Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

***Perspektywa Sakury***

Patrzyłam na Sasuke z niedowierzaniem. Był poplamiony krwią, a ja bardzo dobrze wiedziałam, do kogo ona należy. Patrzył na mnie morderczym wzrokiem, jakby w myślach był jeszcze na polu walki. Dopiero po chwili przez moment na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Oczywiście nie na długo, później jego oczy nie wyrażały nic, jak zawsze. Słyszałam, że Itachi mówi coś podchodząc do mnie, lecz teraz go nie słuchałam. Patrzyłam na Sasuke i jakbym czekała na to aż coś powie. Oczywiście nasz winowajca nie miał zamiaru się tłumaczyć.

-Miałeś się nie mścić. Co było nie zrozumiałego w moich słowach? Prosiłam, wręcz błagałam cię, ale oczywiście ty musisz wszystko wiedzieć lepiej! - Krzyknęłam. Już dawno na kogoś tak na prawdę nie byłam zdenerwowana, ostatni raz, gdy w żyłach gotowała mi się krew... No tak nieudane zaręczyny... Proszę bardzo, nie myślałam, że Sasuke będzie kłopotem moich nerwów, a jednak. - Masz coś na swoje usprawiedliwienie?! Czy nadal będziesz miał wszystkich w dupie i po prostu będziesz robił, co ci się podoba?! Bo przecież nie ważne, o co inni cię proszą, jakie inni mają uczucia! Liczysz się tylko ty!

-Sakura... - Poczułam na ramieniu dłoń Itachiego. - Proszę cię, uspokój się, zaraz wszystko wytł...

-Nie! - Krzyknęłam zrzucając jego rękę. - Nie jesteś jego adwokatem! To on powinien chcieć wszystko naprawić, a jak widać lubi robić wszystko inaczej. Nie interesują go uczucia innych. Po co ja tu przychodziłam. - Zaśmiałam się sama do siebie i skierowałam kroki w stronę drzwi.

-A gdyby ktoś zrobił krzywdę twojemu przyjacielowi zostawiłabyś to tak? - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się, Itachi stał za mną i patrzył wyczekująco. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale za nic nie wiedziałam, co. Miał w tym trochę racji. Też bym tego tak nie zostawiła. Wkurzyłam się bo... Bo właściwie, co? Sasuke staną w mojej obronie powinnam się cieszyć. Zdenerwowałam się, ponieważ nie postąpił tak jak ja chciałam. Poszedł tam i zemścił się, a prosiłam o coś innego. Itachi nadal czekał, a ja zrobiłam minę smutnego psa i spojrzałam speszona na podłogę.

-Masz racje. - Powiedziałam cicho, jak małe dziecko, które nie chce przyznać się do winy.

-No widzisz. - Zrobiło mi się głupio. Wydarłam się bez powodu, speszona szybko pożegnałam się i już otwierałam drzwi, gdy na moim nadgarstku poczułam ucisk. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Sasuke. Patrzyłam i czekałam. W końcu zrobiłam pytającą minę. Nadal milczał i szybko mnie puścił, jakby zrezygnował z tego, co chciał zrobić.

-Coś się stało? - Zapytałam w końcu. Ten jednak cofnął się i wyszedł z pokoju. Pobiegłam za nim do salonu, ale już go nie było. Super, uciekł. Zostawił bez słowa... Odwróciłam się i zobaczyłam opierającego się o framugę Itachiego.

-Cały Sasuke. – Oznajmił z niezadowoloną miną.

-Tak, już nie wiem, który raz zostawił mnie bez słowa. – Oznajmiłam i ruszyłam w kierunku sypialni, dobrze wiedziałam, gdzie mam spać. Itachi odprowadził mnie tam wzrokiem, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Wiedząc, że Uchiha śpi w pokoju obok prawie, że od razu znalazłam się w świecie Morfeusza. Jednak nie trwało to zbyt długo, obudził mnie trzask z dołu. Od razu znalazłam się w siadzie, znowu coś jakby upadło. Wyszłam cicho z pomieszczenia, spojrzałam w stronę zamkniętych drzwi od pokoju Itachiego. Przeszło mi przez głowę żeby go obudzić, ale szybko zmieniłam zdanie bez szelestnie starałam się dotrzeć na dół. Wchodząc do salonu nie zauważyłam nikogo, czyżby znowu to były tylko moje wymysły. W pewnym momencie poczułam mocny uścisk wokół mojej tali i że ktoś zasłania mi usta. Wstrzymałam oddech i już chciałam się szarpać, ale osoba puściła mnie. Szybko odwróciłam się z zamiarem uderzenia, ale moja ręka została zatrzymana. Spojrzałam na winowajcę, okazało się, że to Sasuke. Zdziwiłam się, czyżby nie poczuł, że to ja schodzę z góry i dlatego mnie złapał?

-Sasuke? – Bardziej zapytałam niż oznajmiłam, zabierając swoją rękę. Już chciałam go ominąć i zostawić, ale zobaczyłam, że nadal jest cały we krwi, a na jego piersi nadal powiększała się ta plama. – Jesteś ranny. – Oznajmiłam i zaczęłam podnosić koszulkę. Chłopak jednak szybko przerwał tę czynność.

-Nie trzeba. – Powiedział tylko i minął mnie, ale niedane było mu iść za daleko. Zauważyłam jak zgina się lekko i dotyka rany, oczywiście nie chciał tego po sobie pokazać. Podbiegłam do niego i usadziłam na sofie, chodź wielce na to nie pozwalał.

-No dobra to, czym oberwałeś? – Zapytałam, gdy w końcu wygrałam i odsłoniłam ranę.

-Nie ważne. – Nadal nie chcąc ze mną współpracować, nie odpowiedział mi.

-Sasuke. – Mój ton był już bardziej stanowczy. – Wyobraź sobie, że jesteś w szpitalu i pracuje z tobą Tsunade, jej byś odpowiedział na to pytanie. – Zaśmiałam się na widok miny chłopaka, gdy wspomniałam o Tsunade. Nigdy nie była dla nikogo miła, zawsze surowa i stawiająca na swoim. – No już, możliwe, że będzie trzeba iść z tym do szpitala, ponieważ nadal nie mam swoich mocy. – Sasuke nadal nie chciał ze mną pracować. – No nie zachowuj się jak dziecko! – Wręcz krzyknęłam. Nadal cisza. – Okej jak chcesz, jest trzecia nad ranem, nie wiem, kto ma teraz dyżur, ale tam idziemy. – Złapałam go za rękę i pociągnęłam do drzwi.

-Miecz, zadowolona? – W końcu mi odpowiedział, ciągnąc mnie bym ustała. Zrobiłam, więc to i spojrzałam surowo.

-Okej usiądź. – Zrobił, co nakazałam. Szczerze, śmieszyła mnie ta sytuacja. Sasuke, który słucha się mnie to coś dziwnego. Ostatni raz robił, co kazałam w szpitalu, gdy byliśmy pilnowani przez ochroniarzy. – Jeśli nie chcesz iść do szpitala opatrzę to, a jutro, gdy odzyskam swoje moce wyleczę. Może tak być? – Zapytałam, a on przytaknął ruchem głowy. Podeszłam do kartonu, w którym wiedziałam, że znajdę bandaże. A wszystko przez mój ostatni incydent w tym domu. Przemyłam ranę, a potem delikatnie nałożyłam opatrunek. – Ona ci to zrobiła? – W tej całej ciszy, aż sama przestraszyłam się mojego głosu. Uchiha nawet na mnie nie spojrzał. – Wiem, że tam byłeś. Zabiłeś ich? – Zapytałam. – Sasuke? – Zaczęłam już zdenerwowana.

-Jesteś irytująca. – Oznajmił mi i zamilkł.

-Zadałam tylko pytanie. Chcę wiedzieć, co żeś narobił. – Odsunęłam się od niego i wstałam odkładając rzeczy na stolik.

-Zabiłem, obydwóch. Ją i jego. – Powiedział nadal na mnie nie patrząc.

-Wiesz, że zabijanie wszystkich do niczego nie zmierza? – Usiadłam koło niego i próbowałam odnaleźć jego wzrok. Jednak ten ciągle odwracał go w innym kierunku. – Musisz się w końcu tego oduczyć. Nie zabija się wszystkich, którzy staną ci na drodze.

-Skończ już. – Przerwał mi, a jego czarne tęczówki, w końcu odnalazły moje. Jednak nie było to najmilsze spotkanie, jego wzrok był tak chłodny, że aż poczułam ciarki na plecach.

-Po prostu przestań widzieć ludzi, jako zagrożenie, jeśli coś się stało to się nie odstanie. – Chciałam dalej kończyć mój monolog o tym, że nie można każdego zabijać, ale moje usta zostały zamknięte przez Sasuke. Najpierw delikatnie musnął moje usta, a później wbił się w nie. Nie powiem podobało mi się to, ale w mojej głowie pojawił się obraz ostatniego dnia. Do moich oczu napłynęły łzy przypominając sobie, jak tamten obrzydliwy chłopak także mnie całował mimo tego, że nie chciałam. Oderwałam się od chłopaka i z łzami w oczach uciekłam. Dlaczego on to zrobił? Co nim kierowało? Rzuciłam się na łóżko i przykryłam kołdrą. Wspomnienia ostatniego wypadku nie odchodziły ode mnie. Cały czas miałam przed oczami chłopaka, który całował moje ciało, a potem zaczął we mnie wchodzić. Chciałam jak najszybciej pozbyć się tych myśli, ale nic z tego. Przychodziły z dwojoną siłą. Znowu zaczęłam płakać, nie potrafiłam się opanować. Patrzyłam znowu w jeden punkt i oczywiście było to okno. Widziałam korony drzew oraz gwieździste niebo. Z moich oczu nadal wypływały łzy, ale starałam się opanować i myśleć zupełnie o czymś innym. Nawet nie wiem, kiedy nastał ranek. Nie wiem czy spałam czy nie. Nadal patrzyłam za okno, za nic nie chciałam wstać z łóżka. Leżałam tak chwilę, a może to nie była chwila. W końcu usłyszałam stukot do drzwi. Zezwoliłam na wejście i w nich pojawił się Itachi.

-Jest już późno. Nie każę ci iść do pracy, ale Hokage cię wzywa. Prosił abyś do niego przybyła. Jeśli chcesz mogę udać się tam z tobą. – Przekazywał mi informacje zbliżając się do łóżka. Zobaczywszy zapewne zapłakaną twarz, zerknął na mnie smutno. Usiadł na skraju łóżka i także spojrzał za okno. – Chciałbym zabrać to od ciebie, ale nie potrafię. Zaplanuje ci jakoś dzisiejszy dzień żebyś nie musiała o tym myśleć. Zgadasz się na zagospodarowanie twojego dnia? – Spojrzał na mnie z uśmiechem, potrząsnęłam prawie nie zauważalnie głową na zgodę. – Zaczniemy od wstania. – Oznajmił i z uśmiechem ściągnął ze mnie kołdrę. – Przebierz się, a ja czekam na dole z... - Zająkał się i spojrzał na mnie. – Nie wiem czy posiłek o dwunastej mam nazwać śniadaniem, czy obiadem. – Zaśmiał się, widząc, że zaczęłam wstawać pomachał mi, jakby się ze mną żegnał, zamykając za sobą drzwi. Uwaga mam pytanie za sto punktów, w co ja się mam przebrać? Jeśli wczoraj przyszłam tu w piżamie. Westchnęłam i zeszłam na dół, chcąc oznajmić wszem i wobec, że ja nie mam, co na siebie założyć. Weszłam do kuchni i zobaczyłam tam Itachiego robiącego kanapki oraz Sasuke siedzącego i pijącego zapewne zieloną herbatę.

-Itachi. – Zaczęłam, a ten od razu odwrócił się w moją stronę. – Zanim pójdziemy do Hokage zajdziemy do mojego mieszkania? Chcę przypomnieć, że przyszłam tu w piżamie bez żadnych rzeczy. – Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.

-Oczywiście. – Oznajmił mi tylko i położył na stole kanapki. – Najpierw zjedz, a ja pójdę się przygotować. No i dam jakieś jedzenie Samiemu. – Uśmiechnął się zabierając ze stołu miskę z mięsem.

-Dziękuję! – Krzyknęłam jeszcze za nim i zabrałam się za jedzenie. Jednak ciągły wzrok Sasuke utrudniał mi to. – Coś się stało? – Zapytałam zerkając na niego. Nie odpowiedział mi, czy on kiedykolwiek odpowiada wtedy, kiedy o to go proszę? Przewróciłam oczami i tak jak czarnowłosy zaczęłam milczeć. Jeśli tak chce się bawić to nie ma problemu. Zjadłam kanapki i pozmywałam po sobie. Wyszłam z kuchni ciągle czując na sobie wzrok Uchihy. W salonie już siedział i czekał na mnie Itachi. Poszliśmy do domu, szybko się przebrałam i ruszyliśmy do Hokage.

Zapukałam do drzwi, od razu usłyszałam zgodę na wejście.

-Wzywał mnie Hokage. – Zaczęłam oficjalnie, widząc Starszyznę w pomieszczeniu.

-Ah tak, Sakura. Witaj, podejdź tu. – Podeszłam powoli do biurka i ustałam przed nim. Czekałam aż zacznie mówić. W środku jednak byłam zdenerwowana. Nie podobało mi się to, że jest tu Starzyzna. To na pewno nie znaczy nic dobrego. Ostatnio wymyślili, że Naruto nie może zostać Hokage, bo jest za młody. Co tym razem?

-Rozmawiałem ze Starszyzną. – Oho, zgadłam. Wymyślili coś. – Twierdzą, że jesteś zagrożona. Ostatnio zbyt dużo złego dzieje się wokół ciebie. – Chciałabym zaznaczyć, że nic się nie działo do momentu, aż zamieszkali tu Uchiha. Pomyślałam, ale nigdy nie powiedziałabym tego na głos. – Stwierdziliśmy, że lepiej będzie, jeśli z kimś zamieszkasz. Zostali do tego wybrani Itachi oraz Sasuke. – Moja twarz wyrażała całe moje emocje. Nawet nie kryłam się z tym, byłam smutna, przerażona i nie zgadzałam się z tym.

-Wielmożny. – Zaczęłam, ale przerwał mi machnięciem ręki, gdyby nie to, że stali tu te staruchy, wydarłabym się i nie słuchała go za nic.

-Wiem, wiem, dużo zmieni to w twoim życiu. Ale tak będzie lepiej, będę wiedział, że jesteś pod czyjąś ochroną. – Zaczął, a ja widziałam, że zależy mu na tym, ale ja tak bardzo nie chciałam z nimi zamieszkać. – Dom ich klanu został odbudowany, więc możecie się już tam przeprowadzić. – Nie no, jeszcze mi powiedzcie, że zaaranżujecie ślub z Sasuke. Chodź w sumie myśląc o tym wcale nie czułam obrzydzenia, wręcz przeciwnie chyba nadal tego pragnęłam. – Ah no i co do twojej pracy. – O nie, czego oni chcą od mojej pracy. Jak zaraz mi jeszcze powie, że nie mam pracować w szpitalu to wybuchnę i już nie będzie interesować mnie, że Kakashi jest Hokage. – Zajmujesz się tylko papierkową robotą i ciężkimi przypadkami. Masz ćwiczyć dalej swoje umiejętności Itachi oraz Sasuke mają to z tobą robić. – Powiedział to najszybciej jak potrafił. Dobrze wiedział, że nie spodoba mi się to i zacznę wrzeszczeć.

-Nie możecie! – Zaczęłam.

-Młoda damo nie tak powinno się odzywać to Hokage. – Zaczęła jakaś stara babka.

-Nie obchodzi mnie to. – Oznajmiłam jej. – Nie po to tyle uczyłam się u Tsunade-sama leczenia, żeby teraz ktoś mi to odbierał! – Wrzasnęłam na Kakashiego.

-Sakura spokojnie, to tylko na jakiś czas. Potem zobaczymy, co dalej. A teraz zmykać, powiedziałem wszystko, co miałem. – Wskazał mi drzwi, a ja trzaskając nimi wyszłam. Byłam zła, wręcz wściekła. To było moje marzenie żeby pracować w szpitalu. Pomagać ludziom, a nie tylko robić jakąś papierkową robotę. Kakashi zupełnie inaczej by ze mną rozmawiał, gdyby był sam. Szłam przed siebie, zapominając o tym, że za mną podąża Itachi.

---------------------------------------------------------------

Hej Kochani!!

Udało mi się napisała rozdział tak jak mówiłam. 

W sumie nie do końca mu się podoba, jakoś tak nie przemówił do mnie. Mam nadzieje, że następny będzie lepszy. Rozdział 13 pojawi się 10 listopada. 

Piszcie co wam się podoba, a co nie podoba. Wierzę w to, że dacie radę napisać jakiś fajny komentarz! <3 

Miłego dnia, popołudnia, wieczoru! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro