Online classes Vol 2 (1)
Jak obiecałam, dziś wstawiam! 😁
Ten shot wyszedł mi na prawie 15 stron Worda, więc zdecydowałam się go podzielić na 2 części. Druga pojawi się wkrótce 😜
"Online classes", z tego co się orientuję, bardzo wam się spodobało, także mam nadzieję, że ta część również przypadnie wam do gustu! Zauważyłam, że shoty z Peterem są chyba najbardziej przez was lubiane XD ale kto by się dziwił, w końcu to nasze małe bubu ❤️
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Peter usiadł wygodnie przy swoim biurku, biorąc do buzi kolejną porcję chrupek. Miał jeszcze dwie minuty do rozpoczęcia lekcji, na które nie miał najmniejszej ochoty. Plus z zajęć online był taki, że nie widział Flasha i jego bezmózgich zachowań. Kuchnia blisko, łóżko blisko, laboratorium pana Starka blisko. Minus – brak Neda i MJ obok.
Chłopiec westchnął cicho, gdy został dołączony do spotkania. Włączył kamerkę, która była wymogiem na prawie wszystkich zajęciach (niech Thor błogosławi panią od chemii, która tego nie wymaga), a także mikrofon. Nie miał pojęcia, dlaczego musiał być cały czas włączony, ale i tak nie mógł z tym nic zrobić. Wykłócanie się z nauczycielami i tak nie przyniosłoby żadnego efektu. Jedyne co mogliby zrobić, to zadać ci dodatkową pracę domową lub odpytywać przez całą lekcję.
Peter z całych sił starał się wyglądać na zainteresowanego tematem, jednak rozmnażanie drożdży dość skutecznie go usypiało. Większa część uczniów wyglądała podobnie – głowy podparte ręką, oczy otwarte, ale uszy, mimo że sprawne, pewnie nawet nie rejestrowały słów pani.
Nastolatkowi zdawało się, że łóżko znajdujące się za nim nawołuje go. ''Chodź do mnie, chodź do mnie. Połóż się", zdawało się mówić. Parker naprawdę miał na to ochotę. W tej chwili wygodny materac i duża poduszka to rzeczy, których najbardziej pragnął. Wiedział jednak, że jeśliby to zrobił, przespałby prawdopodobnie kilka kolejnych lekcji. A pan Stark i ciocia May mówili wyraźnie: ''Nie zaniedbuj szkoły i dbaj o oceny lub ze Spidermana nici". Tak więc Peter siedział znudzony na krześle, próbując rejestrować chociaż co trzecie słowo, co było niesłychanie trudne.
Pani Kennedy paplała w najlepsze. Niestety ton jej głosu był tak monotonny, że słuchanie jej lekcji online było jeszcze gorsze niż w normalnych warunkach. Gdyby chociaż inaczej mówiła, z emocjami czy prowadziła lekcje w inny sposób...
Peter cicho westchnął, na chwilę zapominając o włączonym mikrofonie. Całe szczęście, że nieco go przed zajęciami przyciszył, więc urządzenie nie powinno łapać tak cichych dźwięków. Nie miał jednak do niego zaufania, więc dla bezpieczeństwa zdecydował się siedzieć cały czas cicho.
Dyskretnie spojrzał na wyświetlacz telefonu i ze zdziwieniem stwierdził, że minęło zaledwie piętnaście minut lekcji. A był pewien, że co najmniej pół godziny. Ponownie więc zaczął wpatrywać się w laptopa, zauważając w rogu ekranu włączoną kamerkę MJ. Dziewczyna w najlepsze czytała jedną ze swoich książek, totalnie olewając to, co mówiła nauczycielka. Ned z kolei praktycznie spał, lekko kiwając głową na boki.
Nastolatek włączył przeglądarkę i szybko rozpoczął wertowanie najnowszych wiadomości. Jakiś wypadek w Washingtonie. Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala po tym, jak pogryzł go pies. Najnowszy trend w modzie. Oszust podający się za hydraulika okradł starszą mieszkankę Brooklynu. Misja uwolnienia zaplątanego w siatkę jelenia zakończona sukcesem.
Peter ponownie cicho westchnął. Już nawet przeglądanie takich nagłówków jest bardziej zajmujące niż monolog pani Kennedy. Peter naprawdę szanował swoich nauczycieli, ale czasami słuchanie ich było po prostu niemożliwe.
Od przymknięcia oczu uratował go dźwięk SMS'a.
Ned: Piszę, bo muszę się czymś zająć, żeby nie zasnąć
Peter: Rozumiem cię, mam tak samo
Ned: Te lekcje to jedna wielka porażka :c
Peter: Przez te kamerki nie mogę nic teraz zjeść, a Bucky zrobił te swoje słynne babeczki... *.*
Peter: Jedną mam na biurku
Ned: *.*
Ned: Zazdro
Nim zdążył odpisać, przerwał mu donośny głos zza drzwi.
- Tonysonie, potrzebuję twojej pomocy!
Peter mimowolnie podskoczył na krześle. Przyzwyczaił się już do pomieszkiwania w Avengers Tower, ale Thor potrafił go zaskakiwać. Odinson czasem nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że praktycznie krzyczy.
Drzwi do jego pokoju z hukiem się otworzyły i stanął w nich sam bóg piorunów. Nastolatek spojrzał w jego stronę z pytającym wyrazem twarzy, ale gdy tylko zobaczył trzymane przez niego urządzenie, natychmiast zrozumiał.
- Ta wasza midgardzka technologia jest bardzo skomplikowana. – Blondyn podrapał się po głowie.
- Co tym razem próbujesz rozszyfrować? – spytał Peter, przysuwając się odrobinę w jego stronę. Jeśli na moment zniknie z pola widzenia kamerki to przecież nic się nie stanie... Prawda?
- Funkcję uwieczniania siebie lub innych na ekranie.
- A, zdjęcie! – Parker posłał mu szeroki uśmiech. – To łatwe, pokażę ci.
Pokazał Thorowi najważniejsze funkcje, między innymi możliwość włączania filtrów oraz jak wejść do galerii zdjęć. Akurat gdy był w połowie tłumaczenia, co to jest selfie i jak ją zrobić, pani Kennedy postanowiła dać o sobie znać.
- Peter? Nie widzę cię na kamerce.
Chłopiec cicho westchnął i przysunął się z powrotem do biurka. Podgłośnił mikrofon i lekko się uśmiechnął, nie chcąc wzbudzać podejrzeń.
- Przepraszam, musiałem coś za—
- Już wiem, jak to działa! – Głośny krzyk Thora przerwał jego wypowiedź. – Rozgryzłem to!
Zanim Parker zdążył się zorientować co się dzieje, blondyn objął go ramieniem i przyciągnął do siebie, trzymając swój telefon na wysokości ich twarzy. Nastolatek w ostatniej chwili uśmiechnął się, nie chcąc wyjść głupio na selfie z samym bogiem piorunów. Sekundę później zdjęcie zostało zrobione, a Odinson dość mocno klepnął go w plecy.
Dzięki ci losie za pajęczą siłę, pomyślał Peter. Gdyby nie ona, prawdopodobnie miałby złamany kręgosłup.
- To będzie moja ulubiona fotografia! – Thor wręcz się szczerzył, wpatrując się w pierwsze zrobione przez siebie selfie.
- Peter? – Pani Kennedy ponownie przypomniała Parkerowi, że jest w środku lekcji.
- Och, przepraszam... - Chłopiec nie bardzo wiedział, co powinien teraz powiedzieć. Może nikt nie zorientował się, że obok niego stoi Thor? Zawsze może się usprawiedliwić jakimś efektem specjalnym czy coś. Albo zwariowanym sąsiadem-cosplayerem.
- A cóż to za dzieci? – Blondyn nachylił się nad jego ramieniem, patrząc wprost w ekran laptopa.
Nastolatek zamarł, podobnie jak jego znajomi. Peter widział jedynie szeroko otwarte oczy oraz usta osób na kamerkach.
Jednak nici z gadki o sąsiedzie.
- Moja klasa, mamy zajęcia online na Zoomie – odparł i mógłby przy tym przysiąc, że brzmiał tak, jakby właśnie dostał szlaban.
- Ach, witajcie dzieci z Zooma! – wykrzyknął Odinson, uśmiechając się do ekranu.
Parkera naszła ochota, by strzelić sobie tradycyjnego face palma. Pięknie. Jak ma to teraz wyjaśnić? Staż w Stark Tower to jedno, ale znajomość z samym bogiem piorunów to zupełnie co innego. Wprawdzie jego „staż" u pana Starka jest powszechnie znaną historią (przez Flasha jednak mało kto mu wierzy), lecz o przyjacielskich kontaktach z Avengersami nikomu nie wspomniał. Wyjątki to Ned i MJ.
- Dzięki za pomoc, Tonysonie! – Thor ponownie się uśmiechnął, kładąc dłoń na ramieniu nastolatka. – Ucz się pilnie.
- Nie ma sprawy. – Chłopiec nerwowo się zaśmiał. Jego spokojne, nerdowskie życie szkolne zostało właśnie zrujnowane.
Odinson wyszedł z jego pokoju, mrucząc pod nosem coś o selfie z Lokim, a Peter obrócił się w stronę laptopa. Jego znajomi cały czas wpatrywali się w niego wielkimi oczami i zapewne trwałoby to dłużej, gdyby pani Kennedy nie wróciła do swojego monologu. Parker cały czas siedział sztywno, nie chcąc zwracać na siebie jeszcze większej, niepotrzebnej uwagi. Niestety, gdy jego telefon zaczął wibrować (i nie przestawał przez kilka przeraźliwie długich sekund), jęknął w duchu, przeczuwając, jakie wiadomości zastanie po odblokowaniu ekranu. Przełączył więc komórkę na całkowite wyciszenie, ignorując jednocześnie ponaglające spojrzenia osób ze swojej klasy.
- Na dziś zakończymy – odezwała się w końcu pani Kennedy. – Przeczytajcie rozdział 6, będziemy omawiać—
Parker nie czekał do końca spotkania. Kliknął „opuść", po czym oparł się o oparcie swojego krzesła, zakrywając dłonią oczy. Westchnął głośno, z przerażeniem uświadamiając sobie, że czeka go jeszcze kilka lekcji. Jakim cudem ma je przeżyć?
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Wystarczy po prostu mieć wyłączony telefon i ignorować wzrok swoich znajomych na kamerce. Proste.
Z natłokiem wiadomości zmierzy się później. A może nigdy?
Miał niecałe 10 minut do rozpoczęcia następnej lekcji, jaką była historia z panią Black. Zjadł więc babeczkę, delektując się jej smakiem. Zwykła, mała rzecz, a jaką potrafi sprawić radość. Humor Petera od razu nieco się poprawił. Po skonsumowaniu tego przysmaku poszedł do łazienki, gdzie przemył twarz zimną wodą. Przez chwilę wpatrywał się w swoje odbicie, motywując się do dołączenia na kolejne zajęcia.
- Dasz radę, dasz radę – powtarzał do swojego odbicia. – To tylko zwykłe lekcje.
Usiadł na krześle i dołączył do kolejnego spotkania, od razu przyciszając głośniki. Był wręcz wniebowzięty, że to zrobił, bo dosłownie po sekundzie, gdy jego znajomi zorientowali się, że jest aktywny, zaczęli zasypywać go pytaniami. Parker nie był jeszcze psychicznie gotowy do odpowiedzenia na nie. Starał się więc ignorować swoją klasę, co do najprostszych rzeczy nie należało.
- Dzień dobry – odezwała się pani Black. Szybko sprawdziła listę obecności, po czym przeszła do omawiania tematu zajęć. – Dziś będziemy mówić o wojsku amerykańskim podczas II wojny światowej.
Steve i Bucky opowiadali mi o tym godzinami, pomyślał Peter, lekko się do siebie uśmiechając. Uwielbiał słuchać ich opowieści, brzmiały dużo ciekawiej niż lekcje w szkole. Dzięki nim zdobył nawet najwyższą oceną za jedno z wypracowań! Nauczycielka była mocno zdziwiona ilością szczegółów, jakie wtedy podał.
Nastolatek zignorował Flasha, który na kamerce wskazywał swoją komórkę – znak, by Peter sprawdził wiadomości. Cały czas patrzył na nauczycielkę, uparcie olewając innych, którzy, podobnie jak Thompson, zaczęli wskazywać na swoje telefony.
Niech ten dzień się wreszcie skończy.
Parker ponownie się wyłączył, wpuszczając informacje podawane przez panią jednym uchem, a wypuszczając je drugim. Jakie to było nudne. Historia nigdy nie była jego mocną stroną, ale gdy ktoś ciekawie opowiadał, naprawdę lubił wtedy słuchać. Problem polegał na tym, że pani Black nie była aż taką pasjonatką historii. Czasem chłopiec miał wrażenie, że kobieta przeklinała dzień, w którym zdecydowała się nauczać w szkole. Gdyby nauczycielami byli tacy Steve albo Bucky, ten przedmiot byłby o niebo lepszy.
Jak na zawołanie, nastolatek usłyszał ciche pukanie do drzwi. Spojrzał w ich stronę z ciekawością. Wiedział, że to nie Thor (jego by było słychać już z parteru), jednak miał nadzieję, że ta osoba go w żaden sposób nie upokorzy ani nie wepchnie swojego nosa w pole widzenia kamerki.
Po chwili w pokoju pojawił się Bucky. Miał w ręku talerzy, na którym stała pysznie wyglądająca babeczka.
- Zrobiłem nową porcję – szepnął, zdając sobie sprawę z trwającej lekcji. – Dałbym ci wylizać miskę, ale ten pierdolony gołąb dobrał się do niej pierwszy.
Szatyn cicho się zaśmiał, wyobrażając sobie gonitwę, jaka zapewne odbyła się kilka minut temu w kuchni. Musiał jednak przyznać, że chętnie by wylizał miskę z polewy czekoladowej. Często to robił, gdy Barnes piekł swoje słynne przysmaki.
Niech cię, Sam...
James położył talerzyk na biurku, na co Parker skinął lekko głową. Starszy mężczyzna już szykował się do wyjścia, gdy nagle jego uwagę przykuła wypowiedź pani Black.
- Wtedy w bitwach brały udział czołgi takie jak M1 Small Tank czy M2 Small Tank. – Ciche kaszlnięcie. – Czołgi te—
- Co za bzdury. – Prychnął Bucky, jednak zrobił to odrobinę za głośno.
- Słucham? – Nauczycielka przybliżyła się do kamerki, zapewne chcąc lepiej widzieć osobę, która się odezwała. – Panie Parker, to pan powiedział?
- Em.... – zaczął Peter, czując, że robi mu się gorąco.
- Nie on, ja. – James stanął obok niego z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Chłopiec po raz kolejny tego dnia mógł widzieć szeroko otwarte usta swoich znajomych. – Nie było takich czołgów. Były M1 Light Tank i M2 Light Tank.
Przez chwilę panowała cisza. Kobieta poprawiła swoje okulary, najwidoczniej próbując rozpoznać postać stojącą obok Petera.
- Skoro pan jest taki mądry, to może powie nam pan coś jeszcze? – Pani Black wręcz nienawidziła, gdy ktoś jej przerywał. Nawet gdy był to sam dyrektor, który przyszedł do klasy z jakimś ważnym ogłoszeniem. MJ zawsze mówiła, że w takich chwilach historyczka wygląda tak, jakby sama miała zamiar rozpętać III wojnę światową.
- Och, nie starczyłoby czasu. – Barnes złośliwie się pod nosem uśmiechnął, a Peter aż cicho jęknął.
- Bucky... - zaczął, łapiąc swojego wujka za ramię.
- Och! – Wydobyło się z głośników. Pani Kennedy najwidoczniej rozpoznała wreszcie Jamesa. – No proszę, cóż za niespodziewany gość na naszej lekcji! Panie Parker, skąd pan ma takie znajomości?
- Też chcielibyśmy to wiedzieć – odezwał się jeden z uczniów, a po chwili poparło go kilkoro innych.
- Może więc pan Barnes opowie nam o—
- Muszę iść, mam coś pilnego do zrobienia. – Bucky zrobił taktyczny w tył zwrot, najwidoczniej nie mając zamiaru użerać się z bandą uczniaków i irytującą nauczycielką. – Między innymi walnąć Sama za wyżeranie polewy z miski – dodał, szepcząc.
Zanim ktokolwiek zdołał zaprotestować, mężczyzna wyszedł z pokoju, wcześniej posyłając Peterowi przepraszające spojrzenie.
Pięknie.
Przez następne piętnaście minut nastolatek starał się ignorować natarczywe znaki osób ze swojej klasy, które wciąż starały się go przekonać do odczytania wiadomości. W tej chwili wzięcie telefonu do ręki było ostatnią rzeczą, na jaką chłopiec miał ochotę. Nawet historyczka przez chwilę mruczała pod nosem, że przepadła im tak wspaniała okazja na posłuchanie opowieści wciąż żywego weterana wojennego, i to w dodatku bez Alzhaimera.
Czy ten dzień może być gorszy?
Pani Black kontynuowała zajęcia, tym razem poprawnie podając nazwy czołgów. Parker siedział na krześle z zamkniętymi oczami, ze wszystkich sił starając się nie zasnąć. Jeszcze tylko dziesięć minut i przerwa. Tylko dziesięć minut.
Postanowił na chwilę wziąć telefon do ręki, ale zrobił to dyskretnie, by jego znajomi nie zorientowali się, co takiego wyczynia. Zdziwił się, gdy zobaczył SMS'a od Thora.
Thor: Natasha pokazała mi aplikację zwaną Photoshopem!
Thor:
Peter mało nie wybuchnął śmiechem, widząc to zdjęcie. Mina Lokiego była sama w sobie hitem, ale te kolczyki i paznokcie...
Peter: Odjazdowe! *.*
Peter: Jak skończę zajęcia to pokażę ci inne zastosowania photoshopa!
Odpowiedź przyszła po dwóch minutach.
Thor: Nie mogę się doczekać, Tonysonie!
Parker miał na twarzy naprawdę szeroki wyszczerz, co nie umknęło uwadze Flasha i kilku innych osób. Zanim zablokował telefon i odłożył go na biurko, przyszło mu powiadomienie, że Thompson oznaczył go na klasowej grupie. Nastolatek westchnął cicho, po czym położył komórkę obok laptopa. Czy teraz nikt mu już nie da spokoju? Może po prostu powinien usunąć wszystkie konta w necie, zmienić numer i dać go tylko zaufanym osobom?
- Na następnej lekcji porozmawiamy o zakończeniu II wojny światowej oraz o sytuacji gospodarczej Ameryki po tych latach walki – oznajmiła nauczycielka. - Panie Parker. – Nachyliła się w stronę kamerki swojego laptopa. – Czy wśród znajomych ma pan też Steve'a Rogersa?
Chłopiec miał ochotę jęknąć. Czy ta baba musi być taka wścibska?
Co odpowiedzieć? Tak? Nie? Być może? Następne pytanie?
Ostatecznie skinął jedynie głową.
- Może więc poprosi go pan, by—
- Kapitan jest zajęty. – Wszedł w jej zdanie Peter. Steve może i byłby chętny na opowiedzenie jego klasie o II wojnie, ale Parker nie miał zamiaru mu na to pozwolić. Chwilowa obecność Thora w jego pokoju i kilka zdań wypowiedzianych przez Bucky'ego było wystarczającą tragedią.
Przez chwilę panowała cisza.
- Parker, tłumacz się! – Zawołał nagle Flash. – Jakim cudem znasz Avengersów?
- Mówiłem, mam staż u pana Starka. – Westchnął cierpiętniczo nastolatek. Niech ten dzień się skończy. I niech najlepiej zostanie wymazany z historii ludzkości.
- To nie tłumaczy faktu, że--!
- Do zobaczenia na następnej lekcji. – Przerwała mu pani Black.
Peter nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Szybko opuścił spotkanie, po czym przeczesał ręką włosy. Jak bardzo stresujące może być życie jednego ucznia liceum? Ile jeszcze Parker będzie w stanie znieść? Może jakimś cudem uda mu się wchłonąć w podłogę, by uniknąć dalszego zażenowania.
Miał piętnaście minut spokoju. Poszedł do kuchni, gdzie nalał sobie do szklanki soku pomarańczowego. Akurat gdy otwierał lodówkę z zamiarem wyjęcia z niej jakiegoś jogurtu, usłyszał za plecami znajomy głos.
- Peter? Jak tam zajęcia?
Chłopiec odwrócił się i ujrzał wpatrującego się w niego Steve'a. Mężczyzna trzymał w ręku gazetę oraz pusty już kubek po kawie.
- Nie pytaj – burknął nastolatek, ponownie szukając w lodówce swojego ulubionego jogurtu.
Blondyn uniósł brew w geście zdziwienia.
- Czy ma to jakiś związek z wizytą Thora w twoim pokoju?
Młodzieniec spojrzał na niego, totalnie zaskoczony.
- Skąd...? – zaczął, ale po chwili wszystko sobie uświadomił.
- Wcześniej Thor wpadł do salonu jak burza i chwalił się, że nauczyłeś go używać aparatu w telefonie.
Typowe. Zawsze gdy bóg piorunów nauczył się obsługiwać jakiś ziemski sprzęt, obnosił się jak paw przez następne kilka godzin. Podobna sytuacja była z mikrofalówką – Thor był wtedy z siebie tak dumny, że zaczął w niej podgrzewać wszystko, co chciał zjeść. Raz podgrzał nawet banana i nie był potem z tego powodu specjalnie zachwycony. Loki, widząc poczynania swojego brata, pokręcił jedynie głową, mamrocząc coś pod nosem o żałowaniu bycia adoptowanym i nieopisanym wręcz debilizmie blondyna.
- Ta... - Zaśmiał się nerwowo Peter. – Powiedzmy, że po tym wydarzeniu moja klasa zrobiła się... strasznie wścibska? – Podrapał się po głowie, po czym zaczął jeść jogurt.
- Dokuczają ci? – Steve włożył kubek do zmywarki, a gazetę położył na stole. – Jeśli ktoś cię obraża, to mi powiedz. Chętnie sobie z takim osobnikiem porozmawiam.
Parker nieco pobladł. Naprawdę nie miał ochoty pozwolić Rogersowi na zakłócanie kolejnej lekcji. Wiedział, że Kapitan ma dobre intencje, ale... Cóż, dla Petera nie skończyłoby się to dobrze. Jego klasa prawdopodobnie i tak nie da mu już spokoju, więc po co pogarszać tę sytuację? Może nastolatek będzie miał szczęście i nauczanie zdalne będzie trwało do końca jego nauki w liceum?
- Nie, nie. – Zaprzeczył szybko. Może zbyt szybko, sądząc po po raz kolejny tego dnia uniesionej brwi Steve'a. – Po prostu zasypują mnie pytaniami, skąd znam Avengersów. Bucky przypadkiem też—
- Bucky? – Przerwał mu Rogers. – Co on znowu zrobił? – Jęknął, pocierając palcem czoło.
- Chciał mi tylko przynieść babeczkę, ale jakoś tak się skończyło, że zaczął się wykłócać z moją nauczycielką o czołgi, jakie były podczas II wojny.
Blondyn głośno westchnął. Jakoś niespecjalnie go to zdziwiło. Barnes miewał swoje dziwne akcje i najwyraźniej sprzeczanie się z historyczką należało do jednej z nich.
Podczas gdy blondyn wewnętrznie przeklinał głupotę Bucky'ego, Peter skończył jeść jogurt. Dopił swój sok pomarańczowy, a szklankę wstawił do zmywarki. Przeciągnął się (lekcje online wyjątkowo męczą jego kręgosłup i powodują szybko wzrost zmęczenia z niewiadomego powodu), po czym wyjął z szafki paczkę chrupek cebulowych.
- Zmykam, zaraz mam kolejną lekcję – powiedział, mijając Steve'a i machając mu na pożegnanie.
- Powodzenia!
Chłopiec skinął głową, znikając za zakrętem. Na pewno się przyda. Tak jak góra szczęścia i peleryna niewidka, która umożliwiłaby mu ukrycie się przed ponaglającymi spojrzeniami swoich znajomych.
Żeby tylko ten dzień szybko się skończył.
Wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi, a następnie usiadł na krześle, otwierając paczkę chrupek. Za minutę zacznie mu się fizyka. Pan Warren był naprawdę w porządku, ale, podobnie jak kilkoro nauczycieli, słabo radził sobie z obsługiwaniem bardziej złożonych prezentacji.
- Dzień dobry – rozległo się z głośników.
Twarz pedagoga pojawiła się na ekranie, a po chwili zamiast niej wyświetliła się prezentacja. Kolejna lekcja. Kolejna porcja wiedzy, którą Peter osiągnął już jakiś czas temu. Kolejne 45 minut nudy.
Nastolatek westchnął cicho, pamiętając o wciąż włączonym głośniku. Łóżko już trzeci raz tego dnia zdawało się go wołać, jakby było silnym magnesem, któremu bardzo trudno się oprzeć. A Peter naprawdę nie miał dziś tak silnej woli, by długo być w stanie się opierać. Gdy tylko lekcje się skończą, pierwsze co zrobi, to opadnie na materac i będzie tak spał, dopóki ktoś nie zawoła go na kolację. Lub obiad. Cokolwiek by to miało być do jedzenia.
Fizyka nie była dla Parkera aż tak skomplikowana. Właściwie to nawet ją lubił. Zdecydowanie lepiej radził sobie z przedmiotami ścisłymi niż humanistycznymi, dlatego starał się słuchać tłumaczenia nauczyciela. Nie było aż tak źle, a na pewno lepiej niż na poprzednich lekcjach.
Do czasu.
Chłopiec był tak skupiny na rozwiązywaniu jednego zadania, że praktycznie nie usłyszał kroków, które dość szybko zbliżały się do jego pokoju. Zanim się zorientował, że ktoś chce go odwiedzić, było za późno. Drzwi z hukiem się otworzyły, prawie uderzając przy tym o ścianę.
- Peter! – wrzasnął przybysz.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Jak myślicie, kto jest owym przybyszem? 😏
Wolicie shoty dłuższe czy krótsze, np. podzielone na dwie krótsze części zamiast jednej długiej?
Osobiście wolę czasem dłuższe opowiadania podzielić, wygodniej mi się wtedy czyta. Choć jak czasem są dobrze napisane, to i szybko się czyta 🤪 Jestem ciekawa waszej opinii 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro