Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One shot #4 Quicksilver

Dla elainee96 oraz KlaudiaSzkudlarek605 😉❤

No to jedziem :D Endżoj!

***

-Rhodey może byś tak ma mnie poczekał. -dotknęłam komunikatora i powiedziałam.

-Nic z tego młoda!

-Nich cię szlag!

Biegłam w stronę jednego z myśliwców S.H.I.E.L.D.

To był najszybszy sposób abym mogła dostać się do latającej Sokovii i wesprzeć Avengers. Mam nadzieję, że tata się trzyma. Wyposażona tylko w łuk i strzały, wsiadłam do odrzutowca i go odpaliłam.

-Tutaj Fate. Proszę o zgodę na start.

-Fate, masz zgodę na start. -usłyszałam w słuchawce.

Wyleciałam z hangaru Helicarriera i ruszyłam w stronę miasta. Z zawrotną prędkością minęłam War Machina i Iron Mana, zestrzeliłam parę robotów i wylądowałam na pozostałościach parkingu. Szybko wysiadłam gotowa do walki.

-Katherine? Nie miałaś zostać w domu? -zapytał się Steve.

-Jak Barton się dowie to będziesz miała szlaban do końca życia. -stwierdziła Natasza.

-Jeżeli przeżyję. -uśmiechnęłam się.

-Clint? -Cap dotknął komunikatora w uchu.- Nie, ale mamy małą pomoc. Sprowadź bliźniaków na północną część miasta i... -nie dokończył. Przerwał mu podmuch i wesoły okrzyk Scarlet Witch.

-Kate! -uścisnęła mnie.

-Wanda! -odwzajemniłam. Kątem oka spojrzałam się na Pietra i uśmiechnęłam.

-Przyleciałaś nam pomóc? -zapytała.

-Nie, zrobić wam kawę! Oczywiście, że pomóc! -wyszczerzyłam się.

-Nie chcę przerywać, ale nadciąga kolejna fala. -Wdowa spojrzała się w stronę budynków.

-No to jedziemy... -szepnęłam pod nosem i naciągnęłam cięciwę.

Strzeliłam w pierwszego lepszego. Nie byłam tak uzdolniona jak Sokół, ale nadrabiałam szybkością i liczbą strzał.

Pietro pobiegł walczyć "na froncie" tak jak Kapitan i Wdowa, ja z Wandą bardziej wspierałyśmy ich z oddali. Co nie znaczy, że nie dochodziło z nimi do kontaktu fizycznego. Gdy kilku udało się przedrzeć, osłaniałyśmy swoje plecy. Cały czas obserwowałam pole bitwy czekając, aż Clint się pojawi. W końcu nastała ta upragniona chwila.

-Poradzisz sobie chwilę sama? -zapytałam zestrzeliwując jeszcze jednego blaszaka.

-Pewnie. Leć.

Pobiegłam w stronę ojca ciągle strzelając. Gdy byłam jakieś dziesięć metrów od niego, jakaś puszka zaszła go od tyłu. Szybko wyciągnęłam strzałę, wycelowałam i strzeliłam. Udało mi się go uziemić, a jednocześnie zwrócić uwagę Bartona.

-Miałaś zostać na farmie!

-Nudziło mi się!

-Więc postanowiłaś ryzykować życie?

-Postanowiłam wam pomóc.

-Kate... może i nie jesteś moją biologiczną córką ale nie pozwolę ci zginąć!

-Ty mi? Chyba ja tobie!

Roboty przestały chwilowo nacierać, więc znów się zebraliśmy. Podczas mojej krótkiej wymiany zdań z łucznikiem dołączył do nas Thor.

-Trzymacie się? -zapytał Cap.

-Kto się trzyma ten się trzyma... -powiedziała Wanda majstrując przy ramieniu swojego brata.

-Co jest? -zapytałam.

-Nie to nic... -zaczął.

-Postrzelili go. -przerwała mu bliźniaczka.

-Daj. -powiedziałam i wzięłam jedną ze strzał.- Może trochę zaboleć. Gotowy? -spojrzałam mu w oczy a on przytaknął. Guzikiem otworzyłam szczypce i powoli wsadziłam je do dziury po kuli.

-Sssssssss... -syknął z bólu.

-W węża się bawisz czy co? -zażartowałam. Po chwili wyjęłam kulę, a rana wyglądała o wiele lepiej.

-Dzięki. -uśmiechnął się.

-Nie ma sprawy. -odwzajemniłam.

Staliśmy tak chwilę w ciszy, nie wiedząc że oczy wszystkich są w nas wlepione.

-Dobra starczy tego! -Clint wpakował się w środek.- Mamy jeszcze sporo roboty do wykonania.

Usłyszeliśmy szum. Tak brzmi Helicarrier.

-Co tak długo? -krzyknęłam do słuchawki.

-Mieliśmy gościa.

-Więc to jest Tarcza? -zapytał Pietro pełen podziwu.

-To jest coś, czym Tarcza powinna być. -odpowiedział Steve.

Ze statku zaczęły wylatywać szalupy ratunkowe.

-Wsadźcie tam tyle cywili ile się da. Jazda! -wszyscy przyjęliśmy komunikat Furego i rozeszliśmy się. Cap z Taszą na wschód, Clint z Thorem na zachód, a ja z bliźniakami Maximoff na południe.

-Pietro, sprawdź czy w tamtych budynkach ktoś nie został. -rozkazała Wanda.

Chłopak popatrzył się chwilę na mnie. Skinęłam głową i pobiegł.

-Lubi cię. -stwierdziła.

-Nie ciężko to zauważyć.

-Teren czysty. -po chwili szybkonogi był obok.

-Świetnie. -dotknęłam urządzenia w uchu.- Jak sprawy u was?

-Bądźcie jak najszybciej przy rdzeniu. -usłyszałam Tonego.

-Przyjęłam. Do rdzenia biegiem!

Pietro podniósł Wandę i pobiegł. Ruszyłam w tamtą stronę, ale po kilku sekundach znów był przy mnie.

-Mogę? -zapytał. Kiwnęłam głową i zdążyłam poczuć tylko wiatr. To były sekundy. Mgnienie oka i już staliśmy przy jakiejś skrzynce. Wszyscy. Na horyzoncie pojawił się Ultron.

-To wszystko co potrafisz? -krzyknął Gromowładny.

*mały time skip*

Natasza pobiegła za Brucem, Wanda pilnowała rdzenia, Steve z Thorem stali przy szalupach, Clint upychał wszystkich do środka, a ja z Pietrem szukaliśmy reszty niedobitków. Gdy stwierdziliśmy, że wszyscy są bezpieczni wróciliśmy do punktu zbiórki.

-To wszyscy. -złożyłam raport Kapitanowi.

-Świetnie. W takim razie...

Nie dokończył. Usłyszeliśmy strzał. Steve zasłonił mnie tarczą. Obejrzałam się. Zobaczyłam Clinta z chłopcem na rękach. Czas jakby spowolnił. Miałam ochotę tam pobiec, ale uścisk Kapitana mi to uniemożliwił. Jedyne co mogłam z siebie wydobyć to krzyk.

Samolot odleciał. Podążyłam za nim wzrokiem. To był mój myśliwiec. Ale kto... Ultron! Gdy tylko uścisk Cap'a się rozluźnił, pobiegłam w tamtą stronę. Zamiast Bartona, na ziemi leżał Pietro. Jego koszulka z niebieskiej stała się czerwona. Był podziurawiony od kul. Padłam obok. Nie oddychał, nie mrugał, nie ruszał się. Odszedł. Na zawsze. Nie zdążyłam nic mu powiedzieć.

***

Mam nadzieję, że się podobało ^^

A teraz wybaczcie, ale muszę zniszczyć Jotunheim :D

Żart... mam wywiadówkę xD

Żegnam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro