Wycieczka do Stark Tower... Czyli co może pójść nie tak (1)
Wycieczka do Stark Tower, czyli co może pójść nie tak, cz. 1!
Opowiadanie to zostanie podzielone na 2/3 części - wolicie żeby pojawiły się jedna po drugiej czy były przerywane rozdziałami Chatu? Jeszcze muszę nad tym pomyśleć ;P
Obiecałam wam to opowiadanie dość dawno, ale... ^^' Mam nadzieję, że wybaczycie i że się tym zadowolicie! :D
Mam zapisane trochę projektów, pomysłów na shoty, ale żebym miała tyle czasu co chęci na pisanie :c Cierpliwość to rzecz święta, także możecie uznać się za świętych w oczekiwaniu na kolejne shoty XD
Nie przedłużam, zapraszam na relaks! :D
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
To tylko szkolna wycieczka, co może pójść nie tak?
Peter westchnął, gdy uświadomił sobie bezsens tego pytania. Odkąd został ugryziony przez radioaktywnego pająka, wycieczki szkolne nie należą do jego ulubionych form spędzania czasu. Dodatkowo Flash od momentu wejścia do autobusu nie chciał się zamknąć i cały czas powtarzał, czego to on nie zrobi, by udowodnić, że staż Parkera jest mitem.
Jednak nie to było najgorszym problemem młodego bohatera. Thomson mógł sobie gadać, ile chciał. Spiderman miał to w głębokim poważaniu, mimo że zaczynało to już być męczące. Główną zmorą Petera było miejsce, do którego wyruszyła dziś jego klasa – Stark Tower. Jeszcze kilka miesięcy temu zapewne skakałby z radości, mogąc się tam wybrać, ale teraz... Znał tę wieżę bardzo dobrze. Przychodził tu praktycznie codziennie, a gdy nie przesiadywał na piętrze mieszkalnym Avengersów lub w laboratorium pana Starka (często z samym panem Starkiem), lubił chodzić na piętra, gdzie mógł pracować z innymi stażystami. Większość dobrze go tu znała, więc istniało duże prawdopodobieństwo, że jeśli któryś z nich go zobaczy, nieświadomie skompromituje go przed całą klasą. Ned i MJ uważali, że to utarłoby Flashowi nosa, ale Peter nie był co do tego przekonany. Chciał tylko spokojnie przeżyć te kilka godzin, lecz podświadomie czuł, że coś się wydarzy. Znając Tony'ego i resztę jego dziwnej, czasami przygłupiej rodzinki, Parker może spodziewać się wszystkiego.
Dwa dni temu chciał ubłagać May, by pozwoliła mu zostać w domu, ale jego ciocia stwierdziła, że ma za dużo nieobecności w szkole, więc jednym sprawnym ruchem podpisała zgodę na wycieczkę. Chłopiec jęknął wtedy w duchu, przeczuwając, że ten klasowy wypad będzie jedną wielką katastrofą. Teraz to uczucie jeszcze bardziej dawało o sobie znak.
Kiedy autobus zajechał na wyznaczone miejsce, a ludzie zaczęli z niego wychodzić, Peter miał ochotę wtopić się w siedzenie. Złe przeczucie było wręcz nie do zniesienia. Był pewien, że jego przygłupia rodzina go ośmieszy. Tylko co mogą zrobić? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Clint wykorzysta swoje bomby, Sam powie jakiś głupi suchar albo postanowi rzuć w niego ciastem (a przecież Peter nie będzie mógł użyć pajęczych zdolności by tego uniknąć, jak to zawsze robi podczas Prank War!), Wanda nazwie go publicznie „Bubu", a Natasha to Natasha, jest nieprzewidywalna. Może chociaż Steve i Bucky niczego nie odwalą... Bo to, że pan Stark już ma jakiś plan, jest pewne. Tony nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał takiej okazji do ośmieszenia swojego stażysty.
Peter w końcu wyszedł z autobusu, przeklinając w duchu swoje szczęście. Spośród tylu nowojorskich miejsc, ich klasa musiała jechać akurat do Stark Tower! Jakby nie mogli wybrać jakiegoś muzeum czy wystawy naukowej... Przecież na pewno jakaś była! I w ogóle jakim cudem dostali pozwolenie na zwiedzanie wieży pana Starka? Parker znalazł na to tylko jedno logiczne rozwiązanie – Tony zrobił to specjalnie. Musiał wiedzieć, że to klasa Petera.
- I co, Penis, gotowy na wyjawienie prawdy o twoim niby-stażu? – Flash podszedł do bruneta i szturchnął go ramieniem.
- Ile razy mam ci powtarzać, że mój staż jest realny? – Westchnął młody bohater, mając dość zaczepek Thomsona.
- Ta, a Czarna Wdowa jest moją narzeczoną.
Oj, gdyby Nat to usłyszała..., pomyślał Peter, wyobrażając sobie wszelkie możliwe tortury, jakie Natasha zafundowałaby Flashowi.
- Zamknij się wreszcie, bo tak ci z buzi jedzie, że nawet ja tu czuję ten smród – odezwała się nagle MJ, totalnie niezwracająca uwagi na otoczenie, czytając jedną ze swoich dziwnych książek.
Widząc minę zdębiałego Thomsona, stojący obok Petera Ned nie zdołał powstrzymać cichego parsknięcia. Parker, gdyby tylko był w humorze, pewnie poszedłby w ślady przyjaciela, ale wizja pranków ze strony Avengersów nie napawała go zbytnim optymizmem.
- A ty, przegrywie, wyluzuj. – Michelle podniosła na chwilę wzrok znad kartki papieru i posłała mu znudzone spojrzenie. – Wyglądasz jakbyś szedł na ścięcie.
- Po części tak się czuję – mruknął Peter, kierując się wraz z resztą klasy do Stark Tower.
Gdy przekroczyli drzwi wejściowe, większość uczniów oraz pan Harrington zdębieli. Jedynie Peter i MJ nie byli podekscytowani. Parker przecież był stażystą samego Ironmana i przychodził tu praktycznie codziennie, a MJ to... MJ. Trudno jej czymkolwiek zaimponować. Ned, mimo że przychodził tu z Peterem kilkukrotnie, wyglądał tak, jakby miał zaraz paść na zawał.
- To takie niesamowite, po prostu cudowne!
- Ned, byłeś tu ze mną w zeszłym tygodniu – westchnął Peter, w ogóle nie zdziwiony zachowaniem przyjaciela.
- Ale to wciąż takie cool i w ogóle!
Przez kilka sekund Parker stał w bezruchu, przyglądając się zachwytowi na twarzach pozostałych osób. On widział ten hol już tyle razy, że nawet przestał zwracać na niego uwagę.
- Przepraszam, wy jesteście zapewne z Midtown High? – Dobiegł ich głos młodej dziewczyny siedzącej za blatem recepcji.
- Ach, tak, tak. – Pan Harrington podszedł do niej i odpowiedział na kilka jej pytań.
Uczniowie w tym czasie wciąż rozglądali się wokół, zapewne mając nadzieję na spotkanie kogoś sławnego.
- Muszę was zawieść, ale Avengersi są w części mieszkalnej i rzadko kiedy schodzą na niższe piętra.
Wszyscy jak na zawołanie odwrócili się i ujrzeli młodego, średniego wzrostu chłopaka, który dziarskim krokiem szedł w ich stronę.
- Jestem Jake. – Przedstawił się. – Będę waszym przewodnikiem.
O cholera, o cholera!
Peter znał Jake'a – był stażystą na trzecim roku studiów. Rozmawiali kilkanaście razy i pokazywali sobie nawzajem wymyślone przez siebie projekty. Parker schował się za Nedem, nie chcąc, by jego starszy kolega go zauważył.
- Widzę, że was nauczyciel już ma dla was identyfikatory! – Jake szeroko się uśmiechnął i wziął do ręki plakietki. – Będę was po kolei wyczytywał, a wy podchodźcie i zabierzcie znaczniki ze swoim nazwiskiem.
Znaczna część uczniów już miała swoje znaczniki. Oglądali je z zachwytem, jakby nigdy w życiu nie trzymali równie cennej rzeczy.
- Michelle Jones. – Wyczytał Jake, a MJ podeszła do niego i sprawnym ruchem założyła identyfikator na szyję.
- Peter Parker. – Gdy Jake zobaczył Petera, serdecznie się do niego uśmiechnął i wyciągnął rękę w jego stronę, klepiąc go po ramieniu. – No proszę, nie sądziłem, że przyjdziesz tu na wycieczkę szkolną, młody.
- Błagam, nie teraz. – Szepnął Peter, dziękując w duchu za to, że większość jego klasy wciąż zachwycała się plakietkami. – Nie chciałem tu przychodzić, ale nie miałem wyboru. Nie zawstydzaj mnie, proszę. – Parker odebrał swój znacznik. - Już i tak wystarczy, że pan Stark coś planuje, jestem tego pewien.
- Ohoho, czyli zapowiada się ciekawa wycieczka. – Jake usilnie próbował nie parsknąć śmiechem. – Spoko, specjalnie cię nie wydam.
Peter kiwnął mu głową w geście podziękowania, po czym podszedł do Neda i MJ, którzy stali kilka metrów dalej. Michelle wciąż wyglądała na niewzruszoną, za to Leeds gdyby mógł, skakałby ze szczęścia pod sufit.
- Kolo, ale czad! Nasze własne plakietki! Wcześniej wchodziliśmy bez nich!
Rzeczywiście, o tym Peter nie pomyślał. Friday miała go w pamięci, więc mógł wchodzić do Stark Tower o każdej porze dnia i nocy. Nigdy nie potrzebował identyfikatora. Teraz jednak, gdy tak patrzył na swój znacznik, z przerażeniem stwierdził, że różni się on kolorem od tych, które mają jego przyjaciele.
Spokojnie, Peter, to na pewno poziom, którzy mają tutejsi stażyści. Nie ma się czym przejmować.
- Teraz każdy z was przejdzie przez bramkę. – Jake zrobił to jako pierwszy.
- Jake Powers, poziom szósty, stażysta. – Rozległ się mechaniczny, kobiecy głos.
To wywołało ogromne poruszenie wśród uczniów Midtown High, a nawet pana Harringtona.
- Spokojnie, to tylko Friday, sztuczna inteligencja skonstruowana przez pana Starka. Śmiało, możecie przechodzić.
Jako pierwsza przeszła Betty.
- Betty Brant, poziom pierwszy, gość. Miłego zwiedzania.
Zewsząd dało się słyszeć ochy i achy. Peter jednak był niewzruszony. Bardziej stresował się tym, jaki poziom będzie miała jego plakietka. Piąty? A może szósty? Nawet jeśli ktoś z klasy by go o to pytał, to przecież mówił, że ma tu staż. Ma więc usprawiedliwienie. Kto wie, że Flash wreszcie by mu uwierzył i przestał nazywać kłamcą?
- Michelle Jones, poziom pierwszy, gość. Miłego zwiedzania.
Peter wziął głęboki wdech i szybkim krokiem przeszedł przez barierkę. Nic się przecież nie może stać, prawda?
- Peter Parker, poziom dziesiąty, stażysta. Witaj w domu, Peter. Pan Stark został właśnie powiadomiony o twoim przybyciu. Miłego dnia.
Parker zamarł. Poczuł, że zrobiło mu się gorąco, a pot zaczął spływać nie tylko po jego czole, ale też plecach. Cholera, cholera, jest źle! Jest tragicznie!
- Dzięki, Friday... - wymamrotał.
Nagle zorientował się, że wszystkie rozmowy między jego znajomymi z klasy ucichły. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich, nawet pana Harringtona. Jak z tego najlepiej wybrnąć?
- Parker, co to ma znaczyć? Zhakowałeś sztuczną inteligencję Tony'ego Starka? – Flash jak zwykle nie potrafił trzymać języka za zębami. Musiał wtrącić swoje trzy grosze.
- Czyżby Peter nie mówił wam, że ma tu staż? – Jake natychmiast wziął sprawy w swoje ręce. Podszedł do Parkera i położył mu dłoń na ramieniu.
- Ale skoro jest tu stażystą, to dlaczego ma najwyższy poziom? – dopytywał Brad.
- Bo on nie jest zwykłym stażystą. – Jake z powagą spojrzał na uczniów z Midtown. – Jest stażystą pana Starka, to logiczne, że ma wyższy poziom wstępu. W końcu jakoś musi dostać się do jego laboratorium.
- Masz wstęp do laboratorium Tony'ego Starka?! – Alice nie mogła powstrzymać zdumienia.
Peter skinął głową, dziękując w duchu Jake'owi za jego szybką reakcję.
- Dobra, czas leci! – Jake klasnął w dłonie. – Jeśli chcemy się ze wszystkim wyrobić, pora ruszać. A, jeszcze jedno. Ważność tych identyfikatorów wygasa dziś o 16:00, także nawet nie macie co myśleć o ponownym wejściu tu. No chyba że kiedyś dostaniecie tu staż, wtedy zapraszam! A teraz w drogę!
Podeszli do windy. Peter cały czas czuł na sobie pytające i zszokowane spojrzenia kolegów i koleżanek z klasy. Wiedział też, że Flash wierci wzrokiem dziurę w jego plecach, ale nie odwrócił się. Skoro teraz już wszyscy mu wierzą, może Thomson wreszcie się od niego odczepi.
- Podzielimy się na dwie grupy – odezwał się Jake, wciskając przycisk przy windzie. – Pierwsza pojedzie ze mną, druga z panem Harringtonem. Proszę się nie martwić, wszystko powiem Friday, także ona od razu zabierze was na właściwe piętro.
Takim oto sposobem, Peter znalazł się w grupie pierwszej. Stał wciśnięty w kąt między MJ a ścianą. Próbował myśleć o czymś miłym, ale świadomość, że pan Stark już wiedział o jego przybyciu do wieży, napawała go ogromnym stresem. Czego się spodziewać? Jakiego dowcipu? Z czyjej strony? Parker jęknął w duchu, zdając sobie sprawę, że jest w poważnym bagnie. Znajdował się właśnie w jaskini lwa, a ten lew na sto procent nie zamierzał mu odpuścić.
Drzwi windy prawie bezszelestnie się otworzyły, a uczniowie wraz z Jakem z niej wysiedli. Odeszli kilka kroków na bok, by na spokojnie poczekać na drugą grupę, nie zawadzając przy tym innym.
- Stark Tower jest niesamowite – odezwał się Ned. – Nieważne, ile razy bym tu nie był, efekt jest wciąż cool.
- Uważaj, bo zaraz dostaniesz zadyszki z tej podniety.
MJ, mimo że wciąż nie było widać po niej oznak zainteresowania, schowała książkę do plecaka i rozglądała się po korytarzu. Zauważając pytające spojrzenia swoich przyjaciół, wzruszyła ramionami.
- No co? Jak już tu jestem, to warto wiedzieć co i jak.
Peter uśmiechnął się pod nosem. Cała MJ. Nawet jeśli coś jej się podoba, nie przyzna się do tego i będzie udawała niezainteresowaną. Jednak gdy się ją bliżej pozna, gdy ona pozwoli komuś się do siebie zbliżyć, można zauważyć delikatne gesty i spojrzenia, świadczące o jej zaciekawieniu.
Kiedy druga grupa bezproblemowo dołączyła do pierwszej, Jack podszedł do dużych, metalowych drzwi.
- Czas na punkt drugi naszego zwiedzania! – Oznajmił.
- A co z punktem pierwszym? – spytał Thomas, jeden z największych klasowych kujonów.
- No jak to co? Winda wam się nie podobała?
W odpowiedzi dało się słyszeć kilka chichotów. Jake był dość osobliwą osobą, o czym Peter doskonale wiedział. Lubił żartować, był śmieszkiem, ale gdy trzeba było, w stu procentach skupiał się na pracy. Potrafił też szybko załagadzać sytuację, co udowodnił przy przechodzeniu przez bramki.
- Za tymi drzwiami jest muzeum. – Uniósł dłoń, tym samym zatrzymując wszelkie pytania, jakie uczniowie chcieli zadać. – Macie czterdzieści minut na oglądanie, potem będzie czas na pytania. W muzeum jest część poświęcona zarówno każdemu z bohaterów, jak i wydarzeniom z Nowego Jorku w 2012 roku czy tak zwanej „wojnie domowej". Miłego oglądania.
Uczniom i panu Harringtonowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Niemal od razu wbiegli do sali, rzucając się do wystaw swoich ulubionych Avengersów. Peter, Ned i MJ weszli na końcu, na spokojnie oglądając każdą ekspozycję.
- Wow, to pierwsza tarcza Kapitana Ameryki! – Ned prawie przykleił nos do szyby, chcąc lepiej widzieć eksponat. – Zachowano ją jeszcze z czasów II wojny!
- Ta wersja to kicz – mruknęła MJ, nie okazując tarczy większego zainteresowania. – Obecna jest sto razy lepsza.
- Ale od czegoś Kapitan musiał zacząć – odpowiedział Ned.
- I tak to jest najlepsza część wystawy. – Michelle stanęła przed witryną, za którą umieszczony został pierwszy kostium Czarnej Wdowy. Tuż obok stała ekspozycja dotycząca Scarlett Witch. – Kobiety rządzą, przegrywy.
- Ej, jest nawet wystawa o Spidermanie! – Zawołała jakaś dziewczyna z drugiego końca sali.
- Pete, nie chwaliłeś się, że masz tu własną wystawę. – Zachichotał Ned, po czym dodał – Ale czad!
- Nawet o niej nie wiedziałem – odszepnął Parker, czując jak duma ogarnia jego ciało. To się nazywa zostać docenionym! – Rzeczywiście czad.
Chodzili tak po pomieszczeniu przez następne pół godziny, podziwiając każdą witrynę. Peter oczywiście już tu wcześniej był, ale nigdy wcześniej z przyjaciółmi, więc cieszył się, mogąc poznać ich zdanie i opinie na temat ekspozycji. Neda zachwycało praktycznie wszystko – począwszy od starego odtwarzacza muzyki Quilla, przez stare metalowe ramię Bucky'ego, aż do pasma długich włosów Thora. Podczas zwiedzania tego muzeum zewsząd dało się słyszeć ochy i achy pozostałych uczniów, nawet Flasha (zwłaszcza przy wystawie dotyczącej Spidermana). Pan Harrington z kolei prawie połowę czasu spędził przy witrynach o Ironmanie i Brucie Bannerze. Każdy znalazł coś dla siebie, łącznie zostało zrobionych chyba z milion zdjęć, ale koniec końców wszyscy byli zadowoleni z pierwszego (a właściwie drugiego) punktu programu.
- Jeśli macie jakieś pytania o muzeum, teraz jest na to jedyna taka okazja! – Jake po raz kolejny tego dnia posłał uczniom szeroki uśmiech.
- Kto był pomysłodawcą? – spytał Brad.
- Tony Stark – odpowiedział Jake, bez chwili wahania.
- Skąd miał te wszystkie rekwizyty? – Kolejne pytanie padło ze strony Betty.
- Część z nich odkupił, część Avengersi dobrowolnie oddali na wystawę.
Jake odpowiedział jeszcze na kilka pytań, a następnie wyprowadził wszystkich z sali.
- Naszym kolejnym punktem programu są laboratoria. – Zapowiedział stażysta, zwracając na siebie uwagę grupy. – Oczywiście nie wejdziemy do wszystkich, bo dnia by nam nie starczyło, ale jestem pewien, że będziecie zachwyceni tym co zobaczycie! Zapraszam, za mną!
Nie przeszli jednak nawet pięciu metrów, bo z korytarza obok wyszły osoby, na widok których wszyscy dosłownie zamarli. Peter miał ochotę zapaść się pod ziemię. Chciał schować się za Nedem i MJ, by nadchodzące postacie go nie zobaczyły, ale było za późno.
- Peter! Czemu chowasz się za swoim przyjacielem?
Dziewczyny, gdyby nie były w totalnym szoku, zapewne zaczęłyby piszczeć. W sumie kto by tak nie zrobił, widząc że w ich stronę kieruje się sam wielki, potężny Thor wraz z Lokim u boku?
- Wcale się nie chowam. – Peter chciał coś jeszcze dodać, ale donośny głos boga piorunów znów rozległ się po korytarzu.
- Co tu robisz tak wcześnie? Zwykle przychodzisz o późniejszej porze.
Bogowie zdawali się w ogóle nie zwracać uwagi na pozostałych, którzy wpatrywali się w nich z zachwytem i szokiem wypisanych na twarzach. Dlaczego tak znane osoby zwracają się do Parkera, jakby był ich najlepszym kumplem?
- Jestem na wycieczce szkolnej – odpowiedział Peter, modląc się, by podłoga jakimś cudem go wchłonęła. Czy pojawienie się Thora i Lokiego to część planu pana Starka?
- Wycieczka szkolna do własnego domu? – Loki uniósł brew w geście zdziwienia. – Midgardczycy mają naprawdę dziwne zwyczaje.
- Słuchajcie, naprawdę was lubię i w ogóle... Ale moglibyście sobie już pójść?
- Parker, jak ty się odzywasz do bogów? – Flash uderzył Petera w ramię. Chyba jednak użył do tego zbyt dużo siły, bo brunet cicho jęknął, odruchowo łapiąc się za bolące miejsce.
- Jak śmiesz, ty nędzny prostaku, zwracać się tak do Petera? – W ręku Lokiego ni stąd, ni zowąd pojawił się jego ulubiony sztylet. – I do tego go uderzyłeś!
- Chłopcze, jeśli chcesz żyć, radzę ci zaprzestać takiego zachowania. – Ton głosu Thora drastycznie się zmienił – wcześniej był pogodny, a teraz słychać w nim było grozę. – Jeszcze raz zobaczę, że traktujesz tak Starksona, nie będę powstrzymywał swego brata przed skrzywdzeniem cię.
- P-Przepraszam p-panów... - Thomson cofnął się o kilka kroków, przerażony nagłą zmianą humorów dwóch najsławniejszych bogów. Czemu ta dwójka tak bardzo broni Parkera?! I co za Starkson?
- Pete, czeka cię dziś jeszcze kilka niespodzianek. – Loki posłał Peterowi tajemniczy uśmiech, w wyniku którego Parker zbladł, czując, że nadciągają jeszcze większe kłopoty. – A na razie życzę miłego dnia.
Typowy Loki. Wie, że coś ci grozi, że jesteś w bagnie, ale ani myśli pomóc. Do tego życzy „miłego dnia", po czym jak gdyby nigdy nic odchodzi.
Gdy bogowie weszli do windy, Jake podszedł do Petera i poklepał go po ramieniu.
- To będzie naprawdę interesująca wycieczka. – Zaśmiał się. – W życiu nie byłem na lepszej!
- Też chciałbym bawić się tak dobrze jak ty – bąknął Parker, czerwieniąc się po uszy ze wstydu. Palące jego plecy spojrzenia kolegów z klasy wcale nie pomagały mu się uspokoić.
- Peeeteee – zaczęła Julia. – Nie mógłbyś następnym razem poprosić Thora o autograf dla mnie?
- I dla mnie! – Dodała Cindy, podchodząc do Parkera.
- A znasz Kapitana Amerykę? – zapytała Caroline. – Zrób dla mnie jakieś jego hot zdjęcie!
- Wystarczy, wystarczy! – Jake znów uratował sytuację, widząc jak niezręcznie czuje się jego młodszy kolega. – Naszym następnym punktem programu są laboratoria. Idziemy więc teraz do windy, znów podzielimy się na dwie grupy, a następnie zaprowadzę was do dwóch laboratoriów, gdzie wraz z przyjaciółką opowiem wam o naszej pracy. A teraz do windy marsz!
Parker odetchnął z ulgą. Nie był przyzwyczajony do takiej atencji, zwłaszcza ze strony dziewczyn. Zawsze był tylko nieśmiałym nerdem, na którego mało kto zwracał uwagę, a tu nagle cała klasa chce, by wziął dla nich podpisy lub zdjęcia Avengersów. Tego było zdecydowanie za dużo, a to nawet nie połowa wycieczki!
- Dzięki – powiedział Peter, kierując się do windy.
- Nie ma sprawy, młody. – Zaśmiał się przewodnik. – Swoją drogą to ci współczuję. Z tego co widzę bycie ulubieńcem pana Starka nie zawsze jest takie fajne.
- Jak widać. – Westchnął brunet. – Te „niespodzianki", o których wspomniał Loki raczej nie będą dla mnie zbyt miłe.
- Pożyjemy, zobaczymy. – Jake po raz kolejny tego dnia klepnął go w ramię. – Muszę ci jednak podziękować. Mimo że pracuję tu od roku, pierwszy raz miałem okazję z tak bliska zobaczyć nie dość że Thora, to jeszcze jego brata!
Peter w odpowiedzi posłał mu lekki, ale za to szczery uśmiech. Jake'owi coś się należy za to ratowanie go z opresji. Może po wszystkim młody naukowiec powinien spytać swojego mentora, czy Powers może na chwilę odwiedzić część mieszkalną Avengers? Pan Stark raczej nie będzie miał nic przeciwko.
Wsiadł do windy, tym razem stojąc w niej między ścianą a Nedem.
- Koleś, to było niesamowite – szepnął Leeds, wciąż zachwycając się sytuacją sprzed kilku chwil. – Thor był tak blisko! A na dodatek Loki groził Flashowi! To zdecydowanie będzie najlepsza wycieczka ever!
- Może dla ciebie – odszepnął Peter, wciąż czując na sobie spojrzenia reszty osób w windzie.
Wiedział, że gdy tylko ta wycieczka się skończy, cała szkoła dowie się o tym, że jego staż jest prawdą. Nie zdziwiłby się, gdyby w poniedziałek przekroczył próg budynku i od razu został zasypany prośbami o wzięcie autografów od Avengersów. Już nie będzie cichym, nikomu niezawadzającym kujonem. Będzie na ustach wszystkich i tego się najbardziej bał. Co innego, gdy ludzie mówią na głos o Spidermanie – miejscowym bohaterze, a od niedawna też członku Avengers. Ale Peter Parker? Ten zwykły, cichy dzieciak nagle miałby się stać gwiazdą Midtown High? Nie chciał tego. Nie chciał tych wszystkich tłumów, chcących się z nim zakolegować tylko po to, by poznać Mścicieli.
Będę musiał porozmawiać z panem Starkiem o jego „niespodziankach", pomyślał.
- Aż czuję ogromną chęć narysowania cię teraz w moim notatniku – odezwała się nagle MJ, która cały czas bacznie go obserwowała z przeciwległego kąta windy. – Wyglądasz tak, jakby ci samochód psa potrącił.
Peter już chciał coś odpowiedzieć, ale przerwały mu otwierające się drzwi elewatora.
- Nasze piętro, wysiadać! – Jake ponaglił grupę do stanięcia pod ścianą korytarza. – Poczekamy na drugą falę i zaraz wam powiem o zasadach panujących w laboratorium.
Kilkanaście sekund później cała grupa stanęła przed Powersem, oczekując dalszych informacji. Peter nie słuchał – miał te zasady w małym palcu. Najchętniej to poszedłby do swojego pokoju, rzucił się na łóżko i nałożył słuchawki, zapominając o świecie. Niestety nie było mu to dane. Nagle odezwał się jego pajęczy zmysł. Gdy usłyszał głośny śmiech dochodzący zza zakrętu, wiedział już, że ma przechlapane. Wyczuł, że coś, a raczej ktoś, zbliża się w jego stronę, ale przecież nie mógł zrobić uniku – gdyby to zrobił, zdradziłby swoją sekretną tożsamość.
- Hej, puść mnie! – krzyknął tylko, kiedy jeden z korzeni Groota oplótł go w pasie i podniósł kilkanaście centymetrów nad ziemię.
- Jestem Groot! – odpowiedziało drzewko, wyraźnie zadowolone ze swojego dowcipu.
Pięknie! Jeszcze tylko ich tu brakowało...
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Polsat time!
Czas na reklamy, do zobaczenia po przerwie! XD
RIP Peter Parker
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro