XXII
-Tak, tak oczywiście zaraz go dam do telefonu- powiedziała Pepper, przebiegając przez kolejny pokój w willi.
Nie była sekretarką już od dawna. Miała to być właściwie taka praca, by sobie dorobić, ale inaczej się potoczyło. Można powiedzieć, że dostała awans. I to dość spory. Teraz miała własne zyski z firmy i miała dość znaczący głos w podejmowanych działaniach. Jej rodzice byli dumni i jednocześnie lekko przerażeni, z osiągnięć córki, ale podczas picia kawy wygrywali w porównywaniu swoich dzieci. Jednak mimo to ciągle nosiła ze sobą służbowy telefon. Tony nie zawracał sobie głowy, zatrudniając kogokolwiek na jej miejsce. Inną sprawą jest, że najpewniej, by na to nie pozwoliła. Ciągle, więc go odbierała, jak dzwonił i witała dzwoniącego wykutą formułką. Jak były to jakieś mniejsze sprawy, to od razu przerzucała potencjalnych klientów bądź partnerów innym sekretarzom. Ona zajmowała się jedynie najważniejszymi, które naprawdę zainteresują Starka. A ta aktualna wszystkie te warunki spełniała.
-Tak proszę poczekać minutkę- odsunęła komórkę od ucha. Podniosła głowę, nabrała tego nawyku po Tonym i zapytała najciszej, jak tylko umiała- Friday, gdzie jest Tony?
-Pan Stark zajmuje się właśnie, cytuję „rozgramianiem tej bandy pomocników prawdziwego Avengera w surfowaniu".
-Dzięki- wyszeptał do niej, po czym potruchtała na plażę.
Jednocześnie starała się wyłudzić jakiekolwiek informacje, od gościa, który zadzwonił. On jednak oznajmił, że wyjaśni wszytko jedynie Tony'emu. Po tym zapytał, gdzie on jest i dlaczego to tyle trwa.
-Pan Stark aktualnie jest na spotkaniu z innymi członkami Avengers- nie było łatwe brzmieć profesjonalnie, gdy się biegnie przez plażę. W pewnym momencie oberwała nadlatującą piłką do siatkówki. Chwilę później podbiegł po nią Steve- Proszę mi dać chwilę.
Zawiesiła na chwilę rozmowę. W takich sytuacjach jest to bardzo niebezpieczne. Potencjalny partner dostaje wtedy czas do namysłu i zrezygnowania. Dlatego zawsze należy wciągać go w rozmowy, które pokazują, jak wiele oferuje firma, ale jednocześnie nie odstraszać.
-Steve gdzie jest Stark?
-W morzu. Próbuje...- Kapitan Ameryka obrócił się- Sam nie wiem konkretnie co. Jako jedyny potrafi surfować tak, że nie wywala się na desce. Przepraszam za piłkę.
-Lubi się popisywać- mruknęła pod nosem i pobiegła dalej.
Pobiegła dalej. Teraz nie musiała udawać, że biega po jakimś biurowcu, czy po wieży. Ludzie, z którymi Stark Indrustries współpracowała, podchodzili bardzo nieufnie do tak młodego właściciela. Fakt, że Tony aktualnie spędza wakacje z resztą nastoletnich bohaterów, tak jak robią to nadziani nastolatkowie, nie poprawiał tego faktu.
Wreszcie dotarła do morza i zawołała na cały głos:
-Tony, chodź tu!
Iron man od razu obrócił się w jej stronę. Akurat stał na desce i stracił przy tym równowagę. Wynikiem takiego połączenia, był spektakularny upadek do wody. Oczywiście deska musiała wywinąć jeszcze obrót w powietrzu i uderzyć w głowę, Tony'ego, który dopiero co się wynurzył. Dopiero po tym miliarder odkrzyknął:
-Co tam?!
-Telefon do ciebie!
-Ważny?
-Tak!
-FBI?! NATO?! Jeśli oni to się rozłącz! Tylko nudzą!
-Nie!
-Muszę gadać!
-Tak! I masz teraz do mnie podejść!
Stark złapał deskę i podpłynął do brzegu. Tam rzucił deskę na piasek i podszedł do Pepper. Dziewczyna podała mu telefon.
-A mogę wiedzieć, kto dzwoni?- zapytał milioner, biorąc od niej komórkę.
-Apple- odparła tamta.
-Masz na myśli Apple, to Apple, które odrzucało propozycję mojego ojca przez lata, potem propozycje Stane'a, a ostatnio moje? Czy może jakiekolwiek inne jabłko?
-To Apple. Odbierz to. Niech to, że zrezygnują, będzie twoją winą, a nie moją.
-Jasne- już miał nacisnąć, by odwiesić rozmowę, ale jeszcze zapytał- Jaki kit im wcisnęłaś?
-Spotkanie z Avengers. Tylko się tym nie przechwalaj.
-Oczywiście- nacisnął i od razu przyłożył do ucha telefon- Tu Tony Stark, z kim mogę mówić? Pan Arthur Levinson... To w czym mogę służyć?
Pepper pociągnęła go na jeden z leżaków. Wolała być przy nim, podczas takich rozmów i go stopować, kiedy go ponosiło. A ponosiło go dość często.
********
-Dobra, czyli, jak już zaczną się lekcje, to mamy nie kręcić się przy lądowisku, bo wierząc w prawo Murphy'ego, zaraz wylądują na nas jacyś kosmici- podsumowała MJ.
Wraz z resztą siedzieli na pustym trawniku za akademikiem. A dokładniej ona, wraz z Peterem, Nedem i Alex, rozłożyli się na kocu. Dalej na płocie, machając nogami, siedziały Shuri i Luna. Rose tymczasem kręciła się przed ścianą akademika. Odmierzała długość pustego miejsca, pomiędzy dwoma oknami.
-Na samym początku, lepiej patrzeć na tamto pole z pewnej odległości- stwierdził Parker- Najciekawiej jest, kiedy przylatują Strażnicy. Quill ma tendencję do wyskakiwania ze statku i lądowania na środku chodnika, bądź polany.
-A Quill jest kim?- zapytała go Alex.
-Gostek porwany przez kosmitów w dzieciństwie, co uwielbia tańczyć i też ma na imię Peter.
-Czyli, jak zawołam cię po imieniu- znów się odezwała Michelle- To mogę liczyć, że odpowie ktoś naprawdę fajny?
-Taaa....
-A tak dla wyjaśnienia, kim są Strażnicy?- tym razem zapytał Ned.
-Strażnicy Galaktyki to tak naprawdę sami kosmici, z wyjątkiem Quilla- wyjaśniał ze spokojem Parker- Jest Gamora, która ma zieloną skórę, chyba dziewczyna tego drugiego Petera. To taka Czarna Wdowa w kosmosie. Dziewczyna z czułkami o imieniu Mantis. Ta jak tylko ciebie dotknie, to... Wyczuwa twoje emocje? Nie jestem do końca pewien, ale jej czułki zaczynają świecić.
Kiedy chłopak opowiadał dalej, Rose zaczęła się cofać, twarzą ciągle w kierunku ściany. Zrobiła z palców prostokąt i nie zatrzymała się, dokupi, pusta ściana się w nim nie znalazła. Stała w jednym miejscu jeszcze przez chwilę, pogrążona w jakichś rozmyślaniach.
Kiedy wreszcie podjęła jakąś decyzję, podeszła do dziewczyn na płocie i zabrała, powieszoną przy nich, swoją torbę. Była ciężka od wypełniających ją puszek, lecz nosiła ją już od lat i była przyzwyczajona.
-Tylko nie nazywajcie go szopem. W zestawie jest jeszcze Groot, który jest żywą rośliną mówiącą jedynie "Jestem Groot"- zakończył swoje wyjaśnianie Peter, po czym zauważył, jak wielka torba niebezpiecznie zbliża się do jego twarzy. Lewo zdołał się uchylić- Ej uważaj!
-Sorry Peter- odparł dziewczyna.
-Co robisz?- zapytała ją Alex.
-Tu jest dość pusto- Rose wskazała na ścianę- Chcę ją czymś zapełnić- sięgnęła do torby i zaczęła w niej grzebać. Wyciągnęła kilka farb w sprayu i zaczęła je między sobą porównywać. Wreszcie podjęła decyzję i zaczęła zamalowywać całą ścianę na jasno-szaro. Potem wzięła ciemniejszy szary i zaczęła sprejować jakieś wzory. Kiedy była już w połowie pracy tym konkretnym kolorem, skończyła się jej farba.
-Cholera- mruknęła pod nosem i zaczęła przeszukiwać torbę.
-Nie możesz użyć jakiejś innej farby?- podsunęła pomysł Shuri, patrząc na powstające dzieło z dalszej perspektywy.
-Właśnie to robię- odparła dziewczyna, wreszcie wstając. Teraz miała w rękach dwie puszki i zaczęła psikać nimi jednocześnie. Nie zdołała jednak dobrnąć do końca ściany, bo te też się skończyły. Znów się schyliła i zaczęła szukać jakiegokolwiek innego zamiennika. Niestety takowego nie znalazła. Skupiła się więc na ukończonej już części. Wzięła jeszcze ciemniejszą farbę i zaczęła sprejować jakieś krzaki w tle. Pracowała nad nimi dość sporo, ciągle zmieniając farby.
Reszta rozmawiała między sobą, ciągle wpatrzeni w to, co powoli powstawało na ich oczach. Luna i Shuri też się przeniosły na koc, by lepiej wszystko słyszeć i chwilami coś pytać, bądź, co robiła w głównej mierze księżniczka, się wtrącać.
-To masz dla nas jeszcze jakieś ostrzeżenia?- zapytała Alex, robiąc warkocz z włosów Luny. Jednocześnie wtykała w nie białe stokrotki, które bardzo się wybijały na tle jej czarnych włosach.
-Lepiej uważać na kilku gości. Dyrektor trzyma ich chyba tylko po to, by mieć na nich oko...
-To jedyne, które mu pozostało?- zapytał Ned- Ej a ty wiesz, co mu się stało z tym drugim?
-Odpowiem, na to trochę później- stwierdził Spider-man- Więc on ich trzyma naprawdę blisko. Tak, gdyby próbowali coś zrobić... Wiecie coś w stylu zawładnięcia nad światem, stania się maszyną do zabijania, w wyniku prania mózgu, zemsty na rodzeństwie, a to zdarza się dość często, bądź po prostu zemsty na kimś innym. Więc jakby któremuś z nich odbiło, na miejscu jest od razu masa innych bohaterów, którzy mogą ich powstrzymać.
-To kim, oni są?- wtrąciła się Shuri. Peter na chwilę spojrzał na nią z lekkim strachem w oczach. Na to dodała- Spokojnie. Nie chcę zabić brata, dla samej satysfakcji, bądź by zdobyć tron i władzę. Nawet nie wiecie, ile problemów idzie, z byciem królową! Jednak wracając, przejdź do sedna Peter. Kim tamci są?
Wszyscy znowu obrócili się w stronę ściany. Teraz przybyło wielkie drzewo i kilka nietoperzy, lecących po niebie.
-Dwaj goście z pokoju, który teraz zajmuję. Jeden odpowiada za atak na Nowy Jork. Niebiesko-skóra kosmitka. Można też uważać na cyborga z kamieniem w czole, ale on chodzi z Wandą, a ona jest spoko. A co do oka nie mam zielonego pojęcia. Niektórzy twierdzą, że stracił je podczas rozbrajania jakiejś bomby. Inni, że jakichś zły go torturował i wydłubał mu je. Jest też mała grupka, która uważa, że tak naprawdę ma to drugie oko i przez nie widzi, ale opaskę nosi tylko dla szpanu.
Rose zrobiła kilka kroków do tyłu i oceniła, swoją pracę. Obróciła się potem na pięcie i stwierdziła:
-Na dzisiaj koniec- przysiadła koło reszty na kocu- Peter, wyjaśnisz mi coś? Dlaczego musimy zmieniać pokoje? Nie mogli nam dać od razu tych, w których będziemy mieszkać?
-Ja nie muszę- powiedziała Alex.
-Nie wiem- stwierdził chłopak- Może je remontowali?
-Albo po prostu popełniono jakichś błąd w administracji- podsunęła Michelle- To się dość często zdarza.
-Ja tam liczę na jakiegoś fajnego współlokatora- odezwała się Alex- Skoro mamy żyć w jednym pokoju przez cały rok.
-Dawaj Peter, jaka jest szansa, że trafimy na kogoś z Avengers?- zapytał Ned- Lub kogoś, kto się z nimi kumpluje?
-W większości nie zmieniają pokojów i współlokatorów- stwierdził drugi chłopak- Jednak w zeszłym roku była dziewczyna Kapitana Ameryki się przeniosła do Anglii i jest wolne miejsce w jednym z pokoi dla dziewczyn. Chyba tam mieszkała Wanda i... Nie pamiętam, jak miała na imię tamta druga.
-Czyli mamy marne szanse- oceniła Luna- Oprócz ciebie Ned. Ty masz prawie zerowe.
-A poza tym co nam powiedziałeś, jest coś jeszcze?- nachyliła się do niego Shuri- Jakieś dziwactwa?
-Tu jest dziwnie przez cały rok. W szczególności, gdy spotka się Doktora Strange'a- powiedział bez wahania Parker- Ale zenit dziwności jest chyba podczas Prima Aprilis. Co rok wpada tu jakichś gość i gada od czapy. Jest naprawdę dziwny. Ostatnio nasmażył naleśników i wyrył nazwy shippów na szafkach.
Zaczęło się robić coraz ciemniej i po jakimś czasie ewakuowali się z trawnika. Problemem nie było światło, lecz ogromna ilość komarów, które napływały ze wszystkich stron. W drodze do środka i jeszcze przez godziny zadawali Peterowi różne pytania. Dotarło bowiem do nich, że ze wschodem słońca nastanie ostatni dzień wakacji.
*********
Tony obudził się w środku nocy, ciężko łapiąc powietrze. Złapał dłońmi kołdrę, upewniając się, czy na pewno jest w bezpiecznym łóżku. To jednak nie sprawiło, że jego oddech powrócił do normalności. Musiało minąć dobre kilkanaście minut, ciągłego wpatrywania się w nieruchomy, najzwyczajniejszy, bezpieczny sufit, by się to stało.
Za wszelką cenę nie chciał myśleć o śnie, a raczej o lekko podkoloryzowanym wspomnieniu. Miewał je dość częstą, od czasu bitwy o Nowy Jork. Nasiliły się w wakacje, gdy był jedynie z Visionem, lecz zniknęły, kiedy reszta drużyny do niego przyleciała. Miał szczerą nadzieję, że już nie powrócą, ale dzisiejsze doznania ją pogrzebały.
Gdyby Pepper go teraz zobaczyła, najpewniej wpadłaby w taki stan pomiędzy strachem i próbą pomocy a gniewem i złością, za to, że jej nie powiedział, że ma problem. Upierała się przy tym, że powinni, mówić sobie wszystko i Tony stosował się do tego. W większości przypadkach. A dokładniej w większości przypadkach starał się przemilczeć niektóre sytuacje, czy zdarzenia, ale ona i tak się o, już wcześniej wspomnianej, większości zdołała dowiedzieć. Stark zaczął nawet podejrzewać, że zawarła jakąś umowę, ze wszystko wiedzącym Strangem.
Usiadł i wyciągnął rękę po szklankę wody. Wypił kilka łyków, po czym na ślepo starał się ją odłożyć. Spudłował i szklanka wylądowała na ziemi, z całą swoją zawartością. Aż cud, że się nie rozbiła. Tony jęknął i znów się położył. Naprawdę nie chciało mu się tego sprzątać albo nawet ją podnieść.
Obrócił się najpierw w stronę ściany, lecz później powrócił do gapienia się na pokój. Ten zwyczajny widok utwierdzał go, w rzeczywistości. Coś jednak mu nie pasowało. Zajęło mu to dość sporo, zanim sobie uświadomił, co to było. A raczej kto.
Leżący, zwykle bez ruchu, worek do bicia przez Hulka, teraz się kręcił przez sen. Samo to sprawiło, że Tony poczuł się dziwnie. Wiedział, że on sam miał skłonności do kopania kołder i ciągłym odwracaniem poduszek. Do tej pory sądził jednak, że tamten kosmita, spał jak Steve. Czyli jak się zasypia, tak się śpi przez całą noc. Normalnie w ich pokoju w akademiku był jeszcze Thor, który reprezentował połączenie tych dwóch rodzajów. Niby się nie ruszał, ale, Tony był tego świadkiem, kiedy przez całą noc czytał jakiegoś fanfika (trzeba wiedzieć, co ludzie o nim piszą), zawsze kończył w dziwacznych pozycjach.
Ruchy Lokiego jednak nie dało się przyrównać do takich naturalnych sennych wierceń, jak jego, bądź gromowładnego. Głównie obracał głową we wszystkie strony. Do tego twarz ukazywała każdą emocję, którą można, by było ze świecą szukać w dzień. Wyglądało to, jakby strach, przerażenia, smutek i bezsilność usiadły na karuzeli i kręciły się w kółko. Na dodatek jego usta poruszały się, tak samo, jak wtedy, kiedy mówił. Na sam koniec przyglądania się temu dziwnemu zachowaniu, Tony zauważył jeszcze, że oczy Kłamcy poruszały się pod powiekami.
Miliarder uspokoił się myślą, że ten gość pochodzi z kosmosu i do tego jest czarownikiem, więc to najpewniej normalne zachowanie. Położył się twarzą do ściany, po czym próbował zasnąć. Nie udało mu się. Wreszcie wstał i sięgnął po miotłę, trzymaną blisko łóżka. Oczywiście od razu wdepnął w rozlaną wodę.
Nie robił tego dla niego, tylko dla siebie i swojego spokojnego snu. Po prostu poczucie, że Loki mógłby mieć tak przerażający koszmar, że aż stracił nad sobą panowanie, sprawiało, że nie mógł zasnąć. Bo skoro jeleń się czegoś boi, to mogło oznaczać, że musi być naprawdę okropne. A Iron man nie chciał mieć z tym czymś nic wspólnego, nawet jeśli to miał być, wiercący się przez sen nordycki bóg.
Tony zbliżył się do rozkładanej kanapy, tak jak było to tylko konieczne. Wyciągnął kij od miotły w stronę współlokatora i szturchnął nim kilka razy w bok drugiego chłopaka. Na początku nic się nie stało, więc powtórzył próbę mocniej. To już sprawiło, że smerf przestał się ruszać. Dzieło jednak trzeba było dokończyć, więc Stark obrócił miotłę i zaszarżował włochatą częścią kija. To już osiągnęło pełny sukces.
Loki się obudził i od razu, niczym z automatu, chwycił szczotkę jedną ręką. Tony mógłby, przysiądź, że nawet pomimo ciemności, zauważył kilkusekundową zmianę koloru skóry jego ręki. Chwilę po tym kij pękł w miejscu, w którym jotun go trzymał.
-W głowie ci się kompletnie poprzewracało, czy co?- zapytał Loki, pozwalając, by kawałek szczotki upadł na ziemię.
-Powinieneś mi dziękować- stwierdził Tony, przyciągając do siebie kij- Miałeś koszmar i wyglądałeś przy tym strasznie. Więc nie ma za co.
Loki w odpowiedzi mruknął coś nieprzyjemnego pod nosem i obrócił się plecami do Iron mana. Stark odpowiedział mu na to:
-Mówiłem ci już. Żadnych przekleństw ani obrażania rodziny w niezrozumiałych dla mnie językach. Jak chcesz to robić, mów po angielsku.
Jeleń już mu nie odpowiedział. Leżał nieruchomo na boku, tak samo, jak wszystkie pozostałe noce. Tony, już spokojniejszy, powrócił do swojego łóżka, znów oczywiście wdeptując w kałużę wody. Jedna myśl jednak nie dawała spokoju. Czego tamten mógłby się tak bać? Przed oczami stanął mu znów tamten kosmiczny statek, w który wymierzył atomówkę. I dopiero wtedy, tuż przed zaśnięciem, uświadomił sobie, jak bardzo mało wiedział o tym, co taki jeden statek może oznaczać.
********
Loki, po obudzeniu, nie zasnął po raz drugi. Wmawiał sobie, że sen nie jest mu potrzebny, jednak w głębi duszy wiedział, że po prostu, by nie mógł. Nie po ostatnim śnie. Zwykle nie sypiał dobrze, ale teraz po prostu jego podświadomość chyba się upiła, bądź naćpała, bo postanowiła przekroczyć wszelkie granice potworności.
Jednak nordycki bóg psot nie spał i się nudził, gapiąc w ścianę. A kiedy nordycki bóg psot się nudzi, to wszyscy w jego pobliżu powinni uciekać, bądź zamknąć go w jakiejś szklanej klatce.
Loki zaczął się zastanawiać, co takiego mógłby zrobić. Odrzucił masę pierwszych pomysłów, wśród których było, zakucie Sama i Bucky'ego w jedne kajdanki, wkurzenie do zieloności Bruce'a i wrobienie w to Tony'ego, bądź wyrzucenie wszystkich ubrań Wandy przez okno. Nawet brał przez chwilę pod uwagę, możliwość zamknięcie Thora w zamrażalce, ale blondyn był za ciężki do ruszenia. Wreszcie sobie przypomniał, że piętro wyżej, tuż nad nimi, pokój zajmowała para idiotów: Clint i Pietro.
Odczekał chwilę, by się upewnić, że Stark zasnął i zaczął działać.
A po sekundzie jakichś wielgachny stwór zastukał w ich szybę. Miał ponad dwa metry i cały był pokryty futrem. Unosił się w powietrzu dzięki równie ogromnym skrzydłom. Cały był pokryty szarym futerkiem. Stworzenie gapiło się swoimi okrągłymi, czerwonymi oczami, przez lekko uchylone, okno na dwa łóżka i spokojnie śpiących chłopaków. Monstrum nie posiadało rąk, więc stukał w szybę przy machaniu skrzydłami. Żaden mieszkaniec pokoju się jednak nie obudził. Stwór powtórzył stukanie, z tym samym efektem.
Loki przewrócił oczami, co starał się skopiować potwór. Bez owocnie zastukał po raz kolejny, po czym wyciągnął ciężkie działa. Stwór wydał z siebie serię głośnych pisków. Dopiero wtedy jedna postać zaczęła się poruszać. Człowiek Ćma wydał z siebie kolejne piski.
Clint podniósł głowę i spojrzał w okno. W jednej chwili jego zaspane oczy rozszerzyły się gwałtownie i zaczął krzyczeć. Wypadł z łóżka i kiedy się podnosił z ziemi, spadł na niego Pietro. Białowłosy nie wiedział, co się dzieje i próbował uspokoić łucznika.
-Stary, spokój! Nie wrzeszcz tak! Co się dzieje?!
Clint, próbujący wstać, wskazał palcem w okno. Maximoff obrócił się i wreszcie puścił Hawkeye'a. Przez chwilę siedział tam zamurowany, lecz zaraz dołączył do krzyku. Obaj wyciągnęli spod łóżek wielkie worki pełne soli.
Laufeyson słyszał ich krzyki nawet w swoim pokoju. Pomogło w tym otwarte ichnie okno. Nawet Stark się obudził i to sprawiło, że Loki stwierdził, że już wystarczy. Pozwolił, by stwór odleciał i zniknął. Dopiero wtedy Loki się obrócił na plecy i zaczął gapić się gniewnie na sufit.
-Co ci dwoje tam wyprawiają?- zapytał Tony, ocierając oczy- Jest środek nocy.
-Najpierw ty, teraz oni...- jęknął Kłamca- Zrobiliście sobie jakichś konkurs, ile razy mnie dzisiaj obudzicie?
-Daj spokój- odparł milioner. W tym momencie krzyki ucichły i dało się słychać głos Czarnej Wdowy- Chyba trzeba ich ratować od niechybnej śmierci.
Wstał i zostawił Lokiego samego w pokoju. Ten uśmiechnął się lekko. To było dobre, jednak nie zaspokoiło jego chęci psot. Wyłącznie sprawiło, że chciał więcej.
********
-Jak to możliwe?!- zawołała Wanda, patrząc na swoją walizkę- Kiedy ją pakowałam, wszystko się mieściło bez problemu!
-Może trzeba na niej usiąść?- podsunęła pomysł Jane.
-Dajcie mi chwilę i już coś wymyślę- stwierdził Tony, oceniając całą sytuację. Od samego rana biegał po całym domu, starając się ogarnąć wszystko, związanego z wyjazdem. Niestety, co było mu naprawdę trudno przyznać, wakacje dobiegały końca i następnego dnia trzeba było wracać do nudnego, schematycznego, tygodnia szkolnego.
-A może nie trzeba było kupować, tych wszystkich nowych ubrań?- odezwał się Pietro. Siostra spojrzała na brata.
-Ty odzyskasz prawo głosu, jak wreszcie przestaniesz świrować, na punkcie tego Człowieka Ćmy. W nocy obudziliście wszystkich. Nawet Thora.
-Opryskaliście nas solą- przypomniała Foster.
-Musiałem uspokajać Bruce'a- dodał Stark- I nawet nie wiesz, jakie mi jeleń robił miny.
-Ale on tam naprawdę był!- zawołał chłopak- Widziałem go tak, jak widzę was.
-To był środek nocy, braciszku. Mogło ci się przewidzieć. A ta sól na podłodze, to już była przesada- powiedziała dziewczyna, po czym wróciła z Jane do walizki- A może ty ją przyciśniesz rękoma, a ja spróbuję ją zapiąć?
-Sól odstrasza duchy nieczyste- mruknął Pietro, pozostając w tyle.
Plan był taki, że mieli się dzisiaj spakować. Chociaż głównie chodziło o to, by być następnego dnia przygotowanym na wyjazd. A przygotowanym, co uściślił Steve, znaczyło, że brało się swoją walizkę lub torbę i można było od razu wsiąść do samochodu i odjechać. Iron man, jako gospodarz próbował pomóc każdemu. Widząc, że w tym miejscu sprawa została już mniej więcej okiełznana, odznaczył w swoim notesie ostatni pokój do sprawdzenia. Wreszcie miał czas dla siebie.
Wrócił do salonu, gdzie spotkał Steve'a, który, chyba jako jedyny, nie szukał własnych rzeczy po całej willi. Kapitan siedział spokojnie na kanapie i oglądał telewizję.
-Co leci?- zapytał milioner, rozsiadając się koło niego.
-Baseball.
-Nie znam się na tym- odparł Stark. Kiedyś sprawdzał wyniki meczów, ale robił to jedynie, by zawiązać jakieś relacje z innymi. Później jednak to olał. Nigdy nikt nie zaszczepił w nim poczucia, że ta gra jest czymś ważnym. Nie rzucał się piłką z ojcem, tak jak się to robi w serialach, czy filmach. Po prostu istniała i jego firma wykorzystywała ją czasami do kampanii reklamujących.
-Ja teraz też nie- stwierdził Rogers- Dawniej to nawet chodziłem na mecze z Buckym.
-Opowiadałeś coś o tym- stwierdził Tony- Mówiłeś coś kiedyś o relacji z meczu, którą puścili ci, kiedy się obudziłeś w naszych czasach. Coś z nią było nie tak...
-Wybrali ten mecz, na którym byłem- przypomniał mu staruszek w młodym ciele.
-To mieli naprawdę słabego historyka.
-Tak. Według mnie sam pomysł, by robić to całe przedstawienie, nie był za dobry- ocenił Steve- Wiem, że trzeba było mnie oswoić, czy coś...
-No nawet przypominasz chwilami takiego Golden Retrivera, którego trzeba było nauczyć aportować.
-Ale nie widzę, gdzie to miałoby się skończyć. Puściliby mi jakichś film, czy coś?
Kiedy tak ze sobą rozmawiali, do pokoju wszedł Zimowy Żołnierz i zaczął czegoś szukać. Gdy kręcił się koło nich, krótkowłosy blondyn zapytał go:
-Co szukasz?
-Mojego powerbanka. Nie widziałeś go ostatnio?- Bucky położył się na podłodze, sprawdzając, czy niczego nie ma pod kanapą.
-Ostatnio chyba był w twoim pokoju- stwierdził Kapitan.
-To ten sam, który ciągle gubiłeś w szkole?- zapytał metaloworękiego Stark- Ty weź go, lepiej pilnuj.
-Łatwo ci mówić. Jak ty coś zgubisz, to najzwyczajniej kupujesz nowe, bądź Friday, ci mówi, gdzie to jest- brunet podniósł się z podłogi- Baseball leci?- i przepadł. Usiadł po drugiej stronie Steve'a i poświęcił całą uwagę, na tym, co się dzieje na ekranie.
Tony jedynie przewrócił oczami i sięgnął po telefon. Skakał po różnych stronach internetowych, przeglądał Facebooka i właściwie stracił poczucie czasu. Ogarnął się, dopiero kiedy wyświetliła mu się wiadomość o słabej baterii w telefonie. Wtedy wstał i pozostawił dwóch weteranów, krzyczących do telewizora, że był faul.
Zaczął szukać swojej ładowarki w pokoju, jednak tam jej nie było. Zajrzał do szafki, gdzie zwykle trzymał zapasowe, jednak ona była pusta. Potem sprawdził łazienkę, salę telewizyjną, kontakty na dworze, a na samym końcu przeszukał siłownię. Nigdzie jednak nie znalazł żadnej z ładowarek. Nawet zwyczajne kable gdzieś poznikały. Skoro on nie miał niczego do ładowania, a telefon mu jęczał, postanowił wyżebrać coś od reszty. Idąc korytarzem, zatrzymał się przed drzwiami ostatniego, niesprawdzonego pokoju. Pomimo tego, że wiedział, że nie ma w środku tego, czego szukał, wszedł tam.
Pokój wypełniony starymi meblami sprawiał, że czuł się nieswojo. Czuł, jakby postacie z fotografii śledziły każdy jego ruch. Podszedł do biurka i usiadł za nim. Obrócił się kilka razy wokół własnej osi, próbując sobie przypomnieć, jakie to było uczucie, kiedy robił to, gdy był jeszcze dzieckiem. Nie potrafił.
Zatrzymał się i spojrzał na zdjęcie swojego ojca. Gapił się prosto na niego. To już było dla niego za dużo. Położył zdjęcie twarzą do biurka, po czym wyszedł z pomieszczenia. Odetchnął kilka razy i wyruszył na poszukiwanie kogokolwiek, od kogo mógłby pożyczyć ładowarkę.
Znalazł Clinta, jednak ten nie mógł mu pomóc. Sam też nie wiedział, gdzie się podziała jego ładowarka. Potem natknął się na kilku pozostałych, jednak wszyscy odpowiadali mu to samo. W ostateczności ruszył do piwnicy, gdzie natknął się, jak zwykle na Lokiego. Przyłapał jelenia na rozmawianiu z Darcy. Przywitał ją ze swoim naturalny wdziękiem:
-Witaj siostro od innej matki i ojca. Jak tam przeprowadzka?
-Całkiem nieźle- Darcy na ekranie rozejrzała się po pokoju- Zostały jeszcze niektóre pudła do rozpakowania i już wszystko będzie załatwione. A u ciebie? Ten tu- wskazała na Lokiego, który przewracał oczami- Nic nie chce mówić.
-A całkiem dobrze, całkiem dobrze. Właściwie jest pewna sprawa, o którą muszę zapytać tego osobnika- Tony obrócił się w stronę kłamcy- Gdzie są wszystkich ładowarki?
-Wszystkich czego?- zapytał Loki, patrząc na niego ze zdziwieniem.
-Ładowarki- powtórzył milioner.
-Po co miałby brać coś takiego?
-Nie wiem. W końcu jesteś przecież sobą- wskazał na niego.
-Czy to ma oznaczać, że wszystko, co się dzieje w tym budynku, lub gdziekolwiek jestem, jest moją winą? Nie brałeś może pod uwagę, że wasze własne czyny powodują niektóre katastrofy? Zwalanie winy na mnie, jest po prostu czystym lenistwem- wyprostował się na krześle- Do tego pomyśl tylko, jakby ktokolwiek inny, weźmy to na przykład Barnesa, chciał zemścić się za jakichś twój kawał, nie ponosząc za to odpowiedzialności, to z łatwością mógłby to zwalić na mnie. Masz przynajmniej jakieś dowody mej winy?
Stark chciał już coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się i przemyślał to, co mówił wampir. Od inwazji na Nowy Jork, obarczali Lokiego winą, za różne rzeczy. Pod koniec roku sam nakapował na niego, za podłożenie bomby z farbą do szafki Rogersa. Każda inteligentna osoba, w których grono nie zaliczał Barnesa, też mogłaby to wykorzystać.
-Nie- odparł wreszcie.
-To daj mi spokój- powiedział kosmita, odwracając się do Iron mana plecami.
Tony chciał jeszcze coś powiedzieć, ale chyba po raz pierwszy w życiu, ugryzł się w język. Wdawanie się z nim w dyskusje, było jak walka z ogniem. Dlatego zdecydował się na taktyczny odwrót. Pożegnał się Darcy, po czym wyszedł z piwnicy. Niestety był już za daleko, by słyszeć pytanie dziewczyny.
-To ty im to wszystko ukradłeś, czyż nie?
-Uważasz mnie za takiego potwora, który odebrał tym bohaterom od siedmiu boleści, wszystkie możliwości naładowania ich bezcennych ustrojstw?
-Tak- odparła brunetka.
Stark sprawdził jeszcze raz cały dom, po czym wyszedł na dwór i położył się na leżaku. Jego komórka już całkowicie umarła, a on porzucił nadzieję, że naładuje ją jeszcze na Hawajach. Zaczął się zastanawiać, gdzie mogłyby się podziać wszystkie te urządzenia. W przypadku większości mogli je już spakować i nawet o tym zapomnieć. Jednak on nigdy ich nie pakował. Po prostu zostawiał takie rzeczy w jednej z szafek w laboratorium, pewien, że znajdzie je na miejscu, kiedy tylko wróci.
-Przyjacielu coś się dzieje?
Z rozmyślań wybił go głos Thora. Asgardczyk wyszedł właśnie z basenu i wycierał mokre włosy ręcznikiem. Patrzył się na Tony'ego z lekkim strachem.
-Wyglądałeś, jakbyś zobaczył jakąś zjawę, czy coś.
-Nie, to nic takiego- stwierdził milioner, po czym wpadł na pewien pomysł- Nie ma chyba takiej możliwości, że masz ładowarkę do pożyczenia?
-Ja nie noszę czegoś takiego- odparł z uśmiechem blondyn.
-To jak ładujesz telefon?
-Ja go nie ładuję.
-Co?- zapytał Tony, starając się połączyć te dwie sprawy- Jak?
-Mój telefon jest wiecznie gotowy do bitwy- powiedział z wręcz dumą wiking- Jak na prawdziwy asgardczki telefon przystało.
-Thor- Stark starał się, by wymówić te słowa ze spokojem- To ja dałem ci ten telefon. Tak jak komputer i tablet. Nie ma więc możliwości, że pochodzą one z Asgardu.
Blondy przez chwilę patrzył się na Iron mana, ze szczerym zdziwienie. Zupełnie, jakby próbował zrozumieć od nowa znaczenie słów, wypowiedzianych przez Tony'ego. Dopiero po jakiejś dobrej minucie odparł:
-Jednak one przebywają w moim towarzystwie, najlepszego wojownika Asgardu, co od razu sprawia, że są silniejsze i lepsze od reszty.
-Dobra zmieńmy temat, bo głowa zaczyna mnie boleć.
Thor był naprawdę niereformowalny w sprawach technologii. Można było mu tłumaczyć najprostsze rzeczy, a on i tak twierdził swoje. Stark chwilami chciał, go zakneblować i przewiązać do kaloryfera, po czym wytłumaczyłby mu wszystko po kolei, tak aby ten nie mógł się wtrącać w każdej chwili. Jednak teraz wolał myśleć o czymś przyjemniejszym.
-Wrzucisz Jane do morza wieczorem?- zapytał, starając się o uśmiech- Wiesz, zgodnie z tradycją wrzucania dziewczyn do morza.
-Nie jestem pewien, czy nawet jeszcze wtedy będę- odparł chłopak- Muszę odnieść Lokiego do domu. A potem zabrać go szkoły w pierwszy dzień lekcji- usiadł na kolejnym leżaku- Nie wiem, czemu matka się tak przy tym uparła.
-Ej, jak już napomknąłeś o nim, to muszę cię o coś zapytać- nachylił się do przodu. Przypomniał sobie, jak się zachowywał przez sen- Czego on mógłby się bać?
-Nie jestem pewien, czy on w ogóle coś jeszcze czuje- stwierdził Thor. Jego głos z każdym kolejnym słowem stawał się coraz smutniejszy. Chłopka naprawdę starał się trzymać, lecz mu to nie wychodziło, a Tony nie chciał go dołować.
-Zapomnijmy na chwilę o nim- powiedział milioner- Ty musisz być dzisiaj wieczorem. Takiego ogniska, jakie zrobimy, to ta wyspa nie przeżyła. Do tego przecież obiecałeś, że polecisz z nami do szkoły. Samolotem.
-A jest jakaś różnica między tym samolotem a quinjatem?
-Polecisz, zobaczysz- powiedział i zamilkł na chwilę. Jeszcze jedna sprawa nie dawała mu spokoju- Sądzisz, że Natasza wrzuci Bucky'ego dzisiaj do morza?
**********
Rose zrobiła kilka kroków w tył, oceniając uważnie swoje dzieło. Teraz ściana była wypełniona namalowanymi drzewami. Na samym środku było widać ognisko i postacie siedzące wokół niego. Jedna z nich opowiadała jakąś historię, a reszta uważnie jej słuchała, piekąc pianki. Na początku można było stwierdzić, że jest to klasyczny obraz, przedstawiony komiksową kreską.
Dopiero kiedy się lepiej się przyjrzało, można było odkryć, że ci ludzie przy ognisku, wcale nie byli ludźmi. Oni wszyscy byli jakiegoś rodzaju potworami. W tym jeden młody wampir przytulał się z wilkołakiem, a naprzeciw nich mumia, wraz z potworem z bagien i zombie gapili się z otwartymi oczami na środkową postać. Wszyscy mieli na sobie w jakimś rodzaju mundurki harcerskie, przerobione na wzór potwora, którym był ich właściciel. Wszystkie te młode stwory słuchały uważnie tego, co mówił im ich druh- potwór Frankensteina.
Do tego gdzieś w tle było widać skałę, a na tle księżyca, wybijała się grypka ludzi, trzymających widły. Do tego tuż nad nimi przelatywało stadko nietoperzy.
-Skończyłam- oznajmiła dziewczyna.
Reszta grupki podniosła głowy. Siedzieli na kocu, rozłożonym, tym razem, tuż przy płocie. Na początku starali się śledzić ruchy Rose, lecz po jakimś czasie zajęli się własnymi sprawami. Dziewczyny zaczęły robić konkurs, która z nich lepiej zaplącze włosy Luny w dziwaczniejsze fryzury. Moon nie zwracała na nie zbytniej uwagi, czytała spokojnie jakąś książkę. Do tego oczywiście ciągle rozmawiali z chłopakami, którzy mieli zrobione kitki we włosach.
-To jest super- powiedziała pierwsza Shuri. Reszta te zaczęła wychwalać, to co powstało. Zapadła na chwilę ciszy, która zwykle zapada, kiedy już się nie wie, co ma się powiedzieć. Dopiero wtedy odezwała się Luna:
-Podobają mi się ci harcerze podwieszeni na drzewie.
Reszta spojrzała na nią ze zdziwieniem, po czym znów wrócili do graffiti. Dopiero po jakimś czasie dopiero po jakimś czasie odkryli, o co chodziło Lunie. Po prawej stronie tuż przy krawędzi znaleźli drzewo, na którym wisieli, związani ludzcy harcerze. Oczy mieli otwarte z przerażenia i najpewniej, by krzyczeli, jednak usta ktoś im zakneblował.
-Zauważyłaś!- zawołała z radością Rose- Już myślałam, że znikną w tłumie!
Luna jedynie lekko się uśmiechnęła, w taki trochę przerażający sposób, po czym wróciła do książki. Różowo włosa usiadła przy nich na kocu i zapytała:
-Ej Alex mogę spróbować po tobie, zająć się jej włosami?
-Możesz nawet teraz- dziewczyna odsunęła się od czarnowłosej- Ja i tak nie przebiję, tego, co Shuri wymyśliła.
Księżniczka uśmiechnęła się pod nosem.
-Ej a ja mogę się już tego pozbyć?- zapytał Peter, wskazując na niezliczone gumki we włosach.
-Nie!- odpowiedziały wszystkie jednocześnie.
Chłopak spojrzał w niebo. Naprawdę wolał nie ryzykować z MJ. Pamiętał jeszcze, jak kiedy byli dziećmi, zamykała go w więzieniu, czyli w wielkiej szafie. Wolał nie powtarzać tego doświadczenia, teraz kiedy Michelle miała do dyspozycji prawdziwe sejfy. Pajęcze moce nie pomagały w wydostawaniu się z małych, ciasnych, zamkniętych na cztery spusty pomieszczeń.
-Słońce zachodzi- powiedział, zerkając na powoli ciemniejące niebo.
-Koniec wakacji- mruknął Ned.
-Czy to dziwne, że się cieszę?- zapytała Shuri.
-Tak- mruknęła MJ.
-To ja mam dla was wszystkich propozycję- Alex sięgnęła do torby i wyciągnęła talię kart- Zagramy po raz ostatni.
-Mi pasuje- wychyliła się Rose- Tylko daj mi wygrać, jak Peter da swój drugi but do zastawu. Potrzebuję do kolekcji.
-Tak to ja nie gram!- stwierdził Parker.
-To o co chcesz grać?
Spider-man myślał przez chwilę, jednak z marnym skutkiem. Otwierał chwilami usta, wpadając na jakiś pomysł, jednak po chwili je zamykał, kiedy ogarnął, że jego pomysł jest bez sensu. Przypominał przy tym rybę.
-A może zagramy na odrabianie prac domowych, czy pisanie ściąg?- podsunęła Luna.
Reszta spojrzała na nią z minami ekspertów, po czym pierwszy odezwał się Ned:
-Spoko.
Po rozdaniu kart zaczęli grać. Oczywiście zabrali Alex karty, gdy tylko wygrała jakąś niezmierzoną ilość razy. Wtedy zajęła się ustawianiem reflektora, by świecił im idealnie na koc. Po jakiejś pół godzinie, w chwili, gdy Peter został zobligowany do odrobienia ponad dwunastu prac domowych, Spider-man spojrzał na swoich przyjaciół.
Dotąd czuł się ciągle w tej szkole nie na miejscu. Znał tych wszystkich bohaterów, jednak oni zdawali się go traktować, jak jakieś dziecko. Nie należał do drużyny. Teraz jednak czuł, że będzie inaczej. Wreszcie zjawiło się kilka osób, które wraz z nim należały do jednej grupy.
Na chwilę się obrócił, by spojrzeć, jak ostatnie promienie słońca znikają za horyzontem. Po czym stwierdził, że nie zapeszy, jeśli uzna, że udało mu się, spełnić wymagania dyrektora. Pomimo że włamali się do laboratorium, udało się. Michelle nie zorganizowała żadnego strajku. Ned może dowiedział się o jego tajemnicy, ale chyba to nawet lepiej. Alex była sobą. Shuri, pomimo ciągłego zafascynowania normalnymi rzeczami, stała się jego ulubioną księżniczką. Luna okazała się równie dziwną posiadaczką mocy, jak on. Jak nie dziwniejszą. Ciągle jej do końca nie rozumiał. Nawet Rose nie wpadła w żadne kłopoty, mimo zapewnień Fury'ego, o jej zdolnościach.
-Ej a opowiadałam wam, jak to dzisiaj goniła mnie i Lunę policja?- zapytała w tym momencie dziewczyna z tatuażem. Peter ze zrezygnowanie spojrzał na nią. Jednak zapeszył.
-Jak?- zapytała pierwsza Alex- Zostawiłam was na pół godziny same. Jak?
-No poszłyśmy do sklepu po spreje. A nowe farby trzeba sprawdzić- zaczęła wyjaśniać dziewczyna, robiąc przy tym miny typu "takie rzeczy się zdarzają, przyswój to".- Poszłyśmy pod jeden z mostów i zaczęłam je sprawdzać. I nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się jakichś cholerny patrol policji. To zrobiłam najbardziej naturalną rzecz...- i zaczęła opowiadać, jak to, ciągnąc Lunę za sobą, dobiegła do najbliższej ciemnej alejki. Chciała się wspiąć na drabinę przeciwpożarową. Skończyło się jednak na tym, że druga dziewczyna poślizgnęła się i upadła na pierwszą. A chwilę później do alejki zajrzeli policjanci. Żaden jednak z nich nie zauważył dwójki nastolatek leżących na ziemi, w cieniu śmietnika.
Po zakończeniu historii Rose spojrzała na resztę.
-Coś takiego jest u ciebie na porządku dziennym, tak?- zapytała MJ.
-Chyba tak- oceniła Rose z uśmiechem.
Parker jedynie lekko pokręcił głową. To w takie wpadł towarzystwo, pomyślał, po czym też się uśmiechnął. Coś czuł, że nie będzie musiał narzekać na nudę.
*********
-Dobra, trzeba się ogarnąć- ocenił Steve, patrząc na grupę gramolącą się z morza- Najpierw priorytety. Jane wyciągnęłaś Thora, czy się gdzieś tam topi?
-Jest!- zawołała dziewczyna, jednocześnie sprawdzając, czy trzymana przez nią ręka, jest ciągle przyłączona do ciała boga piorunów. Ten wlókł się za nią, ledwo powstrzymując się, od położeniu się na piasku. Gdyby jednak to zrobił, Foster poleciałaby za nim.
-Dobra- odparł Kapitan- A teraz reszta, która potrafi pływać. Tony? Pepper?- zaczął, po kolei wymieniać imiona tych, którzy wbiegli do wody. Każdy po wywołaniu się zgłosił.- Bucky?
-Tak?- zapytał Barnes, siedzący koło niego na piasku.
Rogers spojrzał na niego i siedzącą trochę dalej Nataszę. Naprawdę myślał, że dołączyli do reszty. Po drugiej stronie Kapitana znajdował się Sam, specjalnie przez niego odseparowany od Bucky'ego i następnie był Bruce. Naukowiec ciągle walczył z jakimś naprawdę starym kablem, znalezionym w garażu. Za wszelką cenę starał się stworzyć, coś, co będzie spełniało funkcję ładowarki. To, co tworzył, jednak za każdym razem, zaczynało płonąć, jak tylko się to podłączyło do prądu. Z wielką chęcią użyłby innych części, jednak te, niczym ładowarki, gdzieś zniknęły.
Wcześniej siedział jeszcze dalej Clint, lecz on nie mógł znieść, patrzenia, jak reszta porywa dziewczyny, bądź odwrotnie, w przypadku Wandy i Visiona. W pewnym momencie wstał i oznajmił, że też ma dziewczynę, tylko jej tu nie ma i musi zrobić podwójny skok do morza, za nią. Po czym ściągnął koszulkę i krzycząc na cały głos, wbiegł do wody.
-Mówiłem wam już, że to jest głupia tradycja?- zapytał pozostałych singli Pietro. Ten zajmował miejsce naprzeciw ogniska i piekł piankę.
-Tak i to już pięciokrotnie- mruknął Sam.
Tony wraz z roześmianą Pepper nadgonili resztę. Chłopak trzymał szampana w jednej ręce, a w drugiej miał koszyk pełny kieliszków i wepchnięte między nie wiaderko lodu w kostkach.
-Wstawać ludziska!- zawołał miliarder, odkładając koszyk na piasku. Drugą ręką sięgnął do szampana- Nie wiem, w czyją stronę to poleci!
Bruce nawet nie podniósł głowy, jednak Bucky, w chwili wystrzelenia, zasłonił twarz Steve'a ręką, a resztą ciała starał się obronić Nataszę. Wilson na ten widok jedynie przewrócił oczami.
Korek wystrzelił i poleciał w niebo, tak wysoko, że nikt nie zdołał go dostrzec. W pewnym momencie doleciał do szczytowego punktu, zawrócił i zaczął spadać z ogromną szybkością. Jednak zanim do tego dotarło, wszyscy i tak już stracili nim zainteresowanie. Dlatego, też żaden z bohaterów nie zauważył, że Thor oberwał nim po głowie. Ten rozejrzał się naokoło, jednak korek zniknął już w piasku, więc jedynie wzruszył ramionami i dołączył do reszty.
-To toast?- zapytał Tony, rozlewając wszystkim szampana do kieliszków. Bruce'owi nalał sam i wyciągnął w jego stronę, tak aby naukowiec to zauważył- Stary podnieś głowę. Życie to nie tylko technologia. Ona jest dużą częścią życia, ale chwilami trafiają się takie chwile, jak ta, w których trza, cieszyć się chwilą. Dużo razy powiedziałem słowo „chwila" i to powinno zwrócić twoją uwagę.
Baner z lekkim wahaniem odłożył maszynę, wcześniej oczywiście ją zabezpieczając, na piasku. Wstał i wziął od Starka kieliszek. Potem dwaj mózgowcy dołączyli do pozostałych.
-Może tak klasycznie- zaproponował Sam- Za kolejny rok.
-By nauczyciele się nas nie czepiali i nie czepiali się wszystkiego- odezwał się Pietro.
-Za Noble'a- podsunęła Jane.
-A prawda dostałaś nominacje- zauważył Bruce, po czym przez chwilę się zastanowił- Ja chyba też dostałem nominacje.
-To powodzenia- powiedział do nich Thor- I mam nadzieję, że jest więcej tych nagród, bo naprawdę nie chce stawać po którejś ze stron- rozejrzał się po reszcie i oznajmił- Za szlachetne bitwy!
-To za możliwość podpisania korzystnej umowy z Apple- wtrącił się Tony- Która i tak jest tylko luźnym pomysłem, prawie niemożliwym do spełnienia.
-Abyśmy przeżyli- powiedziała Pepper.
-I nie ześwirowali- podsunął Bucky.
-Za kawę- dodał Clint.
Zapadła cisza. Ci, którzy się do tej pory nie odezwali, ciągle milczeli, bądź jedynie wymieniali spojrzenia, chcąc przekonać kogoś jeszcze, że powinien się odezwać. Na początku patrzono na Nataszę, jednak ta ze spokojem to wszystko ignorowała. Zwrócono się więc w stronę łatwiejszego celu. Rogers już nie zniósł tego tak dobrze. Wyciągnął swój kieliszek do góry.
-Za Avengers.
-Za Avengers!- zawołała za nim reszta, robiąc ten sam gest.
**********
-Panie dyrektorze wysłać jej wiadomość, by stawiła się do pana gabinetu jutro rano?- zapytał asystent, oświetlając zamalowaną ścianę latarką.
-Nie- odparł Fury, patrząc na dzieło Rose.
-To kazać jej to zamalować?
-Nie.
-Zamalować to w ogóle?
Nick przyjrzał się uważnie całemu graffiti. Każdej postaci i krzakowi. Ludziom daleko w tle i potwornym, jak i ludzkim, harcerzom. Wreszcie odparł:
-Zostawmy to. Przemawia do mnie- po czym obrócił się i ruszył w jedynie sobie znanym kierunku.
🏄♀️🏄♂️🏄♀️🏄♂️🏄♀️🏄♂️🏄♀️🏄♂️🏄♀️🏄♂️
Okej zacznijmy od tego, że naprawdę strasznie przepraszam, za to okropne opóźnienie. A teraz czas na wyjaśnienie dlaczego tyle to trwało.
Otóż wakacje Avengersów się skończyły, tak jak skończyła się ta książka. Pojawi się oczywiście jeszcze publikacja, kiedy już opublikuję pierwszy rozdział w kolejnej części. Dlatego radzę ją jeszcze trochę zachować w swych bibliotekach. Potem można to wywalić.
Tutaj chcę, podziękować wam, jako że to czytacie i mam nadzieję będziecie czytać kolejne me próby pisarskiej. Dziękuję wam bardzo.
A teraz główne wyjaśnienia.
Przyznaje się, skończyłam ten rozdział już wcześniej, ale go przetrzymywałam, tylko dlatego, bym mogła wraz z nim opublikować pierwszy rozdział zupełnie innej książki.
Otóż w "Marvel Avengers Academy" (Boże ile to ma rozdziałów?!) w pewnym momencie Avengers skakali sobie przez wymiary. I w taki sposób odwiedzili sobie DC. Potem wpadli do Avengers Assemble. I na samym końcu wylądowali w takim jednym wymiarze, gdzie nikomu nieznana postać Steve'a Rogersa jest sobie kimś takim, jak Kapitan Hydra.
I właśnie skupmy się na chwilę na tym ostatnim wymiarze. Otóż pewna osoba @Sara_Black napisała komentarz, o tym, bym napisała osobną książkę w tamtej rzeczywistości. Poparła ją @-WaitForAlex. I wiedzcie o tym, że po miesiącach walki ze sobą, wreszcie się czegoś takiego podjęłam. I tak oto powstało:
Okładka stworzona przez aniela1546
Dlatego, jeśli ktokolwiek jest zainteresowanym tym światem, to naprawdę zachęcam.
I po tej reklamie mogę powiedzieć tylko:
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro