Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Porwanie (cz.2 - ostatnia)

Witam ponownie, to znowu ja! 😄 

Dziś przybywam, by zaspokoić waszą ciekawość odnośnie akcji z porwaniem Petera! 

W ogóle byłam wczoraj w Empiku, kupiłam nową książkę, ale zanim zacznę już czytać, muszę skończyć tą, którą jeszcze mam do skończenia (na szczęście jestem już bliska końca ;P) "Za zamkniętymi drzwiami", może ktoś z was zna? 

Tak jak uprzedzałam, ta część jest dłuższa, ale i bardziej brutalna, choć tej brutalności nie ma tak dużo. 

Mam nadzieję, że mi wybaczycie 😅


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Stark obgryzł już wszystkie możliwe paznokcie u rąk, a po Peterze wciąż ani śladu. Jeszcze trochę, a z desperacji zacznie obgryzać paznokcie u stóp lub wyrywać swoje włosy. Miał wrażenie, że odchodzi od zmysłów. Z każdą minutą było gorzej.

Z May nie było lepiej. Stephen, który w końcu łaskawie odebrał telefon, przybył do Wieży od razu, gdy usłyszał słowa „porwanie" i „Peter" w jednej wypowiedzi, i właśnie zmuszał May, by wypiła filiżankę melisy. Kobieta była roztrzęsiona, wylała już ocean łez i była bliska, by ponownie wybuchnąć płaczem. Happy wciąż siedział obok niej i gładził ją uspokajająco po ramionach, powtarzając, że będzie dobrze.

Tony chciał w to wierzyć. Naprawdę chciał i nie miał zamiaru się poddać. Problem polegał na tym, że zawiódł już tyle ważnych dla niego osób, że nie zdziwiłby się, gdyby Peter po tym wszystkim chciał wrócić do apartamentu ze swoją ciocią. Bo Peter – jego syn – był kolejnym człowiekiem, którego Stark zawiódł. Obiecał, że zapewni mu bezpieczeństwo. A tymczasem dzieciak był nie wiadomo gdzie, sam, przerażony i czekał na ratunek.

Ratunek, który nie wiadomo kiedy będzie mógł nadejść.

Miliarder miał ochotę wyrzucić z siebie porządną wiązankę przekleństw. Wiedział jednak, że to w niczym mu nie pomoże. Gdyby używanie niecenzuralnych słów umożliwiłoby mu odzyskanie Petera, Steve zapewne już dawno padłby na zawał, po usłyszeniu takiej ilości obelg i wyzwisk, jaka wyleciałaby z ust Starka. Tony zrobiłby wszystko – oddałby wszystko- byleby tylko mieć syna znowu u swojego boku.

Strach o dziecko jest najgorszą rzeczą, jakiej rodzic może doświadczyć. Nie może się wtedy spać, wszystko wydaje się być pozbawione sensu, nie daje się rady normalnie zjeść, a jedyne, co dorosłemu chodzi po głowie to pytania „Czy moje dziecko jest całe? Kiedy go zobaczę?". Stark nigdy w życiu nie był tak zestresowany. Bał się, ani na sekundę nie mógł wypędzić z siebie tego okropnego przeczucia, które złośliwie szeptało mu do ucha, że już więcej nie zobaczy uśmiechu Petera. Że zawiódł. Że przybędzie za późno. Że jedyną rzeczą, jaką odzyska, będzie nieruchome, pozbawione życia, ciało chłopca. Że nawet jeśli nastolatek do niego wróci, to go znienawidzi, za to, że Tony pozwolił, by mu się to przytrafiło.

Miliarder zamknął oczy, próbując się uspokoić. Tak się nie stanie. Peter wróci do Wieży, cały i zdrowy, i znów będzie z nim pracował w laboratorium i robił z resztą Avenegrs te wszystkie rzeczy, które robili do tej pory. Nic się nie zmieni.

Jak tylko chłopiec bezpiecznie znajdzie się wśród rodziny.

- Namierzanie telefonu nieudane – odezwała się F.R.I.D.A.Y., przerywając ciszę panującą w salonie.

Shuri zmarszczyła brwi, jakby nie mogąc uwierzyć w to, że nawet wakandyjska technologia nie zdała egzaminu. May zaszlochała głośno, prawie wylewając na siebie (i sofę przy okazji) zrobioną wcześniej przez Stephena melisę. Bucky i Clint stali naprzeciw tarczy, na której przyczepione było zdjęcie Becka, i rzucali w nią nożami, ćwicząc swoją celność. Podziurawiona twarz Quentina napawała ich ogromną satysfakcją, a kilka razy powiedzieli głośno, że woleliby, by „ta popaprana, psychiczna spierdolina umysłowa" stała przez nimi w realu. Wtedy mogliby jeszcze skuteczniej trenować. Natasha dokładnie sprawdziła swoje ulubione pistolety, nie mogąc się zdecydować, z którego odda strzał w stronę gnoja, który ośmielił się porwać ich dzieciaka. W końcu stwierdziła, że postrzeli go kilka razy, ale w takie miejsca, by się nie wykrwawił za szybko, dzięki czemu ból będzie dłużej i bardziej odczuwalny. Strange już obiecał, że wrzuci Mysterio w najstraszniejszy, najdłuższy i najbardziej pokręcony portal, jaki uda mu się stworzyć. Thor poprzysiągł, że walnie Becka największym w historii piorunem, a Loki już przyszykował co najmniej kilka zaklęć, które miał zamiar zastosować na Quentinie. Oczy Wandy co jakiś czas świeciły się na czerwono, także intencje dziewczyny nietrudno było odczytać. Steve z kolei przeanalizował chyba wszystkie możliwe dokumenty o czarodzieju-oszuście i ani trochę nie podobała mu się jego historia. To, że chciał się zemścić na Starku oraz fakt, że miał kiedyś (a prawdopodobnie i teraz) dostęp do jego technologii, sprawiały, że Cap uznał go za jeszcze niebezpieczniejszego niż na początku, zanim w ogóle wiedzieli, z kim mają do czynienia.

- Szefie, na waszą grupę przyszła wiadomość wysłała z konta Petera – ciszę ponownie przerwała F.R.I.D.A.Y.

Avengersi natychmiast na siebie spojrzeli.

- Daj na duży ekran – nakazał Stark, momentalnie sztywniejąc na kanapie.

Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na przeciwległą ścianę, na której sztuczna inteligencja wyświetliła obraz ich grupowej konwersacji. Beck wysłał filmik i nagle wszyscy zaczęli mieć co do tego złe przeczucia.

- Hej, hej, witam ponownie! – wykrzyknął Quentin, którego twarz była widoczna na prawie całym ekranie. – Mam nadzieję, że przypomniałeś sobie, co mi zrobiłeś, Stark. To nie było miłe. Odebrałeś mi wszystko, więc chcę się po prostu odwdzięczyć. Ale najpierw – krótka przerwał, która nikomu z osób przebywających w pokoju się nie spodobała. – coś innego. Nie przedstawiłem ci jeszcze swoich wymagań! – Odsunął się w bok, a oczom wszystkich ukazał się przywiązany do krzesła Peter, starający się zamaskować oczywisty strach. – Zaczniemy jednak od czegoś... ciekawszego. – Po tych słowach podniósł prawą rękę, w której trzymał jakieś dziwne urządzenie, do złudzenia przypominające paralizator. – Nieco go zmodyfikowałem. – Uśmiechnął się, co wyglądało naprawdę szaleńczo.

I wtedy nagle, bez żadnego ostrzeżenia, włączył przyrząd i przyłożył go do szyi Petera, na co chłopiec krzyknął, odruchowo próbując się odsunąć. To, czym był związany, skutecznie przytrzymało go w miejscu, więc nastolatek nie miał możliwości ruchu. Beck jednak nie zamierzał przestać – przyłożył urządzenie do prawego ramienia Parkera i ponownie wcisnął jakiś przycisk, na co przyrząd poraził prądem skórę i mięśnie młodego bohatera. Peter ponownie krzyknął, tym razem głośniej, i znów spróbował się wyrwać.

Tony za to czuł, jakby z jednej strony jego serce pękło na miliard małych kawałeczków, a z drugiej, jakby cała zgromadzona w nim do tej pory złość miała wybuchnąć, niczym ogromna erupcja dużego wulkanu. Pozostali Avengersi musieli czuć podobnie, zważywszy na ich reakcje – ściśnięte wargi i pięści oraz wręcz ciskające piorunami oczy. May natomiast odwróciła wzrok, nie będąc w stanie patrzeć na tortury, jakie Beck zadawał jej bratankowi. Happy postanowił wyprowadzić ją z pokoju, chcąc oszczędzić jej krzyków i płaczów chłopca.

Na filmiku Beck uśmiechnął się, klepiąc po głowie nastolatka, którego ciało przechodziły ledwo widoczne dreszcze.

- To tylko wstęp, Stark – odezwał się, pochylając się bardziej nad dzieciakiem. – Chcę pełnego dostępu do twojej broni. – Spojrzał w stronę kamery. – W tym do twojej sztucznej inteligencji i dronów. Umożliwisz mi zmianę kodów dostępu tak, bym był jedyną osobą, która je zna. – Zarzucił rękę na ramię Parkera, który wzdrygnął się na niespodziewany i zdecydowanie niechciany dotyk.

Łapy precz od mojego dzieciaka!

Umysł Tony'ego był istnym kotłem, w którym kłębiło się tyle myśli i emocji, że miliarder nie miał pojęcia, jak uda mu się nad nimi zapanować – o ile w ogóle to jest wykonalne. W tej chwili jego w jego mózgu panowały dwa hasła.

Uratować syna.

Sprać Becka na kwaśne jabłko.

- Dasz mi dostęp do wszystkich swoich danych i umożliwisz mi zmianę haseł, bym był jedyną osobą, która do nich dostęp. – Quentin ponownie przyłożył urządzenie do skóry Parkera, na co chłopiec wrzasnął, a pierwsze łzy wyleciały z jego oczu. – Nawet ty nie będziesz mógł skorzystać ze swojej własnej technologii, Stark. – Chwycił chłopca za podbródek, zmuszając go tym samym do podniesienia głowy i spojrzenia prosto w kamerę. – Chcesz odzyskać syna? To zrób, jak mówię. Odezwę się później. Do usłyszenia, Tony!

Nagranie zakończyło się.

Miliarder nawet nie zorientował się, kiedy jego dłonie zacisnęły się w pięści. Jeszcze chyba nigdy nie czuł takiego gniewu i przerażenia jednocześnie. Wątpił, żeby kiedykolwiek udało mu się wyrzucić z pamięci obraz przerażonych, załzawionych oczu Petera, gdy Beck ostro chwycił go za brodę.

Dzieciak był wystraszony, co przez ból jakiego doświadczył było jeszcze bardziej widoczne. Chłopiec na nich liczył i Tony wiedział, że muszą go jak najszybciej uwolnić.

- Ten podły skurwiel – warknął Clint.

- Przysięgam, że spiorę go tak, że ten jego durny uśmieszek już nigdy nie pojawi się na jego brzydkiej mordzie. – Bucky na przemian zaciskał i rozluźniał palce metalowej ręki.

- F.R.I.D.A.Y., udało ci się namierzyć rozmowę? – spytał Tony. Teraz, kiedy Shuri podłączyła do systemu jego sztucznej inteligencji jakieś urządzenie z Wakandy, które miało zwiększyć zasięg i siłę radaru Tony'ego, szanse na odnalezienie nastolatka wzrosły.

- Namierzanie nieudane – rozległo się z sufitu.

- Co?! – wykrzyknęła księżniczka. – Przecież Beck nie mógł się aż tak dobrze ukryć!

- Jak widać mógł – mruknęła Natasha. Miała zmarszczone brwi, a palcami prawej ręki podpierała brodę. – On nie może być daleko. To musi być Nowy Jork lub okolice.

- Musi mieć wspólników – odezwał się milczący dotąd Steve.

- No Ameryki to żeś nie odkrył – burknął Sam.

- Chodzi mi o to – Rogers posłał mu karcące spojrzenie. – że jeśli udałoby się nam ustalić, kto z nim współpracuje, może wtedy zdołalibyśmy namierzyć telefon lub miejsce pobytu tej osoby, co doprowadziłoby nas do Becka.

W salonie zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na Kapitana, jakby nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli.

- Geniusz! – wykrzyknął nagle Bucky.

- Rogers, nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale wcale nie jesteś taki głupi. – Stark klasnął w dłonie.

- Nie skomentuję tego – mruknął blondyn, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

- F.R.I.D.A.Y. – zawołał Tony. – Przeszukaj zapisy ze wszystkich kamer w Nowym Jorku i znajdź Quentina Becka. Ustal, z kim ten gnojek się spotykał i jak coś znajdziesz, natychmiast daj znać.

- Przyjęłam, szefie.

- Zapisy z kamer są po jakimś czasie usuwane – zauważyła Natasha. – Jeśli Beck zaplanował to wszystko z dużym wyprzedzeniem, możemy nic nie znaleźć.

- Nat, miej trochę wiary. – Clint poklepał ją po ramieniu. – To na razie nasz jedyny pomysł. Jakby Peter miał jeszcze jakiś dodatkowy nadajnik oprócz tego w stroju Spidermana, rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej.

- Przymknij się. – Tony wiedział, że powinien był o to zadbać. Gdyby wyposażył zegarek Petera w takie urządzenie, namierzenie chłopca byłoby znacznie prostsze. Bo kto by się spodziewał urządzenia namierzającego w takiej rzeczy jak zegarek?

Tak, taki mały mechanizm (lub nawet kilka, dyskretnie wszystkie w ubrania nastolatka) to genialny pomysł, za którego realizację Stark zabierze się, gdy tylko Peter wróci bezpiecznie do domu. Nawet plecak Petera to dobre miejsce, by –

Oczy Tony'ego rozszerzyły się.

Plecak.

- F.R.I.D.A.Y.! – wykrzyknął nagle, zwracając na siebie uwagę pozostałych. – Postaraj się namierzyć sygnał z nadajnika plecaka Petera.

- On ma cały czas nadajnik w plecaku? – spytała niedowierzająco Wanda. – Przecież gdybyśmy zaczęli go namierzać od samego początku—

- Ten nadajnik jest wadliwy – przerwał jej Stark. – Peter raz... dość mocno potraktował swój plecak, a najbardziej oberwała właśnie strona, z której wszyte jest urządzenie i od tamtego dnia sprzęt przestał poprawnie funkcjonować. Jeśli jednak włączy się choć na chwilę, F.R.I.D.A.Y. będzie w stanie go namierzyć.

- Chip w plecaku? – Pietro uniósł prawą brew. – Sprytne.

- Został tam zamontowany na wypadek, gdyby Peter zapomniał, gdzie zostawił plecak – odpowiedział miliarder. – Co już mu się zdarzyło – dodał.

To musi się udać. Któryś sposób musi być skuteczny – albo szukanie twarzy wspólników Becka, albo nadajnik. Nie ma opcji, żeby Peter pozostał zakładnikiem. Tony go uratuje, choćby nie wiadomo, co się miało wydarzyć. Cena, jaką podał Quentin, jest ogromna. Gdyby ten szaleniec dostał dostęp do całej technologii Starka (i przy okazji Avengers), świat byłby w poważnym niebezpieczeństwie. Miliarder wykorzystuje swoją sztuczną inteligencję, zbroje i wynalazki w szczytnych celach. Jeśli jednak Beck postanowiłby zrobić z tymi rzeczami zupełnie co innego, byłby naprawdę niebezpiecznym przeciwnikiem. Stark mógłby znów przejąć kontrolę nad F.R.I.D.A.Y., dzięki wbudowanym w nią protokołom, ale to zajęłoby trochę czasu – a w ciągu tego okresu ten psychol mógłby wyrządzić wiele złego.

Do tego Ironman nie zamierzał dopuścić. Odzyska syna i załatwi Becka.

Wkrótce Peter będzie w domu.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Peter miał wrażenie, że jego skóra płonie.

Gdy Beck raził go prądem, Parker czuł, jak przez jego mięśnie przechodzą setki watów, powodując ból i nieopisane wręcz pieczenie. Łzy same wyleciały z jego oczu, a chłopiec nie dał rady powstrzymywać krzyków, które opuściły jego gardło. Najgorsze, czego w życiu doświadczył.

- No, wystarczy. – Beck klasnął w dłonie, po wcześniejszym schowaniu paralizatoro-rażacza do kieszeni spodni. – Naprawdę potrafisz ładnie krzyczeć, Pete. – Poklepał go po włosach. – Ale spokojnie, jeśli twój ojciec spełni moje wymagania, twój ból nie potrwa długo.

Parker mógł się domyślać, co Quentin miał na myśli – śmierć. Wątpił w to, by pozwolił mu cało wrócić do domu. W końcu chciał, żeby Tony cierpiał. A co jest gorsze dla rodzica, niż morderstwo jego dziecka? Chłopcu zrobiło się słabo na samą myśl o załamanym miliarderze, który obwinia się o agonię i zgon swojego syna. Peter tego nie chciał. Nawet jeśli by zginął, tata nie mógłby się obwiniać. Wszystko to, co się stało, jest wyłącznie winą nastolatka. To on zaczął rozmawiać z Beckiem i to on zignorował swój pajęczy zmysł, gdy ten podpowiadał mu, że zbliża się niebezpieczeństwo. Stał się bezbronnym pionkiem w grze Mysterio, co oni trochę mu się nie podobało.

Młody bohater wiedział, że nie powinien się odzywać. Wiedział, że to, co powie, może jedynie rozwścieczyć Becka. Wiedział, że może za to oberwać.

Ale mimo to otworzył usta.

- Tata nie da ci dostępu do swojej technologii – powiedział. Jego głos był zachrypnięty, cichszy niżby chciał. – Jesteś szaleńcem, on z takimi nie współpracuje.

Quentin był już w połowie drogi do wyjścia, wraz z Willem u boku, gdy obrócił się, zapewne nieco zdziwiony tym, że Peter raczył się odezwać. Przez chwilę stał w ciszy, przypatrując się nastolatkowi.

- Śmiem wątpić, Pete – odpowiedział w końcu.

- Nie mów do mnie „Pete". – Chłopiec posłał mu najbardziej twarde spojrzenie, na jakie było go w tej chwili stać.

- Ale to takie ładne zdrobnienie, Pete. – Pochylił się przed Parkerem, po czym chwycił jego podbródek. – Poza tym nie ty tu jesteś od wydawania poleceń, gówniarzu – warknął, mocniej ściskając jego brodę. – A wracając do twojej pierwszej wypowiedzi. – Po raz kolejny na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek. – Dopóki jesteś tu ze mną, Stark niczego nie zrobi i będzie posłuszny jak pies. W końcu jesteś jego synem, prawda? A jaki rodzic nie zrobiłby wszystkiego, by ocalić swoje dziecko?

- Tata i reszta cię załatwią. – Peter uparcie wpatrywał się w oczy swojego porywacza. – Pożałujesz, że zadarłeś z Avengers.

- O proszę, nagle odzyskałeś zdolność mówienia! – Quentin zmrużył oczy. – I pyskowania przy okazji. – Puścił podbródek chłopca i podniósł rękę, po czym go mocno spoliczkował, na co nastolatek krzyknął, zaskoczony siłą uderzenia. – Wiesz, Pete, nie lubię, kiedy się tak do mnie zwracasz – warknął, ciągnąć Parkera za włosy. – Stark naprawdę nie nauczył cię żadnych manier. Ale w sumie czego się po nim spodziewać. – Zaśmiał się. – Myślę jednak, że właśnie podsunąłeś mi pewien pomysł. – Sięgnął do drugiej kieszeni spodni i ku przerażeniu Petera wyjął z niej niewielki scyzoryk. – Chyba powinniśmy zmotywować Tony'ego, żeby szybciej podjął decyzję, nie sądzisz?

- Panie Beck – wtrącił się nagle milczący do tej pory Will. – Nie sądzi pan—

- Zamknij się i nagrywaj – warknął.

Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie, rezygnując z tego, co chciał powiedzieć.

Beck za to stanął za Peterem, kładąc mu lewą rękę na głowie.

- Jeszcze jedno, Stark – odezwał się, patrząc prosto w aparat. – Twój dzieciak ma niezłe gadane, co niestety w tym przypadku może mu jedynie zaszkodzić. – Ponownie zacisnął palce na włosach chłopca i pociągnął je w tył, zmuszając go tym samym do odchylenia głowy. Parker krzyknął. – Radzę ci więc szybko podjąć decyzję. – Po tych słowach, bez żadnego ostrzeżenia, wbił chłopcu scyzoryk w ramię.

- AH! – wrzasnął młody bohater, odruchowo się szarpiąc.

- Dzieciak nie wie, kiedy przestać się odzywać. Powinieneś z nim nad tym popracować. – Tym razem wbił mu scyzoryk w drugie ramię. Ostrze nie było bardzo długie, ale i tak sprawiało ogromny ból. Parker zacisnął zęby, nie chcąc się znowu rozpłakać. – O ile chcesz go jeszcze zobaczyć – dodał. – Pete, może chcesz przekazać tatusiowi kilka słów?

Właśnie wtedy chłopiec wpadł na pomysł, jak pomóc Tony'emu go znaleźć. Spojrzał w stronę swojego telefonu i powiedział:

- Pamiętasz ten serial, co go ostatnio oglądaliśmy? – Starał się siedzieć prosto, nie wzdrygając się, mimo ostrza scyzoryka przyłożonego do jego torsu. – Ten o Willu i Lei i tym robocie Anim? Tam się wszystko udało, więc tu też się uda. Tylko—ah! – krzyknął, gdy po raz kolejny został pociągnięty za włosy.

- Wystarczy – przerwał mu Beck. - Myślę, że wiadomość do tatusia dotarła.

Will zakończył nagrywanie, a Quentin posłał Parkerowi taki uśmiech, który przyprawił go o dreszcze. Zanim mężczyźni wyszli z pomieszczenia, Mysterio poklepał chłopca po głowie.

- Grzeczne dziecko – powiedział tylko, po czym głośno się zaśmiał.

Wkrótce się przekonasz jak bardzo grzeczne, pomyślał Peter, a jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmieszku.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


- Czy wy w ogóle cokolwiek jedliście?

Pepper stała na środku salonu, wpatrując się w siedzących na kanapach i fotelach Avengersów. Byli zmęczenie, ale jednocześnie zdeterminowani, by znaleźć Petera. Rozumiała ich. Sama miała ochotę rzucić wszystko w cholerę i robić wszystko, by ich dzieciak się znalazł. Ale zbyt długie przerwy w jedzeniu czy spaniu tylko im zaszkodzą. Żeby trzeźwo myśleć, trzeba być najedzonym i wyspanym.

- Trochę – mruknął Clint. Wcześniej rozmawiał z Laurą, zaniepokojoną sytuacją.

- Musicie jeść, żeby mieć siłę na dalsze poszukiwania! – Kontynuowała kobieta.

Avengersi spojrzeli na siebie, jakby niemo zgadzając się z tym, co powiedziała rudowłosa. Tak bardzo przejęli się porwaniem, że nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że od dawna niczego nie zjedli. Nie mieli do tego ani chęci, ani głowy.

- Pójdę coś przygotować. – Steve jako pierwszy wstał z kanapy i zaczął kierować się do kuchni.

- Pomogę – zaoferował Bucky. Tak naprawdę chciał się po prostu czymś zająć, by wyrzucić z pamięci krzyki Petera z obejrzanego przez nich kilka minut wcześniej filmu.

Avengersi byli zdania, że ten nieszczęsny filmik to jedna z najgorszy rzeczy, jakie kiedykolwiek widzieli. Żeby porywać dziecko i torturować je, by osiągnąć coś, co chce się zrobić z zemsty... Szczyt okrucieństwa.

- Może naleśniki? – zaproponował Rogers. – Szybko się je ro—

- Szefie, nowy filmik na grupie – odezwała się nagle F.R.I.D.A.Y., przerywając tym samym wypowiedź Kapitana.

Wszyscy spojrzeli na siebie zaskoczeni, nie spodziewając się tak szybko nowej wiadomości od Becka. Steve i Bucky wrócili do salonu, stając obok kanapy.

- Mam złe przeczucia – burknął Clint, ściskając w ręku rękojeść swojego ulubionego noża.

- Odtwórz – nakazał Tony, próbując się mentalnie przyszykować na wszystko, co mieli za chwilę zobaczyć.

Kiedy po raz kolejny tego dnia ukazała im się twarz Quentina, wszystkim poziom złości podskoczył prawie że do maksimum. Chyba nie spotkali jeszcze osoby, której nienawidziliby tak, jak tego psychopaty. Beck wszystkim im zalazł za skórę, czego wkrótce dotkliwie pożałuje.

- Jeszcze jedno, Stark – powiedział mężczyzna, stając obok Petera. Ku przerażeniu wszystkich, trzymał w ręku scyzoryk. - Twój dzieciak ma niezłe gadane, co niestety w tym przypadku może mu jedynie zaszkodzić. – Zacisnął palce na włosach chłopca i pociągnął je w tył, zmuszając go tym samym do odchylenia głowy. Kolejny krzyk Petera obiegł do ich uszu.

- Skurwiel – warknął Pietro. Oczy Wandy zaświeciły się na czerwono.

- Radzę ci więc szybko podjąć decyzję. – Po tych słowach, bez żadnego ostrzeżenia, wbił chłopcu scyzoryk w ramię.

- AH! – wrzasnął nastolatek, próbując się wyszarpać z mocny więzów.

Tony poczuł, że się w nim zagotowało. Beck najpierw razi jego syna prądem, a teraz rani go nożem? Jak on w ogóle śmiał...?

Zabiję go. Przysięgam, że go zabiję.

Pepper zakryła usta ręką, widząc, co przeżywa jej kochany chłopiec. Teraz nawet ona nabrała jeszcze większej ochoty, by przywalić Mysterio w twarz. I to tak porządnie. Najlepiej patelnią albo innym ciężkim sprzętem, po którym jego nos już nigdy nie byłby taki prosty, jaki jest teraz.

- Dzieciak nie wie, kiedy przestać się odzywać. Powinieneś z nim nad tym popracować – kontynuował Beck. Po chwili wbił Parkerowi scyzoryk w drugie ramię. Młody bohater zacisnął oczy i usta, nie chcąc się rozpłakać. Stark i cała reszta widzieli, jak dzielnie chłopak walczy, by po jego policzkach nie pociekła rzeka łez. – O ile chcesz go jeszcze zobaczyć – dodał. Po chwili spojrzał na chłopca. - Pete, może chcesz przekazać tatusiowi kilka słów?

Peter podniósł głowę, starając się wyglądać na w miarę opanowanego, co niestety mu nie wyszło.

- Pamiętasz ten serial, co go ostatnio oglądaliśmy? – Starał się siedzieć prosto, nie wzdrygając się, mimo ostrza scyzoryka przyłożonego do jego torsu. – Ten o Willu i Lei i tym robocie Anim? Tam się wszystko udało, więc tu też się uda. Tylko—ah! – krzyknął, gdy po raz kolejny został pociągnięty za włosy.

- Wystarczy – przerwał mu Beck. - Myślę, że wiadomość do tatusia dotarła.

Filmik się skończył.

- Jaki serial? – spytała Natasha, patrząc na Starka z lekko zmarszczonymi brwiami.

- Nie oglądaliśmy żadnego serialu -- - Tony zamarł, gdy uświadomił sobie, co zrobił Peter. – To wskazówka! – wykrzyknął. – Leia i Ani to postaci z „Gwiezdnych wojen", więc Will to musi być imię wspólnika Becka!

- Dzieciak jest sprytny – Steve uśmiechnął się lekko.

- Przysięgam, że jak tylko go znajdziemy, upiekę mu najlepsze i największe babeczki świata – dodał Bucky.

- F.R.I.D.A.Y., szukaj wśród dawniej zwolnionych pracowników kogoś imieniem Will, kto może mieć jakikolwiek związek z Beckiem – nakazał Tony. Mają kolejną poszlakę i Stark nie zamierzał jej zmarnować. Znajdzie swojego dzieciaka, nawet jeśli miałby szukać pod ziemią, w kanałach czy najbardziej obskurnych miejscach świata.

- Przyjęłam, szefie.

- Boże – szepnęła Pepper, chowając na chwilę twarz w dłoniach.

- Znajdziemy go, Pep. – Stark objął narzeczoną ramieniem. – Znajdziemy, obiecuję.

I to nie była obietnica rzucona na wiatr. Tego słowa Tony zamierzał dotrzymać.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Dwie godziny. Prawie tyle czekali – niektórzy śpiąc, inni jedząc, a jeszcze inni (Tony) wpatrując się bezczynnie w ścianę, jakby to miało przyspieszyć proces poszukiwań.

Steve i Bucky drzemali na dwuosobowej kanapie – Rogers oparł głowę o poduszkę, a Barnes bezceremonialnie ułożył się na jego udach. Sen przyszedł do nich szybko i mimo że nie był głęboki, da im sporo potrzebnych sił.

Wanda, Natasha, Clint i Pietro jedli zamówioną wcześniej przez Pepper pizzę. Potts wręcz zarządziła, że każde bez wyjątku ma coś zjeść, bo z czegoś muszą mieć energię na sprowadzenie Petera do domu. Złota kobieta, ogarnia nie mogących uspokoić nerwów Avengersów. Powinna dostać order zasług dla państwa.

Sam zasnął na drugiej kanapie, opierając głowę o ramię czytającego jakiś raport T'Challi. Tony aż zrobiłby im zdjęcie, gdyby miał na to humor. Dwie czekoladki, słodkie jak cholera.

Loki i Thor polerowali swoje broni – twierdzili, że lepiej przelewa się krew czystymi ostrzami. Stark nie miał zamiaru wtrącać się w ich poczynania. Nie obchodziło go, kto, jak i czym spierze Becka i jego ludzi. Najważniejsze było to, by sprowadzić chłopca do domu, a temu psycholowi dać porządną nauczkę, by już nigdy nawet nie pomyślał i porywaniu kogoś, kto należy do rodziny Avengersów. Ten pseudo czarodziej pożałuje, że obrał sobie na cel porwanie Petera. Z rodziną Tony'ego Starka się nie zadziera.

- Szefie, odebrałam chwilowy sygnał z nadajnika z plecaka Petera – rozległo się nagle.

Tony momentalnie poderwał się z fotela, prawie go przy tym przewracając. Nagły hałas zbudził Steve'a, który, mocno się wzdrygając, prawie zrzucił z kanapy Bucky'ego. Natasha, Wanda, Pietro i Clint natychmiast porzucili swoją pizzę i stanęli na środku salonu, w skupieniu wpatrując się w ścianę, na której F.R.I.D.A.Y. wyświetliła okolicę miejsca, z którego odebrała sygnał. Kiedy wszyscy się zebrali, ciszę przerwała Romanoff.

- Obrzeża Nowego Jorku.

- Więc jednak. – Clint potarł podbródek. – Całkiem duży obszar. Tam jest sporo magazynów, zarówno używanych jak i nie.

- Podzielimy się na grupy – zarządził Kapitan, dzieląc się ułożonym sekundę wcześniej planem. – Przeskanujemy teren, a gdy natkniemy się na—

- Znalazłam jednego Willa, który ma motyw do pracowania z Quentinem Beckiem. – Nagła wypowiedź sztucznej inteligencji przerwała monolog Rogersa. – William Ginter Riva. – Wyświetliła jego zdjęcie. Nie za wysoki, łysawy, w okularach.

- Znam tę twarz – mruknął Tony.

- Współpracował z Obadiahem Stanem w budowaniu podrobionego stroju IronMana. – Kontynuowała F.R.I.D.A.Y. – Ostatnie logowanie jego telefonu pokrywa się z miejscem, w którym odebrałam sygnał z nadajnika Petera. – Zaznaczyła na mapie czerwony punkt, który znajdował się mniej więcej w środku okręgu oznaczającego zasięg chipa z plecaka chłopca.

Stark klasnął w dłonie.

- Bingo! – wykrzyknął. – Mamy to!

- Szykować się do wyruszenia na misję! – zarządził Steve.

Mimo że większość miała już na sobie swoje stroje, musieli udać się po broń. Zrobili to w trybie błyskawicznym i już po kilku minutach byli gotowi do drogi. Stephen otworzył portal, przez który przeszli, by znaleźć się na terenie wroga. Shuri, Bruce, T'Challa i Pepper zostali w Wieży, szykując pokój medyczny, a Happy cały czas opiekował się May.

- Okej, najwyższa ostrożność – powiedział Steve, poprawiając swoją tarczę. – Najpierw znajdziemy właściwy magazyn, a potem ustalimy plan ataku.

- To tamten – odezwał się Tony, wskazując na budynek znajdujący się kilkaset metrów dalej. – F.R.I.D.A.Y. widzi szesnaście osób.

- Okej, zrobimy więc tak. – Rogers obrócił się do pozostałych i przekazał im plan działania.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Peter miał dość. Od ciągłego siedzenia w jednej pozycji i dodatkowo bycia związanym, jego mięśnie oraz skóra na nadgarstkach dość boleśnie dawały o sobie znać. Podobnie jak na rany na ramionach, które Beck zadał mu scyzorykiem. Parker wiedział, że zaczęły się już goić, ale to nie znaczyło, że nie sprawiały mu bólu. Do tego dochodził jeszcze fakt, że był zmęczony i głodny – Quentin nie dał mu nic do jedzenia, oprócz dwóch wafli ryżowych i kilku łyków wody.

Świadomość, że był tu uwięziony nie wiadomo na jak długo, wcale nie pomagała. Chłopiec nie miał pojęcia, kiedy Tony i reszta się tu zjawią. Czy udało im się odkryć, kim jest owy tajemniczy Will? Znaleźli jakiś sposób na namierzenie go? Już tu idą? Peter naprawdę nie chciał ponownie zostać poddany torturom Becka. Rażenie prądem było najbardziej bolesną rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczył i zdecydowanie nie chciał tego powtarzać. Tak samo jak wbijania noża w ramię.

Jego myśli znowu powróciły do May. Jego ciocia tyle już w życiu przeszła, a teraz jeszcze martwi się o niego. A gdy ona panikowała, i on zaczynał panikować, więc żeby się uspokoić wziął kilka głębokich wdechów, starając się myśleć o czymś przyjemnym – jak huśtanie się na pajęczynie między blokami Nowego Jorku lub pracowanie z tatą w laboratorium.

Wdech. Wydech.

Wdech. Wydech.

Wdech. Wydech.

Peter ponownie otworzył oczy i spróbował poluzować więzy. Niestety, tak jak poprzednio, był to płonny wysiłek. Zaczynał być tym wszystkim sfrustrowany – własną głupotą i byciem zbyt naiwnym (już wiedział, że Nat i Bucky przeprowadzą z nim „szkolenie" na ten temat), a także faktem bycia przywiązanym do krzesła przez nie wiadomo jak długi czas. A jeśli doda się do tego głód i zmęczenie...

Gdy poruszył za mocno ramieniem, syknął z bólu, gdy gojąca się rana dała o sobie znać. Może i miał pajęcze moce, dzięki którym leczył się szybciej, ale to nie znaczyło, że ból odczuwał w mniejszym stopniu. Niestety. Gdyby tak było, odczuwałby niesamowitą ulgę.

Jego koszulka przesiąknęła krwią, przez co w okolicach ran, które Beck zadał mu scyzorykiem, powstały dwie całkiem spore bordowe plamy. Dodatkowo krew spływała mu wcześniej po rękach, a teraz zastygnięta sprawiała, że Peter odczuwał jeszcze większy strach niż wcześniej. Skoro Quentin był zdolny do zadania mu takiego bólu w tak krótkim czasie, do czego posunie się następnym razem? Chłopiec słyszał już o niejednej książce czy filmie, w których porywacze odcinali palce lub uszy zakładnikom, chcąc tym samym podkreślić, że nie żartują, a jeśli rodzina uprowadzonego nie spełni ich warunków, pojmany zginie bądź będzie jeszcze bardziej cierpiał.

Peter naprawdę nie chciał znaleźć się w takiej sytuacji. Jego obecne położenie już były niesłychanie kiepskie i Parker naprawdę wolał nie sprawdzać, czy jego przypuszczenia okazałyby się prawdą. Musi wykombinować, jak stąd uciec. Nie wiedział, czy Tony i reszta zdążą na czas. Ba! Nie był nawet pewien, czy wiedzą już, gdzie dokładnie jest przetrzymywany lub ilu ludzi ma Beck. Nastolatek skrzywił się – on sam nie był w stanie powiedzieć żadnej z tych dwóch rzeczy. Miał jedynie nadzieję, że tata zrozumie wskazówkę, jaką dał mu w filmiku. To było pierwsze, co przyszło mu do głowy, a skoro Mysterio się nie zorientował, że coś było nie tak, istniała duża szansa (realna!) na ratunek. Pytanie brzmiało, kiedy on nadejdzie?

Peter nie wiedział, ile ma czasu. Beck mógł wrócić w każdej chwili, a siedzenie wciąż w tym samym, w tej samej pozycji, powodowało, że chłopiec tracił rachubę czasu. Im szybciej się stąd wydostanie, tym lepiej. Jeśli chociaż udałoby mu się rozwiązać te liny, zaczaiłby się przy drzwiach na Quentina i z łatwością go obezwładnił, a następnie uciekłby, znajdując jakiś sposób na skontaktowanie się z Avengersami.

Brzmi prosto, pozostaje jedynie wykonanie.

I tu właśnie pojawia się problem w postaci mocno trzymających lin. Gdyby Peter był w stanie je rozerwać lub chociaż poluzować na tyle, by być w stanie wyciągnąć z nich nadgarstki, życie byłoby o wiele łatwiejsze. Jego nogi również były przywiązane, co automatycznie wykluczało możliwość choćby wstania i podejścia do drzwi, nawet z krzesłem na plecach. Natasha opowiadała mu kiedyś, jak walczyła z kilkoma mężczyznami, mając ręce skrępowane i przywiązane do krzesła, ale Parker wątpił, by był w stanie to zrobić. Nie był ani wytrenowanym szpiegiem-zabójcą, ani nie miał wolnych nóg.

Był za to w niezłym bagnie.

Sapnął sfrustrowany, gdy lina jedynie podrażniła jego skórę. Przez szarpanie się, sznur zaczął wpijać mu się w ręce, co powodowało dodatkowy ból. Był prawie pewien, że po tym wszystkim tata przez długi czas nie wypuści go z części medycznej.

Akurat gdy był w trakcie modlenia się o jakikolwiek cud lub o nagłą umiejętność czarowania (czas wziąć lekcje u wujka Stephena!), drzwi do pomieszczenia otworzyły się, na co chłopak natychmiast zamarł. Widząc Becka, który znów miał na twarzy ten swój wredny uśmieszek, Peter zacisnął usta, posyłając mu twarde spojrzenie. Nie da się. Zniesie wszystko, co ten psychopata mu zafunduje. Nie podda się i będzie czekał na swoją rodzinę tyle, ile będzie trzeba.

Drugi mężczyzna, Will, stanął kilka metrów przed Parkerem i mimo że chłopiec przez dłuższą chwilę w niego wpatrywał, nie był w stanie odczytać wyrazu jego twarzy. Fakt, było ciemno i z pewnej odległości nie widział już tak dobrze jak z bliska, ale wydawało mu się, ze przez ułamek sekundy zauważył na twarzy łysiejącego wspólnika Mysterio coś w rodzaju współczucia. Nawet jeśli, co mu to dawało? William na pewno go nie uwolni ani nie skontaktuje się z Avengers. Jego żal w niczym mu nie pomoże.

- Och! – Quentin podszedł bliżej, po czym chwycił Parkera za brodę i przechylił jego głowę do tyłu. – Widzę, że znowu jesteś w bojowym nastroju. Muszę przyznać, że to zabawne. – Zaśmiał się. Peter wyczuł kłopoty. Śmiech tego mężczyzny nigdy nie zwiastował niczego dobrego. – Ale ci nie pomoże, Pete. – Znowu użył ksywki, do której mieli prawo wyłącznie jego bliscy. Kolejna rzecz, przez którą nastolatek miał ochotę porządnie go skopać. – Mam z tobą o wiele więcej zabawy niż bym przypuszczał. Zapewne ciągłe przebywanie wśród ziemskich herosów spowodowało u ciebie wzrost egoizmu i pewności siebie. – Pokręcił głową, a następnie poklepał młodego bohatera po policzku. – Ach, ci Starkowie – rzucił. – Minęło kilka godzin od naszej ostatniej rozmowy. Nie sądzisz, że pora wysłać tatusiowi kolejną wiadomość?

Peter poczuł, że pobladł. Wiedział, że to znów nastąpi, szykował się na to psychicznie, ale gdy usłyszał te słowa, jego umysł jakby zwolnił, za to serce przyspieszyło.

Nie, nie, nie, nie, nie!

Beck musiał wyczuć jego przerażenie, bo uśmiechnął się złowieszczo, chwytając go brutalnie za brodę.

- Jak tym razem by się z tobą zabawić, hm? – Przekrzywił głowę, udając głębokie zastanowienie. Peter wiedział jednak, że mężczyzna już dawno zdecydował, co chce z nim zrobić. Nie żeby to sprawiało, że czuł się lepiej; wręcz przeciwnie – jego strach jeszcze bardziej się pogłębił. – Och, wiem! – Wyciągnął z kieszeni spodni strzykawkę z podejrzanie wyglądającą płynną zawartością. – Ten środek sprawi, że dostaniesz gorączki. Będziesz miał halucynacje, a ból, który ci zadam, będzie jeszcze bardziej odczuwalny. – Oparł się o siedzącego na krześle nastolatka, wpatrując się najpierw w strzykawkę, a następnie w twarz Petera. – Trzeba będzie odczekać kilka minut, zanim substancja zacznie działać, ale spokojnie, Pete, będę tu z tobą cały czas.

Parker miał ochotę krzyczeć. Wiedział, że Beck powiedział mu o tym specjalnie. Chciał, by Peter był świadom tego, co go czeka. By odczuwał większy strach, którym Quentin mógłby się napawać.

Podjął ostatnią, desperacką wręcz próbę wyswobodzenia się, która niestety się nie powiodła. Wzrósł za to ból w jego ramionach, na co syknął głośno, siłą powstrzymując napływające do oczu łzy.

Widząc jego poczynania, Quentin głośno się zaśmiał.

- Czy ty się kiedykolwiek nauczysz, Pete? Próby ucieczki są bezcelowe. – Odbezpieczył strzykawkę i przez chwilę wpatrywał się w znajdującą się wewnątrz niej zawartość. – Cóż, pora zaczy—

Przerwał mu głośny dźwięk alarmu. Beck, wyraźnie zaskoczony, obrócił się, jakby na drzwiach wejściowych chcąc wyczytać odpowiedź na pytanie „Co się dzieje?".

- Riva! – krzyknął, domagając się wyjaśnień.

Okularnik gorączkowo poprawił okulary, wystukując coś na trzymanym w dłoni urządzeniu.

- Nieproszeni goście – odpowiedział. – Stark z bandą.

- Kurwa – warknął Mysterio. – Są wcześniej niż planowałem. – Przeniósł spojrzenie na Petera, w którym rodziła się coraz większa nadzieja. Tata i reszta już tu są! – Nie oczekuj za wiele – żachnął się. – To, że twój ojczulek tu jest, nie oznacza, że wszystko się dobrze skończy. – Mówiąc to, schylił się i przeciął coś za plecami Petera, po czym sprawnym ruchem chwycił go za ramię i pociągnął w górę.

Ręce chłopca wciąż były związane, ale przynajmniej zostały odczepione od krzesła. Zawsze to jakiś plus. To może być jego jedyna szansa na ucieczkę. Teraz albo nigdy!

Nie zrobił nawet kroku, gdy poczuł na szyi coś zimnego.

- A-a-a! – Usłyszał ten wredny ton głosu Becka. – Myślisz, że pozwolę ci gdzieś pójść? – Zaśmiał się. – Jeden niewłaściwy ruch, a ten nóż wbije się w twoją tętnicę.

Parker poczuł, że oblał go zimny pot. Nie mógł nawet krzyknąć. Gdyby chciał zawołać o pomoc, nie zdołałaby dokończyć słowa, a już by padł na ziemię z tworzącą się wokół niego plamą krwi. Jego sytuacja cały czas była beznadziejna, ale teraz przynajmniej wiedział, że jego rodzina już tu jest. Że być może znajduje się tuż za ścianą i właśnie wycelowują swoje bronie w głowę tego psychopaty.

- Idziemy – warknął Quentin, popychając Petera do przodu.

Chłopiec nie miał innego wyjścia, jak posłusznie wykonać rozkaz. Czuł, że był blady i zrobiło mu się zimno.

Wytrzymaj, powtarzał w myślach. Wytrzymaj, tata jest blisko.

Nie wiedział, gdzie Mysterio go prowadzi ani co zamierza z nim zrobić. Nie mógł nawet stwierdzić, gdzie dokładnie byli Avengersi. A jeśli te budynek był na tyle duży, że zanim Mściciele odkryją, gdzie go szukać, Beck przeniesie go w zupełnie inne miejsce? Nie. Tak się nie może stać. Tata ma zbyt dobrą technologię, by tak łatwo dać się zwieść.

- Rusz się – warknął ponownie Mysterio, zmuszając go do szybszego tempa.

Peter sapnął cicho, starając się ignorować ból rozprzestrzeniający się po jego ciele. Był osłabiony po torturach prądem, a także bolały go rany na ramionach – z lewej ponownie zaczęła się powoli sączyć krew. Parker, gdyby mógł, najchętniej położyłby się na wygodnym materacu (na przykład na łóżku w swoim pokoju) i spałby tak długo, ile tylko by się dało. A gdyby do tego dodać jeszcze gofry lub ciasteczka upieczone przez Bucky'ego i jakiś miękki, ciepły koc oraz „Gwiezdne wojny" lecące w tle... Chłopiec byłby w raju.

Wytrzymaj, jeszcze tylko trochę.

W momencie, gdy Beck po raz kolejny go szarpnął, każąc mu przyspieszyć, odgłosy z pobliskiego korytarza, które słyszeli już od kilkunastu sekund, stały się jeszcze głośniejsze. Nie minęło pół minuty, a usłyszeli znajomy głos.

- Stój!

Beck zatrzymał się, stawiając Petera jeszcze bardziej przed sobą i przyciskając go do swojego torsu. Peter jęknął cicho, czując jak ręka Quentina boleśnie naciska na jego ramię. Parker, widząc swoją rodzinę, miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia i uli.

- Ach, Stark. – Chłopak mógł przysiąc, że Beck się uśmiechnął. – Cóż za miłe spotkanie. Nie sądzisz, że--?

- Oddawaj mi dzieciaka, gnoju – warknął Tony. Jego głos był tak przepełniony nienawiścią i gniewem, że Peter, gdyby był na miejscu Mysterio, chyba zemdlałby ze strachu lub narobiłby w gacie. – Masz trzy sekundy, żeby go wypuścić. Jeśli tego nie –

- Naprawdę uważasz, że jesteś tym, który wydaje rozkazy? – warknął, mocniej przyciskając nóż do szyi Petera.

Parker aż wstrzymał oddech, odruchowo wyginając głowę bardziej w tył. Zauważył, jak Steve marszczy brwi, a Natasha szykuje się do oddania strzału.

- Podnieś broń jeszcze chociaż o milimetr, a gwarantuję, że gówniarz skończy z rozciętą tętnicą – zagroził Quentin. – Wszyscy macie opuścić bronie. Teraz!

Romanoff posłusznie, aczkolwiek niechętnie, opuściła rękę, a po chwili to samo zrobił Tony. Clint, którego Peter zauważył dopiero sekundę wcześniej, napiął łuk, gotowy w każdej chwili oddać strzał. Jeśli Beck wciąż go nie zauważył, Hawkeye naprawdę mógł go trafić! A wtedy –

- Ciebie też to dotyczy, Barton – warknął Mysterio. – Miałeś się zastanowić nad moją propozycją, Stark – zwrócił się do Tony'ego. – A zamiast tego przylazłeś tu z nadzieją na odzyskanie syna.

- Ja go odzyskam – powiedział twardo Stark. - Popełniłeś ogromny błąd, zadzierając z Avengers.

- Twoi ludzie już zostali obezwładnieni – odezwał się Rogers. – Poddaj się, nie masz szans.

- Tak się składa, że mam zakładnika. – Parker jęknął, gdy ręka Becka ponownie dotknęła jego rany. – Dopóki mój nóż jest na jego gardle –

Nie dokończył, gdy nagle w korytarzu rozległ się dźwięk oddanego strzału. Peter zamarł. Kto strzelił? Kto oberwał?

Po chwili uchwyt Quentina wokół jego torsu poluźnił się, a sam mężczyzna sekundę później upadł na podłogę. Nóż wypadł mu z ręki, a pod jego ciałem zaczęła się tworzyć plama krwi. Parker nie wiedział, co się stało. Dopiero zamykający się złoty portal naprowadził go na pewien trop. Nim jednak zdążył bardziej się w to zagłębić, znajoma zbroja pojawiła się tuż przed nim, biorąc go w swoje objęcia.

- Peter! – Hełm Ironmana podniósł się, a nastolatek ujrzał twarz swojego taty. – O Boże, Peter! – Przytulił chłopca, uważając na jego rany.

Nastolatek poczuł, że jego ramiona zostały uwolnione i po chwili objął nimi tors ojca. Z jego oczu poleciały łzy, nad którymi w ogóle nie miał kontroli – nawet nie wiedział, kiedy zaczęły spływać po jego policzkach.

- Świetny strzał, Buck – powiedział Steve, przechodząc obok nich.

Peter pociągnął nosem i obrócił się w stronę Kapitana, który właśnie stał nad ciałem Becka. Quentin miał otwarte oczy, ale nie było w nich już życia. Parker przełknął głośno ślinę, po czym przeniósł wzrok na idącego w ich stronę Bucky'ego. Barnes szedł z drugiego końca korytarza, trzymając w ręku swój ulubiony karabin i mając zmarszczone brwi.

- Dzięki – mruknął, rzucając Mysterio ostatnie, pogardliwe spojrzenie. Następnie ruszył do przodu, zatrzymując się przy Peterze. – W porządku? – spytał, krzywiąc się lekko na widok jego ran. – Rany... Gdybym mógł, strzeliłbym do tego gnoja ponownie – warknął.

- Przypominam, że zabrałeś mi robotę – wtrąciła Natasha. – Wiem, że twoje pójście od drugiej strony i otworzenie portalu przez Stephena było częścią planu, ale to nie zmienia faktu, że to ja chciałam go zabić.

- Ale to ja mógłbym to trafić prosto między oczy. – Clint podszedł do nich, zarzucając łuk na plecy.

- Okej, okej, wystarczy – przerwał im Tony. – Beck już nie jest problemem. Teraz musimy zabrać Pete'a do domu. Bruce już czeka w części medycznej.

Wszyscy się zgodzili, ale zanim ruszyli do stworzonego przez Stephena portalu, Loki wskazał na ciało Becka.

- A co z tym śmieciem? Miałem taki dobry plan tortur...

- Fury się tym zajmie – oznajmiła Nat, po czym jako pierwsza przeszła przez portal.

Kiedy Peter znalazł się już na medycznym łóżku, zaczęło docierać do niego, że jest w domu, razem ze swoją rodziną. Tata jest obok, Pepper właśnie przygotowuje mu ciepłą herbatę, a Steve pobiegł po koc. Bucky obiecał, że zrobi mu tyle tacek babeczek, ile tylko będzie chciał i że obroni je przed Quillem. Bruce stwierdził, że obrażenia wcale nie są aż tak poważne i że dzięki jego zdolności regeneracji szybko się zagoją. Nie powinny też zostać blizny (a jeśli już to niewielkie), ale przez kilka dni Peter musi odpoczywać. Tony oczywiście już zapowiedział, że przez kilka dni nie wypuści chłopca z łóżka, na co Parker o dziwo nie miał siły protestować. Jedyne, czego teraz chciał, to spać. Zanim jednak się położył, Banner opatrzył mu rany, a Pepper stała przy nim dopóki nie wypił ostatniego łyka herbaty oraz nie zjadł kilku wafli.

Nastolatek poczuł, że w jego oczach znów zbierają się łzy. Wreszcie był z rodziną.

- Już dobrze, Pete. – Tony objął go i oparł policzek na czubku jego głowy. – Jesteś bezpieczny.

Peter odwzajemnił gest, oplatając ramiona wokół torsu taty. Wtulił się w jego szyję i westchnął cicho. Wiedział, że Tony mówi prawdę.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Okej, that's it.

Zebrałabym podpisy do gangu wpierdolu dla Becka, tyle że jest on już martwy :/ 

Mam nadzieję, że nie zawiodłam was zakończeniem ani ogólnym rozwojem akcji.  

Kilka informacji co do przyszłych postów:

 * wielkimi krokami zbliżamy się do Photoshop War - wkrótce w Chacie nadejdzie jej czas! 😄

 * pojawi się 2-shot "Tu-du" (to z biciem serca), ale jeszcze dokładnie nie wiem kiedy; może w trakcie Photoshop War, może po... Hm... 🤔 Nie chcę rozbijać śmiesznej akcji emocjonalnym shotem, więc raczej pojawi się po.

 * Powoli i do przodu idzie mi pisanie "Avengersi w szkole" - już mam napisane 3 rozdziały! Jej! 😄 Ale zanim opublikuję pierwszy... Spokojnie, cierpliwości 😜

 * Planuję zacząć w końcu jakiegoś shota z serii "Quick Karton", bo coś mi to w miejscu stoi... Ale ten, który planuję, będzie kjut, obiecuję! 

Na razie z najważniejszych info chyba tyle... Może jeszcze dodam, że wracam na uczelnię (ma być ponoć stacjonarnie, więc prawdopodobnie nieco zwolnię z pisaniem shotów); zobaczymy jak wyjdzie, zależy od czasu i weny 😂

Okej, chyba tyle z mojej strony.

Jak wam się podobała akcja z "Porwania" ? 🤔

Miłego weekendu!

Idę zjeść ciepłą zupę, coś mnie gardło zaczyna boleć... 😒😬



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro