Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII

-Au!- Sam biegał po pokoju, próbując przy tym pozbyć się kraba.

Skorupiak podkradł się do niego, kiedy ten ucinał sobie popołudniową drzemkę, "spanie" w jednym pokoju z Buckym, odcisnęło na nim swoje piętno zmęczenia, i uszczypnął go w ucho. Falcon od razu się obudził i rozejrzał się naokoło, szukając sprawcy bólu. Stefan jednak dawał sobie radę, jako że przeszedł przez jednodniowy trening Zimowego Żołnierza i zacisnął swoje szczypce jeszcze mocniej. To właśnie sprawiło, że Sam wstał i zaczął biegać, ciągnąc przy okazji kraba za pancerzyk.

-Puszczaj ty pierdo...- chłopak wysyczał przez zęby, upadając przy tym na podłogę przed kanapą, na której siedzieli Steve i Natasza. Oboje lekko wychylili się w jego stronę, próbując ogarnąć, co się dzieje.

-Język Sam- przerwał mu Kapitan Ameryka.

-Mam cię ty mały...

-Co ja przed chwilą mówiłem?- zapytał Steve, zerkając na Nataszę- Czy on mnie słyszał?

-Nie sądzę- stwierdziła agentka, po czym zobaczyła kraba trzymanego przez czarnoskórego- Ej to Stefan.

-Ty kurw...

-Sam!

-Kapitanie ty tu jesteś- Falcon spojrzał na niego ze zdziwieniem- Nat jaki Stefan?

-Żaden Stefan- oparła najspokojniej Czarna Wdowa- Musiało ci się coś przesłyszeć. Kto nazwałby kraba Stefan? Skąd ci się właściwie wzięło to imię?

Mówiła tak zwyczajnie, że nikt nie szukałby w jej słowach kłamstwa. Sam i Steve jednak przyjrzeli jej się uważniej. Obaj doskonale słyszeli, co mówiła. Dziewczyna jednak się tym nie przejęła. Przyciągnęła nogi do szyi i wróciła do książki, trzymanej ciągle na kolanach.

-Okej...- Sam wstał, ciągle trzymając kraba w dłoni, najdalej jak się tylko dało od twarzy- Wiecie może, skąd on się tu wziął?

-Ja wczoraj znalazłem jaszczurkę w łazience- powiedział Rogers- Może on tez wlazł przez uchylone okno lub drzwi.

-Może tak. Ja tam teraz odniosę tego potworka na plażę- trzymał go, jak coś okropnego - I może wrzucę go do morza, tak by nigdy nie wrócił- ruszył do drzwi.

Kiedy wreszcie zniknął Steve spojrzał na Nataszę. Gapił się na nią tak uporczywie, mając nadzieję, że ona też zwróci na niego uwagę. Dziewczyna jednak ze spokojem przewróciła stronę, zapisaną drobnym maczkiem cyrylicą. Rogers odchrząknął, mając nadzieje, że chociaż to zmusi ją do spojrzenia na niego. To też nie przyniosło żadnego efektu. Wreszcie przysunął się do niej i powtórzył wszystko, jeszcze głośniej niż poprzednio. Wynik tego był taki sam jak poprzednio. Wreszcie zrezygnowany zapytał:

-Natasza?

-Tak?- podniosła głowę znad książki.

-Bucky przyniósł tego kraba tak?

-Możliwe- odparła, wzruszając przy tym ramionami- Przecież znasz ich. Teraz najpewniej...

-Wilson!- rozległ się krzyk Bucky'ego i zaraz potem przez drzwi wpadł Zimowy Żołnierz. Całe jego metalowe ramię było przyklejone do jego koszulki, tak że mógł ruszyć jedynie dłonią. Do tego jeszcze Sam napisał na nim "Sam tu był" i "Barnes jest idiotą".

Chłopak spojrzał na dwójkę siedzącą na kanapie. Steve przyjrzał się uważnie przyjacielowi, a Czarna Wdowa wróciła do książki.

-Czy był to ten...

-Język- przerwał mu Rogers.

-Wcale nie chciałem przeklinać- odparł żołnierz. Tym razem, gdy pociągnął rękę tak mocno, że koszulka podarła się w jednym miejscu. Spojrzał na rozdarcie i mruknął pod nosem- Lubiłem ją- po czym znów wrócił do Kapitana- Ja chciałem jedynie nazwać go tak, jak na to zasługuje. Więc...

-Właśnie wyszedł, wyrzucić Stefana- powiedziała Natasza.

-Co? Muszę go uratować!-Przebiegł przez pokój- I przy okazji pozbyć się wreszcie...

-Słownictwo Bucky!- Steve obrócił się w jego stronę, patrząc, jak tamten znika za drzwiami- Oni mnie w ogóle nie słuchają.

-Mówiłeś coś?- Czarna Wdowa podniosła w jego stronę głowę.  

********

-Znowu siedzisz w laboratorium cały dzień?- zapytał Rhodey. Rozmawiał z Tonym przez Skype'a prawie codziennie jak nie więcej. Sam niestety został wplątany w rodzinne sidła, zanim dostał zaproszenie od Starka. Niestety nie mógł się już od tego wyplątać i teraz siedział w jakimś małym miasteczku w środku Ameryki.

-Wcale nie!- zawołał Tony, stając przed jednym z hologramów- To, że dzwonisz do mnie akurat, kiedy siedzę tutaj, nie znaczy, że spędzam w tym pięknym miejscu cały czas.

-Tony?

-Tak?

-Rozmawialiśmy dziewięć godzin temu- sięgnął po telefon, który właśnie się zaświecił- A Pepper pisze, że nie widziała cię od dwóch dni.- Podniósł wzrok i zawołał- Masz chatę pełną ludzi, a ty siedzisz w ciemnicy! Wynocha mi stąd, ale już!

-Nie możesz mi rozkazywać- stwierdził miliarder- W każdej chwili mogę się rozłączyć i ignorować cię do końca życia.

-Powiesz mi, chociaż, co tak ważnego robisz?

-Tworzę program, który będzie przeczesywał cały internet do samych jego podstaw i będzie wychwytywać wszystko, co nie pasuje- gładząc się po brodzie, poprawiając jeden algorytm już któryś raz z kolei. Wcześniej zajmował się czymś innym, po czym, to zobaczył i poprawił, następnie znów wrócił do pracy, jednak to nie dawało mu spokoju. I tak od kilkunastu godzin.

-Tony ty znowu z tym? Myślałem, że dałeś sobie z nim spokój, kiedy dostałeś jelenia do opieki.

-Na tym mi zależało- machnął ręką- Miałem, już dość tego, że wszyscy robią mi kazania, że przesadzam- obrócił się- Friday wpuszczaj.

-Bo to już podchodzi pod paranoję- stwierdził Rhodey- Skoro to skończyłeś, wyjdziesz wreszcie z tej nory?- rozejrzał się tak, jak tylko mógł- Masz tu w ogóle jakieś okna?

-Tak są- Iron man usiadł na stołku przed laptopem, który wyświetla twarz Jamesa. Jednak nawet na niego nie spojrzał. Wziął do ręki tablet i nim się zajął- Tylko są zasłonięte.

-Nie dajesz mi wyboru Stark- stwierdził War Machine, włączając telefon- Co ty właściwie teraz robisz?

-Sprawdzam, czy coś znalazł.

-Tony to jest cały internet. Będziesz siedzieć tu cały ten...

-Mignęło!- zawołał- Coś znalazło! Trzeba tam wrócić i mam...- całe napięcie zniknęło od razu z jego twarzy, kiedy spełniono rozkaz- Nic nie ma...

-Może jakiś błąd- podsunął Rhodey- Tylko posłuchaj mnie...

-To nie mógł być błąd. Siedziałem nad tym od ponad kilku tygodni z przerwami- ze zmarszczonymi brwiami zaczął coś sprawdzać- Friday sprawdź wszystko i przeszukaj ten kawałek, w którym coś mignęło.

-Stark! Skup się na chwilę na mnie!

-Dobra masz minutę- miliarder podniósł głowę w jego stronę.

-Nie dałeś mi innego wyboru, więc...- znów sprawdził telefon- Machina poszła w ruch.

-Co ty zrobiłeś?- zapytał szczerze przerażony miliarder.

-Nie dałeś mi innego wyboru. Ona już do ciebie idzie.

-Muszę się schować- Tony wstał, lecz zdołał zrobić jedynie kilka kroków, zanim drzwi się otworzyły- I powinienem zamknąć drzwi. Friday zapisz to na przyszłość.

-Anthony Edwardzie Stark!- Pepper weszła do laboratorium- Co ty sobie myślisz?! I jak ty możesz tu oddychać?- podeszła do zasłon i odsunęła je, wpuszczając do pomieszczenia promienie słońca.

-Pali!- Iron man zasłonił sobie oczy- Światło złe! Mrok dobry!

-Trzeba tu przewietrzyć- dziewczyna otworzyła okna, po czym odwróciła się do swojego chłopaka- Jak mogłeś się tu przesiedzieć, cały ten czas? Dlaczego ja tego nie zauważyłam?

-Bo chodziłaś po sklepach razem z dziewczynami- miliarder wreszcie na ślepo znalazł okulary przeciwsłoneczne i założył je. Dzięki temu wreszcie mógł spojrzeć na otaczający go świat, bez narażania się na oślepienie.

-No tak...- przez chwilę się zamyśliła, jednak szybko wróciła do siebie- Powinieneś się wstydzić. Thor nie wyrabiał w noszeniu za nami zakupów i przydałbyś się tam.- Podeszła do niego, jednak szybko cofnęła się- Kiedyś ty się kąpał?

-A jaki dzisiaj jest dzień?

-Masz się teraz wykąpać i nie obchodzi mnie, kogo spotkasz po drodze i co się stanie. Masz tylko teraz się wykąpać. A potem spędzisz czas na dworze w gronie przyjaciół.

-Muszę?- zapytał Tony, robiąc oczy szczeniaczka.

-Tak- wreszcie spojrzała na Rhodeya- Dzięki za wiadomość.

Miliarder spojrzał na przyjaciela z wyrzutem. Najpewniej, gdyby nie on, mógłby spokojnie spędzić jeszcze dzień lub dwa w swojej bezpiecznej jaskini. Chociaż najpewniej sam, by nie zauważył mijającego czasu. Chyba że jedzenie w jego lodówce, by się skończyło. Chociaż on sam już nie pamiętał, kiedy coś ostatnio miał w ustach.

-Ja się zastanawiam, czy nie dodać do systemu Friday opcji niańka- powiedział Rhodey- Lub coś innego, co będzie mu kazało iść spać, umyć się, albo jeść. I teraz nie zaprzeczaj- spojrzał na Tony'ego- Najpewniej jedyne, co jadłeś to jakąś starą pizzę.

-Czy...- zaczął Stark, lecz od razu Pepper mu przerwała.

-Ty już lepiej idź się umyć- Virginia popchnęła swojego chłopaka w stronę drzwi- Friday pilnuj, by tam dotarł.

-Oczywiście panno Potts- odezwał się interface.

-Zdrajczyni- mruknął pod nosem milioner, wychodząc z pomieszczenia.

-Nie trzeba było dawać mi takie oprogramowanie, bym słuchała panny Potts.

Pepper i Rhodey patrzyli na niego, po czym stwierdzili jednocześnie:

-On jest jak dziecko.

Spojrzeli na siebie i się roześmieli.

-To gdzie jesteś?- zapytała, siadając przed laptopem- Na jaką niebezpieczną misję wysłało cię wojsko?

-Chciałbym. Zostało mi zlecone coś o wiele gorszego- nachylił się jeszcze bliżej kamery- Zostawili mnie u babci i mam jej wytłumaczyć, jak działa technologia.

-Nie może być tak trudno- stwierdziła Pepper lekko się uśmiechając.

-Kiedy powiedziałem, żeby użyła myszki, zaczęła szukać takiej prawdziwej. I do tego ona ciągle myśli, że internet to prawdziwe miejsce na świecie. Do tego stwierdziła, że można tam wysyłać wiadomości pocztą.

-To masz dość trudne zadanie.

W tym momencie gdzieś w tle rozległ się żeński głos:

-James skończyłeś już rozmawiać przez ten telefon? Chodź tu i pomóż mi. Ten wskaźnik znowu mi zniknął!

-Pepper mam do ciebie małą prośbę- War Machine powiedział szeptem- Weź helikopter Tony'ego i po mnie przyleć. Samego Starka też zabierz. Zostawimy go tu za karę.

-Powodzenia- odpowiedziała była sekretarka, zanim rozmowa została zakończona.  

*********

Prywatny Czat Avengers

użytkownik Natasza jest aktywny

użytkownik Bruce jest aktywny

użytkownik Steve jest aktywny

użytkownik Tony jest aktywny

Tony: Bruce ty żyjesz!

Tony: Nie widziałem cię od dawna

Bruce: Z tego co wiem, ty też zniknąłeś na dość długo

Natasza: Pepper wyciągnęła go z laboratorium i teraz ma nakaz siedzenia na słońcu

Bruce: Tu jest laboratorium?

Steve: To dom Tony'ego, więc na pewno

Bruce: Gdzie? 

Bruce: To te wiecznie zasłonięte okna?

Tony: Tak

użytkownik Bruce opuścił konwersację

Natasza: I kolejnego mózgowca trzeba będzie wyciągać z laboratorium

Tony: Dajmy mu czas

Tony: Na wysprzątanie mojego pokoju

Steve: Tony!

Tony: Gość uwielbia porządek, jak ja go ignoruje, więc szkoda nie skorzystać

Tony: Wiesz co Nat?

Natasza: Mów zanim się znudzę

Tony: Już wiem, jak możemy się dowiedzieć, co się dzieje w szkole

Tony: Chyba to świeże powietrze naprawdę działa

Steve: Wątpiłeś w to?

Tony: Tak

Tony: Dlatego każę zamontować wentylację w laboratorium

Tony: Taką intuicyjną

Tony: By sama sprawdzała temperaturę powietrza i wszystko

Tony: I nie będę musiał wychodzić

Steve: Zupełnie jak ojciec

Tony: Zignoruję to

Tony: Zainteresowana?

Natasza: Dawaj

użytkownik Tony dodał do czatu użytkownika Peter Parker 

użytkownik Tony zmienił nazwę użytkownika Peter Parker na Peter

Tony: Dawaj młody

Tony: Ci nowi wysadzili już szkołę czy nie?

Peter: Nie

Peter: Wszystko jest dobrze

Peter: Spotkałem przyjaciół!

Steve: To dobrze, że masz towarzystwo

Peter: I poznałem kilka dziewczyn

Tony: Moja krew

Tony: Jakie są?

Steve: Masz dziewczynę

Tony: Nie dla siebie

Natasza: Peter ma dziewczynę

Peter: No nie wiem

Peter: Ona chce, byśmy byli taką normalną parą

Peter: Tylko ja tego nie czuję

Peter: Tak właściwie to my nie robimy nic takiego, co inne pary

Peter: Raz pójdziemy na spacer, ale nic więcej

Natasza: Okej

Natasza: Zachowaj to na gadaninę z Tonym

Peter: Jasne

Tony: Natasza!

Natasza: Musisz brać pełną odpowiedzialność, za swoje decyzje

Natasza: W tym wypadku za to, że wziąłeś chłopaka do siebie

Natasza: Wracając 

Natasza: Kto tam jest?

Peter: Wiecie, że T'Challa ma młodszą siostrę?

Steve: Młodsze rodzeństwo?

Tony: To nie brzmi dobrze

Steve: Do tego też z rodziny królewskiej 

Natasza: Nie przesadzajcie

Natasza: Ona nie ma kontaktów z jakąś kosmiczną rasą, prawda?

Peter: Nie sądzę

Peter: Nazywa się Shuri i jest fajna

Peter: Do tego potrzebujemy pana pomocy panie Stark

Peter: Jest tu Alex

Peter: Ograła nas wszystkich w pokera

Peter: I szukam kogoś, kto zna się na tych sprawach

Tony: Grałeś w pokera?

Tony: Takiego prawdziwego?

Peter: Graliśmy na cukierki, więc nie wiem

Peter: Straciliśmy całą ich miskę

Tony: Całe szczęście

Tony: Już myślałem, że na pieniądze

Tony: Czekaj cukierki?

Tony: Straciliście miskę cukierków?!

Tony: Trzeba je odzyskać

Peter: Dziękuję panie Stark

Peter: Do tego Kapitanie Alex uwielbia Peggy Carter

Steve: Ma dobry gust

Tony: To moja ciocia!

Tony: Nie myśl tak o niej!

Tony: Trzeba ci umyć te brudne myśli!

Steve: Nie przesadzaj

Natasza: Nie patrz na tych dwóch palantów Peter

Natasza: Kontynuuj

Steve: Nie znałeś jej za moich czasów

Peter: I myślałem, że Kapitan może jej coś opowiedzieć o Peggy 

Tony: Znam ją od dziecka 

Tony: Więc przestań

Steve: Sam przestań

Steve: To ty to wszystko zacząłeś

Natasza: Obaj przestańcie

Natasza: Tu jest dziecko

Peter: Nie jestem dzieckiem

Tony: Jesteś

Steve: Jasne da się zrobić

Peter: Ucieszy się

Natasza: Spotkałeś jeszcze kogoś?

Peter: Rose 

Peter: Wczoraj jeszcze miała włosy jak ognisko, a dzisiaj przefarbowała na turkusowy

Tony: Staruszek nie lubi takich zagrań

Steve: Nie to, że nie lubię

Steve: Po prostu sądzę, że skoro ktoś ma jeden kolor włosów, nie powinien farbować się na kolory tęczy

Steve: To wygląda dziwnie

Peter: I Rose sprejuje

Steve: ?

Tony: Tłumaczenie, by starsze pokolenie zrozumiało

Tony: Robi graffiti

Natasza: Nie polubisz jej Steve

Steve: Nie wolno oceniać po tym, co się słyszało

Natasza: Kontynuuj Peter

Peter: Ostatnia z nowych to Luna

Peter: I jest jeszcze Michelle i Ned

Tony: To ci twoi przyjaciele od dzieciństwa?

Peter: Mniej więcej 

Tony: Mam się bać, że wysadzicie moje laboratorium?

Peter: Zamknęli je 

Tony: To dobrze

Tony: A teraz posłuchaj mnie młody

Tony: Byłeś na tyle szalony, że pojechałeś w wakacje do szkoły

Tony: Więc masz się bawić

Tony: I uważaj na strój

Peter: Oczywiście panie Stark!

użytkownik Peter upuścił konwersację

Tony: Ale on jest...

Steve: Po co piszesz "..."

Steve: To nic nie wnosi

Natasza: Po prostu nie chce napisać, że uwielbia młodego

Tony: Zamknijcie się!

Tony: Nie wasza sprawa

użytkownik Tony upuścił konwersację

Steve: Jak dziecko

Natasza: Jak obrażone dziecko

******

-Ja tu dużej nie wytrzymam- powiedział Loki, z głową opartą o biurko. 

-Nie przesadzaj- stwierdziła Darcy przez Skype'a. Sama siedziała w swoim pokoju, otoczona pudlami pełnymi jej rzeczy. Miała następnego dnia wraz mamą przenieść się do innego mieszkania- Jesteś na hawajach i możesz robić co chcesz.

-Nie do końca- pokazał na złotą bransoletę wokół nadgarstka.

-Prawda... Zapomniałam- przyjrzała się czarnowłosemu- Ich optymizm cię przytłacza?

-Tak...

-Wiesz, że powinieneś się chociaż trochę integrować? A nie...- rozejrzała się naokoło- W piwnicy? Ty na serio siedzisz w piwnicy?

-Wiesz, że jestem sobą?- podniósł wreszcie głowę- Mnie chcą poszczuć Hulkiem. 

-Powinien być do ciebie jakichś pilot- stwierdziła dziewczyna- Tak by miarkować twoje fazy emo, zmęczenia życiowego, samobójczej gadaniny i wrednych żartów. Tak, by można było cię zmusić do snu....- przyjrzała mu się- Kiedy ty ostatnio spałeś?

-Dzisiaj w nocy- odparł Kłamca, dziobiąc łyżką lody. Dopiero po jakiejś chwili nałożył sobie na nią, po czym jeszcze trochę się nią bawił. I na samym końcu wziął ją do ust. Lody, które trzymał koło siebie, w takim tempie jedzenia na pewno, by się już dawno roztopiły. Jednak za każdym razem, gdy one zaczynały tracić swoją konsystencję, Loki dmuchał na nie swoim lodowym oddechem. Jedna z zalet bycia Lodowym Olbrzymem. 

-A ja ci oczywiście wierzę- Darcy uśmiechnęła się kpiąco- Stawiam, że od początku spałeś najwyżej pięć godzin. 

-Może- wzruszył ramionami, po czym spojrzał w ekran- Czemu widzę ciemność?

-To Mimi zaczęła ocierać się o kamerę.

Ciemność zaczęła się poruszać i po chwili Loki zobaczył pyszczek kotki. Darcy przyciągnęła ją do siebie, tak że można było spokojnie widzieć obie. 

-Cześć szkarado- powiedział Loki.

Kotka w odpowiedzi zaczęła miauczeć. 

-A mnie nawet nie przywitałeś- przypomniała Darcy- A jestem twoją jedyną przyjaciółką, a to jest kot.

-Bo koty są użyteczne. Ludzie już niekoniecznie.

-Powiedział ten, który jedynie co robi, to wyżera lody Starka.

-Powiedział człowiek.

-To mam od razu przed tobą klękać i oddać ci władzę nad planetą?

-Byłoby o wiele łatwiej.

-Nie wariuj- puściła wyrywającego się kota.

-Za późno- znów oparł głowę o biurko.

-Wiesz, że twój plan był debilny? Zresztą, jak chciałbyś rządzić całą planetą?

-Jakoś by się dało. A gdyby się udało, ty powinnaś byś się cieszyć. Nie musiałabyś mieszkać w tych kilku pokojach. 

-Chcesz mnie przekupić wizją lepszego życia?

-Może. 

-Takie sentymenty?- uśmiechnęła się do niego- Na wzgląd tego, że się kiedyś całowaliśmy?

-Z kim się całowałaś?- w drzwiach pokoju stanęła mama Darcy. 

Przez chwilę przemknęła wzrokiem po zapakowanych pudłach, aż wreszcie zobaczyła laptop. Loki słysząc ją, podniósł głową i starał się wyglądać normalnie. 

-Część Loki- powiedziała do niego kobieta z lekkim uśmiechem. W tonie jej głosu też nie dało się dosłyszeć żadnej złości, anie wyrzutu. 

-Dobry pani Lewis- odpowiedział chłopak i przez te trzy słowa był bardziej żywy, niż przez ostatnie kilka miesięcy. 

-To kiedy się całowaliście?- matka Darcy oparła się o futrynę.

-Mamo!- brunetka obrócił się w jej stronę- Tu się toczy prywatna rozmowa między mną, Lokim i Mimi. I dla twojej wiadomości on bardziej szanuję kota ode mnie.

-Kot to przydatne stworzenie- oceniła starsza kobieta.

-Mówiłem?- odezwał się czarnowłosy.

-A zamknij się- mruknęła do niego dziewczyna, po czym głośniej dodała- Mamo istnieje takie słowo, jak prywatność. Znasz jego znaczenie?

-Dobra. Już mnie nie ma- z uśmiechem ruszyła się wreszcie z miejsca- Tylko wiesz, że i tak chcę o wszystkim wiedzieć. Pa Loki!

-Do widzenia pani Lewis- odparł Kłamca z ekranu.

Darcy z naburmuszoną miną, wróciła do swojego rozmówcy. 

-Jesteś okropny.

-Dopiero teraz, to odkryłaś?- przełknął kolejną porcje lodów- Też chcesz dołączyć do klubu "szczucia mnie Hulkiem"?

-Nie chcę zmuszać biednego Hulka, by marnował czas na bicie ciebie.

-Biednego?- podniósł lekko lewą brew- Ty na pewno rozumiesz, to słowo?

-Wreszcie zachowujesz się w miarę normalnie- uśmiechnęła się do niego- Szczucie Hulkiem jednak działa.

🦆🦆🦆🦆🦆🦆🦆🦆🦆🦆🦆

Cześć, hej i czołem!

Wróciłam do domu. I mam jedno ostrzeżenie. Nie karmcie łabędzi z ręki. One gryzą. 

Macie nowy rozdział o tej cudownej godzinie demonów.

Mam nadzieje, że wam się spodoba.

Pa pajączki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro