Rozdział 1
Stałam przy drzwiach delikatnie je zamykając. Nie powinien być na parapecie, nie wiadomo co to za rana, więc powinien leżeć w łóżku. Nie miałam jednak odwagi nakazać mu by do niego wrócił.
-Ino przekazała, że masz coś na lewym ramieniu. – Powiedziałam i zrobiłam krok do przodu. Bardzo, ale to bardzo malutki krok. Nie wiem czemu, kiedy jestem z nim sama to nie wiem co ze sobą zrobić. Chłopak jednak nadal nie zwrócił na mnie uwagi, a ja stałam jak kołek niedaleko drzwi. – Przyszłam to tylko sprawdzić. – Uśmiechnęłam się lekko. No Sakura, ale się wysiliłaś, chociaż się uśmiechnęłaś. Gdybyś była taka dla wszystkich pacjentów to już nie miałabyś od nikogo żadnego szacunku.
-Przestaniesz się tak zachowywać? – Powiedział nadal na mnie nie patrząc. Dopiero teraz zauważyłam w szybie, że ma aktywny sharingan. Dlatego wie jak się zachowuje.
-Nie używaj sharinagana. To pogorszy Twój stan. – Olałam jego wypowiedzieć. Po prostu nie chciałam na nią odpowiadać i tyle, byłam lekko w szoku, że odważyłam się tak do niego powiedzieć. Odwrócił się w moja stronę, a jego oczy znów były czarne. – Sprawdzę tylko Twoje ramię i już mnie nie ma. – Zrobiłam następny krok w jego stronę. Sasuke nie ruszył się z miejsca. W tej chwili obserwował każdy mój ruch. Spokojnie i ostrożnie podeszłam do niego. Jego przypuszczenia chyba się sprawdzają. Bałam się do niego podejść. Kiedy byłam już koło niego odłożyłam kartę na parapet i właśnie tej chwili nie wiedziałam co zrobić. Udawałam przez chwilę że czytam coś na karcie, a tak naprawdę zastanawiałam się co robić. Tak po prostu zdjąć mu koszulę czy poprosić by to zrobił. Sakura jesteś lekarzem! Ty tu rządzisz! Nie bój się dawnego przyjaciela. Wyprostowałam się i pierwsze co zobaczyłam to czarne oczy Sasuke, moje mięśnie się napięły, nie spodziewałam się takiego widoku. -Mógłbyś zdjąć koszulę. – Poprosiłam w końcu. Chłopak uśmiechnął się chytrze i zaczął rozpinać koszulę. Kiedy ją zdjął spojrzałam na lewe ramię. Znajdowała się tam rana, ale nie wyglądała na jakąś straszną. Spróbowałam ją wyleczyć, ale nic z tego nie wyszło. Spojrzałam jeszcze raz na ranę, dopiero teraz spostrzegłam, że mogłoby to być jakieś ugryzienie. – Pamiętasz może czy coś ostatnimi czasy Cię ugryzło? – Nie spojrzałam na niego, nie miałam na to odwagi. A gdybym to zrobiła, to pewnie nie potrafiłabym się wysłowić.
-Wąż. – powiedział swoim chłodnym tonem, jednym słowem. A to jedno słowo z jego ust brzmiało w moich uszach, mięśnie mi się spięły. Czemu nie umiem kontrolować swojego ciała?Dobra Sakura trzeba wrócić na ziemię, musisz sprawdzić jego stan do końca. Potem pójdziesz ładnie do swojego biura.
-Możliwe że miał w sobie truciznę. – dotknęłam jego rany. Pierwszy raz od dawna dotknęłam innej części jego ciała niż ręka. Poczułam, że pod moim dotykiem, jego mięśnie się napięły. I chodź miałam w sobie tyle siły, dzięki Tsunade-sama, to nie chciałam z nim zadzierać. Mimo wszystko raczej był ode mnie silniejszy. Szybko opanowałam się i wróciłam na ziemię, chodź kusiło mnie dotykanie jego mięśni. Yhh... co jest ze mną, uspokój się! – Przyprowadzę kogoś od trucizn. – Zabrałam kartę i przekręciłam się na pięcie by wyjść. Jednak jedno silne pociągnięcie zatrzymało mnie. Krzyknęłam, czemu nie mogłam się opanować. W jednej sekundzie pojawiło się przy nas dwóch shinobi. Pierwszy złapał mnie i odciągnął od Sasuke, delikatnie szarpnął moją rękę by uwolnić ją od uścisku chłopaka. Objął mnie delikatnie i ustał kilka kroków dalej. Drugi powalił czarnookiego na ziemię. Nie wiem jak mu się to udało, gdyby Sasuke chciał to nie ruszył by go palcem. Przecież taki jest on potężny. Nie chciał robić kłopotu, wydaje mi się, że o to chodziło. Shinobi wyjął strzykawkę z kabury. Zapewne usypiającą. Co? Nie! Nie mogą go uśpić, przecież mnie nie zaatakował. – Nie! – Krzyknęłam. – Nic nie zrobił. Spokojnie. – Mój strażnik mnie puścił, jednak drugi nadal trzymał Sasuke i prawie wbił strzykawkę w ciało. – Naprawdę. Proszę go puścić. – Ukucnęłam przy Sasuke. Strażnik spojrzał na mnie jeszcze pytającym wzrokiem. – Potknęłam się, a Sasuke mnie złapał. – Skłamałam szybko. Gdybym powiedziała, że mnie złapał z nienacka gdy wychodziłam, od razu przekazali by to Hokage. Strażnik machnął głową i puścił chłopaka. Oboje wyszli z sali. Wzięłam kartę z podłogi, a chłopak z niej wstał.
-Sama możesz sprawdzić truciznę. – Usłyszałam, gdy otworzyłam już drzwi. Zamknęłam je za sobą i poszłam do gabinetu. Wezwałam do siebie Mei, która zajmowała się truciznami. Przyszła do mnie w ekspresowym tempie. Dziewczyna była drobna, miała brązowe włosy do ramion i wielkie oczy tego samego koloru. Była prześliczna. Przywitała się z uśmiechem i podeszła do biurka.
-Chciałabym żebyś sprawdziła ranę Sasuke. – Oznajmiłam. Zauważyłam jej lekkie zdziwienie na twarzy. Mało kiedy prosiłam o coś takiego. Zazwyczaj sama to od razu robiłam, czasem nawet nikt o tym nie wiedział. – Jestem zawalona robotą. – Zaczęłam się tłumaczyć. – Moi pacjenci są już prawie zdrowi, więc muszę zajmować się innymi, którzy mają gorsze przypadki. - Szybko skłamałam, bo przecież każdy w szpitalu jest już prawie zdrowy.
-Rozumiem. – Odpowiedziała mi delikatnie się uśmiechając.
-Rana prawdopodobnie ma truciznę, więc trzeba to sprawdzić. Zajmiesz się tym? – Pytałam tylko z grzeczności, każdy kto dostał ode mnie robotę miał się nią zająć.
-Oczywiście. Ale pierw muszę zająć się moimi. Może to poczekać tak? – Zapytała spokojnie i nie pewnie, jakby bała się że zaraz wybuchnę.
-Proszę byś zrobiła to dziś. Jutro rano chce mieć raport. – odpowiedziałam nawet na nią nie patrząc, czytałam właśnie opis jednego z pacjentów.
-Dobrze, to do widzenia. – Drzwi lekko trzasnęły.
Skończyłam sprawdzać opisy i raporty pacjentów. Napisałam wypisy dla części z nich i ułożyłam je na kilka stert by wiedzieć, które są dla kogo. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Zawsze wszystko układam odpowiednio dla każdego z lekarzy. Rano gdy przyjdę dam każdemu z nich listę co ma zrobić i już. Wzięłam kilku pacjentów od innych, bo moi już mi się znudzili. Wystarczy, że wszystko się zagoi i będą mogli wyjść. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że wybija pierwsza w nocy. Oczywiście wieczornego obchodu znowu nie zrobiłam, ale on w sumie mało co wnosi. Pewnie inni już weszli do moich pacjentów, no z wyjątkiem Sasuke, tam nikt nie zachodzi oprócz mnie. Ale dziś miała się nim zając Mei, wiec na pewno u niego już była. Czas wracać do domu. I tak znowu mało co będę spała. Zdjęłam z siebie kitel i zawiesiłam go na krzesło. Zamknęłam od środka gabinet i zniknęłam w kwiatach wiśni.
Kiedy poczułam zapach mojego domu od razu poczułam się lepiej nie była tu od dwóch dni. Cały czas coś działo się w szpitalu i zawsze zasnęłam na biurku. Nikogo nie dziwi, że nie ma mnie w gabinecie, a nikt nie widział jak wychodziłam. Zawsze teleportuje się do domu i do szpitala. Nie mam czasu na chodzenie do domu. Oczywiście od razu zaatakował mnie Sami który zaczął szczekać. Mój pies ninja.
-Umiesz mówić, więc czemu szczekasz? – Zapytałam i minęłam go by wstawić wodę na herbatę.
-Tak psy mają w zwyczaju, chciałem tak Cię powitać. Długo cię nie widziałem. – Ustał przy mnie.
-Przepraszam. Mam straszne dużo pracy. Niedługo powinno się polepszyć. – Pogłaskałam go po łepku i poszłam wziąć prysznic. Ciepła woda uspokoiła mnie. Stałam tak chyba z kilka minut. W końcu jednak wyszłam i ubrałam się w piżamę, czyli dłuższą bluzkę i krótkie spodenki. Zeszłam na dół i zalałam napój. Poszłam do łóżka i spokojnie zaczęłam ją pić. O jedzeniu to ja już dano nie myślę, jem to co przyniosą mi lekarze, gdy zauważą, że nie jem od kilku godzin. Sama nie mam niczego w lodówce. Odłożyłam kubek i położyłam się, oczywiście Sami szybko wychwycił tą chwilę i wskoczył do mnie na poduszkę. Nie miałam już chęci się z nim kłócić, więc pozwoliłam mu tam leżeć.
Obudziło mnie szczekanie psa. Przeciągnęłam się i wstałam.
-Co się stało! – Krzyknęłam tak by pies na dole mnie usłyszał.
-Jest już piąta pięćdziesiąt. – Odpowiedział biegnąć do mnie. No nie! Śpij w domu i prawie zaśpij. Mam 10 minut na ogarnięcie się. Jedyna okazja by wyglądać w miarę dobrze a będę wyglądać jakbym znowu spała w biurze. Super. Wzięłam swoje ubranie i szybko się ubrałam. Podeszłam do lustra i jakoś upięłam włosy w byle jakiego koka. Przemyłam twarz, która nadal wyglądała jakbym nie spała kilka dni. Poklepałam Samiego po głowie i teleportowałam się. Ubrałam biały kitel, który wisiał tak jak go zostawiłam i usłyszałam, że ktoś próbuje otworzyć drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Strażnik, który powinien stać przy sali Sasuke własnie stał przede mną.
-Coś się stało? – zapytałam i wpuściłam go do pomieszczenia. Za nim weszła Ami, która zastępowała mnie gdy nie byłam obecna. Zamknęłam za nimi drzwi i spojrzałam pytająco, wiedziała że to nie znaczy nic dobrego.
-Wysłałaś wczoraj Mei do Uchihy. – Rozszerzyłam oczy, bałam się najgorszego. – Nic jej nie jest. – Uspokoiła mnie. – Ale chłopak nie dał sobie podać antidotum. Złapał Mei za nadgarstek. Dziewczyna przestraszyła się i wbiła sobie igłe.
-Jakie to było antidotum? – Nie miałam chęci słuchać o tym co zrobił Sasuke, teraz ważne jest zdrowie dziewczyny.
-Spokojnie. Opanowaliśmy sytuacje. Nie zrobiło jej krzywdy. Sasuke jednak jest w śpiące i pilnuje go więcej straży. Oczywiście nadal nikt go nie chce leczyć, więc zostałaś tylko ty.
-To jest mój pacjent, więc się go nie wyprę. – Odpowiedziałam, a w myślach tak bardzo nie chciałam go leczyć. – Czy dostał jakieś... - nie dano mi dokończyć. W końcu odezwał się mężczyzna.
-Nie zrobił jej krzywdy. Z dziewczyny wniosków wynika, że bał się. Prawdopodobnie tego, że dadzą mu jakąś truciznę. Powiedziała, że on tylko złapał ją za ręką, a ona sama ze strachu nie zauważyła igły. Więc nie ma na niego żadnych złych dowodów. Lecz straże zostały zaostrzone dla dobra lekarzy, którzy boją się nawet tam przechodzić. - Westchnęłam, czy ten chłopak nie mógłby już wyjść z tego szpitala i dać mi spokój...
-Rozumiem. – Odpowiedziałam i usiadłam za biurkiem. – Czy to wszystko na temat tego? –Spojrzałam na nich.
-Tak. – oznajmiła Ami.
-To proszę mi wszystkich wezwać na podział obowiązków. – Obydwoje zaczęli wychodzić z gabinetu. – I czy mogę prosić kawę? Nie zdążyłam wypić w domu. – Dziewczyna pokiwała tylko głową. Czuję, że ma mi za złe to, że puściłam Mei do Sasuke. Ale skąd miałam wiedzieć, że on odwali takie cyrki. Nikomu do tych czas nic nie zrobił. Po kilku minutach w moim pomieszczeniu znalazło się dwudziestu lekarzy i Ami z moją kawą. – Dziękuję. – Uśmiechnęłam się wdzięcznie, zabierając od niej ciecz. – Więc tak. Tu są wypisy, nie ma sensu już większości pacjentów trzymać w szpitalu. Zabrałam trzech pacjentów do siebie.
-I tak masz już dużo pracy. – Usłyszałam z ust z jednego lekarza.
-Tak dużo, że chodzę tylko po moich pacjentach i sprawdzam czy już wszystko się zagoiło. Zabieram jednego pacjenta Kaori i dwóch Kaito. – Wzięłam karty pacjentów na swoją stertę. -Na kartkach macie wypisane co zalecam zrobić danym pacjentom i dodatkowo wypisy. Nowych pacjentów nam nie przybyło. No i przed moim gabinetem wisi nowy grafik, jakby ktoś jeszcze nie zauważył. Obowiązuje od następnego tygodnia. Proszę wziąć swoje papiery, jak zawsze są podpisane. – oznajmiłam i upiłam kawy. – I proszę nie plotkować na temat mojego pacjenta. – Wszyscy się jakby wyprostowali. Czyli trafiłam w dziesiątkę, nawet nie wiedziałam, że plotkują po prostu chciałam im to oznajmić. – Tak ja wszystko słyszę. - A co trochę ich postraszę, że niby o wszystkim wiem. - Uchiha nie ufa nam tak jak wy nie ufacie mu, ale nie chce nikomu zrobić krzywdy. Wczorajszy wypadek z Mei był niezamierzony. Chłopak chciał się bronić. Więc proszę nie rozpowiadać innych historyjek. I proszę o wzięcie moich wypisów. Nie mam czasu na roznoszenie ich. Nie proszę nikogo konkretnego. – Jeden z lekarzy zabrał moje wypisy i wyszedł. Znowu napiłam się kawy i siedziałam tak z kubkiem za nim wszyscy nie wyjdą. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam tragicznie, dobrze że ludzie mnie szanują i nie śmieją się ze mnie w oczy. Ale pewnie za plecami rozpowiadają, że o siebie nie dbam i nie zajdę nikogo jeśli nie zacznę. Dobra trzeba się zbierać do Sasuke, zanim nie wybudzi się ze śpiączki. Wzięłam jego kartę i wyszłam z gabinetu. Przy drzwiach chłopaka stało trzech strażników. Jeśli ktoś jest w środku to się zabije. Weszłam i zobaczyłam jednego stojącego przy oknie.
-Czy mogłabym prosić żebyś wyszedł? – Zapytałam. Spojrzał na mnie niepewnie.
-Proszono bym był przy pani kiedy będzie go leczyć. - Szybko odpowiedział, nie ruszając się z miejsca. Błagam wyjdź, bo zrobię to siłą... Nie lubię, gdy ktoś patrzy, kiedy leczę.
-Jeśli dostałeś polecenie od Hokage, to wiedz, że Pan Kakashi wie, że nic mi się nie stanie, więc proszę o wyjście. – odpowiedziałam i pokazałam ręką drzwi. Męższczyzna na początku nie ruszył się ale po chwili już go nie było. Czarnowłosy nadal spał, chodź nie powinnam to byłam zadowolona, że był w śpiączce. Wyglądał tak spokojnie, a ja nie miałam skrępowanych ruchów. Podeszłam do niego i sprawdziłam stan rany. Antidotum, które miało być podane stało na stoliku. Spojrzałam na nie czy jeszcze jest dobre i napełniłam nim strzykawkę. Kiedy byłam już blisko skóry chłopaka złapał mnie za rękę. Udało mi się nie krzyknąć, ale strzykawka ześlizgnęła mi się z ręki na podłogę. Ucisk chłopaka nadal był mocny. Nawet zaczęła mnie boleć od tego dłoń. Spojrzałam na niego, nie patrzył na mnie. Oddychałam ciężko i tak jestem w szoku, że udało mi się nie krzyknąć. Ręka zaczynała mnie boleć, bo chłopak coraz bardziej ją ściskał.
-Sasuke puść, to boli. – Oznajmiłam, chodź długo czekałam z wypowiedzeniem tego zdania. Na prawdę się go bałam. Kiedy dotarł do niego mój głos, po jego twarzy przeszło lekkie zaskoczenie. Puścił mnie i nie dał po sobie poznać, że coś nie zadziało się po jego myśli. Rozmasowałam bolący nadgarstek, który się delikatnie zaczerwienił. Przecież nie zrobimy mu krzywdy. Nie wiem czemu jest taki agresywny. Podniosłam strzykawkę z podłogi odłożyłam ją na stolik. Wzięłam nowe narzędzie i zrobiłam z nim to samo, lecz teraz Sasuke pozwolił na podanie antidotum. – Musisz bardziej uważać. Mógłbyś zostać wrzucony do więzienia. Ale masz szczęście, że nic nie stało się Mei i że powiedziała, że zrobiłeś to nie umyślnie. - Zabrałam rzeczy ze stolika i poszłam do drzwi. – Przyjdę wieczorem. Możliwe, że już z wypisem. - Zamknęłam je za sobą i oparłam się o nie, zamknęłam oczy i chciałam żeby to wszystko się skończyło. Chodź bardzo chce przy nim być to tak bardzo się tego boję...
-Wszystko w porządku? - Poczułam delikatne szturchnięcie na ramieniu. Spojrzałam na strażnika, który przecież tu był, ale całkowicie o tym zapomniałam.
-Tak, tak. - Odeszłam od drzwi i poszłam w kierunku gabinetu.
Przeszłam przez wszystkich moich pacjentów, gdy wróciłam była już siedemnasta czyli większość raportów leżała już na biurku. Usiadłam przy nich i przeglądałam je. Karty z wypisanymi pacjentami rzuciłam na podłogę. Nie miałam już tyle miejsca na biurku. Po sprawdzeniu wszystkiego i ułożeniu tak jak powinno być spojrzałam na biurko. Dawno nie patrzyłam jak wygląda. I dopiero teraz zauważyłam zdjęcie, którego ja nie kładłam. Widniałam na nim ja, Naruto i o dziwo Sasuke. I to nie było zdjęcie za czasów drużyny 7. Musiało być ono zrobione na wojnie, ale kto robił wtedy zdjęcia? Chodź słyszałam, że byli tacy odważni. Bardziej jednak interesuje mnie kto to tu zostawił.
--------------------
Dziękuję za tak miłe odebranie prologu, nie wiecie nawet jak bardzo mnie to cieszy.
Zachęcam do komentowania!
Życzę miłego dnia! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro