Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Gra, którą Tony przedstawił, była prosta i jednocześnie pozwalała szybko się upić. Można w spokoju powiedzieć, że należała do genialnych. Otóż jeśli jakakolwiek osoba z grających usłyszy, że ktoś mówi "tak" lub "nie", musi krzyknąć "pijemy" i wtedy wszyscy piją.

-Genialna prostota- ocenił Bucky- Nie grałem w nic z takiego typu, już od dawna.

-Bucky!- Steve spojrzał na przyjaciela- Jak to kiedyś w to już grałeś?

-Misja... Rosja... Wyciąganie informacji... Takie normalne sprawy...- Zimowy Żołnierz, mówiąc to, za wszelką cenę unikał kontaktu wzrokowego ze Steve'em. Kapitan oparł ręce na biodrach i patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami. Do tego dochodził jeszcze sposób, w jaki patrzył na Bucky'ego- No wiesz... Wódka.

-Brnij dalej Barnes. Brnij dalej- powiedział Sam, wychylając się zza Rogersa, z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.

-Jesteśmy w Ameryce, a nie w Rosji zapominajko- odezwał się Tony, patrząc na jedną z butelek- To amerykańskie whisky, a nie wódka.

-Wódka lepsza- stwierdził metaloworęki, narażając się na kolejne matczyne spojrzenia Steve'a.

-Potwierdzam- odezwała się Natasza.

-Podtrzymuję- dodał Loki.

Oczy Thora, w chwili, gdy Laufeyson się odezwał, rozszerzyły się, po czym obrócił się w jego stronę. Starał się za wszelką cenę nie pokazywać, że nie może wyobrazić sobie, że ten, którego uczył chodzić, mógł pić alkohol.

-Skąd ty to wiesz?- zapytał i od razu odkrył, że niezbyt mu się to udało.

-Oooo przypomniałeś sobie o moim istnieniu i się naprawdę troszczysz o moje zdrowie- odpowiedział Kłamca, najbardziej słodkim głosem, jaki tylko potrafił stworzyć. Wszyscy jednocześnie odwrócili się w jego stronę i ze strachem w oczach, odsunęli się od niego. Później jednak Loki dodał, już normalnym zjadliwym tonem- Co cię to obchodzi? Ja robię, co chcę. Więc się odpierdol od mojego życia.

Obrócił się przed siebie. Niektórzy zerknęli na Kapitana, czekając na jego reakcję. Ten jednak był ciągle zajęty, wywoływaniem poczucia winy u Bucky'ego swoim spojrzeniem.

W kolejnych minutach pomieszczenie opuścił Bruce, twierdząc, że lepiej nie spuszczać Hulka ze smyczy. Później jeszcze z grupy wyszli Wanda i Vision. Tylko po to, by dziewczyna wróciła, ku uciesze Pietra, tłumacząc się, że musiała zająć czymś robota. Na samym końcu wyszedł Steve, stwierdzając, że jeśli Bucky i Sam rozwalą dom, to będzie wina Tony'ego. Pepper odmówiła brania udziału w grze, lecz została, z przygotowanym aparatem.

Włączono jakichś serial i już po minucie Bucky zaczął krzyczeć po rusku, by pić. Na początku zrozumiały go tylko dwie osoby, lecz później cała sala potrafiła bezbłędnie wypowiedzieć to samo słowo po rosyjsku, Chińsku, Hiszpańsku, Arabsku... i wielu innych. Wystarczy powiedzieć, że Natasza, Loki i Bucky zrobili sobie konkurs, polegający na tym, że za każdym kolejny razem, należało to powiedzieć w innym języku.

Później Clint dorwał się do Monopoly i wyzwał całą resztę. Po pierwszej kolejce stwierdzono, że klasyczna rozgrywa, jest dość nudna, więc dodano kilka nowych zasad.

Do klasycznych doszły:

-trzeba wypić, kiedy ktokolwiek wyrzuci szóstkę;

-można wykupić za ponad pięć tysięcy monopolowej gotówki lub za coś materialnego, mordercę, by pozbyć się jakiegoś innego gracza;

-mordercą mógł zostać każdy, oprócz ofiary i pomysłodawcy;

-z mordercami można się targować, ale nie można zejść poniżej wyznaczonej ceny;

-trzeba wypić, kiedy ktoś wyrzuci jedynkę;

-poufne rozmowy odbywały się przez pisanie wiadomości i wkładanie ich do kopert;

-morderstwo wykonuje się, rzucając kostką i strzelając do ofiary z pistoletu na wodę;

-ofiara może się obronić, wykupując ochronę u kogoś innego;

-im lepsza ochrona, tym jest droższa i morderca musi wyrzucić wyższą liczbę na kostce;

-mordercy płaci się za jednorazową próbę;

-trzeba wypić, kiedy ktoś wyrzuci trójkę;

Jako że graczy było więcej niż pionków, grano parami. W taki sposób bliźniacy Maximoff grały razem, Bucky i Sam zakopali na chwilę topór wojenny, Jane i Thor nikogo nie zaskoczyli, Clint stwierdził, że Tony ma odpowiednie doświadczenie, by być w jego teamie, a skazani na siebie zostali Loki i Natasza.

Thor wydał całą forsę na obronę, w chwili, gdy Natasza i Loki zaczęli dostawać i wysyłać różne koperty do wszystkich z wyjątkiem boga piorunów. I pomimo wszelkich starań Jane, zbankrutowali pierwsi. Potem zabity został Pietro i Wanda wydała dość sporo forsy na pogrzeb, na którym sama została zabita.

Gra trwała dalej. W pewnym momencie Sam i Bucky zażądali rozwodu i musieli się podzielić majątkiem. Przez to stali się łatwymi celami.

Steve wrócił do nich po pięciu godzinach, by zobaczyć, jak Clint z uśmiechem, wachluje się wachlarzem z pieniędzy.

-Jesteś bankrutem Tony- powiedział łucznik, patrząc na miliardera- Nie...

-Deoch againn!- zawołała Natasza. Wszyscy, z wyjątkiem Jane, bo Thor stwierdził, że nie pozwoli jej sobie psuć zdrowia i pił za nią, jednocześnie wypili. Pietro odwrócił swój kieliszek i w ten sposób odpadł jako pierwszy.

-Po jakiemu to?- Sam spojrzał na agentkę, ledwo podnosząc głowę.

-Irlandzku- odpowiedziała ruda, nalewając reszcie znowu whisky. Kiedy butelka została opróżniona, Czarna Wdowa położyła ją koło reszty już pustych, po czym wyciągnęła kolejną z pudła- Pietro kończy się, biegnij po resztę.

-Oczywi...- chłopak wstał, lecz po jednym kroku upadł na ziemię.

-Słabiak- stwierdził Zimowy Żołnierz.

-...możesz dłużej z tym walczyć-łucznik wrócił do poprzedniego wątku, po czym rzucił w drugiego chłopaka pęczkiem pieniędzy- Kupuję Stark Tower!

-Dopiero co skończyłem remont!- Iron man spojrzał błagalnie na Hawkeye'a- Nie...

-Ut biberent- powiedział spokojnie Loki.

-Brzmi mądrze- stwierdziła Wanda.

-Bo poleciał łaciną- mruknęła Natasza.

-...odpieraj mi tego!- dokończył Tony, odkładając kieliszek na stół.

-Za późno, od teraz to Barton Tower- powiedział Clint, po czym wybuchł śmiechem.

-Macie zamiar przypomnieć im, że są w jednej drużynie?- Jane odwróciła się do pozostałej dwójki, która ciągle pozostała w grze.

-A po co?- Natasza, zerknęła na dziewczynę. Loki jedynie się uśmiechnął.

-Wy naprawdę to dalej ciągniecie?- Steve podszedł do Pietra i pomógł mu wstać- To naprawdę nie...

-мы пьем!- zawołał Bucky, po czym oberwał dwoma poduszkami.

-Po Rosyjsku już było!- krzyknęli do niego Natasza i Loki.

-...jest dobry pomysł- zakończył Kapitan Ameryka, patrząc na resztę. Przewrócił oczami. Czasami zastanawiał się, czy jako jedyny myślał tutaj trzeźwo. Przyjrzał się uważnie każdemu z obecnych i zaczął myśleć, kto kolejny padnie. Nie chciał zostawić nikogo nieprzytomnego w otoczeniu reszty. To na pewno nie skoczyłoby się dobrze- Kiedy zamierzacie przestać?

-Będziemy pić, dopóki dopóty nie...

-Wir trinken!

-...wypełnię tej listy!- zawołał Tony, podnosząc jeden zeszyt z wypisanymi imionami- Muszę odznaczyć...- wziął długopis i zrobił jakiś wzorek, przy imieniu Pietra.

-Okej...- Steve zaczął powoli się ewakuować z pomieszczenia. Kiedy do gry wchodził język Niemiec, rzadko kiedy kończy się to dobrze. Po drodze nachylił się jeszcze do Pepper- Napisz do mnie i pilnuj, jak Jane w końcu padnie.

-Jasne- odpowiedziała dziewczyna- Ale w końcu znaleźliśmy sposób, by Sam i Bucky przestali się ze sobą bić.

-Przynajmniej tyle- zbliżył się do drzwi, lecz został zatrzymany na progu, przez Tony'ego.

-Miss America poczekaj!- podszedł do niego, na drżących nogach.

-Coś n...- zaczął blondyn, ale się powstrzymał- Coś się stało?

-Miałem cię o coś zapytać...- powiedział chłopak, rozglądając się naokoło. Wreszcie jednak z uśmiechem obrócił się do Rogersa.- Otóż...- sięgnął do tylnej kieszeni.

W jednej chwili odzyskał równowagę i wyprostował się, starając sprawić, że jest wyższy niż w rzeczywistości. Wyraz twarzy miał nieprzenikniony.

-Stevenie Rogersie- powiedział lekko spiętym tonem- Naprawdę muszę cię o coś zapytać- w drugim zdaniu już się bardziej zaciągał. W jednej chwili ukląkł na jedno kolano i wyciągnął w stronę Kapitana dłoń, w której trzymał dość sporej wielkości nakrętkę- Wyjdziesz za mnie?  

********

Spider-man przeciskał się wentylacją. Starał się sobie wmówić, że to była jedyna droga ucieczki, by nie zostać przyłapany przez MJ i Rose. Jednak z każdą kolejną sekundą, wiedział, że wybrał źle. A mógł wyskoczyć przez okno.

Właśnie wracał sobie z treningu. I był naprawdę z siebie dumny. Pierwszy raz znalazł się tak blisko Avengersów na tabeli wyników, w pokonaniu toru przeszkód. Udało mu się przebiec przez cały i się nie sparzyć przy miotaczach ogniem. Po poprzedniej próbie musiał, przykładać sobie lód do tyłka przez tydzień. Zrobił nawet zdjęcie i wysłał je do Tony'ego.

Później jednak zaczęły się problemy z powrotem do schowka na miotły, gdzie zostawił swoje ubranie. Bycie zamaskowanym superbohaterem bywa naprawdę trudne. A w szczególności, kiedy trzeba gdzieś zostawić swoje rzeczy, kiedy samemu się wciela w kostium.

Na korytarzu było dość spokojnie, dopóki nie wpadł w ślepy zaułek, z dwoma zamkniętymi oknami. Pomimo tego całego czasu, który spędził w tym budynku, wstyd się przyznać, ale ciągle się gubił. Dokładnie nie wiedział kiedy, ale wylądował w miejscu, gdzie nie było żadnego wyjścia. A naprawdę manewrował, by dziewczyny go nie przyszpiliły.

Nie mógł się z nimi spotkać. Rose na pewno zaczęłaby zadawać różne pytania. On jako przyjazny pająk z sąsiedztwa odpowiedziałby na wszystkie. I nawet jakby naprawdę zmieniał swój głos, Michelle bez problemu, by go rozpoznała. Będzie musiał porozmawiać ze Starkiem, na temat zamontowania jakiegoś zmieniacza głosu w masce. Coś w stylu Batmana, czy coś.

Na szczęście znalazł kratkę do kanału wentylacyjnego. Wskoczył na sufit i po chwili już siedział bezpieczny w kanale. Siedział cichutko i nasłuchiwał. Po chwili usłyszał dźwięki kroków i zaraz po tym głosy.

-Kolejny ślepy zaułek!- zawołała Rose- Jaki to pieprzony architekt to projektował?!

-Dlaczego po prostu nie powiemy, że na pewno był upity- stwierdziła MJ.

-Dobra wracamy, może jeszcze zdążymy zobaczyć, jak Spider-man biega po torze przeszkód.

-A ja bym chciała zobaczyć, jak się podpala.

-Serio MJ? Tak bardzo mnie nie lubisz?- zapytał Peter szeptem. Przez chwilę trwała cisza, lecz później znów odezwała się Rose:

-Coś się stało?

-Po prostu mam wrażenie, że coś słyszałam- stwierdziła MJ- Dobra chodźmy już.

Chłopak odczekał chwilę, po czym stwierdził, że mógłby w ten sposób dostać się do schowka niezauważony. Tak więc zaczął się przepychać do przodu. Szybko ogarnął, że to był zły pomysł.

Od czasu do czasu wpadał na kolejne kratki, lecz zawsze, gdy przez nie wyglądał, widział jakichś ludzi. Po prostu nie mógł w takiej sytuacji wyjść na korytarz. Dlatego z bólem, decydował się na dalszą wędrówkę. Wiele razy wpadał na rozwidlenia i musiał zdecydować się, którędy ma się czołgać. Przyglądał się zawsze każdej drodze, a czasami wyczuwał nawet jakieś dziwaczne poczucie w tyle głowy. To przypominało trochę wibrowanie i brzęczenie w jednym, przesączone jeszcze przez jakieś sitko. I to wszystko działo się wtedy w tyle jego głowy.

Na początku to starał się zlekceważyć i najpewniej przez to dotarcie do celu, zajęło mu tak długo. Ponieważ, kiedy tylko zaczął, podążać za tym brzęczeniem. Nie minęło dużo czasu, a już przy natknięciu się na kolejne okienko na korytarz, zaczął rozpoznawać otoczenie. Potem z radością znalazł wreszcie to, które wychodziło do jego schowka.

Powoli odsunął kratę i wyszedł na sufit. Potem odłożył ją na miejsce i przypilnował, by nie odleciała. Potem wreszcie się wyprostował i podwinął swoją maskę, tak by mógł spokojnie oddychać. Nie ściągnął jednak jej jeszcze całkowicie, chociaż z radością to zrobi. Najpierw jednak podszedł do drzwi i, używając przy tym wcześniej, ukrytego przez siebie klucza, zamknął drzwi. Wtedy wreszcie ściągnął kaptur i obrócił się do schowka. Idealnie, by zobaczyć, że jednak nie jest tam sam.  

**********

Nagle w pokoju zapadła cisza. Pepper bez słowa tylko pstryknęła zdjęcie, po czym spokojnie zaczęła sprawdzać, jak wyszło. W jednym momencie odezwały się Jane i Wanda.

-Jakie to urocze- stwierdziła fizyczka, po czym ze słodkim uśmieszkiem oparła się o ramię Thora- Kochanie też tak chcę.

-Pepper ty nic?- czarodziejka spojrzała na przyjaciółkę.

-Tony mówił już dziwniejsze rzeczy, kiedy był pijany. Pstryknęła jeszcze kilka zdjęć, po czym dodała- Wcześniej wyznał miłość kiblowi, do którego wymiotował i oświadczył się Karen, a wcześniej nie wiem ile razy Jarvisowi. W takich sytuacjach należy jedynie przyglądać się wszystkiemu dalej i żałować, że nie ma się popcornu. 

Tymczasem Steve, z szeroko otwartymi oczami, patrzył na nakrętkę. W pewnym momencie, Pietro prawie mu się wyślizgnął. W ostatniej chwili go złapał i ustawił, by tak się nie przewracał. Po tym jednak zwrócił się do Starka.

-Tony posłuchaj. Nie sądzę, byś robił to ze świadomością i właśnie...

-Tylko posłuchaj Stevie.... Włosy masz niebieskie! Oczy masz jak piasek! Do tego jesteś dość przystojny.... Ojciec truł mi o tobie od urodzenia i odkąd tylko pamiętam spałem z twoją pluszową wersją w jednym łóżku! 

-Naprawdę radzę ci odpocząć, wytrzeźwieć i pogadamy o tym, kiedy będziesz miał kaca. Takiego normalnego i, mam nadzieję, moralnego. 

-Czyli... Nie mówisz tak, ale też nie mówisz nie...- Iron man spojrzał na Kapitana z lekko otwartymi ustami, po ostatnim słowie- Spoko- wstał, przechylając się w niebezpieczny sposób, tak że Steve prawie rzucił się , by go jeszcze złapać- Przechodzimy do planu... B.

Obrócił się do fotela i podszedł do niej, idąc zygzakiem. Wreszcie doszedł i znów przyklęknął.

-Loki Laufeysonie wyjdziesz za mnie?

Loki, do tej pory znudzony, wreszcie spojrzał na miliardera z lekkim zainteresowaniem. Do tego jeszcze zauważył, minę Thora, co sprawiło, że zaczął się nawet wrednie uśmiechać. Potem zerknął na Nataszę i Bucky'ego. Agentka odwzajemniła uśmieszek, a Barnes wysłał mu spojrzenie, które znaczyło "dawaj, to będzie świetne, jeśli to nie zniszczysz, jak Steve".

-Chcesz prosić, ty zwykły śmiertelniku, mnie, księcia Asgardu i prawowitego władcy waszej malej planetki?

-Nooo... Tak. Masz zielone oczy, tak że czasami mam wrażenie, że... Nosisz kolorowe kontakty. To nie jest normalne! Do tego jeszcze dochodzą.... Włosy czarne, jak noc, skóra biała, jak śnieg, a usta czerwone, jak krew...

-Facet jest pijany, a cytuje z pamięci oryginalną wersje śnieżki- zauważył Clint- Ma mój szacunek... 

-Do tego wyglądasz wystarczająco dobrze, nawet chwilami za dobrze, bym mógł się z tobą pokazać.

Z każdym kolejnym słowem, szczęka Thora opadała coraz niżej, a uśmieszek Lokiego stawał się coraz bardziej zjadliwy. 

-Pomyślmy...- Kłamca zaczął udawać, że się zastanawia- Jesteś miliarderem i masz naprawdę dość spore zaplecze. Do tego jeśli wreszcie umrzesz, to wszystko odziedziczę i będę mógł zacząć rządzić gospodarką światową. Potem wystarczyłoby wziąć udział w wyborach na prezydenta i je wygrać. A następnie...- ostanie słowa wymówił z psychicznym uśmiechem i lekkim szaleństwem w oczach.

-Wiesz, co, to może jest dość dobry pomysł, by brać cię za męża, ale... Nie chcę zginąć po nocy poślubnej- Stark zaczął powoli się wycofywać.

-Mnie się nawet podoba plan- stwierdził Sam, wychylając się przez kanapę- Jest możliwy do osiągnięcia. Tylko jak już wywołasz tę 3 Wojnę...

-Sam!- zawołał Rogers.

-Dobra, już przestaję...

Tony tym razem podszedł na czworaka do Pepper. 

-Virgi Potts, jesteś najpiękniejszą kobietą i trzecią najpiękniejszą, nie licząc mnie oczywiście, osobą w tym pomieszczeniu. Do tego byłaś zawsze przy mnie, nawet jeśli robiłem jakieś bzdury... Wyjdziesz za mnie?

-Trzecia! Zapytałeś mnie trzecią?! Naprawdę?! Teraz przesadziłeś. Od jutra przechodzisz na dietę bezalkoholową! I bez dyskusji!

-Czyli się zgadasz....- ocenił Tony, słuchając jej krzyków. Jedynie żony i narzeczony potrafiły w taki sposób krzyczeć na facetów.

💍💍💍💍💍💍💍💍💍💍💍

Ja mam jedno pytanie? Co do cholery się stało w Arendell?! Naprawdę! Elsa skacze po krach na morzu. Kristoff ma miecz. I szczerze powiem, że prawie nie poznałam Anny w tej nowej fryzurze. Do tego oni ten miecz!

Zapowiada się genialny blockbuster. 

A tak z innej beczki. Jutro dzień psychicznie chorych! I jak zwykle postaram się jakoś go przeżyć, nie wymiotując od nadmiaru słodyczy w powietrzu. Będzie trudno, ale jakoś się uda. 

Zawsze pocieszeniem jest to, że w piątek idę z koleżankami na Jak Wytresować Smoka 3. 

No. To chyba wszystko.

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro