after "civil war" - stony
!pietro żyje, był team iron man, infinity war i endgame nigdy się nie wydarzyły, pepper i tony nie chodzili ze sobą nigdy, są przyjaciółmi, wanda i pietro - 1989, tak jak w wandavision!
czyli ten, w którym steve złamał serce tony'ego
poboczne: stragefrost [lokixstephen]
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
*osoba trzecia*
Tony był załamany. Steve go zostawił. Nigdy nie powiedział tego wprost, lecz wybranie Bucky'ego było dla Stark'a jasne. Gdyby Steve go nie okłamał... Gdyby powiedział wcześniej. Właśnie. Rogers wiedział o tym co się stało z jego rodzicami i kto ich zabił, a jednak ukrył to. Tu już nie chodziło o to, że Barnes zabił jego rodziców. Tony doskonale wiedział, że to nie była jego wina. Był kontrolowany przez Hydrę. Ale Rogers go okłamał. Trzask serca Tony'ego był słyszalny w całej Azji. Nie zostało mu nic innego jak zaatakowanie James'a. Tony naprawdę chciał pomóc. Przez te dwa lata, od momentu, w którym Steve wrócił do domu i powiedział, że jego najlepszy przyjaciel żyje, Stark starał się rozwiązać problem z kontrolowaniem Barnes'a, chciał najpierw znaleźć sposób na pozbycie się Hydry z głowy Bucky'ego, żeby mógł ufać własnemu umysłowi, a później go znalezć.
Wszystko przestało się liczyć w momencie, gdy Steve wybrał. Owszem, Tony dalej miał notatki, był blisko rozwiązania problemu, nawet czasami zajrzy do tego zeszytu, ale na co mu to, jeśli Barnes pewno ucieka ze Steve'm i Sam'em.
Po wydarzeniach z 2016 roku, Starkowi udało się załatwić dwuletni areszt domowy dla Clint'a i Scott'a. Wanda i wcześniej wspomniany Sam uciekli ze Steve'm, który się tam włamał. Jednakże Stark ma kontakt z Wandą przez Vision'a. Wiele razy chciał przeprosić Maximoff za zamykanie jej w jednym miejscu, ale nigdy się nie odważył, jednak Vision przekazał, że zrozumiała ona, że Tony chciał jej pomóc.
Po powrocie z Syberii Tony był załamany. Natasha, Rhodey, Pietro i Peter próbowali go przekonać do rozmowy, jednak jedyne co robił Stark to egzoszkielet, aby Rhodes mógł ponownie chodzić oraz co jakiś czas aktualizował stój Parker'a.
Nie udzielał żadnych wywiadów przez rok. Nic dziwnego, zresztą wszyscy dziennikarze mieli idealny temat. "Chłopak Tony'ego Stark'a kryminalistą!", "Steve Rogers vs Tony Stark: dość wybuchowy koniec związku", ale bywały również "Czy Tony Stark ukrywa Kapitana Amerykę?", "Czy możemy ufać Stark'owi? Czy nie jest on takim samym kryminalistą jak Steve Rogers?", które jeszcze bardziej załamywały Tony'ego.
Po roku udzielił w końcu wywiadu, w którym przyznał, że Steve to kryminalista (musiał, chociaż nie chciał). Wywołało to kłótnię z Natashą, która chyba wzięła słowa Tony'ego na serio. Na szczęście po tym jak ochłonęła, porozmawiali jeszcze raz i wytłumaczyli sobie wszystko.
Pietro dalej nie rozmawiał z siostrą. Nie rozumiał - Tony chciał jej pomóc, a ona tak się mu odpłaciła? Był też wściekły na Clint'a, jednak z nim rozmawia, gdyż żona Barton'a i on doszli do wniosku, że już się nie kochają, ale mimo wszystko Clint cierpi, więc Maximoff chce go wspierać i często biegnie do niego w odwiedziny, pociesza go.
*Natasha pov*
Obecnie jestem ze Steve'm i Sam'em, ale i tak martwię się o Tony'ego. Wiele razy myślałam, żeby poradzić się Rogers'a, lecz on sam nie był w najlepszym stanie. Obwinia się o wszystko, a ten wywiad z tamtego roku nie pomaga. Mimo, że powiedziałam mu, że to sekretarz Ross zmusił Stark'a do tego wywiadu, Steve nie słuchał. Jego Tony nazwał go kryminalistą. Chociaż, to już nie jest jego Tony. Nie zerwali wprost, ale obecna sytuacja jest raczej oczywista.
- Jeśli Stark wygląda w połowie źle jak Steve, to ci współczuję. - zaczął Sam.
- Na początku było znacznie gorzej. Polepszyło się jak Thor wrócił na Ziemię, myślę, że tęsknił za nim. Pamiętam, jak raz potrzebowałam coś od Thor'a, ale w jego pokoju Tony spał wtulony w niego. Widziałam, że dopiero co płakał, więc nie przeszkadzałam im.
- Nie chciałem doprowadzić do tego. To nie miała być prawdziwa walka. - westchnął Wilson. - I to, co się stało Rhodey'owi...
- To nie twoja wina, Sam. Od początku powinniśmy posłuchać Vision'a. Wiedział, że to się nie skończy najlepiej. - położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Mam nadzieję, że jednego dnia znów będziemy mogli razem się bawić, pić, wygłupiać. - powiedział.
- Ja też... - westchnęłam. - Sam?
- Hm?
- Myślisz, że się kiedyś pogodzą?
- Mam nadzieję. Pasowali do siebie idealnie.
*2011, kilka dni po wybudzieniu Steve'a, osoba trzecia*
- Kapitanie, myślę, że mogę ci trochę pomóc. - do uszu Steve'a doszedł głos Fury'ego.
- Jak niby? Wszyscy moi przyjaciele nie żyją.
- Cóż, wiem, że byłeś bliskim przyjacielem Howard'a Stark'a. Tak się składa, że jego syn zaczął z nami współpracować kilka lat temu. Mogę was ze sobą poznać.
- Nigdy bym nie pomyślał, że Howard będzie miał dziecko. Jeśli jemu to pasuje, mogę się z nim spotkać. - Nick tylko przytaknął i wyszedł, a Steve wrócił do treningu.
*kilka dni później, Steve pov*
- Co ci ten biedny worek zrobił? - usłyszałem głos za moimi plecami, po tym jak kolejny worek wylądował na drugim końcu pomieszczenia. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem mężczyznę w garniturze. Przyglądałem się jego ślicznej twarzy i ciemnym oczom. - Wiem, że jestem przystojny, ale zaraz będziesz się ślinił, dziadku - zaśmiał się mężczyzna - Tony Stark. - powiedział i wyciągnął dłoń w moją stronę, którą uścisnąłem.
- Steve Rogers.
- Wiem, mój staruszek zawsze o tobie mówił. Więc, Fury mówił, że potrzebujesz z czymś pomocy?
- Właściwie to nie. Chciał, żebyśmy się poznali. - przyznałem, a on westchnął.
- Mógł mi to przecież powiedzieć - mężczyzna wywrócił oczami. O cholera, zapomniałem jak się oddycha. Steven Grant Rogers, jak ty się wyrażasz?!, pomyślałem. Nie moja wina. Coś czuję, że Fury miał rację. Wszystko będzie łatwiejsze z Tony'm u boku. - Jak już tu jestem, to na pewno nie potrzebujesz pomocy z czymś? Telefon, telewizor, ogółem technologia? Może jakiś slang?
- Um, mógłbyś mi z tym w sumie pomóc.
- Świetnie! Ale najpierw weź prysznic, proszę.
- Oh, tak. Chodźmy do mnie. - powiedziałem, a następnie skierowaliśmy się do miejsca, w którym mieszkam aktualnie.
*osoba trzecia*
Z miesiąca na miesiąc, Steve i Tony zbliżali się do siebie coraz bardziej. Już na pierwszym spotkaniu Stark wyznał, że Peggy Carter, przyjaciółka Steve'a jeszcze żyje. Steve w końcu nie czuł się samotny. Miał Peggy, Tony'ego i nawet złapał kontakt z agentką Romanoff.
Wracając do dwójki mężczyzn, po zwerbowaniu do drużyny Avengers, Steve był nadopiekuńczy co do Tony'ego. Traktował go jakby był z papieru i miał się zaraz podrzeć, a zwłaszcza po tym, co się stało w Nowym Jorku. Już po roku zostali parą, a po kilku miesiącach wyszło to w prasie.
*2013, Nowy Jork, Tony pov*
W wieży była właśnie impreza z okazji urodzin Thor'a. Chcieliśmy go troszkę pocieszyć po śmierci brata i jego matki, a zbliżały się jego urodziny, więc zrobiliśmy małą imprezkę. Ale i tak znalazły się jakieś dziewczynki, które podrywały mojego Steve'a. W końcu nie wytrzymałem i podszedłem do nich.
- Jakiś problem? - spytałem ze sztucznym uśmiechem. Co jak co, ale posiadanie firmy nauczyło mnie sztucznego uśmiechania. No i bycie synem Howarda Stark'a też robiło swoje.
- O, Tony. - w oczach Steve'a ujrzałem ulgę. Pewno myśli, że mu pomogę i oczywiście, że to zrobię.
- Nie, nie ma, tylko rozmawiamy - odpowiedziała jedna z dziewczyn.
- Macie wy w ogóle 21 lat? - spytałem je podejrzliwie.
- Wczoraj skończyłam. Koleżanki skończyły wcześniej, więc świętujemy. Przepraszam za nie, są po prostu pijane. - powiedziała najwyższa.
- Możemy pójść do jakiegoś hotelu... - zachichotała jakaś i próbowała dotknąć mojego Steve'a.
- Ej! On - powiedziałem, wpijając się w jego usta - jest zajęty. - dodałem po zakończonym pocałunku i odciągnąłem go od tego stada dziewczyn.
- Ale za to my możemy pójść później na górę - usłyszałem przy uchu szept wyższego i się zarumieniłem.
- Nienawidzę cię - jęknąłem, gdy pocałował mnie w szyję. I, o mój Boże, gdybym tylko wiedział, że ktoś zrobił zdjęcia tych dwóch sytuacji...
*dwa dni później, Tony pov*
- Tony, nie mam nic przeciwko temu, że jesteś gejem, wiesz o tym. - zaczęła Pepper, wchodząc do mojego biura.
- Ale? - spytałem, wiedząc, że kobieta coś zaraz doda.
- Ale musisz uszanować to, że Steve wychowywał się w innych czasach.
- Co Steve ma do tego? Przecież nigdy w prasie otwarcie nie przyznałem, że Kapitan Ameryka jest moim chłopakiem. - zdziwiłem się. Doskonale wiedziałem, że Steve wychowywał się w innych czasach, więc czekałem aż będzie gotowy.
- Tony, ktoś zrobił wam zdjęcia jak się całowaliście. - powiedziała Potts i położyła na moim biurku gazetę, a dokładniej stronę na której był artykuł.
- J-jak to możliwe? - nie mogłem uwierzyć. - Upewniłem się, że będzie jak najmniej osób, poza tymi dziewczynami nie było nikogo obcego. Ja... S-sprawdziłem dokładnie. Nie chciałem, żeby jacyś obcy ludzie jeszcze bardziej dołowali Thor'a... O mój Boże, Pepper, co ja narobiłem? - zacząłem panikować.
- Tony, spokojnie, oddychaj. - kobieta podeszła do mnie. - Powiem Happy'emu, żeby zawiózł cię do wieży, tak? Musisz porozmawiać że Steve'm, okej?
- Mhm. - przytaknąłem.
*godzinę później, Avengers Tower, Tony pov*
Wszedłem do wieży i jak najszybciej poszedłem do pokoju, w którym mieszkam że Steve'm.
- Steve? - spytałem zmartwiony, widząc przekrwione oczy Rogers'a, który siedział na łóżku, trzymając tą gazetę. - Kochanie, tak bardzo cię przepraszam. - usiadłem obok niego i złapałem jego dłonie. - Gdybym tylko wiedział, że ktoś tam będzie robił zdjęcia...
- Tony, to nie twoja wina. - szepnął i pociągnął nosem.
- Znajdę tę gnidę, zrujnuę ich życie-
- Tony...
- Nie. Nie zrujnuję ich życia. Zrujnuję swoje. To moja wina. Nie powinienem... Powinienem pomyśleć o tym, że ktoś tam może się dostać, a zwłaszcza po tych dziewczynach... Boże święty, co ja narobiłem?
- Tony, przestań. - powiedział Rogers stanowczym tonem. - To nie twoja wina, okej? - wyższy w końcu spojrzał mi w oczy. - Gdybym tylko mógł się pogodzić z tym, że wszystko jest teraz inaczej-
- Steve, masz prawo się dziwnie czuć. Zresztą na świecie dalej znajdują się nietolerancyjne gnidy, nie tylko na homoseksualne pary. - powiedziałem. - Wychowałeś się w innych czasach i co z tego, że jesteś tu już trzy lata. Nigdy nie dostosujesz się w 100%, okej? Wiedziałem, że istnieje możliwość, że nigdy nie przyznamy się publice, że jesteśmy parą, byłem na to gotowy- - starszy przerwał mi pocałunkiem. - Za co to? - zdziwiłem się.
- Nie zasługuję na ciebie, Tony. - szepnął większy, przytulając mnie.
- Ty na mnie? Raczej ja na ciebie, ty jesteś idealny.
- Idealny? Płaczę z powodu głupiego artykułu, Tony. - wyższy spojrzał mi w oczy. - Wiem, że naszych przyjaciół to nie obchodzi, że jesteśmy razem, nie mają z tym problemu i tylko to powinno się liczyć. Prędzej czy później to by wyszło, chociaż wolałbym powiedzieć to sam, razem z tobą. - Rogers położył swoją dłoń na moim policzku. - Kocham cię, Tony. I mam to gdzieś, co ludzie pomyślą. - uśmiechnąłem się.
- Ja ciebie też kocham, Steeb. - wpiłem się w jego usta.
*obecnie, osoba trzecia*
Stark wytarł łzy, wspominając wcześniejsze lata. Tak bardzo tęsknił za Steve'm. Owszem, miał ten telefon, mógł zadzwonić, ale się bał. Bał się, że Steve go już nie kocha, a tego serce Tony'ego już nie zniesie.
- Tony? Wszystko w porządku? - spytał Thor, doskonale wiedząc, że nic nie jest w porządku.
- Mhm... Wspomniałem tylko. - odpowiedział Midgarczyk i uśmiechnął się na widok przyjaciela.
- Okej. Idę odwiedzić Loki'ego i Stephen'a. - ah, no tak. Loki i Strange niedawno się zaręczyli, więc Thor idzie im pogratulować. - Chciałbyś może pójść ze mną? - spytał syn Odyna.
- Nie. Nie potrzebują chodzącej depresji. - uwierzcie albo nie, ale Stark i Loki zbliżyli się do siebie przez ten czas. Gdy Thor nie mógł spędzać czasu z Tony'm na początku, Loki robił to chętnie, aby pokazać, że się zmienił. Nikt się nie spodziewał, że syn Laufey'a oraz Tony Stark się zaprzyjaźnią. - Zresztą Loki ma być szczęśliwy, że Strange mu się oświadczył, a nie przejmować się mną. To robi na co dzień. Dzisiaj ma być szczęśliwy. A jak nie będzie to cię zabiję, jasne? - Stark zagroził Thor'owi.
- Oczywiście, malutki - zaśmiał się syn Odyna.
- Nienawidzę cię. - mruknął młodszy i rzucił poduszką w starszego.
- Wiem, że mnie kochasz, Stark. - odpowiedział Thor. - Na pewno nie chcesz pójść? Albo żebym został?
- Na pewno. Dzisiaj macie się uśmiechać, okej? Twój młodszy brat wychodzi za mąż, musisz trochę pogrozić Stephen'owi. W końcu jesteś starszym bratem. - uśmiechnął się Tony, po czym wstał i spojrzał Thor'owi w oczy. - Wszystko w porządku. Możesz iść.
- Okej, ale w razie czego zadzwoń do mnie. - Thor objął niższego, który się chętnie wtulił.
- A kupiłeś w końcu z Bruce'm ten telefon?
- Nie, po co? - Stark się tylko zaśmiał.
- Jesteś niemożliwy. - powiedział mniejszy, po czym uwolnił się z objęć Asgardczyka. - Ale to twój urok. - dodał Stark, siadając z powrotem na łóżku. - Idź już. I pogratuluj im ode mnie. - uśmiechnął się drobniejszy.
- Skoro tak mówisz... Ufam ci, Tony - powiedział syn Odyna, po czym wyszedł.
*impreza zaręczynowa, osoba trzecia*
- Gratuluję, braciszku. - Thor objął młodszego.
- Zniszczysz mi włosy, Thor. - mruknął czarnowłosy, którego twarz była wciśnięta w klatkę piersiową brata.
- Jeśli Strange cię kocha, to będzie cię kochał w roztrzepanych włosach i worku na ziemniaki. - powiedział starszy i potargał włosy Loki'ego.
- Thor!
- Co tu się dzieje? - rodzeństwo usłyszało głos Strange'a.
- Braterskie wygłupy. - powiedział bóg piorunów.
- Zniszczył mi fryzurę. - mruknął Loki, a Stephen się zaśmiał.
- I tak jesteś piękny. - Strange pocałował swojego narzeczonego.
- Zbierasz punkty, Strange. - uśmiechnął się syn Odyna. - Tony prosił, aby przekazać jego gratulacje.
- Podziękuj mu. Jak się czuje? - spytał się Stephen, a Loki wyglądał na zmartwionego.
- Dobrze. I prosił, abyśmy się bawili, a nie myśleli o nim. - uśmiechnął się Thor.
- Ale-
- Nie ma "ale". - Thor przerwał swojemu bratu. - Dzisiaj jest wasz dzień i macie go wspominać dobrze. I uwierzcie mi, z Tony'm jest już coraz lepiej.
- No dobrze - Loki uśmiechnął się lekko. - Ale jutro do niego zajrzę.
- Okej, ale narazie świętujmy to, że mój braciszek wychodzi za mąż! - niekontrolowany pisk opuścił usta Thor'a.
- Boże, Stephen, uciekaj póki możesz - jęknął Loki, a Strange się tylko zaśmiał i objął swojego partnera ramieniem.
- Wytrzymam, jeśli mam taki bonus w postaci ciebie. - szepnął Midgarczyk do ucha Loki'ego, który się zarumienił.
- Okej, Strange, teraz muszę pobawić się w starszego brata. Spróbuj tylko zdradzić Loki'ego albo go skrzywdzisz, czy inne takie. Poznasz wtedy mój gniew - zabójczy wzrok Thor'a przeszywał Strange'a.
- Thor, przestań. - zachichotał Loki, a Thor uśmiechnął się głupio.
- Twoja mina Stephen... To jest powód, dla którego żyję - zaśmiał się najstarszy.
*dom Clint'a, Tony pov*
- Hej, Clint. - powiedziałem do mężczyzny, który siedział na kanapie. Tak, w końcu wyszedłem z wieży. Oczywiście, wcześniej umówiłem się z mężczyzną.
- O, hej, Tony. Jak się czujesz? - spytał.
- Um, nie rozmawiajmy o mnie. Co u ciebie? Wiem, że ty i Laura... - usiadłem obok niego.
- Nie kochamy się już, ale wciąż... Boli - szepnął, a ja go przytuliłem.
- Przykro mi. - wtuliłem się w niego.
- Tony, przepraszam cię. Po prostu... Uważałem, że Steve ma rację, przedstawił to wszystko z najgorszej strony, ale później jak miałem czas, aby pomyśleć... Chciałeś dobrze, chciałeś dalej chronić ludzi i to był jedyny sposób na tamten moment. Nawet Nat podpisała. - powiedział Barton, obejmująć mnie ramionami, a ja westchnąłem.
- Nie musisz przepraszać. Nigdy nie miałem ci tego za złe. - uśmiechnąłem się. - Oglądamy jakiś film?
- Mhm, komedia?
*kryjówka Steve'a i Sam'a, Sam pov*
- Steve, musimy porozmawiać - powiedziałem, siadając obok starszego. - Nie możesz mieć wiecznego doła.
- Tony nazwał mnie-
- Natasha mówiła nam wiele razy, że sekretarz Ross zmusił go do tego. Tony wcale tak o tobie nie myśli, okej? Jestem pewien, że dalej cię kocha.
- Zostawiłem go. Złamałem jego serce. Sam, ja byłem w stanie go zabić. - szepnął Rogers.
- Co? Jak to "byłeś w stanie go zabić"? - zdziwiłem się. Steve nigdy mi o tym nie mówił.
- Włączył mi się jakiś dziwny tryb bronienia Bucky'ego. Gdyby nie to, że Tony miał taki przerażony wzrok, zabiłbym go, Sam. Jak ja mu spojrzę teraz w oczy? - Rogers zaczął płakać. Chciał zabić Tony'ego? Steve, ty idioto, pomyślałem i westchnąłem, obejmując go swoimi ramionami.
- Musicie w końcu porozmawiać, Steve. Musisz mu to powiedzieć, widzisz co się stało, kiedy go okłamałeś. - powiedziałem cicho. Zdecydowanie muszą porozmawiać.
- Sam, ja go zraniłem. On już nie jest mój. A ja go tak bardzo kocham.
- Jestem przekonany, że on ciebie też, ale bez rozmowy się nie dowiesz.
- Nawet gdyby, to jak mam z nim porozmawiać? Tylko stąd wyjdziemy i już nas namierzą.
- Może tak powinniśmy to zrobić. Na pewno będą kazać Tony'emu nas przesłuchać. Dajmy znać Nat, niech to wygląda jakby nas znalazła.
- Jesteś pewien? Pójdziemy siedzieć.
- Wszystko, żebyś przestał myśleć, że Stark cię nie kocha.
- A co z Wandą? I Bucky'm?
- Bucky jest w Wakandzie, to decyzja T'Challi czy go wyda, czy nie, a z Wandą możemy powiedzieć, że daliśmy jej wolną rękę i nie mamy z nią kontaktu.
- No dobrze. Zadzwoń do Nat.
*Avengers Tower, Natasha pov*
- Co chcecie zrobić? - szepnęłam, wchodząc do swojej sypialni, która była jednym z niewielu pomieszczeń bez kamer. - Sam, to nie jest dobry pomysł. Oczywiście, że Tony dalej kocha Steve'a. A co z Bucky'm i Wandą? Ugh, niech wam będzie. Uprzedzę Tony'ego i Bruce'a, ktoś musi udawać, że was namierzył. Nie, Tony jest u Clint'a, Pietro właśnie po niego pobiegł, bo już późno. Czemu pobiegł? Bo tak jest szybciej, geniuszu. - odpowiadałam Wilson'owi. Ta dwójka zwariowała, zostawić ich samych... - Powiem im jak Tony i Pietro- nieważne, już wrócili. - powiedziałam, słysząc głosy Maximoff i Stark'a. - Wyjdźcie dosłownie na sekundę, tylko po to, żeby FRIDAY was znalazła. - dodałam, po czym się rozłączyłam się i poszłam do Tony'ego. - Tony, chodź do lab'u, FRIDAY powiadom Bruce'a, aby do nas dołączył. Pietro, pomóż proszę Peter'owi z wypracowaniem, bo jesteś w tym dobry, a dzieciak siedzi już kilka godzin nad pustym Word'em. - uśmiechnęłam się do Sokoviańczyka.
- Agentko Romanoff, doktor Banner zmierza do lab'u. - usłyszałam głos FRIDAY. Zabawę czas zacząć, pomyślałam i wraz z Tony'm udaliśmy się na miejsce.
- Więc tak - zaczęłam, gdy weszliśmy do lab'u, gdzie już czekał Bruce - Steve i Sam będą się poddawać. Wyszli dosłownie na sekundę, aby FRIDAY ich namierzyła. - powiedziałam spokojnie.
- Czemu teraz? Po tylu latach? - spytał Bruce.
- Nie wiem, chyba mają dosyć ukrywania się. - skłamałam. - Tony? Wszystko w porządku? - spytałam się, gdyż Stark milczał.
- Tak, tylko... Czemu teraz? Co z Wandą? I z James'em? - spytał Anthony.
- Nie wiem, mówili tylko o sobie. Musimy jednak udawać, że ich znaleźliśmy, to my musimy ich wprowadzić. Musimy wziąć kilka osób z drużyny.
- Zgoda. - powiedział Tony, a ja i Banner spojrzeliśmy na niego zaskoczeni. - Bruce, powiadom Ross'a za jakiś czas, jak już będzie za późno, aby nam "pomógł" Oh, i jakbyś mógł, proszę zawiadom Vision'a, w razie czego niech udaje, że złapał Wandę, nie wiem, co odwali Wilson'owi i Rogers'owi.
- Jesteś pewien, Tony? - spytał Bruce.
- Tak. Nat, zawiadom Pietro, Thor'a, Peter'a, Strange'a i Loki'ego. Ruszamy za godzinę. - powiedział chłodno Stark i wyszedł z lab'u.
- Pewna jesteś, że to dobry pomysł? - spytał Banner.
- Nie, ale oni to zrobią bez naszych historyjek czy z nimi. - Bruce tylko westchnął.
*dwie godziny później, Londyn, Tony pov*
Nie mogłem w to uwierzyć. Za niedługo zobaczę Steve'a. Całą drogę quinjet'm rozmawiałem z Loki'm i Thor'em, aby zabić czas i nie wpaść w panikę. Czemu nagle teraz chcą się poddać? Co z Wandą? Wydadzą ją? Gdzie jest Barnes?
- To tutaj. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Natashy.
- Gotowy? - usłyszałem sokoviański akcent Pietro za moimi plecami.
- To tylko misja, Pietro. - zaśmiałem się cicho. - Muszę tylko się skupić, jak zawsze. Peter, sklej im ręce, jak tylko będziesz mógł. - powiedziałem do Parker'a.
- Dobrze, panie Stark. - powiedział nastolatek. Chwilę później byliśmy w środku i Pete ich skleił.
- To nie było potrzebne - usłyszałem głos Steve'a.
- Nie masz tu nic do gadania. Ciesz się, że nie powiadomiłem sekretarza od razu. - powiedziałem oschle. - Pietro, przebiegnij się proszę i zobacz czy napewno nie ma James'a. Nie chce mi się wierzyć, że zostawił swojego ukochanego Bucky'ego. - Sokoviańczyk przytaknął.
- Tony, mówiłam ci, Barnes jest gdzie indziej- - zaczęła Romanoff, ale ja jej przerwałem.
- Nat, przecież mogli cię okłamać. W końcu to natura Rogers'a. Loki, Stephen, załadujcie ich proszę na zabierzcie ich do quinjet'a, Thor, Nat, pomóżcie mi przeszukać to miejsce. Pete, idź z Loki'm i Stephen'em, proszę.
*quinjet, osoba trzecia*
- Szczerze mówiąc, Stark przyjął to lepiej niż myślałem. - powiedział Stephen do swojego narzeczonego, sadzając Wilson'a na fotelu.
- Ja myślałem, że Tony odpuści sobie to z wiadomych powodów. - Loki szarpnął lekko Steve'm, aby usiadł.
- Oh, nagle jesteś z tymi dobrymi? Skąd mamy mieć pewność, że nie grozisz im? - Rogers dogryzł Loki'emu.
- Z całym szacunkiem panie Rogers, ale pan Loki z pomocą pana Thor'a poskładał pana Stark'a do kupy, po tym jak pan złamał mu serce. - odezwał się do tej pory milczący Peter. Loki miał tylko spuszczoną głowę. - Poza tym, to nie była wina pana Loki'ego. Broni pan swojego przyjaciela, a jak już ktoś inny to nie? - Parker zaczął się nakręcać.
- Peter, spokojnie. Myślę, że Steve zrozumiał. - odezwał się Strange. - A jak nie, to pomogę mu zrozumieć. - zagroził.
- Możemy wracać, nie ma tam niczego i nikogo. - powiedział Tony, wchodząc z resztą do quinjet'a. - Loki, wszystko w porządku? - spytał Stark, zauważając, że syn Laufey'a jest trochę przygaszony.
- Tak. - Loki podniósł głowę i uśmiechnął się. - Wracamy? - Natasha, która stała za Tony'm, przytaknęła.
*Avengers Tower, Tony pov*
- Stark! Czemu nie powiadomiłeś nas od początku?! - krzyknął sekretarz Ross, kiedy tylko mnie zauważył.
- Bo tak sobie wymarzyłem. Teraz wybacz mi, ale muszę ich przesłuchać. - uśmiechnąłem się sztucznie i pociągnąłem Steve'a do pokoju, gdzie tylko ja mam dostęp do kamer. - Więc... - usiadłem na przeciw niego. - Co tutaj robicie?
- Postanowiliśmy się poddać. - odpowiedział mi.
- Gdzie jest Barnes?
- Nie wiem - ja się tylko zaśmiałem.
- Rogers, co jak co, ale kłamać to ty nie potrafisz. Co tu robicie i gdzie jest Barnes? Macie zamiar wydać Wandę?
- Nie mamy zamiaru wydać Wandy. Daliśmy jej wolną rękę, gdy tylko dotarliśmy do Europy. - nie kłamał. To jest dokładnie to co powiedziała Wanda do Vision'a, zresztą potrafię powiedzieć, gdy Steve kłamie.
- Kiedy to było?
- Jakoś tydzień po tym jak pomogłem im uciec.
- Mhm... A dwa poprzednie pytania?
- Powiem ci gdzie jest Bucky, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Nie mam zamiaru. Chcę mu pomóc, w porównaniu do ciebie nie łamię obietnic. - powiedziałem, patrząc mu w oczy.
- Jest w Wakandzie - szepnął Steve.
- Oh... - byłem tam wiele razy... - Czemu tu jesteście?
- Musiałem cię zobaczyć. Tony, ja cię dalej kocham.
- Gdyby to był jedyny powód, nie poddalibyście się.
- Chciałem cię zabić.
- C-co? - mój głos się załąmał.
- G-gdyby nie twój przerażony wzrok, z-zabiłbym cię. - z naszych oczu poleciały łzy. - Wiem, że jestem potworem... Ja... Boję się patrzeć ci w oczy, skrzywdziłem cię, porzuciłem... Przepraszam, Tony... - Rogers nie wytrzymał i popłakał się. I szczerze? Sam byłem bliski płaczu. - Ale chcę, żebyś wiedział, że żałuję... Tony, ja cię dalej kocham. Bycie tak daleko od ciebie tak bardzo boli...
- Dziękuję za twoją szczerość - szepnąłem. - Ciągle byliście w Londynie?
- Tony-
- Proszę, odpowiedz.
- Nie. Wcześniej w Berlinie, ale Ross prawie nas znalazł.
- Co? Nigdy nam o tym nie wspomniał. - zdziwiłem się. Ross miał nas informować o każdym najmniejszym szczególe.
- Może pomyślał, że nie musi, skoro nas tam nie było.
- Miał nam mówić o najmniejszym szczególe.
- Oh...
- Wiesz, że jesteś idiotą? Jeśli chciałeś porozmawiać, wystarczyłoby powiedzieć Nat. Zgodziłbym się. - szepnął.
- Naprawdę? - spojrzał mi w końcu w oczy. Do tej pory unikał mojego spojrzenia.
- Mhm. A tak to teraz ty i Sam pójdziecie siedzieć, i nie wiem czy uda mi się załatwić wam areszt domowy. - powiedziałem.
- Wcześniej w quinjecie Loki był smutniejszy, bo dogryzłem mu. Nie mam zamiaru już cię okłamywać. - powiedział szybko Rogers.
- Jesteś naprawdę głupi, wiesz? - zaśmiałem się. - Ale będę musiał sprawdzić później czy nie dotknęło go to mocniej niż na pięć minut.
- Przeproś go ode mnie. Peter ma rację, każdy może się zmienić.
- Tak zrobię. - nie mogłem się powstrzymać i gdy podniósł się, abym mógł go skuć, ja wstałem, podszedłem do niego, stanąłem na palcach, a następnie pocałowałem go. Uśmiechnąłem się przez pocałunek, gdy odwzajmenił. - Też cię dalej kocham, idioto. Zrobię wszystko, abyście mieli jak najłagodniejszą karę, Steeb.
- Nie zasługuję na ciebie, Tony.
a/n zakończenie mi się nie podoba, ale chciałam, aby zakończyło się happy end'em, a wena już pakowała walizki c;
więc tak zakończyłam, miłego wieczoru <3
słowa: 4172
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro