Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

-Ej Bucky- zaczepiła Zimowego Żołnierza Natasza. Chłopak dopiero co wyszedł z wody i w porównaniu z przyjemnie chłodną wodą, palący piasek był jak... palący piasek. Skacząc najdalej, jak tylko mógł, aby nie dotykać gorącego podłoża. Zatrzymał się przed leżakiem, zajmowanym przez agentkę.

-O co chodzi?- zapytał, skacząc w miejscu.

-Posmarujesz mi plecy?- odpowiedziała agentka, kończąc smarować ramiona.

Bucky od razu przestał skakać i spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami. Nie był pewien, czy to się dzieje naprawdę. Czarna Wdowa po tym, co się stało przy wejściu, po kilku godzinach tak zwyczajnie prosiła go o smarowanie. Samo to pytanie nie pasowało do niej. Zupełnie jakby Tony zastanawiał się, czy stać go na coś. Po prostu to nie pasowało. Miliarder po prostu kupował wszystko, co chciał, a Czarna Wdowa potrafiła zrobić wszystko sama. Zaczynając, od załatwienia swoich wrogów, przechodząc przez niańczenie Clinta i oczywiście inne dzieci, takie jak Tony, też, a kończąc na hakowaniu kamer bezpieczeństwa. Smarowanie pleców wydawała się przy tym czymś prostym. Dopiero kiedy poczuł okropne pieczenie stóp, uświadomił sobie, że to wszystko dzieje się na prawdę. Spojrzał na tubkę z kremem, którą dziewczyna trzymała w dłoni i odpowiedział:

-Jasne.

Starał się, by jego głos nie pokazywał, jak bardzo jest wystraszony. Miał nadzieję, że grzmiał, jakby to nie było niczym problematycznym dla niego. Coś zupełnie normalnego, a nie, tak że w każdej chwili mógłby zostać przerzucony przez ramię i uderzy twarzą w piasek. W ten strasznie gorący piasek, w którym ciągle stał.

Agentka skinęła, by usiadł koło niej na leżaku. Bucky szybko na niego wskoczył i schował swoje obolałe stopu w przyjemnym cieniu. Dziewczyna Podała mu tubkę z kremem i obróciła się plecami do niego. Przytrzymała czerwone włosy, mimo że i tak były krótkie, przed spadaniem na skórę. Miała na sobie jednoczęściowy kostium, oczywiście czarny, z dość sporym wycięciem na plecach.

-Pięćdziesiątka tak?- zapytał Zimowy Żołnierz, nakładając krem na dłonie. Wolał zająć się jakąś rozmową, niż skupiać całą swoją uwagę na jej plecach. Od razy jednak pożałował, że wybrał akurat takie pytanie na początek.

-Mam delikatną skórę- stwierdziła Natasza- A co z twoją ręką? Blizny chyba trzeba smarować podwójnie- zerknęła na jego lewe ramię tam, gdzie kończy się metalowa ręka, a zaczyna skóra.

-Nie mów tego Steve'owi. Już i tak przez cały ten czas w Australii zmuszał mnie do ubierania czapki- uśmiechnął się, lecz spojrzał na blizny- A co do nich mam maść. Taka by ręka nie skrzypiała i inne tego typu.

Zamilkł na chwilę. Agentka nie kwapiła się do kontynuowania, więc podjął kolejną próbę zagajenia jakiejś rozmowy.

-Mogę wiedzieć, czemu akurat ja, dostąpiłem tego zaszczytu?

-Clint został zakopany. Pietro- zerknęła w stronę biegacza, który właśnie rzeźbił misternie kształty ciała syrenki- tworzy piaskowy biust. Thor- tym razem spojrzała na morze- się topi.

-Co?- Bucky podniósł wzrok i zobaczył asgardczyka, wyciąganego na brzeg przez jakiegoś opalonego kasztanowłosego chłopaka. Jane, już na płyciźnie, zaczęła dziękować ratownikowi- Wiedziałaś, że nie potrafi pływać?

-Tak- odparła i kontynuowała- Steve i Sam, gdzieś pobiegli, a co do Lokiego nie muszę ci dawać argumentu, dlaczego go wykluczyłam. Jane dziękuję temu ładnemu surferowi, a Pepper przykrywa Tony'ego, o ten zasnął na słońcu. A Stark i tak już mnie zapytał, czemu nie ubrałam bikini.

-Przepraszam cię za tamto- powiedział ciszej, spuszczając przy tym głowę.

-Co było, minęło. Po co płakać na rozlanym mlekiem?- odpowiedziała dziewczyna- Mógłbyś jeszcze ramiona? Dzięki.

-Został jeszcze Bruce- zauważył chłopak, delikatnie przesuwając dłonie pod ramiączkami.

-Prawda... Zapomniałam o nim- zerknęła na naukowca- Jednak on chyba, cy się bał. Nie wiem czemu.

-Ja też nie wiem czemu- stwierdził Zimowy Żołnierz, udając spokój- Dobra skończyłem.

Dziewczyna odwróciła się do niego i puściła wreszcie włosy. Czerwone pukle opadły na szyję i uśmiechnęła się lekko do niego. Bucky, sam nie wiedzą czemu, spuścił wzrok i spojrzał na swoje dłonie. Były nieprzyjemnie lepkie i zaczął wycierać je w ramiona.

-Dzięki- powiedziała Czarna Wdowa, po czym zobaczyła coś przez jego ramię i się wychyliła- Co oni robią?

Bucky obrócił się i zobaczył Steve'a i Sama, lejących wodę z wiaderek na piasek, koło ustawionej siatki do siatkówki. Musieli to robić od jakiegoś dłuższego czasu, bo piasek wokół nich był już ciemnobrązowy. Nawet kiedy po nim deptali suchy piasek, nie przebijał się spod ich stóp.

Trochę dalej stali Jane, ten surfer i Thor. Ostatni miał marsową minę, patrząc na dwójkę śmiejących się do siebie. Uśmiechał się krzywo jedynie, kiedy fizyczka zerkała w jego stronę.

-Thor jest zazdrosny. Niech ktoś zrobi zdjęcie. Trzeba to zachować.

Natasza i Bucky odwrócili się i zobaczyli Lokiego, upierającego się o słup, podtrzymujący parasol. Aż cud, że się nie załamał.

-Jesteś już suchy- stwierdził zawiedziony Bucky- Trzeba to poprawić.

-A gdzie hawajska koszula?- zapytała Natasza, patrząc na luźną zieloną koszulę i czarne spodenki- I czy masz jakiekolwiek inne ubrania, nie w kolorach zielonych i czarnych? Nudne to się robi.

-Czasami widziałem go w szarościach- podział Zimowy Żołnierz- Ale Natasza mia rację. W najbliższej okazji załatwimy ci koszulę w kwiatki.

-Tobie też taką kupię- agentka spojrzała na bruneta- Taką w ananasy. Będziesz wyglądał cudownie.

-Zdaje się całkowicie na ciebie- odparł Bucky i oboje się roześmieli, na tle przewracającymi oczami Kłamcy. Taki spokój nie trwał jednak długo, bo chwilę później metaloworęki oberwał piłką w policzek.

-Ej wampiry!- zawołał Sam, stojący koło siatki- Wiem, że słońce niby was pali, ale posmarujcie się kremem z filtrem i chodźcie grać!

-Mamy tu klub wampirów?- zapytał Tony, podnosząc głowę. Obudził się pewien czas temu, lecz ciągle nie był do końca obudzony i pozostawał w jakimś półśnie. Kiedy wreszcie podniósł głowę, jego okulary przeciwsłoneczne zsunęły się z jednego ucha i ledwo trzymały się przed upadkiem.

Lekko zaspany rozejrzał się naokoło i zatrzymał się na chwilę na obrazie Pietra, rzeźbiącego syrenie biodra. Dopiero gdy Quicksilver obrzucił go spojrzeniem, by się nie czepiał, bo sam robił głupsze rzeczy. Miliarder skinął tylko z uznaniem głową i powrócił do rekonesansu otoczenia. Zobaczył jeszcze jakiegoś surfera rozśmieszającego Foster i naburmuszonego Thora. Podniósł na ten widok jedną brew. Pokręcił głową i wreszcie zobaczył trójkę ukrytą w cieniu.

-Jak można dołączyć?!- zawołał w ich stronę.

-Najpierw musiałbyś przestać zasypiać na słońcu- nachyliła się do miliardera Pepper- Jeszcze spalisz się na skwarkę. A ja nie chcę słuchać twoich narzekań, jak cię wszystko boli i piecze.

-Nie wiem, jak mam ci dziękować za wszystko- odparł Tony, obracając głowę do tyłu tak bardzo, że widział dziewczynę za sobą.

-Mógłbyś zacząć ubierać kapelusze- powiedziała rudowłosa, całując go w czoło.

-Gramy, czy nie?- zapytał Steve, łapiąc piłkę rzuconą przez Bucky'ego- Mamy boisko, które nie parzy w stopy. Mamy jakieś półgodziny, zanim wszystko wyschnie i będzie trzeba nawadniać od początku.

-Dobra- Bucky wstał i znów zaczął skakać w miejscu. Już zapomniał, jak bardzo piasek jest gorący- Idziesz Nat?

-Ogram cię- stwierdziła agentka, wstając i, ku zaskoczeniu żołnierza, nie okazywała, że podłoże pali ją w stopy, jak czy w ogóle to czuła.

-Jeszcze zobaczymy. Jestem w drużynie ze Steve'em! Ty możesz sobie zabrać kuraka. Nawet z całym twoim talentem, nie uda ci się przebić jego... bycie. Po prostu przegracie.

***********

-Tak ciociu- Peter chodził po ścianie, trzymając przy uchu telefon- Dostałem dwuosobowy pokój. Nie. Będę sam. Nie będzie mi smutno. Co? Mam dzwonić za każdym razem, kiedy kładę się spać? Będziesz wiedziała, jeśli będę kłamać?- wszedł na sufit. Wreszcie odetchnął z ulgą- Żartujesz. Dzięki Bogu. Jaki to pokój? Najwyższe piętro. Chyba 244. Zadzwonię jutro. Obiecuję. Pa!

Rozłączył się i wrócił na ścianę. Rolety w pokoju były zasłonięte, a drzwi zamknął na klucz. Zeskoczył na łóżko i podłączył telefon do ładowania.

Do szkoły przyszedł sobie zwyczajnie na piechotę. Czuł się dość zwyczajnie. Nawet lubił przebywać w szkole. Nawet czasami niektórzy ludzie byli dość fajni. Oczywiście najlepsi ludzie, których stamtąd znał, chodzili do starszych klas. U siebie nie miał żadnych takich normalnych przyjaciół. Jedynie Kate należała do jego najbliższego towarzystwa. Dlatego naprawdę tęsknił za swoimi starymi kumplami i miasta, które znał od urodzenia.

Tego wszystkiego nie wolno tego mylić z chodzeniem na lekcje, bo niektóre z nich były po prostu nudne i zajmowały mu jedynie czas. Niektórzy ludzie nie potrafią tego rozgraniczyć i od razu stwierdzali, że ktoś lubi chodzić do szkoły. A Peter po prostu był tego idealnym przykładem. A to, że dostawał jako tako dobre oceny, nie poprawiało sytuacji.

Kiedy jednak pająk przekroczył bramę, po prostu nagle pierwszy nie na miejscu. Po pierwsze byli tam ludzie. Po drugie byli tam obcy ludzie. W mniej więcej jego wieku. Nie było tam nikogo młodszego. Po trzecie wszyscy wyglądali dość zwyczajnie. Mimo że na co dzień nikt nie ubierał się w swoje pełne kostiumy. Kapitan Ameryka nie miał wiecznie założonej na plecach tarczy. Thor nie chwalił się swoim młotem. Tylko czasami coś przy jego pomocy rozwalał. Jednak zawsze wydawało się, że mają na sobie jakieś niewidzialne kombinezony. Nawet ci najzwyklejsi uczniowie. Tych, których miał wtedy przed oczami, nie posiadali czegoś takiego. Byli po prostu zwyczajni.

Dostał klucz bez problemu i od razu przemknął między zagubionymi ludźmi prosto do akademika. Zamknął się w pokoju i od razu zadzwonił do May. Później najpewniej, by zapomniał.

Teraz po prostu siedział na jednym z łóżek. Spojrzał na drugie, po czym dotarło do niego, że jest sam jeden w pokoju. Żadnego współlokatora, prawie zawsze będzie przebywał koło niego. Nie było także cioci May, która zawsze mogłaby wejść do pokoju, bez pukania. Mógł robić wszystko.

Znów wskoczył na ścianę. W domu i na mieście nie miał, aż tak wielkiej możliwości poćwiczenia przyczepności. Teraz mógł po prostu tak sobie pochodzić. Szybko jednak uświadomił sobie, że jest to strasznie nudne. Po prostu chodziło się w kółko po pokoju. Wreszcie spojrzał na swój plecach, nie ruszony, odkąd go tam wrzucił po wejściu do pokoju. Złapał go wszystko i wyciągnął z niej swój strój. Po małej walce z reklamówką skończyło się jej rozerwaniem, wreszcie do niego dotarł.

Szybko go ubrał i uważnie wyjrzał przez okno. Zobaczył tam kilka osób, więc zrezygnował z pomysłu, by wyjść przez okno. Po jakiejś minucie znów to zrobił. Tym razem ludzi było więcej.

-Głupi Peter- palną się w głowę. Nie było już późno, ale nadchodziła taka godzina, by zostawić po prostu rzeczy w pokoju i spotkać innych ludzi, których najpewniej będzie się widywało na co dzień.

Wybrał więc bardziej ryzykowną opcję. Podszedł do drzwi i przyłożył do niech ucho. Nowi zajmowali najniższe piętro i trochę wyższego, a za to piętro C należało jedynie dla tych biedaków, którzy przyjechali na wolontariat. Z tego, co Parker ogarnął oprócz niego było tylko pięć osób. Przypomniał sobie swój wyjazd i to, że taki wolontariusz jedynie pracował w pierwszy dzień, kiedy oprowadzał. Później znajdowali sobie jakieś inne zajęcie, ale na pewno przestali się pojawiać.

Po kilku minutach ciszy otworzył delikatnie drzwi i różnie cichutko je zamknął. Ubrał od razu maskę, by nawet jeśli ktoś zobaczy Spider-mana na korytarzu, a nie Petera Parkera przebranego za pająka. Nawet jeśli nikt go na początku nie pozna, na pewno później zostanie rozróżniony. Wolał nie ryzykować i nie zdawać się na łaskę losu, że ten ktoś od razu zapomni jego twarz.

Uspokoił się dopiero, kiedy znalazł się na dachu. Zrobił krótki rozbieg i wyskoczył prosto w drzewa, krzycząc przy tym na cały głos:

-Juuuuhuuu!

Wystrzelił sieć i zaczął skakać od drzewa do drzewa. To był na razie mały trening. Prawdziwa zabawa zaczęła się, dopiero kiedy dotarł do bardziej zabudowanej części. Tam usiadł na jednej z szyb, co najpewniej wkurzy woźnego, i rozejrzał się naokoło. Po drodze słyszał, jak ludzie mówili "Spójrz!", "Co to jest?", "To ptak?", "Człowiek Ćma?" i inne takiego typu.

Wystrzelił sieć i odbił się od szklanej powierzchni, nie świadomy tego, że na dole pewien chłopak przy kości, o azjatycznych rysach twarzy.

-Michelle! Michelle!- podbiegł do ciemnoskórej dziewczyny, siedzącej na schodach. Dopiero po chwili podniosła głowę znad książki i spojrzała na chłopaka lekceważąco.

-Coś zaczęło się palić? I dlaczego mnie tam nie ma?

-Tam jest Spider-man!- chłopak wskazał na budynek, gdzie przed chwilą siedział pająk.

-Może- Michelle wzruszyła ramionami- Ned powinieneś wyluzować.

-Wyluzuję, jak nakręcę wreszcie pająka z bliska- chłopak wyciągnął telefon z kieszeni- Pochodzi przecież z Queens. Chciałbym zobaczyć minę Petera, gdyby zobaczył to nagranie. Szkoda, że go tu nie ma- spojrzał na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała dziewczyna- MJ!

-Ty jeszcze nie skończyłeś?- zapytała Michelle, odwracając się do niego- Chodź. Zapomnisz się jeszcze rozpakować.

********

Pietro przyglądał się uważnie siostrze, idącej za rękę z Visionem. Sam ukrywał się za dość pokaźnym krzakiem, więc czuł się dość pewnie. Już miał zamiar przenieść się za inny krzak, lecz usłyszał Clinta, krzyczącego jego imię z plaży. Przez to się potknął i upadł z głośnym hukiem.

Wanda i Vision odwrócili się w jego stronę, ale Quicksilvera już tam nie było. Schował się za rogiem budynku.

-Było blisko- wyszeptał do siebie, po czym obrócił się w stronę plaży- Wakacje czas zacząć cyrkowcu.

🕷️🕷️🕷️🕷️🕷️🕷️🕷️🕷️🕷️🕷️

O mój Boże! Umierałam kilkadziesiąt razu, kiedy oglądałam to na górze. I znowu wszystko dzięki mej siostrze aniela1546. Dziękuję!

Nie wiem, co powiedzieć, więc zmieniam temat. To było po prostu zbyt epickie.

Opublikowałam pierwszą część książki o tych moich przemyśleniach. Znowu wielkie dzięki dla aniela1546, za zrobienie okładki, która jest prześliczna. to coś ma nazwę "Kiedy nudzi mi się na lekcjach...".

Możecie zajrzeć.

Pa pajączki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro