Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One shot #6 Spider-Man

Nie było rozdziałów, bo jestem kupom. <---- notka sprzed roku, postanowiłam ją zostawić.

Endżojcie!

***

Spadałam. To koniec. Zaraz walnę o ziemie a moje flaki rozbryzną się na pół dziedzińca szkoły. Poczułam uścisk w talii. To już? Myślałam, ze będzie bardziej boleć, albo mniej... Otworzyłam oczy.

- Czy anioły nie powinny mieć skrzydeł? - powiedział nieco stłumionym przez maskę głosem.

- Oddałam skrzydła w zastaw za kebaba - starałam się zażartować w panice.

- Jaki sos? - zapytał podejrzliwie odstawiając mnie nie dachu pobliskiej kamienicy.

- Ty tak serio? - Podniosłam jedną brew. - Ostry, jeśli już chcesz wiedzieć.

- Ty serio jesteś idealna - powiedział po czym się odwrócił. - Może kiedyś uda nam się zjeść razem. Trzymaj się z dala od kłopotów i uważaj na siebie! - krzyną wypuszczając pajęczynę z nadgarstka.

Stałam na dachu przez chwilę i wpatrywałam się jak znika. Na początku kierował się w stronę Brooklynu jednak po dłuższym czasie skręcił na Queens.

- Dziwny ten Spider-Man... - mruknęłam i zaczęłam schodzić drabiną przeciwpożarową. Po czym wzięłam taksówkę i udałam się do domu.

Na podjeździe spotkałam mamę w szlafroku z papierosem w ręku.

- Gdzie byłaś? Martwiliśmy się... - zgasiła go w pośpiechu i przytuliła mnie. - Tata pojechał cię szukać. Widziałam wszystko w telewizji, wasza szkoła ma jakiegoś pecha do tych ataków. Może powinnaś ją zmienić?

- Nie mamo, to zwykły przypadek - powiedziałam jak zwykle udając rozsądną. W normalnych okolicznościach bym ją zmieniła, ale nie mogłam. Za dużo bym straciła.

- Idź, odpocznij. Nic ci chociaż nie jest? Peter dzwonił zapytać się cze jesteś i czy wszystko z tobą w porządku.

- Zadzwonię do niego - odpowiedziałam wchodząc do domu.

Przechodząc przed kuchnię zgarnęłam jabłko ze stołu i poszłam na górę do siebie. Byłam zmęczona. Szkołą, udawaniem różnych osobowości i dzisiejszym dniem. Jednak najbardziej męczyło - a paradoksalnie dodawało mi najwięcej energii - polowanie na pająka. Z każdym dnim byłam bliżej odkrycia kim jest.

- Wow ty chyba masz obsesję na punkcie tego gościa - powiedział znajomy mi głos.

- Siedź cicho Parker. Dziś zobaczyłam dokąd pomyka na tych swoich pajęczynkach. - Spojrzałam na ścianę z notkami, zdjęciami, wycinkami z gazet połączonych całą siecią gumek i nitek w różnych kolorach. - Udał się w stronę Queens. Już trzeci raz w tym tygodniu. Wiesz co to znaczy?

- Że mają tu dobre pizzerie?

- Nie... Że gdzieś tu musi być jego baza! - powiedziałam z oczywistością w głosie. Wiedziałam, że żartuje. Zawsze to robi.

- Nie odpuścisz?

- Nigdy. - Uśmiechnęłam się zadziornie.

- Więc chociaż na chwilę usiądź i ze mną zjedz - powiedział z uśmiechem po czym wyjął zza pleców dwa zawiniątka w folii aluminiowej. - Z ostrym, tak jak lubisz.

- Wołowina?

- Nawet lepiej: PODWÓJNA wołowina.

- Jesteś najlepszy. - Przytuliłam go i zaczęłam konsumpcję tureckiego przysmaku. - Pająk stał się bardziej śmiały wiesz?

- W jakim sensie? - spytał mój przyjaciel w pełną buzią.

- Zaprosił mnie dziś na kebaba. Znaczy nie do końca zaprosił, to była bardziej sugestia umówienia się. Gdybym tylko wiedziała kim jest... od razu bym się z nim umówiła! - powiedziałam z nadzieją w głosie. - Oczywiście tylko po to by wiedzieć kto ukrywa się pod maską! - sprostowałam.

- Jasneee... - zaśmiał się Parker. Jednak ja widziałam, że coś go trapi. Wiedziałam też, że mi nie powie.

***

Może być? Stara Sev mogła wypaść z wprawy po roku nieobecności, więc proszę o wyrozumiałość! ^^

Co tam u was? Coś mnie ominęło?

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro