Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drugie spotkanie (2/2)

Loki:


Wstałaś rano i ubrawszy swoją lekką zbroję, zaczęłaś przechadzać się po korytarzach zamku. O tej godzinie, tylko służba chodziła w tą i z powrotem, by przygotować śniadanie. Zagadnęłaś jedną z nich, by dowiedzieć się, gdzie jest wyjście na plac ćwiczebny.

-Korytarzem prosto i na lewo. Wrota powinny być otwarte.- wyjaśniła ci i odeszła z tacą w tylko sobie znanym kierunku.

Zastosowałaś się do jej poleceń i kilka minut później stałaś na placu i strzelałaś z łuku do tarczy strzelniczej. Wyobrażałaś sobie, że środek koła to głowa twojej macochy i trafiałaś idealnie w wyznaczony cel.

-Nie było cię na śniadaniu, więc przyniosłem ci coś do jedzenia.- usłyszałaś za sobą Lokiego i zobaczyłaś go w kłębach zielonego dymu z tacą przysmaków w ręku.

-Dziękuję książę, ale nie jestem głodna.- odpowiedziałaś grzecznie i schyliłaś głowę.

-Ależ nalegam. Mówią, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.- usiedliście na ławce i czarnowłosy podsunął ci tackę. Uśmiechnęłaś się do niego i zaczęłaś jeść.- Mam tytuł księcia, lecz nie musisz się tak do mnie zwracać.- uśmiechnął się.

-To bardzo miło z twojej strony.

-Ciekawi mnie jednak, jaki ty tytuł posiadasz.- zastygłaś z ręką nad talerzem i popatrzyłaś na Lokiego. Nie mogłaś mu powiedzieć prawdy.

-Żaden. Jestem po prostu żołnierzem.- odparłaś.

-Ale jesteś dowódcą.- zauważył.

-To prawda, ale przede wszystkim jestem żołnierzem.

-Moim zdaniem, byłabyś dobrą królową. Powinnaś nią być, prawda?- powiedział i zniknął, zostawiając tylko strzępy zielonkawej mgły.

Quicksillver:

Nazajutrz Peter oprowadził cię po szkole i przedstawił wszystkim profesorom. Był jedyną osobą, którą tu znałaś i dobrze czułaś się w jego towarzystwie. Chłopak nie spuszczał cię z oka i wszędzie za tobą chodził, co wcale ci nie przeszkadzało. Po dość krótkich zajęciach poszliście na spacer po parku przy budynku.

-Pokaż mi!- nalegał chłopak.

-No nie wiem...- wciąż nie byłaś przekonana, czy to dobry pomysł.- A jeśli mi nie wyjdzie i nikt nie zobaczy mnie przez miesiąc?

-Daj spokój. Napewno dasz radę.

-Skąd ta pewność?- spytałaś.

-Wierzę w ciebie.- wzruszył ramionami.- Musisz się tylko skupić. Tak mówi profesor.

-Dobra.- zgodziłaś się, a srebrnowłosy podskoczył z radości.- Ale jeśli coś pójdzie nie tak, będzie na ciebie.

Po tych słowach, mocno się skupiłaś i stałaś się całkowicie niewidzialna. Tylko twoje ubrania się odznaczały. Peter zaklaskał jak małe dziecko i szeroko się uśmiechnął.

-Dobra, starczy tego pokazu.- powiedziałaś i zamknęłaś oczy. Zrobiłaś tak jak ci poradził chłopak i mocno się skupiłaś.

-Udało ci się!- krzyknął uradowany Peter. Spojrzałaś na siebie i stwierdziłaś, że rzeczywiście ci się udało. 

Erick:


Od czasu zajścia w kawiarni minęło kilka dni. W sumie to już zdążyłaś o tym zapomnieć. Przypomniał ci jednak o tym pewien przystojny mężczyzna. Przylazł do ciebie do domu. Tak po prostu zapukał i wszedł i do środka.

-Mogę wiedzieć skąd wiesz gdzie mieszkam?- spytałaś gdy ten rozsiadł się na twojej kanapie.

-My mutanci mamy wiele przydatnych zdolności. -stwierdził tajemniczo.

-Co wciąż nie zmienia faktu, że fajnie by było gdybyś sobie poszedł.- wzruszyłaś ramionami.- Słuchaj, uratowałam ci tyłek w kawiarni, ale życie idzie dalej, więc zapomnij o tym i spadaj.

-Ciekawe stwierdzenie, lecz chciałbym ci zaproponować wyjście na kolacje. Pogadalibyśmy sobie...

-I?

-Mam pewną propozycję. Ratowanie świata, rozwijanie umiejętności i te sprawy.  Ale to wszystko na kolacji. Restauracja za rogiem, za dwie godziny.- powiedział i szybko wyszedł. Stwierdziłaś, że i tak nie masz nic interesującego do roboty, a wzmianka o propozycji wzbudziła twoją ciekawość.

Charles:


Przyszłaś na umówione spotkanie. Okazało się, że twoja praca ma polegać na badaniu zmian biologicznych w zaprzyjaźnionych mutantach Charlesa. Zaczęłaś od niego samego. Standardowe badania w jego wypadku, bardzo się przedłużyły, gdyż większość czasu rozmawialiście. Mężczyzna cię rozśmieszał, przez co nie mogłaś skupić się na zadaniu.

-Ładnie ci w tym fartuchu. Może też bym sobie taki kupił?- zagadnął.

-Przestań się wiercić, bo nie mogę tego dobrze przymocować.- powiedziałaś uśmiechając się do niego i przyczepiając elektrody do jego głowy.

-Pójdziemy wieczorem do kina? Mają podobno grać fajny film.- powiedział.

-Jeśli przestaniesz na chwilę mnie zagadywać, to czemu nie.- odparłaś.

-Dobrze. Ale wiem, że tak czy inaczej byś ze mną poszła.- wyszczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu, za co dostał kuksańca w ramię.

Logan:

Od spotkania z mężczyzną minął zaledwie dzień. Najwyraźniej nie traktował cię jak jednorazową przygodę, bo pojawił się następnego dnia w twoim barze.

-Co słychać?- spytał z uśmiechem, wyciągając z kieszeni cygaro.

-Jakoś leci.- powiedziałaś podając mu bursztynowy napój.

-Mam dwa bilety na sztukę do teatru. Chciałabyś pójść ze mną?

-Nie sądziłam, że bywasz w takich miejscach jak teatr.- zaśmiałaś się.- Nie wyglądasz mi na takiego.

-Widzisz? Pozory mylą. W głębi duszy, urodzony ze mnie dżentelmen.- skinął ci głową.- To jak?

-Z chęcią z tobą pójdę.- uśmiechnęłaś się. Jeszcze nigdy, żaden mężczyzna, nigdzie cię nie zaprosił. Uważałaś, że to bardzo miło z jego strony.

Star Lord: 

Tak jak zapowiedział, Peter zjawił się po ciebie i zaprosił na swój statek. Poznałaś wszystkich jego przyjaciół: Gamorę, Draxa, Rocketa i Groota. Zjedliście coś razem i długo rozmawialiście. Czułaś, że najbardziej dogadujesz się z szopem. Rocket okazał się bardzo zabawnym i inteligentnym towarzyszem.

-Zaśpiewasz nam coś?- zagadnął cię Peter.

-Czemu nie. Jeśli chcecie oczywiście.- wzruszyłaś ramionami.

-Tak! Śpiewaj!- krzyknął Drax.

-Jestem Groot!- dołączył się do niego. Tak więc zaśpiewałaś im kawałek piosenki, a gdy skończyłaś, wszyscy zaczęli klaskać.

-Jesteś ziemianką?- spytała Gamora.

-W połowie.- odpowiedziałaś.- Chciałabym zobaczyć twoje kasety Peter. Oczywiście, jeśli to nie problem.

-Jasne, chodź.- Quill zaprosił cię do innej części statku, gdzie znajdowała się jego sypialnia. Siedzieliście tam do wieczora, słuchając jego przebojów i rozmawiając o muzyce. Jeszcze nigdy nie spotkałaś mężczyzny, który tak by się tym interesował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro