Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kapitan Ameryka- co było dalej...

Tak jak pisałam, z Rogersem się jeszcze nie spotkałaś. Pisałam też, że o tym będzie oddzielny rozdział, dlatego tak jak napisałam tak robię.
____________________________________
Po skończeniu rozmowy ze Steve'em opadłam na łóżko. Nie wiedziałam nadal czy dobrze zrobiłam idąc na jutrzejsze spotkanie. Bałam się że jak tylko go zobaczę to znowu się w nim zakocham, a przecież  już mam kogoś. No ale cóż...już powiedziałam, że przyjdę więc nie będzię tego odwoływać.

Z samego rana zjadłam śniadanie i zaczęłam się powoli przygotowywać do spotkania. Z racji tego, że była już 12:00 a do parku miałam z pół godziny spacerem postanowiłam się już szykować. Założyłam dżinsową spódniczkę i białą bluzkę z krótkim rękawem. Było ciepło więc na nogi włożyłam tylko baleriny i niebrałam niczego na siebie.

Dochodząc do parku spojżłam na zegarek. Była 13:57.
-Ma 3 minuty...- pomyślałam siadając na ławce. Z nudów zaczęłam przeglądać coś w telefonie.
-Ekham- usłyszałam za sobą. Wstałam z ławki i ujżłam za sobą Steve'a z kwiatami. Wyglądał inaczej, dorosłej, przystojniej, w końcu pięć lat go nie widziałam. Nim zdążyłam coś powiedzieć Rogers wziął mnie w swoje ramiona. Odrazu poczułam się bezpiecznie. Zawsze gdy był blisko wiedziałam, że nic mi nie będzie. Wtulilam się w niego jeszcze bardziej.
-Ale dobrze Cię widzieć- szepnął tym samym wypuszczając mnie z uścisku.
-Ciebie też- powiedziałam z powrotem siadając na ławce.
-Posłuchaj, przepraszam....pozwól mi się teraz wytłumaczyć...- zaczął siadając obok mnie.
-Steve, zostawiłeś mnie na tyle lat...nie wiedziałam co się z tobą dzieje.....zawiodłeś mnie ale to nie jest teraz ważne. Może poprostu zacznijmy na nowo?- zaproponowałam. Nie chciałam słuchać jego wytłumaczenie. Żadne nie było by na tyle dobre bym mu wybaczyła.
-Masz rację.....tak będzie najlepiej....tylko, że ty masz kogoś....a ja-ja czekałem tyle lat....-mówił ze szpuszczoną głową.
-Na ile zostajesz?- zmieniłam temat. Chciałam unikać tematu mojego związku. Mój chłopak, [wymyśl sobie imię dla niego] mało czasu mi poświęca. Niby zapewnia mnie jak to mnie kocha ale ja coraz bardziej w to wątpię.
-Na tydzień, tylko, że mój kolega który tu mieszka musi dzisiaj wyjechać i no, nie mam gdzie mieszkać....
-Możesz się u mnie zatrzymać- powiedziałam patrząc na jego reakcję
-A twój chłopak?
-[jego imię] wyjechał, zresztą.....a nie ważne
...-powiedziałam wstając z ławki- to co? Idziemy?
-Tak-odpowiedziałm i obiektu ruszyliśmy w kierunku mojego domu.
W duszy ulżyło mi, że wiem, że Rogers np. nie zginął na wojnie i że jest tutaj teraz ze mną. Cieszyłam się że wrócił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro