Przyjęcie
Uwaga, uwaga!
Dziś postanowiłam opublikować one-shota, którego napisałam już jakiś czas temu :D
Tym razem na wesoło, żadnych tematów depresyjnych ;P Tak, brawo ja! XD
Liczę na wasze wsparcie i na to, że ten shocik nałoży uśmiechy na wasze twarze :D
Miłego czytania! <3
P.S z lekka długie ;P
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Przepraszam, ale może pan powtórzyć?
- Powiedziałem, że idziesz dziś ze wszystkimi na przyjęcie organizowane przez sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych.
Tony Stark stał przy biurku w pokoju Petera i z uśmiechem na twarzy oznajmił mu tę jakże wspaniałą nowinę.
- Ale po co?
- Już zapowiedziałem, że się tam pojawisz, oczywiście jako mój osobisty stażysta. – Stark włożył ręce do kieszeni i odwrócił się w stronę wyjścia. – To dla ciebie szansa na nowe doświadczenie, Peter.
Po tych słowach opuścił pokój swojego podopiecznego, wesoło pogwizdując pod nosem.
Raczej na totalną kompromitację, pomyślał Parker, głośno przy tym wzdychając. Wciąż nie rozumiał, czemu pan Stark chciał koniecznie zabrać go na ten bal. Nie nadawał się na przyjęcia, nigdy na żadnym nie był! Dodatkowo dochodzi fakt, że będą tam same ważne osoby: właściciele innych firm, sam sekretarz obrony, prawdopodobnie też pozostali sekretarze... A do tego on – nieśmiały chłopak, który totalnie nie ma pojęcia o takich rzeczach i nie wie, jak powinien się zachowywać. Nie widział się w takim towarzystwie. Wprawdzie będą tam Avengersi, ale to Petera niewiele podnosiło na duchu. Trenowanie z nimi a pójście w ich towarzystwie na tak ważny bal to zupełnie dwie różne rzeczy.
Parker dobrze sobie radził jako Spiderman. Tony był z niego dumny, a to już w zupełności mu wystarczało. Chłopiec zdecydowanie bardziej wolałby walczyć z jakimiś kryminalistami, niż iść na to przyjęcie. Wizja walki wydawała się dla niego być znacznie łatwiejsza.
- Nie ma mowy, ja tam nie idę – mruknął do siebie.
Tylko co by tu zrobić, żeby nie pójść?
Udawanie choroby nie wchodziło w grę, bo F.R.I.D.A.Y natychmiast doniosłaby panu Starkowi o fałszywym bólu głowy czy kaszlu. Peter właśnie dostrzegł minus w mieszkaniu w bazie Avengers – nie dość, że kamery są tu na każdym kroku, to jeszcze nowych członków jego rodziny nie tak łatwo wykiwać. Pewnie z ciocią poszłoby mu łatwiej. Ba! May w ogóle nie zaciągałaby go na żadne przyjęcia.
Skoro fałszowanie choroby czy omdlenia odpada na samym wstępie, Peterowi pozostaje jedna opcja – ucieczka. Wiedział, że pan Stark pewnie będzie na niego wściekły jak się zorientuje, ale chłopak naprawdę nie miał ochoty iść na ten bal. Bał się. Zwyczajnie się bał, że poprzez brak przygotowania palnie jakąś głupią gafę czy też skompromituje nie tylko siebie, ale i pana Starka, czy kogoś z Avengersów.
Peter wyszedł ze swojego pokoju i rozejrzał się wokół, obserwując, czy na korytarzu nie czai się zagrożenie w postaci któregoś z członków Mścicieli. Najbardziej obawiał się Natashy i Bucky'ego – jako byli szpiedzy i zabójcy natychmiast potrafili wykryć kłamstwo. Kiedy Parker stwierdził, że nikogo na horyzoncie nie widać, cicho odetchnął z ulgą.
- F.R.I.D.A.Y? – spytał, lekko unosząc głowę w stronę sufitu.
- Tak, Peter? – Usłyszał damski, mechaniczny, ale przyjemnie brzmiący głos.
- Jakby ktoś pytał, gdzie jestem, to powiedz, że wyszedłem na chwilę do sklepu.
- Dobrze, ale pamiętaj o dzisiejszym przyjęciu. Szef chciałby, byś wrócił na czas. Poinformować go o twoim wyjściu?
- Nie! – Podniósł lekko ton głosu, ale od razu cicho odchrząknął. – Nie, nie trzeba.
Gdyby pan Stark się dowiedział o tym wyjściu, Peter nie miałby najmniejszych szans na opuszczenie wieży.
F.R.I.D.A.Y już więcej się nie odezwała. Peter prześlizgnął się w stronę schodów, a gdy upewnił się, że są puste, zaczął nimi schodzić na niższe piętra. Mógł wprawdzie skorzystać z windy, ale obawiał się, że mógłby trafić na któregoś z Avengersów – na ogół winda jest częściej używana niż schody.
Udało mu się zejść niezauważenie kilka pięter w dół, ale nagle zauważył na najbliższej ścianie cień świadczący o tym, że ktoś się zbliża. Momentalnie wskoczył na sufit i zaczął się modlić o to, by nikt go tu nie zauważył. Kilka sekund później przeszedł pod nim Sam, sprawdzający coś w telefonie. Gdy Falcon zniknął z jego pola widzenia, Peter zeskoczył na podłogę i znów zaczął się kierować schodami w dół. Szedł tak kilka minut, aż w końcu zostało mu tylko kilka pięter do przejścia. Akurat znajdował się na poziomie, na którym były laboratoria dla stażystów i uśmiechnął się do siebie, zadowolony ze swojego prawie udanego sukcesu, gdy za plecami usłyszał znajomy głos.
- Mogę wiedzieć, dokąd to się wybierasz?
Peter przełknął głośno ślinę i powoli się odwrócił. Widząc Anthony'ego Starka stojącego kilka metrów od niego i to w dodatku ze skrzyżowanymi ramionami, wiedział, że jego sytuacja nie wygląda najlepiej.
- Do sklepu – powiedział, starając się, by jego głos nie drżał. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że jest fatalnym kłamcą, o czym Natasha już kilkukrotnie go uświadomiła, jednak miał nadzieję, że jakimś cudem jego mentor łyknie tę nieprawdę.
Cała ta bańka nadziei prysła, gdy Peter zobaczył, że brew Starka wędruje ku górze. Nie uwierzył mu.
- Skradając się? – Gdy Tony zrobił krok w jego stronę, Parker automatycznie się cofnął. – Co w takim razie chcesz kupić?
- A takie tam... Wie pan. – Peter zaśmiał się pod nosem, ale był to śmiech wynikający z nerwów.
- No właśnie nie wiem, może mnie oświecisz?
Spiderman wiedział już, że jego sytuacja jest beznadziejna. Patrzył na swojego idola w milczeniu, modląc się przy okazji o jakiś cud. Nie wiedział, co ma robić – uciekać czy stać w miejscu?
- Em... - Zaczął, nerwowo drapiąc się po karku. – Może ja już...?
- Chcesz zwiać, by nie iść na przyjęcie. – Bardziej stwierdził niż zapytał Tony. – Nie ma takiej opcji.
Cholera, cholera, cholera!
Kiedy słynny Iron-Man zrobił kolejne trzy kroki w jego stronę, Peter rzucił się do ucieczki, chcąc dotrzeć do wyjścia zanim któryś z Mścicieli go złapie. Skręcił gwałtownie w jeden z korytarzy, a następnie jeszcze bardziej przyspieszył swój bieg, chcąc zgubić swojego opiekuna.
Tak, Tony Stark jest prawnym opiekunem Petera. Ciocia May wyjechała na dwumiesięczny rejs, który wygrała na loterii, a do jej powrotu zostały jeszcze trzy tygodnie. Gdy tylko Iron-Man usłyszał w jakiej sytuacji znalazł się Peter, poszedł do jego mieszkania i na spokojnie porozmawiał z May. Ta, po dłuższym zastanowieniu się, doszła do wniosku, że podczas jej nieobecności Peter powinien mieć drugiego opiekuna prawnego. Gdyby go nie znalazła, nie pojechałaby na tę wycieczkę. A odpoczynek jej się należał, jak mało komu. Takim oto sposobem Peter przeprowadził się na dwa miesiące do Avengers Tower i nie minęło dużo czasu nim poczuł się jak w domu. Więcej czasu spędzał w laboratorium z panem Starkiem, gdzie razem pracowali między innymi nad własnymi strojami, a także, co było dla niego wyjątkowo miłe, zyskał sympatię pozostałych członków Avengers. Szybko stali się dla niego rodziną.
Teraz jeden z członków nowej rodziny Petera gonił go po wieży, a sytuacja chłopca z sekundy na sekundę robiła się coraz gorsza.
- Wracaj tu, gówniarzu!
Parker ani myślał się odwracać, ani tym bardziej zatrzymywać. Potajemnie wciąż liczył na to, że uda mu się dotrzeć do wyjścia.
Wbiegł tylnym wejściem do jednego z laboratoriów w których pracowali stażyści. Ci posłali mu zdziwione spojrzenia, a gdy spostrzegli, przed kim młodzieniec ucieka, stanęli w bezruchu, kompletnie oniemiali tym co właśnie działo się na ich oczach – sam słynny Tony Stark gonił swojego osobistego ucznia.
Peter chciał wybiec z tego pomieszczenia, ale akurat gdy był przy głównych drzwiach, te otworzyły się, ukazując mu kilka znajomych twarzy. Chłopak w ostatniej chwili zdążył ominąć swojego najlepszego przyjaciela, Neda, który tak jak reszta klasy, wpatrywał się w niego w osłupieniu.
Wycieczka. Szkolna wycieczka do Avengers Tower! Peter totalnie o niej zapomniał. Udało mu się ubłagać pana Starka, by na nią nie iść, ale przez to całe zamieszanie z przyjęciem sprawa wycieczki wyleciała mu z głowy. Czy może być jeszcze gorzej?
Szatyn nie chciał się zatrzymywać. Pragnął stamtąd jak najszybciej uciec. Przeszkodził mu jednak znajomy głos, którego w tamtej chwili naprawdę wolał nie słyszeć.
- Parker? Co ty tu, kurwa, robisz?
Flash Thompson nigdy nie lubił Petera. Od kilku lat go gnębił i wykorzystywał każdą możliwą okazję, by się z niego naśmiewać. Oczywiście ze stażem też mu nie wierzył. Sądził, że to zwykła bujda, którą Peter wymyślił, by ściągnąć na siebie uwagę innych.
- Peter, przecież miałeś nie jechać na wycieczkę. – Kolejny zdziwiony głos dobiegł do uszu chłopca. Tym razem należał on do pana Harringtona
Spiderman już miał coś powiedzieć, gdy przerwał mu donośny, lekko poirytowany głos Tony'ego Starka.
- PETERZE BENJAMINIE PARKERZE!
Cała klasa jak na zawołanie podskoczyła, słysząc ten nagły, głośny krzyk. Gdy nastolatki zobaczyli, kto idzie w ich stronę, zewsząd dało się słyszeć ochy i achy, a także ciche szepty.
„O mój boże, sam Tony Stark"
„To nasz szczęśliwy dzień"
„Cindy, trzymaj mnie, chyba jestem w ciąży"
„Skąd on zna Petera?"
„Brat mi nie uwierzy"
Peter zamknął oczy, mając nadzieję, że gdy znów je otworzy, znajdzie się u siebie w pokoju, a do tej całej sytuacji nie dojdzie. I pomyśleć, że chciał tylko uciec przed pójściem na niechciane przyjęcie...
Takie szczęście mógł mieć tylko Parker.
- Może mi teraz łaskawie wyjaśnisz, co ty sobie myślałeś, próbując uciec? – Stark skrzyżował ramiona, bacznie wpatrując się w swojego podopiecznego.
- No bo ja... - zaczął Peter, ale tak naprawdę nie wiedział co powinien dalej powiedzieć.
Czuł na sobie zdziwione spojrzenia całej klasy i starał się za wszelką cenę nie patrzeć nikomu w oczy. Co robić, co robić?
- Przepraszam, ale czy mój uczeń w jakikolwiek sposób panu w czymś przeszkodził? – Odezwał się pan Harrington. Nie do końca jeszcze rozumiał zaistniałą sytuację.
- I co tu robi nieproszony? – Flash jak zwykle musiał wtrącić swoje trzy grosze.
- Nieproszony? – Tony uniósł jedną brew. Peter, znając swojego mentora, wiedział, że nie jest on zadowolony z tego pytania. – Jest tu jak najbardziej mile widziany. W końcu to mój osobisty stażysta.
Na te słowa uczniowie znów zaczęli coś między sobą szeptać.
„Więc to jednak prawda"
„Parker naprawdę ma tu staż!"
„Zazdroszczę mu"
„Flash to chuj"
Ned i MJ tylko się uśmiechnęli, bo już od jakiegoś czasu znają tajemnicę Petera
- Peter, po raz ostatni powtarzam, że pójdziesz na to przyjęcie, czy tego chcesz czy nie.
Parker westchnął głośno, czując, że jego szanse na wyjście z wieży prawie całkowicie zniknęły.
- F.R.I.D.A.Y, Peter Parker ma zakaz samodzielnego opuszczania tego budynku. – Te słowa Iron-Mana sprawiły, że szatyn dosłownie zamarł. – Nie dopuść do tego, by stąd wyszedł bez mojej zgody. Ten zakaz obowiązuje do czasu aż sam go nie odwołam.
- Przyjęłam, szefie.
- Nie- Nie może pan! – Młody bohater oburzył się. Jego szanse na spokojny wieczór właśnie legły w gruzach.
- Ależ mogę, to w końcu moja wieża.
- To nie fair – jęknął Peter, zdając sobie sprawę, że ma przechlapane. – Specjalnie nie poszedłem na tę wycieczkę, by mieć dzień wolny, a pan postanowił zabrać mnie na ważne przyjęcie!
Usta miliardera wykrzywiły się w złośliwym uśmieszku. Wtedy Parker coś sobie uświadomił.
- Zaraz... - Jego oczy się rozszerzyły. – Pan to zrobił specjalnie! Pozwolił mi pan nie iść na wycieczkę i zaplanował to wyjście wieczorem, razem z innymi!
Uśmiech filantropa jeszcze bardziej się poszerzył, co tylko utwierdziło chłopca w tym, że ma rację.
- Zaraz, Peter idzie z panem na jakieś przyjęcie? – Jeden z chłopaków z klasy Petera odważył się zabrać głos. – I co to za inni, o których mówił?
- Avengersi – odpowiedział Stark, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Po raz kolejny uczniowie z Midtown High zaczęli między sobą szeptać.
Peter rzucił przygnębione spojrzenie swojemu przyjacielowi, który w odpowiedzi powiedział cicho: „Koleś, to niesamowite!". Parker wcale nie czuł się niesamowicie. Nie dość, że skompromitował się przed całą klasą, to jeszcze jego pójście na wieczorne przyjęcie jest pewne.
- Macie w klasie wyjątkowo uzdolnionego geniusza – odezwał się Tony, po kilkusekundowej ciszy. Podszedł do swojego „stażysty" i położył mu rękę na ramieniu. Niby zwyczajny gest, ale Peter poczuł jak starszy mężczyzna lekko ściska jego bark, każąc mu stać w miejscu. – Myślę, że już wystarczająco przeszkodziliśmy w zwiedzaniu. Idziemy, młody.
Po tych słowach przeniósł swoją rękę na przedramię młodszego i, nie czekając na jego odpowiedzieć, pociągnął go za sobą, ignorując spojrzenia pozostałych nastolatków, wciąż nie mogących uwierzyć w to, co właśnie się zadziało.
- G-Gdzie? – Peter, zrezygnowany, podążył za swoim mentorem.
- Do sklepu, kupić ci nowy, porządny garnitur.
Peter westchnął cicho, ale bez słowa dał się poprowadzić do samochodu.
~~~
Kupowanie garnituru z Tonym Starkiem nie należało do najłatwiejszych zadań pod słońcem. Pan Stark ma dobry gust, ale też jest bardzo bogaty, więc pojechał z Peterem do jednego z najdroższych sklepów w Nowym Jorku. Parker oczywiście się tego spodziewał, ale nie sądził, że ceny tam będą aż takie wysokie. Co rusz dostawał do ręki nowe garnitury i szybko się w nie przebierał, po czym pokazywał się w nich swojemu mentorowi. W końcu, po kilku godzinach męczarni, obaj zdecydowali się na klasyczny, czarny garnitur, buty, ciemny krawat i kilka białych koszul. Gdy Peter z wybranym kompletem podszedł do kasy, Tony doniósł dodatkowo dwa inne garnitury.
- Panie Stark, po co panu one?
- Och, one są dla ciebie. – Iron-Man wyjął z kieszeni portfel i z trzymaną w ręku kartą kredytową oparł się o ladę. – Na przyszłość. Jestem pewien, że kiedyś ci się przydadzą.
Łączna suma dla nastolatka była ogromna, ale Tony w ogóle się nią nie przejął. Gdyby ktoś go okradł, miliarder pewnie by nawet nie zauważył, że takie pieniądze zniknęły z jego konta.
Mężczyźni wyszli ze sklepu z trzema torbami. Za wszelką cenę starali się nie zwracać na siebie uwagi, ale Tony Stark to w końcu Tony Stark – praktycznie każdy by go prędzej czy później rozpoznał. Tak też się stało. Jakaś kobieta najpierw zatrzymała się na środku chodnika, jakby nie wierząc w to, kogo przed sobą widzi, aż w końcu ruszyła przed siebie jak z kopyta, zapewne chcąc wziąć autograf.
- Do samochodu, już! – szepnął Tony, lekko popychając Petera w stronę auta.
Parker nie czekał na ponowną komendę. Zapewne gdyby szybko stąd nie odjechali, zbiegłby się wokół nich spory tłum ludzi, a to ostatnia rzecz, na jaką nastolatek miałby ochotę. No, może oprócz tego nieszczęsnego przyjęcia.
Po półgodzinie dojechali z powrotem do Wieży. Weszli do prywatnej windy Starka, do której tylko niewielka grupa osób (głównie Avengersi i Pepper) miała dostęp. Peter oczywiście też mógł z niej korzystać, z czego był niezmiernie zadowolony. Teraz to było dla niego już normalne, ale gdy Tony pierwszy raz dał mu pozwolenie na wsiadanie do niej, chłopak mało nie zemdlał ze szczęścia i zachwytu.
Chwilę później byli już na poziomie mieszkalnym i skierowali się od razu do salonu. Steve, Bucky i Sam oglądali telewizję, Natasha piła kawę, a Wanda siedziała obok, czytając książkę. Gdy tylko zauważyli przybyłą dwójkę, kiwnęli głowami na przywitanie i powiedzieli krótkie „Hej".
- Widzę, że jednak udało się dopaść młodego. – Sam zaśmiał się cicho, wspominając niedawne słowa F.R.I.D.A.Y, która o wszystkim im powiedziała.
- To nie było trudne. – Usta Tony'ego wykrzywiły się w niewielkim, ale za to pewnym siebie uśmieszku. – Dobra, dzieciaku, zanieś te torby do swojego pokoju i wróć za chwilę na obiad. Jak zjemy, zaczniemy się szykować do wyjścia.
Peter tylko kiwnął głową na słowa swojego mentora. Cóż innego mu pozostało? Mógł się jedynie modlić o to, by podczas przyjęcia niczego nie spaprać i nie ośmieszyć ani siebie, ani żadnego z członków Avengers.
~~~
Po skończonym posiłku wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, rozpoczynając przygotowania do wyjścia. Peter przez chwilę wpatrywał się w swój nowy, wyprasowany garnitur, aż w końcu się w niego przebrał. Stanął przed lustrem, narzucił na siebie marynarkę i westchnął głośno, męcząc się na koniec z krawatem. Rzadko kiedy miał okazję je zakładać, toteż zawiązanie go zajęło mu trochę czasu. Na koniec popsikał się nowymi perfumami, które nota bene też dostał jakiś czas temu od Tony'ego. Spojrzał w lustro i po raz kolejny tego dnia przeklął swoje szczęście.
- Peter? – Zza drzwi dobiegł go znajomy głos. – Jesteś już gotowy?
- Tak, może pan wejść! – Odpowiedział chłopiec, cały czas przypatrując się swojemu odbiciu.
Sekundę później drzwi do jego pokoju otworzyły się, a Tony Stark podszedł do chłopca i uważnie mu się przyjrzał. Po krótkiej chwili zastanowienia poprawił mu krawat.
- Jeszcze tylko fryzura – powiedział, wyjmując z kieszeni żel do włosów. Nałożył odrobinę na palce, po czym jednym szybkim ruchem rozprowadził substancję na włosach Petera.
Parker stał bez ruchu, zgadzając się na wszystkie poprawki, jakie Iron-Man postanowił wprowadzić w jego wyglądzie. Efekt końcowy był naprawdę świetny, nawet według nastoletniego bohatera.
- Od razu lepiej! – Tony był z siebie wyraźnie zadowolony. Odłożył puszkę z żelem do włosów na szafkę stojącą obok nich i ostatni raz przejrzał się w lustrze. – Chodź, młody, czas zejść na dół.
W salonie stała już cała reszta.
Natasha i Wanda miały na sobie elegancie, długie suknie, w których wyglądały bajecznie. Do tego nie za mocny makijaż i idealnie ułożone włosy sprawiały, że kobiety wyglądały jeszcze ładniej niż na co dzień.
Mężczyźni natomiast (nawet Bucky) założyli czarne, klasyczne garnitury.
- Okej, moi drodzy! – Tony zaklaskał, zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. – Czas na pamiątkowe zdjęcie!
Avengersi ustawili się obok siebie, a Tony objął Petera ramieniem i powiedział mu, żeby się uśmiechnął. Nastolatek wykonał polecenie, ale wciąż nie był przekonany co do tego wyjścia. F.R.I.D.A.Y, na rozkaz swojego szefa, zrobiła im kilka zdjęć, które później na pewno wywołają i oprawią w ramki.
- Powinniśmy już wychodzić – odezwała się Natasha, biorąc do ręki swoją torebkę.
- Zaczekacie na nas na dole? – Stark stanął na środku salonu, po czym spojrzał na Parkera.
- Nie ma sprawy. – Steve wziął kluczyki do jednego z samochodów, którym mieli jechać.
Kiedy reszta drużyny wyszła, Tony podszedł do swojego podopiecznego i położył mu rękę na ramieniu.
- Posłuchaj, Peter – zaczął, patrząc mu w oczy. – Ja wiem, że nie do końca jesteś zadowolony z zaistniałej sytuacji i że to całe przyjęcie jest dla ciebie czymś nowym, ale chcę, żebyś przyzwyczajał się powoli do takich rzeczy.
- Czemu? – Chłopiec nie rozumiał nagłej powagi swojego mentora.
- Bo w przyszłości będziesz co jakiś czas chodził na podobne bale.
- Jak to? – Te słowa jeszcze bardziej zdziwiły nastolatka. – Panie Stark, ja nie jestem nikim ważnym. Nie jestem szefem jednej z największych firm na świecie i nie...
- Właśnie o tym mówię, chłopcze. Daj mi dokończyć. – Iron-Man westchnął cicho, ale po chwili posłał Spidermanowi ciepły uśmiech. – Nie będę szefem swojej firmy do końca życia, ktoś kiedyś to wszystko przejmie. Nie wiem jeszcze kiedy, ale jestem pewny jednego – chcę, żebyś w przyszłości zajął tu wysokie stanowisko. Kto wie, może nawet będziesz tutejszym dyrektorem.
Gdy do Petera dotarły te słowa, zaniemówił.
- Zaraz... - szepnął, wpatrując się w swojego opiekuna. – Więc... chce pan, żebym tu w przyszłości pracował?
- Nie tylko pracował, ale, jak powiedziałem, miał wysokie stanowisko. Nie powierzę swojej firmy byle komu. – Puścił mu oczko.
- Więc...?
- To rozmowa na inny dzień, młody. – Tony położył rękę na ramieniu młodszego. – Teraz chodź, reszta już wystarczająco długo na nas czeka. Ale zanim wyjdziemy zrobimy sobie jeszcze jedno zdjęcie.
Po tej krótkiej rozmowie z panem Starkiem, Peter inaczej zaczął patrzeć na to przyjęcie. Cieszył się, że Tony tak mu ufa, a że nie chciał zawieść swojego mentora, postanowił, że pokaże się na dzisiejszym balu z jak najlepszej strony.
Przecież pan Stark cały czas będzie tak ze mną, pomyślał. Więc wszystko musi pójść dobrze.
Obaj z uśmiechami na ustach poszli do samochodu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~'
I jak wam się podobało?
Shoty w takim stylu, nieco żartobliwym, wam pasują? Żeby nie było że kojarzycie mnie tylko z one-shotów o tematyce depresji albo śmierci XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro