V
-Ja po prostu już z nimi nie mogę!- zawołał Pietro, wbiegając na sam szczyt willi Starka. Przez prawie cały dzień starał się złapać Wandę i Visiona, a oni bezczelnie przed nim uciekali. Raz robot przeniknął przez podłogę, zostawiając jego siostrę samą w pokoju, a ona po prostu, jakby nigdy nic, wyszła z niego z kpiącym uśmiechem na ustach. Kiedy indziej czarownica zastawiła na niego pułapkę w postaci pudełka pełnego pizzy w spiżarni. W momencie, gdy Pietro tam wbiegł, by naładować swoje baterie głodu, Wanda zamknęła go w niej na klucz. Po dwóch godzinach, zjedzeniu całej pizzy, próbie ucieczki przez wentylacje, pochłonięciu paczki czipsów, poznaniu dokładnie każdej ściany tego małego pomieszczenia, szukając jakichś tajnych przejść, wypiciu butelki Coli, wreszcie został wypuszczony przez Clinta.
-Nie przesadzaj- odparł stający tam Steve. Stał przed rozłożoną sztalugą i z zapałem malował jakiś obraz. Ustawił się akurat tu, by mieć idealny widok na morze i przy okazji posiadając nadzieję, że będzie miał przez chwilę spokój. Zresztą dawno już nie malował na sztaludze, a nie ćwiczona umiejętność powoli zanika, więc postanowił spędzić te wakacje na malowaniu i rysowaniu. Jego nauczyciele ze szkoły artystycznej byliby z niego dumni.
-Jak ma nie przesadzać?! To moja siostra! I do tego młodsza!- Pietro otoczył go i zaczął zataczać drugie kółko.
-Przypomnij mi o ile minut?
-Dwanaście!
-Wanda i Vision chcę spędzić trochę czasu razem, bez zbędnej widowni- Steve zaczął mieszać farby, by uzyskać odpowiedni odcień, jak najbardziej przypominający błękit morza.
-Dlatego właśnie to ja powinienem tam być i odstraszać wszystkich gapiów- Quicksilver zaczął zataczać coraz mniejsze kółka wokół sztalugi.
-Ty jesteś dla nich takim gapiem- odparł Kapitan Ameryka, marszcząc brwi na widok koloru, który mu wyszedł. Był o wiele bardziej zielony, niż się spodziewał. Już zapomniał, jak bardzo intensywne są niektóre kolory. Wzruszył ramionami i postanowił wykorzystać go jako bazą dalszej części morza.
-Ja? Ja tam tylko pilnuję, by ten robot trzymał ręce z daleka od mojej małej siostrzyczki. A jeśli nawet spróbuje, to odkręcę mu tą jego głowę i zamknę ją w zamrażarce, tak by pierwsza osoba, która ją otworzy, padnie na zawał. Mam nadzieję, że to będzie Clint. Jego ciało przy tym rozczłonkuję i zakopię na całej wyspie.
-Wiesz, że jego głowy nie da się odkręcić?
-To ją odrąbie.
-Jego ciało jest z vibranium.
-To go przetopię. W jakiej temperaturze topi się vibranium?
-Nie wiem. Zapytaj Tony'ego. Tylko wiesz, że on nie da się przetopić? Ani żadna z tych innych rzeczy. To w końcu Vision. Przeniknie przez ścianę lub podłogę i nic to nie da.
-To będę biegał szybciej, niż on...- spojrzał na obraz- Ty naprawdę potrafisz malować.
Steve w odpowiedzi tylko zerknął na niego. Pietro nachylał mu się przez ramię i śledził ruchy niedokończonych postawić. Obraz miał przedstawiać kilka najbardziej przypadkowych ludzi, odpoczywających, bawiących się na plaży. To tylko przypadek, że jeden chłopak miał metalową rękę i grał, wraz z rudowłosą dziewczyną, w siatkówkę. I to, że była tam zakopany chłopka z dolepionym ciałem syrenki. Oraz że tak naprawdę cała reszta, też wyglądała, jak reszta Avengers. Jeszcze raz należy podkreślić, że wszystkie postacie były przypadkowymi ludźmi.
-Nie sądzisz, że Wanda potrafi sobie sama z takimi sprawami poradzić. A zresztą Vision wkuł na pamięć, cały podręcznik savoir vivre. On przy niej zachowuje się jak... Vision.
-To, co ja mam teraz robić?- Pietro odszedł od sztalugi i usiadł na skraju dachu- Susan i ja to tylko listy. Ona nie chce wyjeżdżać z Sokowii, a ja tam nie wrócę. Obecność Wandy jest jedyną ciągłą rzeczą w moim życiu. A teraz...
Steve spojrzał na niego. Chwilami zastanawiał się, jak został głównym doradcą rad życiowych. A konkretnie chciałby wiedzieć, kiedy. Odłożył paletę i pędzle, i poszedł do chłopaka.
-Wiesz, co?- usiadł koło niego- Wanda nigdy cię nie zostawi. Tylko ludzie dorastają...
-Tylko ja jestem wiecznym dzieckiem- burknął Pietro, podciągając kolana do brody.
-Nie w taki sposób dorastać- stwierdził Rogers. Spuścił wzrok na swoje ubrudzone farbą dłonie. Nie wiedział, jak konkretnie przejść do tego, co chciał mu powiedzieć. Może z boku wydawało się, że radzenie ludziom jest łatwe, jednak dla niego zawsze nie był pewny tego, co konkretnie mówi. Po prostu bał się, że może tym, co powie, jedynie pogorszy już istniejącą sytuację. Westchnął wreszcie i zaczął od nowa.
-Posłuchaj mnie synu- zawsze, kiedy tak zaczynał, ludzie traktowali go bardziej poważnie. Chyba wtedy uświadamiali sobie, ile on ma tak naprawdę lat- Wanda cię nie zostawi. Po prostu teraz chce spędzać więcej czasu z nim. Chodzą ze sobą i liczą na chwilę romantyczności. Sądzę, że powinieneś zająć się... szukaniem przyjaciół? Po prostu, by nie musieć ciągle spędzać czas z kimś innym niż Wanda. Tylko dajcie sobie więcej miejsca. Nie odsuwaj się od niej całkowicie. Rozumiesz?
-Chyba tak- powiedział Quicksilver, chociaż jego głos został zagłuszony przez nogi.
-Z Clintem, pod koniec szkoły, szukałeś przecież wiadomości o tym potworze, którego portret wam rysowałem.
-To Człowiek Ćma- odparł białowłosy. Spuścił nogi i obrócił się do niego- On naprawdę istnieje, a ja widziałem go dwa razy!- podniecenie na jego twarzy zniknęło na chwilę- Zapomniałem notować swoje sny! Clint mnie zabije!- wstał i pobiegł do schodów prowadzących na dół. Po chwili jednak wrócił i zawołał do Kapitana- Tylko jedno. Ja nie mam takich jasnych włosów!
*******
-To jak się piszę to twoje nazwisko?- Peter spojrzał na Rose. Po Lunie wzięto jeszcze Alex i potem mogli już ruszać. Parker już po wyjściu s korytarza zauważył, że tym razem będzie tak samo, jak wcześniej. Teraz było fajnie. Pierwszy raz poczuł, że ludzie, którzy z nim idą, chcą go poznać i może się nawet z nim zaprzyjaźnić.
-C, a, m, b, r, i, o, l, e, u, r- odparła dziewczyna. Spider man z bliska zauważył, że każdy rysunek na jej katanie był niezwykle szczegółowy. Jakaś postać wyciągnięta prosto z anime patrzyła się na niego z taką słodziutką minką, co w połączeniu z rozwartymi ramionami, sprawiało, że czuł się tak, jakby mogła ona w każdej chwili wyskoczyć z tkaniny i go przytuli- Combrioleur- powiedziała całe nazwisko, co brzmiało zupełnie inaczej niż, kiedy je literowała. Bardziej przypominało "kambriole".- Jakieś francuskie.
-Już nie mogę się doczekać, jak nauczyciele będą się pytać, jak wymówić- dopowiedziała Alex, przyglądając się uważnie zdjęciom zawieszonym na ścianach.
Była ona wywieszona kolumnami czterech zdjęć przedstawiających tych samych klas. Można było porównać przestraszone twarzy na pierwszym i niektórych drugim roku, i już te doświadczone, pełne wyrzutu, znudzenia i poczucia, że się przetrwało na samym końcu. One właśnie powtarzały się zawsze, bez względu na lata, w których zostało zrobione. Chwilami zdarzały się nazwiska, przy których znajdowały się czarne kropki. Nie było ich dużo, lecz naprawdę mocno zwracały uwagę.
Wreszcie doszli do momentu, gdzie kolumny stawały się mniejsze, aż w końcu zniknęły.
-Ej Peter to ty!- zawołał Ned, wskazując na jedno z wyżej ustawionych tablic- Masz oczy jak pięciocentówki!
Peter zerknął na nie i po prostu w jednej chwili zapragnął zakopać się pod ziemię. To naprawdę nie było udane ujęcie. Fotograf zrobił je sekundę za wcześnie i przegapił najzwyklejszą minę, pozwalającą mu wtopić się w otoczenie.
Reszta dziewczyn podeszło do Neda i przyjrzeli się, wskazanemu przez niemu zdjęciu. Rose wybuchła śmiechem, Alex schowała twarz w dłonie i nawet Michelle uśmiechnęła się z satysfakcją. Wyciągnęła nawet telefon i zrobiła mu zdjęcie. Najspokojniej zachowała się Luna, która pomimo wysoko podniesionymi brwiami, za wszelką cenę starała się, nie zaśmiać.
-Nie jest tak źle- stwierdziła Shuri, jako jedyna została przy Peterze. Stała obrócona do ściany i przyglądała się innemu zdjęciu- Mój brat wyszedł o wiele gorzej.
-Twój brat?- zapytał Parker, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi. Spojrzał na nią, a ona wskazała na jedno konkretne zdjęcie, przedstawiające czarnoskórego chłopaka, patrzącego na aparat nie tylko ze zdziwieniem, ale także z lekkim niezrozumieniem- Jesteś siostrą T'Challi?!- zawołał i jednocześnie, palnął się w czoło- Ale ja jestem głupi!
-Po prostu nie kojarzysz faktów- odparła księżniczka.
-Shuri masz brata?- zapytała Rose, przestając się śmiać. Spojrzała tam i gwizdnęła z uznaniem- I jest w klasie z Avengers. Ej Peter znasz ich?
-Tak trochę- mruknął pod nosem chłopak.
-Nie bądź taki skromny- wtrącił się Ned- Peter jest stażystą u Starka- w tym momencie Luna podniosła lekko głowę i jednocześnie ją lekko przekrzywiając- U tego- chłopak wskazał na zdjęcia- Tony'ego... Czy on na tym zdjęciu puszcza oczko?
-Taaaaak- stwierdził Peter, nawet nie zerkając na nie- To jest bardzo możliwe.
Alex podeszła do zdjęcia klasy. Przy jednym z nich znajdowała się taka sama czarna kropka, jak te, które widziała już wcześniej. Wskazała na nią i zapytała:
-Peter, co to znaczy?
Spider-man spojrzał i na zdjęcie. W jednej chwili wszystkie emocje, zarówno lekkie zażenowanie, jak i wesołość, zniknęły mu z twarzy.
-Tak się tu oznacza...- spuścił wzrok i kontynuował już ciszej- Że ta osoba zginęła, podczas chodzenia do tej szkoły- wziął głęboki wdech i podniósł wreszcie głowę- Phil zginął podczas ataku na Nowy Jork.
Wszyscy ucichli. Po prostu patrzyli na uwiecznioną uśmiechniętą twarz Coulsona. Ned zadrżał na wspomnienie inwazji. Nie znajdował się na szczęście w centrum walk, lecz widział wszystko przez okna swojego pokoju. Wyglądał przez nie i starał się jednocześnie dodzwonić do Petera.
Podobnie zareagowała reszta. Po prostu to jedno przypomnienie o inwazji sprawiło, że w ich umysłach otworzyły się, coś przypominające klapki. Te chwile strachu, jakie przeżyli w swoich domach, lub w przypadku Rose w areszcie, wpatrzeni w telewizory, nie wiedząc, co tak naprawdę się dzieje.
W takiej sytuacji żadne nie zauważyło Luny, przemykającej się niczym cień, pomiędzy nimi. Stanęła tuż koło Petera i cicho, wręcz wyszeptała.
-Znałeś go dobrze, prawda?
-Nie aż tak dobrze. Rozmawialiśmy. On wiedział...- ugryzł się w język. Już prawie powiedział przy nich, że jest Spider-manem- Wiedział, jak to jest być nowym- podniósł głowę i obrócił się w jej stronę. Patrzyła na niego, lecz nie wprost w oczy. Zdawało się, jakby swoim spojrzeniem ogarniała równomiernie całą powierzchnię jego twarzy i analizowała każdy jej szczegół. Dokładając do tego, że jej wyraz twarzy nie zdradzał żadnej konkretnej emocji, tylko delikatną mieszankę jakichś nieznanych mu uczuć, sprawiało to lekko przerażający efekt.
Wtedy jednak ona zrobiła coś dziwnego. Lekko, naprawdę delikatnie, prawie niezauważalnie, uśmiechnęła się. Tak spokojnie i niezbyt nachalnie. To jednak w jakiś sposób wystarczyło, by chociaż część smutku, zniknął.
-Jest dobrze- wyszeptała- Najważniejsze, że o nim pamiętasz.
-Tak- zgodził się Peter, po czym obrócił się do reszty- Dobrze, teraz może pokażę wam główny hol, tam są...
-Zdjęcia założycieli i dyrektorów oraz samej Peggy Carter, która jako pierwsza wyszła z inicjatywą stworzenia czegoś takiego. Nikt jej wtedy nie słuchał, bo stwierdzono, że jest kobietą i się nie zna. Potem jednak przepraszali ją na kolanach, dosłownie. To też jest tu uwiecznione- zaczęła mówić Alex. Z każdym kolejnym słowem na jej twarzy jaśniał coraz to większy uśmiech- Podobno kazała Howardowi Starkowi, zrobić temu zdjęcia i podrzucała im je zawsze, kiedy myśleli, że jej głos jest mniej wart. Jedno z nich też tu jest prawda?
-Tak- powiedział z lekkim wahaniem Parker.
-Ci goście chcieli założyć szkołę wyłącznie dla chłopaków, ale wtedy znów się wtrąciła Peggy, wyjaśniając, że szkolenie dziewczyn jest równie ważne, bo one nie wzbudzają podejrzeń i potrafią dostać się do miejsc, gdzie mężczyźni, by nie mogli.
-Ty chyba bardzo lubisz Peggy Carter- stwierdziła Rose.
-Bo ona jest niezwykła. Wyprzedzała swoje czasy, przez co ludzie jej nie rozumieli. Podobno spała z pistoletem pod poduszką i drugi mniejszym, przyczepionym do spodu stolika nocnego!
-Przypomnijcie mi, żebym dał jej numer do Kapitana Ameryki- powiedział Peter, widząc, że ma do czynienia z żeńską wersją Coulsona, która ma bzika na punkcie agentki Carter- Coś tak czuję, że będą mieli sporo tematów do rozmów.
-Do tego jej czerwony kapelusz jest po prostu niesamowity! Używała szminki, która idealnie pasowała odcieniem. Z tego, co wiem, raz miała nawet taką, która sprawiała, że ludzie po buziaku, po prostu zasypiali- głos Alex cichł, kiedy wraz z resztą oddalała się od zdjęć.
Na miejscu pozostała jedynie Luna. Spojrzała na zdjęcie Phila i wyszeptała:
-Jesteś dość żywy jak na trupa.
Kiedy to mówiła, przed oczami stanęło jej wspomnienie, jak wtedy do szkoły wbiegła mała grupka agentów. Znaleźli ją siedzącą, na środku, ciemnego korytarza, z tymi trzema nieprzytomnymi. Kiedy tylko włączyli światła, przez chwilę nic nie widziała, lecz potem zobaczyła wyciągniętą do niej rękę i połączonego do niej Phila.
-Całkiem niezła robota- powiedział wtedy- Słyszałaś o Akademii? Pasowałabyś tam.
Do rzeczywistości przywołał ją głos, wołającej ją Shuri. Otrząsnęła się i pobiegła do reszty.
🏐🏐🏐🏐🏐🏐🏐🏐🏐🏐🏐🏐
Hej! Przepraszam za opóźnienie, ale jakoś tak to wszystko wyszło. Mam nadzieje, że się podoba i postaram się wypuścić kolejny w weekend. Współczuję wszystkim, którym ferie się już kończą, jednak nie mogę powiedzieć, że jednocześnie nie cieszę się na to. Patrząc właśnie, że wtedy zaczynają się moje...
Wracając, mam takie do was pytanko, z czystej ciekawości, bo na zmianę streści kolejnych rozdziałów nie można liczyć (wszystko zostało już dawno ustalone). Czy wolicie bardziej akcje na hawajach, czy w szkole?
I nie mogę uwierzyć, że jesteśmy już w jednej czwartej całego tomu..... To znaczy lalalalalalaalallalaallala... O patrzcie! Niedźwiedź polarny bawi się piłeczką!
Pa pajączki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro