Rozdział 11
***Perspektywa Sasuke***
Ino płakała jak małe dziecko, Kakashi w końcu podszedł do niej i zaczął coś mówić. Nie interesowało mnie to, chciałem wejść już do pokoju dziewczyny. Zobaczyć ją i widzieć, że wszystko jest z nią okej. Chodź wiedziałem, że na pewno nie wygląda najlepiej. W końcu nie wytrzymałem i ruszyłem, jako pierwszy. To, co zobaczyłem wcale mnie nie zadowoliło. Sakura siedziała skulona na łóżku, opierała się o jego tył i patrzyła w moją stronę. Jej wzrok był zagubiony i bez życia. Widząc nas delikatnie się uśmiechnęła, było to jednak wymuszone. Naruto od razu podbiegł do dziewczyny i chciał ją przytulić ta jednak osłoniła się przed tym. Blondyn zaskoczony jej postępowaniem, posmutniał od razu, a po chwili na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
-Dam popalić temu, kto Ci to zrobił Sakura-chan! - Krzyknął.
Różowowłosa przekręciła lakonicznie oczami i westchnęła.
-Właśnie po to was tu zawołałam. - Zaczęła poprawiając się na łóżku i jeszcze szczelniej owijając kołdrą. - Musicie mi obiecać, że nie będziecie szukać sprawcy i nic mu nie zrobicie. - Naruto zaczął krzyczeć, że tak nie może być, że musi za to odpłacić. Ja nie dałem po sobie poznać zaskoczenia, chodź nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Widząc ją od pierwszych sekund układałem plan, co zrobię temu gnojkowi, w sumie czy ona musi się dowiedzieć, że cokolwiek komuś zrobiłem. W moich żyłach zaczęła pulsować krew, miałem żądze zabijania właśnie tego teraz pragnąłem zabić tego, kto jej to zrobił. Dziewczyna zerknęła na mnie w momencie, gdy właśnie o tym pomyślałem.
-Naruto obiecaj mi to, wiem, że Hinata ciebie przypilnuje. A Ty Sasuke, mam nadzieje, że chodź raz w życiu posłuchasz się kogoś i dotrzymasz obietnicy. Chciałabym żebyś jeszcze został, a ty Naruto... - Nie zdołała dokończyć, bo blondyn rzucił się na nią. Złapał ją w swoje objęcia i zaczął głaskać po głowie.
-Przepraszam, że na to pozwoliłem. Zawsze mówiłem ci, że jesteś bezpieczna, a pod moim nosem wydarzyło się coś tak okropnego. Przepraszam! - Z jego oczu popłynęły łzy. Twarz Sakury z szokowanej zmieniła się na przybitą. Delikatnie objęła chłopaka, a z jej oczu także wyłoniła się słona ciecz. - Wybaczysz mi to? - Zapytał ledwo powstrzymując się od wybuchu płaczu. Różowowłosa zdołała tylko przytaknąć ruchem głowy. - Przyjdę jutro. - Wytarł swoje łzy i wyszedł z pokoju. Patrzyłem na dziewczynę, nie wiedziałem, czego ode mnie chce. Jej już i tak podkrążone oczy zostały podrażnione dodatkowo dłonią, która ścierała resztki cieczy z twarzy. Spojrzała na mnie i już chciała coś powiedzieć, ale jakby nie wiedziała jak dobrać słowa.
-Mam... Mam przekazać ci wiadomość od pewnej dziewczyny. - Zaczęła. Wiadomość, dziewczyny? O czym ona wygaduje... Wszystkie moje "byłe" były tylko na jedną noc, a potem znikały mi z oczu. - Powiedziała, że każda dziewczyna, która będzie coś dla Ciebie znaczyć... - Zawahała się. - Skończy jak ja. Więc proszę uważaj, nie życzę tego nikomu. - Zdziwiła mnie tym wyznaniem. Dziewczyna, która jej grozi i to jakaś moja "była". I właśnie w tym momencie sobie uświadomiłem... To, co się wydarzyło... Stało się... Stało się z mojej winy... Ledwo utrzymałem obojętny wyraz twarzy. W błyskawicznym czasie otworzyłem z impetem drzwi i wyszedłem z pokoju. Nawet ich nie zamknąłem tylko od razu znalazłem się za drugimi wrotami. Wręcz wbiegłem do własnego pokoju. Byłem coraz bardziej wkurzony. Nie zostawię tak tego, kto mógł to zrobić? No, kto! W mojej głowie po kolei pojawiały się kobiety, które mogły mieć z tym coś wspólnego, ale żadna nie nadawała się na taki czyn. Aż nagle zatrzymałem się na czarnowłosej.
-Ayame... - Szepnąłem sam do siebie. Już chciałem teleportować się, aby ją znaleźć. Przeszkodziły mi w tym jednak dwie rzeczy. Prośba Sakury i to, w jaki sposób to mówiła oraz wchodzący Itachi. Spojrzałem na niego, a na mojej twarzy jak nigdy panował chaos i zdenerwowanie. Nie potrafiłem już się opanować. Czarnowłosy podszedł do mnie, położył swoją rękę na moim ramieniu.
-Wiem, że to dla Ciebie ciężkie. - Mój wzrok mówił tylko jedno, chce zabić. - To nie twoja wina. - Zaczął już kazanie, ale szybko mu przerwałem.
-Jak to nie moja? Halo! Zgwałcił ją gościu, który został zlecony. Wiesz, przez kogo?? Przez jedną panienkę, z którą spędziłem noc. Ubzdurała sobie coś w tej głupiej główce i myśli, że jestem jej i nikt inny nie może mnie tknąć. Za wszelką cenę chce zabić tego gościa i poharatać tą piękną buźkę tej dziewczyny. Rozumiesz! - Każde zdanie mówiłem coraz głośniej, wyrzucałem to z siebie jak nigdy. Itachi patrzył na mnie dość zdziwiony, ale po chwili znowu widać było tylko spokojny wyraz twarzy.
-To to zrób, ale tak żeby nikt się o tym nie dowiedział. - Chciałem już coś powiedzieć, ale przerwał mi, podnosząc rękę. - Wiem, co powiedziała Sakura. Musisz też zrobić to tak by nie stracić panowania nad sobą. Jeśli je stracisz nikt Ci nie pomoże. Rób, co chcesz, ale jeśli ktoś zrobiłby coś mojej dziewczynie, nie zostawiłbym tak tego. - Odwrócił się i wyszedł. Tak po prostu nawet nie czekał na moją odpowiedź. Mam zrobić, co chce, tak? No to się pobawimy.
***Perspektywa Sakury***
Wszyscy w końcu wszyli z mojego mieszkania. Zostałam sama, no prawie sama Sami nie odstępował mnie na krok. Okryłam się kołdrą po sam czubek głowy. Chciałam zamknąć się na cały świat. Nie było mi to jednak dane, ponieważ pod kołdrą zabrakło mi powietrze. Szybko wychyliłam głowę i spojrzałam przez odsłonięte okno. Widziałam tylko i wyłącznie niebo. Było bezchmurne. Patrzyłam tak bezmyślnie przez nie do momentu, w którym zrobiło się ciemno. Usłyszałam jakiś szelest przy drzwiach szybko odwróciłam się, siadając. Przerażona spojrzałam na psa, który właśnie wskakiwał na łóżko. Odetchnęłam z ulgą i znów się położyłam. Po kilku minutach miałam już dość. Każdy dźwięk przerażał mnie coraz bardziej. Nie mogłam spokojnie zasnąć. Karciłam się w myślach za moment, w którym wszystkich wywaliłam za drzwi i powiedziałam, że sobie poradzę. Przeliczyłaś się Sakura, jak zawsze myślałaś, że jesteś świetna i odważna. No i gówno z tego wyszło. Boisz się jak małe dziecko. Sami już dawno na dobre znalazł się w objęciach Morfeusza, do rana nikt go nie obudzi. Nawet przez myśl przeszło mi żeby iść do Ino, ale szybko wyrzuciłam to z głowy, ponieważ droga do niej bardziej mnie przerazi niż siedzenie tu samej. Za oknem usłyszałam stukot szybko do niego podbiegłam ze strachem. Okazało się, że jakiś kot bawił się pozostawioną puszką. Nie dam rady być tu dalej sama... Spojrzałam w lustro. Wyglądałam marnie, podkrążone oczy, blada cera, siniaki na nogach. Moje ostanie tygodnie nie są najlepsze. Odkąd w wiosce pojawili się Uchiha cały czas coś się ze mną dzieje, a ja sama nie potrafię się obronić. Uchiha... I w tym momencie przypomniałam sobie słowa Itachiego, gdy wypychałam go za drzwi: "Jeśli jednak zmienisz zdanie nasze drzwi są otwarte dwadzieścia cztery godziny na dobę". Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Mój strój nie był jakoś najbardziej wizytowy, krótsze dresowe spodenki i lekko za duża koszulka na ramiączka. Wszystko w odcieniach delikatnego różu. Sięgnęłam do szafy po za dużą bluzę i włożyłam ją na siebie. Oczywiście wkładając ją przez głowę jeszcze bardziej roztrzepałam swoje i tak nieukładające się włosy, rozczesałam je szybko palcami i wyszłam z pokoju. Już miałam otworzyć drzwi wejściowe, ale zawahałam się, jest dwunasta w nocy, oni już śpią, a ja, co przyjdę i powiem: "Hej, bo ja jednak się boje chce u was spać". Zrobiłam krok do tyłu i weszłam do salonu, usłyszałam skrzypnięcie podłogi z przedpokoju, szybko wbiegłam tam jak oparzona. Sami spojrzał na mnie przerażony tak samo jak ja na niego.
-Sakura-san co ty robisz? Powinnaś spać. - Zaczął patrząc na mnie podejrzliwie.
-Ymmm... - Chciałam szybko wymyślić coś na poczekaniu. - Było mi zimno i stwierdziłam, że zrobię sobie herbaty. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
-W butach? - Wskazał łapką na moje stopy. No tak miałam przecież już wyjść, ale się cofnęłam i nie zdążyłam nawet zdjąć butów. Z nerwów podrapałam się po głowie.
-No dobra... - Nie ma, co zgrywać twardej. - Nie mogę spać, bo boję się każdego dźwięku, mam wrażenie, że znowu ktoś tu się włamie. - Opadłam na kolana, a pies wskoczył na nie.
-I do kogo chciałaś iść? - Zapytał patrząc smutno.
-Do Uchihów. - Westchnęłam niezadowolona. - Ale stwierdziłam, że jest za późno, no i w sumie już za dużo od nich dostałam dobroci. Znaczy od Itachiego, o Sasuke nie rozmawiajmy. - Oznajmiłam.
-No to chodź. - Pies zeskoczył i podszedł do drzwi. Spojrzałam na niego pytająco. - Nie będziesz tu siedziała i bała się wszystkiego, jeśli z nimi będziesz czuć się lepiej to idźmy tam. No rusz się! - Krzyknął, gdy dalej się nie podnosiłam z ziemi. Po chwili leniwie wstałam i otworzyłam. - Idę spać w ogrodzie, ominął mnie i przebiegł na drugą stronę ulicy. A ja stałam sobie nadal i czekałam na cud. Na dworze było dość zimno, a moja krótkie spodenki i bluza w sumie dużo nie dawały. Ubrałam kaptur i zamknęłam drzwi na klucz. Odwróciłam się i wzięłam głęboki wdech. Hej Sakura, idziesz tylko do Uchihów, nie na skazanie. Pocieszałam sama siebie w głowie. Zarzuciłam kaptur i powoli kierowałam się w stronę wielkiego budynku. W pewnym momencie oczywiście głupi dźwięk tak mnie wystraszył, że pobiegłam sprintem do drzwi. Miałam wrażenie, że ktoś tu idziesz i to w moją stronę. Szybko zaczęłam pukać do drzwi. Wręcz nachalnie, byłam przerażona. W końcu usłyszałam szczęk zamka i wrota zaczęły się otwierać. Wepchałam się tam popychając Itachiego, ponieważ zasłaniał mi drogę. Drżałam i dyszałam, a w oczach pojawiły mi się łzy. Oprałam się o szafkę na przedpokoju i zasłoniłam dłonią twarz.
-Sakura coś się stało? - Usłyszałam przerażony głos Itachiego. -Hej... - Gdy dalej się nie odzywałam poczułam na ramieniu ciężar. Zerknęłam na niego. - No już, ktoś Cię gonił? I co ty robiłaś na dworze. - Wpatrywał się we mnie, jakby mógł coś wyczytać. - Jeśli mam Ci pomóc musisz mi coś powiedzieć. - W tym momencie wszystko ze mnie wyszło, całe emocje, które trzymałam w sobie. Moja obojętność przegrała. Wylądowałam na kolanach i popłakałam się jak małe dziecko. Itachi objął mnie ramieniem i czekał na to aż zrobię pierwszy krok.
-Przeliczyłam się... - Zaczęłam, a on nadal tylko na mnie patrzył. - Nie jestem tak odważna i silna. Czuje się okropnie po tym, co się stało. Pierwszy raz nie wiem, co się dzieje w mojej głowie. Boje się każdego szelestu. Nie potrafię do niczego się zmusić, najchętniej bym tylko leżała i nic nie robiła. Boje się, że znowu może się coś stać, że znowu nie dam rady się obronić. Że znowu ktoś wbrew mojej woli wykorzysta mnie, porwie. Za dużo się dzieje w ostatnim czasie. Wasz powrót, zaręczyny, które były tylko po to, bo tak trzeba. Zabranie mi chakry, mieszkanie u was, troska Sasuke, od kiedy on się niby o mnie martwi. - Oderwałam się od niego i dalej ciągnęłam swój monolog. Itachi siedział razem ze mną na podłodze i uważnie słuchał. Zwierzałam się mu jak najlepszej przyjaciółce. Już dawno nikomu tyle nie mówiłam, wszystko trzymałam w sobie. - Potem znowu porwanie, jakaś była dziewczyna Sasuke, która stwierdza, że Sasuke na mnie zależy, a tylko ona może być dla niego ważna. Potem zostawia mnie w jakimś pokoju ze swoim kolegą i on wręcz rzuca się na mnie. Rozbiera mnie... - I już nic nie potrafiłam nic powiedzieć. Popłakałam się tak, jak nigdy. Płacz małego dziecka to nic, w porównaniu do tego. Już szybciej można porównać to do histerii. - No... I... Wiesz.... No zrobił, co zrobił... Zgwałcił mnie. - Próbowałam uspokoić oddech. - A potem mnie zostawił. Zrobił, co miał i zostawił mnie na tym łóżku nagą i leżałam tam i płakałam. Czułam ból... Wszędzie... Psychicznie też byłam wykończona. Potem, nie wiem... Po godzinie, dwóch... Wrócił, rzucił w moim kierunku ubrania, oznajmił, że wracamy. Ubrałam się, teleportował nas do lasu. Wskazał kierunek do wioski i powiedział, że mam przekazać wszystko, co zobaczyłam Sasuke, by wiedział, co się będzie działo z każdą taką, jak ja. No i zaczęłam iść, nie minęło 15 minut i znalazłam się pod bramą wioski, a resztę już wiesz. I teraz boje się każdego szelestu, skrzypnięcia. Nie wiedziałam, co mam zrobić, więc przyszłam tutaj, ale idąc znowu miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Przepraszam... - Wytarłam oczy, ale to nic nie dało, łzy leciały ciurkiem i nikt nie mógł nic z tym zrobić. Itachi przytulił mnie.
-Zostaniesz tu na jakiś czas, okej? Zanim się nie pozbierasz. Zgadzasz się? - Kiwnęłam tylko głową. - No to chodź zrobię Ci herbatkę. - Oderwał się ode mnie i Pociągnął mnie za ręce bym też w końcu wstała z podłogi. Zniknął mi z pola widzenia. Po chwili jednak wrócił. -Bo wiesz, może wypijemy herbatkę w sypialni? - Był jakiś nerwowy.
-Itachi wszystko okej? - Zapytałam wycierając twarz rękawem bluzy.
-Tak, tak. - Przytakiwał i zaczął prowadzić na górę.
-To, dlaczego nie usiądziemy w salonie? - Za nic nie podobało mi się jego zachowanie. Nigdy nie był tak nerwowy.
-Bo... Bo... Mamy straszny bałagan. - Wymyślił to na poczekaniu, jak nic. Uwolniłam się z uścisku i przeskoczyłam dwa stopnie wbiegając do salonu. Zamarłam, gdy zobaczyłam, kto stoi w salonie, a może bardzie, w jakim stanie.
-Miałeś się nie mścić... - Można powiedzieć, że wyszeptałam stoją tak oszołomiona.
------------------------------------------------------------------------
No Hej Kochani!!
Jak mnie tu dawno nie było, ale wróciłam. Nawet nie wiecie jaką mam wenę. Napisałam ten rozdział w dwa dni. Nie licząc tego, że zaczęłam go miesiąc temu. hahaha
Mam nadzieje, że nadal tu jeszcze ktoś jest i chce to czytać. Odezwijcie się w komentarzach i piszcie czy podoba się wam nowy rozdział. Następny będzie raczej za dwa tygodnie 27 października, chyba że uda mi się napisać go wcześniej, ale nic nie obiecuje.
I jeszcze raz! Proszę odezwijcie się, bo nie wiem czy chcecie to dalej czytać, czy nie. :)
Miłego dnia, popołudnia, wieczoru! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro