzieś ty był i co Ci się stało? - Złapałam go i zaczęłam leczyć. Najpierw spojrzał na mnie smutno, jakby nie chciał się do czegoś przyznawać, ale po chwili opowiedział wszystko.
-Byłem w ogrodzie, jak zawsze leżałem pod drzewem. W pewnym momencie podbiegł do mnie jakiś pies i zaczął mnie gryźć. Próbowałem się bronić, ale wiesz jak jest Sakura-sensei. - Za mną usłyszałam prychnięcie. Zwróciłam wzrok w tamtym kierunku, był to nie kto inny jak szydzący z wszystkich Sasuke. Jeśli dzisiaj powie coś jeszcze głupiego na temat mnie lub moich bliskich to nie skończy się to dobrze. Co w niego dziś wstąpiło. Tak to milczy, jakby ktoś mu zabrał głos, a dziś mówi wszystko co mu ślina na język przyniesie. Czekałam na kontynuacje jego prychnięcia nadal lecząc ranę.
-Pies ninja, który nie umie się bronić przed zwykłym psem. - Zakpił. - Jeśli już jest wszystko w porządku to wracam do siebie. - I trafił w czuły punkt Amaia, pies skulił się, jakby jeszcze raz ktoś go zaatakował. Nie jego wina, że nie może używać swoich mocy. Sasuke zaczął iść w stronę przedpokoju, ale moje słowa zatrzymały go w pół kroku.
-Nic nie jest w porządku. - Szepnęłam jakby do siebie, Sasuke odwrócił się i spojrzał na mnie. - Amai nie może używać swoich mocy od urodzenia. Dlatego nigdy nie był wzywany przez Kakashiego. Nie jego wina, że nie może używać swojej chakry. Za to jest najlepszym przyjacielem.
-Ale potrafił wyczuć twoją chakre z daleka, kiedy zostałaś porwana. - Wtrącił się Itachi, zerknęłam na niego.
-Nauczyłam go tego, ale tylko tyle potrafiliśmy zrobić. Często nie ma mnie w domu, więc chciałam by wiedział gdzie jestem. Miesiąc uczyliśmy się wyczuwania chakry, ostatecznie potrafi wyczuć tylko moją. - Odpowiedziałam. Starszy Uchiha pokiwał głową na znak zrozumienia, młodszy jednak nie miał nic do powiedzenia. Nie interesują go inni, jeśli ktoś nie jest silny to jest w jego oczach nikim. Tak jak i ja, pewnie nadal uważa mnie za słabą dziewczynkę z drużyny siódmej. Westchnęłam jakbym chciała wyrzucić z siebie te wszystkie buzujące we mnie myśli. - Nie oceniaj innych nie znając ich. - Zwróciłam się do Sasuke, który jakby nigdy nic opuścił pokój. Nie spuściłam z niego wzroku, aż nie zginął mi z pola widzenia. Potem wróciłam do Amaia.
-Boli Cię coś jeszcze? - Zapytałam sprawdzając, czy łapka jest już wyleczona. Pokiwał przecząco głową. - Idziemy spać. - Oznajmiłam Itachiemu, który po prostu stał z boku i obserwował całą sytuacje. - Dobranoc. - Wzięłam Amaia na ręce i skierowałam się z nim do pokoju.
-Mogę iść sam. - Oburzył się, ale nie miałam nawet siły się z nim kłócić, położyłam go na łóżku.
-Jadłeś coś w ogóle? - Tak jak myślałam, odpowiedź była przecząca. Wyszłam więc z pokoju z zamiarem przyniesienia czegoś do jedzenia. Stanęłam jednak widząc otwarte drzwi do pokoju Sasuke ze środka dobiegł mnie głosy rozmowy.
***Sasuke***
Itachi stał w moim pokoju i prawił mi morały. Słuchałem go nic nie mówiąc, wygada się i pójdzie. Nie ma po co wtrącać się w ten monolog.
-Czy ty w ogóle słuchasz co do Ciebie mówię?! - W końcu przeniosłem wzrok na niego. Stał na środku pokoju oczekując odpowiedzi.
-Nic się przecież nie stało? O co tyle krzyku. - Oznajmiłem tylko. Nawet nie wiem co przed chwilą powiedział. Wiem jedynie, że znowu coś mu nie odpowiada w moim zachowaniu wobec Sakury. Nie rozumiem czemu tak bardzo chce żebym miał z nią dobre stosunki. Fakt powiedziałem kiedyś, że chcę ją bronić, ale to nie znaczy, że musimy być teraz najlepszymi przyjaciółmi.
-Dużo się stało Sasuke. Musisz być milszy, co ty sobie myślisz, jak tak dalej będziesz tak traktował Sakurę to prędzej czy później ucieknie. - Kiedy ucieknie to chociaż nie będę jej ranił, pomyślałem, ale nie byłem w stanie powiedzieć tego na głos. - Czy ty w ogóle ją lubisz? - Zapytał jakby nigdy nic. - Mam wrażenie, że to co powiedziałeś mi kiedyś wcale nie jest prawdą. Nie zmieniasz się, nikogo nie pokochasz. Nie tego uczyła nas matka.
-Nasza matka nie żyje. - Zacząłem, ale szybko ugryzłem się w język, bo już chciałem przekroczyć granicę i powiedzieć, że to przez niego.
-Wiem, ale to nie powód aby zapomnieć czego nas uczyła. - Oznajmił. - To jak lubisz ją? - Patrzył na mnie wyczekująco. W takich momentach zazwyczaj uśmiecha się, jakby znał odpowiedź. Teraz jego mimika twarzy była neutralna, jak na nasz dom przystało.
-Itachi... - Zacząłem. - Nie, nie lubię. - Chciałem dokończyć swoją wypowiedź, że ją kocham, ale za otwartymi drzwiami pojawiła się Sakura, która w tym momencie jak oparzona przebiegła po schodach na dół. Spojrzałem na Itachiego, jakby to była jego wina. Ten jak zamurowany patrzył na pusty przedpokój, w którym niedawno jeszcze była dziewczyna.
-Mogłeś powiedzieć coś innego. - Wycedził wychodząc. Chciałem, ale nie było mi dane, dopowiedziałem w myślach i sam skierowałem się w stronę salonu. Tam nie zastałem naszej współlokatorki. W kuchni jednak było słychać zburzoną rozmowę.
-Nic nie jest okej Itachi. Odkąd Sasuke się pojawił nic nie jest dobrze. - Nie zdziwiła mnie ta wypowiedź, dobrze wiedziałem, że po pojawieniu się mnie w Konosze, życie dziewczyny wywróciło się do góry nogami. - Dwa razy mnie porwano, zabrano mi moją chakre i zostałam zgwałcona, a to wszystko w przeciągu może dwóch miesięcy? Próbowałam dać mu szanse, ale jak widać byłam idiotką, zawsze wierzyłam, że się zmieni! Stawałam za nim murem, kiedy inni widzieli w nim zwykłego zbiega. Wybaczyłam mu nawet to, że chciał mnie zabić i to że zaatakował mnie przy moim porwaniu. Wiedziałam, że stracił nad sobą kontrolę, ale z biegiem czasu żałuję tego. Mogłam nigdy nie stawać w jego obronie, on nadal będzie widział we mnie tą dziewczynkę z drużyny siódmej, która nie potrafi się obronić. Nie jestem już nią potrafię sama o siebie zadbać, szkoda tylko, że inni tego nie widzą. - Na chwilę przerwała swój monolog. - Chce wrócić do domu, nie potrzebna mi już niańka. - Usłyszałem, jak dziewczyna poruszyła się w stronę wyjścia i szybko teleportowałem się do pokoju. Zamknąłem drzwi by tylko już jej nie zobaczyć. Wiedziałem o wszystkim co powiedziała Sakura, ale nigdy nie myślałem, że ona też tak myśli. Zawsze we mnie wierzyła. Chyba czas na odejście, nie chce już jej ranić. Miałem zostać w wiosce tylko kilka tygodni i wyruszyć na misję, a siedzę tu już z dobre dwa miesiące. Wyszedłem z domu, na szczęście nie spotkałem nikogo na swojej drodze. Nie była to najlepsza godzina na odwiedzanie Kakashiego, ale potrzebowałem jakiejś misji. Zapukałem do drzwi i po chwili usłyszałem pozwolenie na wejście.
-Sasuke, co cię sprowadza o takiej porze? - Zapytał zdziwiony Siwowłosy.
-Chciałbym wyruszyć na misję. - Oznajmiłem krótko. Mężczyzna spojrzał na mnie badawczo.
-Miałeś zajmować się Sakurą.
-Ona nie potrzebuje już opieki, a w razie czego Itachi jest na miejscu. Dostanę tą misję czy nie? - Nie chciałem jeszcze z nim rozmawiać o Sakurze, jeśli jeszcze ktoś zacznie o niej rozmowę to wyjdę z siebie.
-Na ten moment nie mam żadnej misji i na pewno nie puszczę cię samego. Wróć do domu, a ja czegoś poszukam i znajdę towarzysza. - Oznajmił mi leniwie wręcz kładąc się w fotelu. Sterta papierów przed nim zaczęła zasłaniać jego twarz. - No już na co jeszcze czekasz, nie wyczaruję ci niczego. - Zrezygnowany wróciłem do domu i położyłem się spać.
-----------------------------------------------------
O matko, jak mnie tu dawno nie było, czy ktoś tu jeszcze w ogóle jest?
Wróciłam do was i mam zamiar pisać i to tak na serio, napisałam ten rozdział w dwa dni i już zaczynam nowy. Myślę, że raz w miesiącu coś się tu pojawi, oczywiście jeśli nadal jesteście i to czytacie. Jeśli nikogo nie ma no to nie mam co pisać, dla samej siebie nie ma sensu.
Piszcie czy podoba się wam dalsza część i czy jeszcze ktoś tutaj został!
Miłego dnia, popołudnia, wieczoru!!! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro