XIX
Sam z ociąganiem przykleił czujnik ruchu pod jednym z krzeseł. Był on podłączony z wyrzutnią, która zajmie się zestrzeleniem, do tego, kto uruchomi poprzednią maszynę.
-To jest bez sensu- stwierdził- Szybciej będzie, jeśli puścimy AC/DC lub Queen na cały głośnik i poczekamy, aż Stark sam do nas przyjdzie, tańcząc i śpiewając.
Bucky go zignorował. Nie chciał za wszelką cenę pokazać, że jest to dobry, a wręcz nawet podchodzący pod genialny, pomysł. Znał moc tej muzyki i wiedział, że wśród ludzi, którzy znajdowali się w tym domy, są tacy, co też byli obciążeni tą wiedzą. To naprawdę okropne, że właśnie na niego wpadła tak irytująca, nieznośna i strasznie wkurzająca osoba, jak Wilson. Naprawdę wolałby być teraz z Nataszą. Pomimo tego, że roiłby najpewniej to samo, odbywałoby się wszystko w o wiele lepszej atmosferze. Może nawet udałoby mu się pozbyć tego napięcia pomiędzy nimi i przywrócić sprawy do takiego toru rzeczy, na jakim były tuż przed zakończeniem roku szkolnego. Tuż, zanim wszystko się popsuło.
-Zrobione- stwierdził Falcon, robiąc krok w tył, by ocenić, czy wszystko się trzyma- Długo się jeszcze będziesz ślimaczył?
-Ja przynajmniej robię to dobrze- sprawdził jeszcze, czy w zbiorniku na pewno są przygotowane kule. Już się natknął w jednym, że w środku było pusto- Gdybyś tu miał się tym zająć, już dawno bylibyśmy cali uciapani w farbie.
Było widoczne, że Sam już szykował się do odpowiedzi, lecz w tym momencie pomiędzy nimi, wraz z podmuchem powietrza, zjawił się Quicksilver. Spojrzał na nich i zapytał:
-Czy był tu....
-Jeleń na dwóch nogach?- dokończył za niego Sam- Nie.
-A może widzieliście...
-Rogatego cienia?- tym razem skończył zdanie Bucky- Nie.
-Chociaż zauważyliście...
-Twoją siostrę i Visiona?- powiedzieli obaj przyjaciele Kapitana Ameryki w jednym momencie- Nie.
Spojrzeli się na siebie, po czym Barnes dodał:
-Posłuchaj mnie stary...
-Powiedział dziadek- wtrącił się zwykły żołnierz.
-Zamknij się- uciszył go Zimowy Żołnierz, po czym znów zwrócił się do Pietra- Nic się tu nie zmieniło od ostatnich pięciu minut, czyli odkąd nas o to ostatnio pytałeś. Możesz przestać już przybiegać.
-Lepiej, żebyś przestał przybiegać- doprecyzował Falcon- Zaraz kończymy na parterze i włączamy wszystkie pułapki. Wtedy nie będzie to zbyt mądre.
-Włączymy je i skończysz jak Thor. Wtedy...
-To naprawdę miłe, że wasza dwójka się tak martwi o mnie- Pietro poklepał ich po ramionach- Ale wasze czujniki są za wolne dla mnie. A teraz wybaczcie, ale jestem w trakcie polowania na zwierzynę- wyciągnął pistolet i już go nie było.
-Nie dał mi dokończyć- mruknął Bucky- Jeśli będzie aktywował wszystkie po drodze, to zdradzi ich pozycję reszcie i nici z niespodzianki. Do tego zmarnuje wszystkie kule.
Kiedy mówił, Sam go wyminął i podszedł do zakrętu. Wychylił się lekko, po czym od razu się schował i rzucił, przez zaciśnięte zęby, w stronę Barnesa:
-Cicho bądź.
-Co się dzieje?- zapytał ciszej drugi chłopak, podchodząc do czarnoskórego.
-Pepper- odparł tamten. Odczekał chwilę, po czym obaj się lekko wychylili.
Dziewczyna tam stała i delikatnie rozglądała się naokoło. Kiedy miała akurat spojrzeć w ich stronę, obaj się równocześnie schowali, tylko po to, by, po mniej niż minucie, wrócić do obserwacji swojego przyszłego celu. Pepper, najpewniej upewniwszy się, że jest bezpieczna, skręciła w jeden z korytarzy. Chłopaki podążyli za nią, zachowując ciągle bezpieczną pozycję. W taki sposób manewrowali pomiędzy korytarzami. W pewnym momencie Potts się nagle zatrzymała. Była to akurat tak nieprzyjemna sytuacja, bo obaj śledzący znajdowali się na otwartym terenie. Po jednej stronie znajdowały się pojedyncze drzwi, prowadzące do nie wiadomo jakiego pokoju, a po drugiej była pusta ściana, taka, jak prawie wszystkie w tym domu.
Sam i Bucky jednocześnie stanęli w pół kroku, w naprawdę dziwnych pozycjach. Zimowy Żołnierz zastygł z jedną nogą w powietrzu, a Falcon ledwo łapał równowagę, stojąc na palcach. Oboje starali się nie ruszać za wszelką cenę i przy okazji najlepiej nie oddychać.
Pepper jedynie sprawdziła coś na telefonie i ruszyła dalej. Jednak pozostała dwójka ciągle stała w miejscu. Bali się, że mogliby tym zwrócić jej uwagę. Dopiero kiedy skręciła za róg, cicho odetchnęli z ulgą. Szybko przedostali się do zakrętu i lekko wyjrzeli, by sprawdzić, co ich przyszła ofiara robi. Zdążyli idealnie, aby zobaczyć, jak dziewczyna wchodzi do jednego z pokoi i zamyka za sobą drzwi.
Od razu podeszli do tych drzwi i zaczęli nasłuchiwać. Nie mieli zielonego pojęcia, co mogło się za nimi znajdować. Ten dom był naprawdę ogromny i sami ogarnęli jedynie te pomieszczenia, które były im potrzebne. Nie chciało im się robić jakich większych przeszukań willi. Woleli siedzieć na plaży lub w basenie. A kiedy zaczęło padać, byli zbyt zajęci wkurzaniem siebie nawzajem, aby się tym zająć. Potem zaczęli grać i poruszanie się po korytarzach stało się zbyt ryzykowne.
Czekali przy drzwiach, dopóki nie upewnili się, że nie słyszą żadnych rozmów, nie weszli do środka. Trwało to ponad kilka minut, lecz wreszcie nacisnęli klamkę. Na tyle delikatnie, by nie zwrócić uwagi, lecz były oczywiście zamknięte. Bucky uśmiechnął się do siebie i wyciągnął spośród swoich włosów wsuwkę. Na jej widok Sam, na jej widok, zrobił wielkie oczy.
-No co?- zapytał go, prawie niesłyszalnie, Barnes.
-Nosisz wsuwki?- Wilson z niedowierzaniem spojrzał to na przedmiot to na chłopaka.
-Mam za gęste włosy i ciągle spadają mi na oczy. Bez nich, prawie nic nie widzę... A zresztą co ja ci się tłumaczę- przy pomocy wsuwki zaczął grzebać w zamku- Ważne, że się przyda.
-Nosisz wsuwki, jak dziewczyny- Sam ledwo powstrzymywał się od wybuchu śmiechu.
Bucky spojrzał się na niego, już nie gniewem, lecz bardziej ze zrezygnowaniem. Ten chłopka nawet w takiej sytuacji, nie potrafił się powstrzymać od komentowania wszystkiego, co on robi. Popchnął jedynie drzwi, pokazując mu, że są otwarte. W jednym momencie Falcon ucichł. Przygotowali pistolety i wkroczyli.
Zobaczyli najpierw Pepper, siedzącą przy komputerze i coś pisząc. Od razu jednocześnie wystrzelili. W tym samym czasie ktoś z głębi pokoju zrobił dokładnie to samo w stosunku, co do nich. Doje żołnierzy od razu ukryło się za jedną z szafek.
-Cały jesteś?- Bucky spojrzał w stronę czarnoskórego. Siedzieli tak blisko siebie, że zderzali się ramionami, gdy tylko ruszali rękoma. Sam ciężko oddychając, złapał się za ramię. Wrogie strzały ciągle się nasilały. Już cała ściana przed nimi była czerwona od farby. James chwilami wychylał się i oddawał pojedynczy strzał- Sam wszystko dobrze?
-Dostałem- stwierdził wreszcie Falcon, patrząc na czerwoną dłoń. Bucky też na nią spojrzał.
-Pomszczę cię- zapewnił go Zimowy Żołnierz.
-Tylko uważaj na siebie idioto, bo jeszcze sam oberwiesz.
Bucky spokojnie jeszcze raz się wychylił i przyjrzał się, skąd wychodzą pociski. Zobaczył Pepper ukrytą pod biurkiem. Dalej zauważył dalej idealny schron z okienkiem na pistolet, z którego wylatywały kule. Był doskonałym snajperem, jednak, by trafić w coś takiego, potrzeba Clinta. Na wszelki wypadek znów się schował.
-Widziałeś coś?- zapytał go Sam.
-Pepper i wierzę strzelniczą.
-Po drugiej stronie jest łatwiejszy cel- podpowiedział mu chłopak- Lepiej widać z tej strony. Zamieńmy się.
-Jesteś pewien? Tu i tak nie ma zbyt dużo miejsca.
-Ja teraz i tak się nie liczę- stwierdził Falcon- Nasza sytuacja i tak jest okropna, więc jeśli dostanę jeszcze kilkoma kulkami, to nic nie zmieni. Najważniejsze byś ty był cały i zastrzelił kogoś stamtąd. Teraz trza się jedynie modlić, by to był Stark.
Zaczęli się zamieniać i tak, jak wcześniej zauważył Bucky, nie było to najprzyjemniejsze. Ocalały wręcz musiał się przeturlać na drugą stronę. Tymczasem Sam się lekko podźwignął, wystawiając przy tym lekko głowę i plecy z ich wspólnej kryjówki. Robiąc to, czuł, że tuż nad nim przelatują kule i mijają się jedynie o milimetry. Jedna ryzyko się opłaciło. Barnes rozłożył się w bezpiecznej pozycji i zaczął celować. Wilson miał rację. Druga wieżyczka była o wiele gorzej zbudowana i po dokładnym przyjrzeniu się, zobaczył Bruce'a. Wymierzył i wystrzelił. Nie czekając na rezultat, ukrył się i siedział tam, dopóki ostrzał nie osłabł.
-Udało ci się?- Falcon spojrzał na Bucky'ego. Chwilę po tym w ogóle przestano do nich strzelać. Drugi chłopak jedynie wzruszył ramionami i jednocześnie wychylili się. Idealnie zobaczyli, jak ktoś znika za drzwiami, po drugiej stronie korytarza.
-Bruce jesteś cały?- starszy żołnierz pierwszy się podniósł, pomimo tego, że Sam próbował go powstrzymać.
-Tak- stwierdził naukowiec, wychodząc ze swojej fortecy ochronnej. Cała jego koszulka była zabarwiona na niebiesko. Podszedł do biurka i pomógł Pepper wstać- Tony zwiał.
-Odpadliśmy- odezwała się dziewczyna. Spojrzała na koszulkę jej i Bruce'a oraz na ramię Sama- To, co teraz robimy?
Nikt się nie odezwał. Wszyscy jedynie patrzyli na siebie. Bucky miał ciągle przygotowaną broń, na wypadek, gdyby Stark jednak postanowił wrócić. Wręcz podskoczył, kiedy rozległa się jakaś melodyjka. Dopiero po chwili Pepper uświadomiła sobie, że to jej dzwonek w telefonie. Wyciągnęła go z kieszeni i odebrała.
-Co tam Clint? To świetnie!- Sam i Bucky wymienili się spojrzeniami i przysunęli się do dziewczyny- U nas jest...- Potts spojrzała na dwóch żołnierzy- Ja i Bruce odpadliśmy, ale za to pociągnęliśmy ze sobą Sama- powiedziawszy to, musiała odsunąć od siebie telefon, bo krzyki łucznika były nie do zniesienia.
**********
-Zostawiłem tam Pepper!- zawołał Tony, wchodząc do pokoju. Robiąc to, nie zwracał uwagi, czy mówi do siebie, czy ktoś go jednak słucha. Chciał jedynie, to wszystko z siebie wyrzucić. Przyzwyczaił się do tego, siedząc samemu w laboratorium- Ona na pewno teraz ze mną zerwie!
-Skoro wytrzymała już ponad rok, to chyba zniesie i to- usłyszał w odpowiedzi czyjś głos.
Miliarder stanął i rozejrzał się po pokoju. Na wszelki wypadek odbezpieczył broń i przygotował się do strzału. Dopiero po chwili zobaczył Lokiego, rozłożonego na kanapie. Miał zamknięte oczy i prawie w ogóle się nie ruszał. Jednym słowem wyglądał jak trup.
-To znowu wracamy do „nie chce mi się żyć" Lokiego?- Tony usiadł na swoim łóżku- Sądziłem, że ostatnio cała ta akcja z grą cię trochę zachęciła do dalszej egzystencji. Skołować ci trumnę?
-Nie.
-Mam się zamknąć i pozwolić ci dalej spać?- Stark wyciągnął tablet i sprawdził listę osób, ciągle grających. Zajęła się nią Jane i każdą zmianę publikowała na grupie. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że Wanda i Vision odpadli.
-Ja nie śpię.
-Medytujesz? Relaksujesz się? Obmyślasz plan, jak to nas wszystkich zabić, kiedy będziemy spać? Zapomnij, że powiedziałem to ostatnie. Wiem! Robisz coś, co ja uwielbiam. Nic nie robisz!
-Dla twej wiadomości, już dawno obmyśliłem plan, aby się was wszystkich pozbyć- otworzył oczy i spojrzał prosto na Iron mana- I codziennie wymyślam nowy. Odkąd pierwszy raz was wszystkich spotkałem.
-To... Miło, że mi to mówisz- Tony spojrzał na niego, po czym dodał szeptem- Widać, że spotkałeś tamtego Sherlocka.
-Słyszałem- znów zamknął oczy.
-To, co ty właściwie robisz? Bo naprawdę przypomina to, moją ulubioną czynność.
-Kontroluję dwadzieścia pięć własnych wersji i widzę wszystko to, co one. Dwadzieścia cztery.
-A ty przypadkiem nie chwaliłeś się kiedyś, że potrafisz robić to z ponad setką i nie tracić przy tym głowy.
-Bo potrafię.
-To, czemu tak nie robisz?
-Bo mi się nie chce.
-Ha! Jednak nic nie robisz połowicznie.
-Czy ty nie wspominałeś, że Pepper najpewniej z tobą zerwie w najbliższym czasie?
-I jeszcze żołnierz z rosyjskiej lodówki najpewniej będzie chciał mnie zabić w najbliższym czasie...
Tony wziął do ręki tablet i zaczął ustawiać nowe zabezpieczenia. Potem jeszcze je zabezpieczył przed hakowaniem. A i tak następnie ustawił alarm, na wszelki wypadek, gdyby Natasza zabrała się do roboty. Ta dziewczyna potrafiła rozbroić każdy system, nawet jego. Jest to prawda, pomimo tego, jak bardzo niewyobrażalnie to brzmi. Odstawił tablet na stolik i starał się zająć planowaniem kolejnego posunięcia. Nie mógł się jednak dostatecznie skupić. Miał ciągle wrażenie, że o czymś zapomniał. Wreszcie znów wziął urządzenie do rąk i stworzył zabezpieczenie na alarm. Wreszcie, zadowolony, powrócił do myślenia o tym, że zabójca, eliminujący ludzi od ponad pięćdziesięciu lat, będzie chciał go dorwać, a najpewniej pomoże mu w tym inna zabójczyni, specjalizująca się w zabijaniu po cichu, tak że nawet się nie ogarnie, kiedy się umiera.
-Co tu się dzieje?
Właśnie to pytanie wybiło Starka, ze swych smutnych myśli o swojej nieubłaganej farbowej śmierci. Podniósł głowę i zobaczył Clinta, stojącego na środku pokoju.
-Jak ty tu wszedłeś?- zapytał go w odpowiedzi milioner. Przecież właśnie ustawił wszystkie te zabezpieczenia i alarmy, by być bezpiecznym. A z całym szacunkiem dla łucznika, nie należał do wybitnych hakerów.
-Drzwiami- Barton wskazał na nie- A ty i te twoje genialne pomysły załatwiliście połowę naszej grupy.
-Jak to przez drzwi? Czekaj- Tony znów wziął do rąk tablet. Zaczął gorączkowo sprawdzać wszystko od początku. Jeśli nic nie działało, to siedział w zupełnie niezabezpieczonym miejscu i w każdej chwili ktoś z zewnątrz mógł się na niego rzucić, nie wspominając już o Lokim. Nie znalazł zupełnie nic. Dlatego postanowił oddać sprawy w zaufane ręce- Friday, dlaczego to nie działa?
-Zapomniał pan włączyć- odpowiedział mu interface.
-Chyba że tak...- Tony nachylił się nad maszyną- Friday zrób to za mnie. To był bardzo stresujący dzień.
-Tony teraz u nas jesteśmy my- Clint wskazał na siebie, miliardera i Laufeysona- A u nich jest Bucky, Natasza i Pietro- usiadł ciężko koło Starka- Przegrywamy.
-A nie jest remis?- Iron man spojrzał na niego.
-Niby tak, ale jakościowo to się nie równa.
-Mam pomysł- odezwał się Loki. Hawkeye aż odskoczył.
-Myślałem, że ty nie żyjesz- stwierdził łucznik- Pożałuję tego, ale dawaj.
-Zróbmy dokładnie, jak w „I nie było już nikogo". Zacznijmy od Starka.
-Czekaj- Clint się zastanowił. Musiał sobie przypomnieć czego dotyczyła ta książka. Trochę mu to zajęło, ale w końcu przedarł się przez zawiły labirynt swej pamięci, do jednego wspomnienia. Był to początek roku i właśnie jadł obiad w stołówce. Podawali wtedy jakąś breję. Siedział wraz przy jednym stoliku z Nataszą, a ona czytała właśnie tę książkę. Zapytał ją, o czym ona jest i...- Nie będziemy nikogo tak naprawdę zabijać! Ktoś jeszcze ma jakieś pomysły, które nie wiążą się z masowym mordem?
-Mam inny pomysł- znów odezwał się Loki.
-Ani z żadnym mordem.
-Nie mam pomysłów.
-Może ty Tony?- Barton spojrzał na miliardera.
Iron man pogładził się po brodzie i stwierdził:
-Chciałbym już mieć brodę.
-Masz jakieś równie głębokie przemyślanie na temat sprawy, w jakiej się znaleźliśmy?
-Podzielmy się na grupy- dodał miliarder- Tak by było po równo.
-To jest nawet dobre- stwierdził Clint- To ja i Loki bierzemy Nat i Pietra, a ciebie zostawiamy na pożarcie Bucky'emu. I wszyscy są szczęśliwi.
🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚🥚
Heja!
Powiedziałam, że będzie w środę... Jest poniedziałek.
Głos w głowie: Mówiłam zabierz się za pisanie na zapas! Mówiłam! Ale nie! Wolimy oglądać fanarty! Jakieś filmiki na youtube'ie! Lub zacząć kolejny serial! Supernatural płacze od dwóch miesięcy, byś do niego wróciła!
I najpewniej nie będzie żadnego nowego rozdziału do następnego weekendu. Więc to ostatni przed End Game. Końcem mego (i tak marnego) zdrowia psychicznego.
Internet się na mnie uwziął i wszędzie wyskakują mi rzeczy z EG. To jest wszędzie!
I szczerze to nie wiem, co mam jeszcze tu napisać.
Jedyne, co mogę wam powiedzieć to, to: Powodzenia, Damy radę, Wszystko będzie dobrze.
A jak nie, to zawsze zostaną nam te szczęśliwe poprzednie film. Te szczęśliwe, wesołe filmy.
Żegnajcie! Zobaczymy się po drugiej stronie!
P.S. Do End Game zostało 3 dni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro