Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

 "Zachowuj się normalnie. Jeszcze tylko jedna grupa i możesz iść, wypróbować ten nowy tor przeszkód"- rozmyślał Peter, idąc w stronę miejsca, gdzie miała na niego czekać ostatnia grupka ludzi. Miała ich być szóstka. Wcześniej oprowadzał piętnaście osób i było to dość problematyczne.

Ludzie po prostu go ignorowali lub zadawali mnóstwo pytań o sławnych bohaterów. Czy zna Kapitana Amerykę? Jak często Thor ćwiczy bez koszulki? Czy przed Hulkiem trzeba uciekać, czy należy udawać martwego? Czarna Wdowa naprawdę jest taka ekstra? Czy spotkał kiedyś Tony'ego Starka? Jak powiedział im, że jest jego stażystą, to ludzie prawie pomdleli. Znalazło się nawet kilka osób, które zapytały o Spider-mana. A konkretnie o tego gościa w czerwonym, który wczoraj wieczorem skakał pomiędzy budynkami. Liczył na to, że mniejsza grupa zada mniej pytań.

Miał ich odebrać po spotkaniach z nauczycielami. Zawsze wyznacza się kilku dorosłych, którzy robili coś na wzór rozmowy kwalifikacyjnej. Rozdzielano nowych, tak, by każda grupa, najczęściej dziesięcio-piętnastoosobowa, spotkała się z nimi, lecz nie wszyscy jednego dnia. Reszta miała wtedy jakieś inne zajęcia, które miały na celu sprawdzić, do jakiej klasy należy ucznia przydzielić.

Ta ostatnia grupka była wyjątkiem, dlatego była taka mała. Najpewniej też nie dało się ich inaczej podzielić.

"Dasz radę. Pamiętaj, dlaczego to robisz. Z nudów. Nie! Dla punktów. Musisz je teraz zdobyć. Później nie będzie ci się chciało".

Był tak zajęty motywowaniem siebie w myślach, że dopiero po pewnym czasie usłyszał, że ktoś woła go po imieniu.

-Peter! Peter! Peter!

Podniósł głowę i spojrzał na...

-Ned?

Przed nim stał jego najlepszy przyjaciel od dzieciństwa i szczerzył się niemiłosiernie. To z zaskoczoną miną Parkera musiało wyglądać przezabawnie z boku.

-Peter! Nie wyobrażasz sobie, co ja tu przeżyłem!- zawołał chłopak.

-Co ty tu robisz?- wydusił z siebie Spider-man.

-Zostałem przyjęty! MJ też! Powiedz, że ty masz się nami zajmować?

-Chyba tak...

-To jest ekstra! Nie uwierzysz, ale w naszej grupie jest księżniczka. Taka najprawdziwsza!

-Ty nie jesteś na obozie komputerowców?- zapytał, ciągle nie mogąc uwierzyć, że Ned jest z nim. W tej szkole- A Michelle nie strajkuje?

-Nie. Po prostu... Tu jest super. I- nachylił się do Petera- Wczoraj widziałem Spider-mana.

-On się czasami pojawia- stwierdził Parker, po czym spojrzał na przyjaciela- Ty naprawdę tu jesteś?

-Ile razy mam ci powtarzać? Tak! Chodź- przepchał go przez ostatnie drzwi- Przedstawię ci resztę.

Peter znalazł się w długim korytarzu, z ustawionymi krzesłami po jednej stronie. Przed jednymi drzwiami siedziały cztery dziewczyny. Ned popchał go właśnie w tym kierunku. Pierwsza z brzegu podniosła głowę i okazało się, że to MJ.

-No ładnie- powiedziała- Frajerzy się rozmnożyli.

-Dziewczyny- Ned zatrzymał Petera przed nimi- To jest Peter Parker. Stażysta u Tony'ego Starka, tak tego Tony'ego Starka, i mój przyjaciel. On będzie nas oprowadzał.

Peter niezręcznie pomachał ręką i starał się zaprezentować coś w rodzaju uśmiechu. Najpewniej wyszedł mu, godny pożałowania, grymas.

-Peter Parker tak?- jedna z dziewczyn wstała i podeszła do niego. Musiała pochodzić jakiegoś Afrykańskiego kraju. Zdradzał to jej akcent i przy okazji kolor skóry. Włosy miała zaplecione w mnóstwo warkoczyków i do tego związane jeszcze w kitkę. Nawet jej strój podkreślał, że nie była z Ameryki. Ciemnoniebieska sukienka z dziwnymi wzorami, które błyszczał na wszystkie kolory, jak tylko padło na nie światło- Jestem Shuri.

-To ta księżniczka stary- wyszeptał do Parkera Ned.

-Nie nazywaj mnie księżniczką. Po prostu Shuri- wyciągnęła do niego rękę.

-Miło mi- uścisnął jej dłoń.

-Alex- wstała kolejna i też podała mu dłoń. Jej włosy Przypominały w pewnym stopniu sierść Chewbacci ze Star Wars. Były brązowe, długie i do tego tak pofalowane, że Peter zaczął się zastanawiać, czy można je w jakiś sposób tak rozczesać. Nie to, że były nierozczesane. Były pod jakimś względem ogarnięte, ale ciągle miały w sobie dzikość najlepszego kumpla Hana Solo. Miała na sobie klasyczny strój wakacyjny, czyli T-shirt i spodenki.

-Cześć.

Spojrzał na ostatnią dziewczynę, lecz ona już nie siedziała, ani nie stała w miejscu, gdzie się jej spodziewał.

-Cześć- usłyszał dość cichy głosik z miejsca, skąd się nie spodziewał.

Naturalnym odruchem był odskok i tak właśnie zrobił. Na szczęście nie na ścianę. Tak naprawdę przesunął się jedynie o kilka centymetrów, lecz to wystarczyło, by się zahaczył stopą o nogę krzesła i upadł na nie.

-Przepraszam- dziewczyna zasłoniła usta dłońmi, lecz po sekundzie już wyciągała do niego rękę, by pomóc mu wstać. Miała jasną skórą, nie tyle, że bladą, co w porównaniu z ciemnymi, wręcz niebieskimi, włosami, pogłębiało jedynie różnicę pomiędzy tymi dwoma odcieniami. Jednak coś w jej oczach sprawiało, że na to się nie zwracało uwagi. Na dość zwykłą koszulkę i ciemne spodenki nałożyła półprzeźroczysty, delikatny płaszczyk, który sięgał jej aż do kolan.

-Nic się nie stało- stwierdził Peter, przyjmując jej pomoc.

-Luna- powiedziała dziewczyna.

-Dobra, to...- Ned rozejrzał się naokoło- Gdzie jest Rose?

-Wzięli ją na rozmowę- Michelle wskazała na drzwi- Chyba powinna właśnie...

Drzwi z hukiem się otworzył i stanęła z nich dziewczyna z pomarańczowo-czerwonymi włosami. Te dwa kolory przeplatały się w taki sposób, że przypominały trochę ogień. Poprawiła katanę, na której znajdowały się jakieś postacie i krajobraz, i ruszyła przed siebie.

-Do jasnej cholery, co ja tam przeżyłam- powiedziała, siadając na pierwszym krześle. Wyciągnęła przed siebie nogi i dodała- To było kurwa najnormalniejsze przesłuchanie, a nie żadna rozmowa poznawcza. Brakowało jedynie dobrego glinę i lampy prosto w twarz- zauważyła Petera- Heja. Rose jestem.

-Peter- odparł chłopak, patrząc na jej włosy.

-Luna, chcą cię przemaglować teraz- Rose spojrzała na czarnowłosą- Powodzenia.

-Dziękuję- odparł tamta, po czym podniosła z ziemi ciemną torbę na książki. Podeszła do drzwi i spojrzała ostatni raz na resztę, zanim przekroczyła próg.  

******

Tony, drapiąc się po głowie, wszedł do salonu. Wstał dzisiaj naprawdę wcześnie, aż o ósmej! Miał nadzieje, że znajdzie coś do jedzenia, zanim reszta, a w szczególności Thor, zrobią wjazd do kuchni.

Starał się zachowywać naprawdę cicho, by nie obudzić nikogo. Jeszcze ktoś dołączyłby do niego. Po drodze usłyszał jakieś rozmowy w pokoju dziewczyn, ale nikt go chyba nie usłyszał. A jeśli nawet, to został bezczelnie zignorowany.

Minął kanapę i zahaczył o coś, co z niej wystawało. Prawie się przewrócił, ale na szczęście, po kilku skokach na jednej nodze, udało mu się utrzymać w pionie. Spojrzał na to, przez co znalazł się w tak niebezpiecznej sytuacji.

-Steve?

Na niej leżał Kapitan Ameryka, przykryty jakimś kocem, a pod głową miał pojedynczą poduszkę. Jedna jego noga wystawała poza krawędź i właśnie o nią się Stark potknął.

-Co?- żołnierz podniósł głowę, z rozczochranymi jasnymi włosami, i spojrzał na swoją nogę. Schował ją pod koc i dopiero wtedy spojrzał na miliardera- Tony?

-Co ty tutaj robisz?- zapytał Iron man- Masz własny pokój.

-Dzielony z Buckym i Samem- przypomniał Rogers- A oni postanowili zrobić w nim jakąś wojnę pokojową. Rzucali się wszystkim, co mieli pod ręką. Potem chcieli zamknąć siebie nawzajem w szafie. Nie dało się spać. Kiedy wreszcie mi się udało, zaczęli skakać po łóżkach i przy okazji po mnie. Więc postanowiłem spać tutaj.

-Jeśli chcesz, możesz rozłożyć się w siłowni na bieżni- stwierdził Tony- Nawet jest dość wygodna.

-Skąd ty to wiesz?- Steve spojrzał na miliardera, próbując zrozumieć ostatnie wypowiedziane przez niego zdanie.

-Po prostu wiem- powiedział brunet, ruszając do kuchni. Nie chciał opowiadać, jak próbował biegać na bieżni i wreszcie po prostu się przewrócił. Chodnik od razu się wyłączył i Tony leżał na nim przez jakieś półgodziny.

Wszedł do kuchni i od razu podbiegł do lodówki. Z najniższej półki zaczął wyciągać wszystko, co tam tylko było, aż wreszcie dostał się do ściany. Tan w rogu schował opakowanie pełne naleśników. Wyciągnął je i z uśmiechem zaczął przygotowywać sobie śniadanie.

Po wszystkim znowu schował resztę naleśników, tak by reszta ich nie znalazła. Ukrył je za słoikami z burakami. Je przyniósł z zakurzonych półek w garażu. Miały one jedynie odstraszyć wszystkich zainteresowanych.

-Ej Friday? Gdzie się podział Rudolf?- zapytał miliarder, zostawiając talerz na blacie, nad zmywarką. Później ktoś, najpewniej Steve, schowa wszystko, a mu się nie chciało schylać.- Próbował kogoś zabić?

-Nie panie Stark. Jest w piwnicy.

-Co on tam robi?

-Nie jestem pewna. Musiałby pan sam to stwierdzić.

-Skoro trzeba. Jeszcze znowu przyśle tu jakąś armię z kosmosu.  

*******

Luna przeszła przez drzwi, zamykając je za sobą i znalazła się w dość małym pokoiku, pełniącym miano przedsionka. Znajdowały się tam wejścia do innych pomieszczeń. Z jednego z nich wyszedł jakiś chłopak i bez słowa ją wyminął, idąc do wyjścia. Przypominał trochę balon, z którego wyleciało całe powietrze. Najpewniej, całe napięcie właśnie z niego zeszło.

Jedynym miejscem w tym pokoju, na którym można było zawiesić wzrok na trochę dłużej, było biurko ustawione na środku. Za nim siedział jakiś facet, z już siwiejącą już czupryną.

-Luna Moon?- zapytał, nawet nie zerkając na nią. Wzrok miał utkwiony w stercie papierzysk, piętrzącej się na blacie.

-Tak- odpowiedziała dziewczyna, jak zwykle czując zażenowanie, na dźwięk swojego nazwiska. Znaczyło ono mniej więcej to, że jej rodzice nie mieli żadnego pomysłu, jak ją nazwać.

Mężczyzna wskazał jej drzwi, znajdujące się za nim. Luna powoli ominęła biurko i podeszła do nich. Wyglądały na o wiele cięższe i ciemniejsze niż cała reszta. Samo ich umieszczenie akurat tam, oznaczało, że miały o wiele większe znaczenie niż cała reszta.

Otworzyła je i bez słowa przekroczyła próg. Weszła do dość dużego gabinetu. Rolety były w połowie zasunięte i przez to część pomieszczenia pozostawała w cieniu. Przed oknami znajdowało się kolejne biurko.

-Luna Moon- odezwał się, siedzący przy biurku ciemnoskóry mężczyzna z opaską na jednym oku. Mówił to z jakimś zamyślonym tonem. Był obrócony do niej bokiem, a w ręku trzymał tablet z jakimiś notatkami. Obrócił się do niej- Siadaj.

-Dyrektor Fury- wydusiła z siebie dziewczyna, zajmując miejsce. Skuliła się, starając przy tym wydawać się mniejsza, lecz ciągle przyglądała się uważnie Nickowi.

-Jesteś drugą i chyba ostatnią osobą, którą mam się zająć w tym roku- dyrektor położył tablet na biurku, Luna zerknęła na niego i już wiedziała, że to jej akta- To w porównaniu z poprzednim rokiem jest miłą odmianą. Kosmici, czarodzieje i Spider-man... Ty jesteś o wiele normalniejsza.

-Dziękuje- wydusiła z siebie i czekała, na dalsze ciągnięcie tematu przez jednookiego. Nie wiedziała, co innego ma powiedzieć, a nie znała pytania, na które miała odpowiedzieć.

-Mogłaś już w zeszłym roku dostać do Akademii. Czemu teraz?- Fury spojrzał jej prosto w oczy.

-Ja chciałam- odparła- Tylko moja siostra przekonała rodziców, bym rok spędziła z nią w Stanach, chodząc do "zwyczajnej" szkoły.

-Przyjechałaś z Anglii, tak?- Nie czekając na jej odpowiedź, dodał- Twoja siostra tak?- znów sięgnął po tablet- Sunny Moon? Absolwentka?

-Tak- znów spuściła głowę i szeptem- Rodzice naprawdę mają jakiś problem z imionami.

-Z doświadczenia ci powiem, że bywało gorzej- ocenił Nick- Przejdźmy do ważniejszej sprawy. Pokaż, co potrafisz.

-Nie rozumiem, o czym pan mówi- stwierdziła Luna, patrząc ze zdziwieniem na mężczyznę. On na ten widok się uśmiechnął.

-Niezła z ciebie aktorka- stwierdził Fury, po czym spoważniał- Załatwiłaś trzech agentów Hydry, kiedy weszli do twojej strony i odstraszyłaś resztę. Wiesz, czego chcieli?

-Agenta T.A.R.C.Z.Y.- podniosła głowę- Tego, którego pan wysłał, by mnie pilnował. Chociaż nie wyciągał mnie z szafki, kiedy mnie tam zamykano.

-Trzeba by ocenić, czy to, co o tobie słyszeliśmy, jest prawdziwe. Pokaż.

Luna wyciągnęła przed siebie lewą rękę z rozłożonymi palcami. Na początku nic się nie działo, lecz zaraz potem w pokoju zrobiło się, trochę jaśniej. Było to spowodowane tym, że do jej dłoni zaczęły spływać jakaś część ciemności. Czarne pasma, wychodzące z cieni, sprawiając przy tym, że one znikały, gromadziły się w jednym miejscu. W pewnym momencie ciemność przestała płynąć, a dziewczyna zamknęła dłoń. Kiedy potem ją otworzyła, pokazała dyrektorowi długopis, składający się z ciemnych i szarych części.

-Będzie pisał?- zapytał Nick, kiedy Luna mu go podała.

-Tak, ale, jak zniknie, to tusz też i wszystko, co się nim napisało, znika- powiedziała, patrząc uważnie na swoje dzieło.

-Dobrze- Nick spojrzał jeszcze raz na akta dziewczyny- Co ty na to, by być w klasie z Peterem Parkerem?- wolał zebrać wszystkich, tych dzieciaków w jednym miejscu. Tak samo, jak zrobił z Avengers, Strażnikami i tymi solo bohaterami.

-I tak nie mam nic do powiedzenia.  

*********

Tony szedł do ostatniej lodówki. Ona nie powinna być podłączona, lecz teraz była. Miała być ostatnią deską ratunku, kiedy jakaś inna lodówka mogłaby się zepsuć. 

Podniósł wieko i zajrzał do środka.

-Mam cię pytać, czemu leżysz w lodówce?- zapytał, patrząc na leżącego w środku Lokiego. Niebieska skóra zaczęła zmieniać kolor na normalny, kiedy tylko cieplejsze powietrze do niego dotarła. 

-Czego?- Kłamca otworzył jedno oko i spojrzał na miliardera. 

-Wyglądasz jak wampir leżący w swojej trumnie. Wampir o kolorze smerfa. 

-Masz mi coś ważnego do powiedzenia, czy zaburzasz mój święty spokój dla zabawy- usiadł i zmierzył go zabójczym spojrzeniem. 

-Ja to robię zawodowo- uśmiechnął się do niego- Chcesz kogoś wkurzyć, dzwoń do Tony'ego Starka, grajka na nerwach. 

-A zamknij się.

 -Muszę kontynuować swoje obserwacje na tobie. A już myślałem, ze jakoś ogarnąłem twoje humorki. 

Loki z jękiem złapał drzwi i zamknął się z powrotem w lodowce. 

-To powiem Bucky'emu, że znalazłeś sposób na ochłodzenie. Tylko go wrzucimy do zamrażarki. Może, jeśli się nam poszczęści, zapomnimy o nim i pozbędziemy się go na kilka lat.

-Zapomniałeś o Rogersie. Go też zamroź- usłyszał przytłumiony głos jelenia- I może przy okazji Thora i siebie samego. Tak będzie lepiej dla całego świata.

Tony pokręcił tylko głowę i zostawił wampira samego. Zapamiętał, żeby przeszukać dom, by znaleźć jakiś łańcuch. Zawsze będzie można do tam zakuć, a potem zakopać, jak każdego krwiopijce. Widział to w jakimś filmie. 

******

-Masz- Natasza podała Steve'owi kubek z kawą- Pewnie jesteś zmęczony po nocy.

-Dzięki- Kapitan usiadł i wziął dużego łyka. 

-Było, tak źle, że musiałeś się wynieść?- usiadła koło niego.

-Gdybym miał do wyboru wojskowe łóżka, a to, wybrałbym te pierwsze.

-Mogę ci dać jakieś proszki, byś im podrzucił.

-Nie. Lepiej im pozwolić się wyszaleć. Może później będą spokojniejsi- Steve spojrzał na wielkie okno wychodzące na basen. 

-Wierzysz w to?

-Mam nadzieję. 

-Spójrz to oni- agentka skinęła głową na dwie, przepychające się, na zewnątrz postacie. W pewnym momencie 

Sam wepchał Bucky'ego do basenu, lecz nie pozostał bezpieczny zbyt długo. Zimowy Żołnierz złapał go za nogę i wciągnął do wody. Potem było trudno dostrzec, co tam się właściwie dzieje. Chwilami jeden siedział pod wodą i był podduszany, a później role się odwracały. 

-O Nat, ty też wstałaś- Stark wszedł do salonu i usiadł koło nich- Wiecie, gdzie znalazłem wampira?- zapytał, po czym zauważył, na co się reszta patrzy- Czy to Wilson i Barnes?

-Tak- stwierdziła Natasza.

-Co ci idioci robią?

-Topią się- odparł Steve, biorąc kolejny łyk.

-Masz zamiar, coś z tym zrobić?- Tony spojrzał na Steve'a.

-Nie- stwierdził Kapitan, przyglądając się, jak Bucky wyszedł z basenu, tylko po to, by wskoczyć na Falcona.

🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️🏖️

Hej! Jak tam u was? Jak tam ferie? Czy ktoś ma już ferie? Ja zaczynam pod koniec kolejnego tygodnia i później jadę z rodzicami nad morze. Bo to jest odpowiednia pora, by jechać nad morze. Nie ma tłumów. Tak fajnie. 

I klasyczne pytanie, podoba się? 

Do tego ustaliłam, że rozdziały będę publikowała, przynajmniej, dwa razy w tygodniu. W środę lub piątek i w niedzielę. Takie ogłoszonko.

Pa pajączki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro