Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34

– To twoja wina, że Rhodey zniknął! – wykrzyknął Sam, wskazując w Bucky'ego palcem. Loki powoli wyciągnął rękę w kierunku, leżącego pod łóżkiem, sztyletu.

– Moja wina?! – odkrzyknął Barnes. – To przez ciebie zwrócił na nas w ogóle uwagę!

Loki mocno złapał za broń i zbliżył ją do siebie. Naprawdę nie wiedział, co się stało. W jednej chwili spokojnie czytał sobie w swoim pokoju, kiedy do środka wbili ci dwaj idioci, którzy na co dzień udawali żołnierzy. Nie miał nawet możliwości ucieczki na własne łóżko, zajmowane przez Darcy, która z wielką pasja przepisywała jego przepisane zadanie domowe, wiec siedział na podłodze. Idealnie pomiędzy Barnesem i Wilsonem.

– A kto mnie zmusił do zwrócenia jego uwagi?!

– Prosiłeś się o to... – Wzrok Wilsona padł na Lokiego i jego oczy się rozszerzyły, kiedy zobaczył sztylet. Jego ciało musiało, zareagować, bez uzgadniania niczego z mózgiem, ponieważ od razu wyciągnął rękę, żeby, najpewniej, zabrać nordyckiemu bogu broń. Loki dokonał w myślach szybkiego przeliczenia ważności i z wielkim bólem postanowił, poświęcić swoje ostrze. Puścił sztylet. Sam, który do tej pory napotykał opór, poleciał do tyłu. Loki przez sekundę wolności, zdołał wejść na łóżko i usiadł koło Darcy. Przy tym wsunął się tak w kąt i dyby tylko mógł, wtopiłby się w ścianę.

– Czy ty właśnie rozbroiłeś Lokiego?! – Bucky spojrzał na Sama, który właśnie podnosił się z podłogi. – Tylko ja mam prawo, w tym pokoju, zabierać mu jego noże! Tylko ja!

– Czy ty się słyszysz?!

Loki już nawet ich nie słuchał. Zamiast tego posłał Darcy wręcz błagalne spojrzenie. Gdyby nie torowała mu drogę, wyskoczyłby przez okno. 

– O nie, siedzisz tu – powiedziała mu dziewczyna. Zupełnie, jakby czytała mu w myślach. – Twoje cierpienie naprawdę poprawia mi humor. A z resztą, masz zadanie z matmy?

********

– Jeśli to, co mówisz jest prawdą – Tony był pierwszym, który się odezwał po tym, jak Steve w miarę opisał innym to, co widzi – mamy dwie możliwości. Albo użyjesz swoich mocy staruszka i zniszczysz technologię, jak tylko ją dotkniesz. Albo użyjesz swoich mocy staruszka i będziesz jedynie myślał, że zniszczyłeś technologię, a tak naprawdę jedynie wyłączyłeś wyświetlacz.

– To się zdarzyło raz! – Rogers ruszył do centrum tej serwerowni. Bądź przynajmniej sądził, że tam idzie.

– Może w twoim wykonaniu – prychnął Tony. – Ja to musiałem powtarzać z każdym, kto nigdy wcześniej nie miał kontaktu ze zwyczajnym laptopem! Przy Thorze już traciłem nadzieje!

– Wcale nie było tak źle – oburzył się Gromowładny. – A ty poradziłeś sobie nie aż tak tragicznie. Tylko te twoje maszyny nie potrafiły okiełznać mojej mocy...

– To jest to! – przerwał mu miliarder. – Steve dokładnie opisz, co widzisz. Tak naprawdę dokładnie.

– To jest serwerownia. – Potknął się o jeden kabel, ale udało mu się nie upaść.

– Dobrze... Zaraz skąd ty wiesz, czym jest i jak wygląda serwerownia?

Rogers obejrzał kabel i postanowił sprawdzić, dokąd on prowadzi.

– Stark daj mu spokój – odezwała się Natasza. – Sama go przeszkoliłam. Wie, o czym mówi.

– Przynajmniej tyle – odetchnął z ulgą Tony. Steve zauważył, że do pierwszego kabla dołączył kolejny. – Nat, skoro przeszkoliłaś naszą gwiazdkę, to czemu nie mogłaś zając się też naszą iskierką?

– Bo mnie wtedy wkurzyłeś i stwierdziłam, że użeranie się z Thorem, będzie odpowiednią karą. 

– Nie przypominam sobie, żebym zrobił cokolwiek, co zasługuję na taką karę! To wręcz podchodziło pod tortury!

Do tych dwóch kabli powoli dołączały kolejne, tworząc wspólnie coś, co mogło przypominać warkocz, gdyby jego twórca nigdy wcześniej go nie wiązał.

– Gorsze od uczenia Thora jeżdżenia samochodem? – zapytał Clint. – Przy obu mogłem zginąć, więc...

– Może zajmiemy się tym pomysłem, który miałeś przed chwilą – przerwała mu Wanda. – Czyli czymś, co ma wpływ na życie nasze i innych!

– A w szczególności na skończeniu życia takiego jednego robota! – dodał jej brat. – A mówią, że to ja nie potrafię się skupić na niczym dłużej niż pięć minut.

– Pietro... – W głosie czarownicy było słychać ostrzeżenie.

– Dobra już się zamykam.

Steve wreszcie doszedł do miejsca, z którego wyrasta kablowy warkocz. Było nim postawna metalowa szafa. Wysoka była na tyle, że Thor bez problemu zmieściłby się w środku.

– Rogers, jak dużo miejsca to wszystko zajmuje? – zapytał Tony. Tym razem brzmiał o wiele poważniej, chociaż przy tym lekko zamyślono. Zupełnie, jakby na bieżąco wszystko obmyślał, bądź układał najprostszą instrukcję zabicia sztucznej inteligencji. Tak aby Kapitan na pewno zrozumiał i wszystko zgodnie z nią wykonał. 

– To mniej więcej – Steve rozejrzał się – sala lekcyjna.

– Rozmiarów klasy od techniki, czy od kultury? – Kapitan Ameryka wzdrygnął się na myśl o sali do kultury. Była ona rozmiarowo bliska zwykłemu składzikowi. A kiedyś musieli w niej siedzieć całą klasą. Raz musiał z niej wyjść w środku lekcji, bo nie mógł oddychać. Był wtedy bliski uwierzenia, że to był nawrót astmy. 

– Od techniki.

– To będzie gorzej... – Milioner się zamyślił. Westchnął, po czym zamilkł.

– Co ty kombinujesz? – zapytał Clint. – Mógłbyś, może kombinować na głos?

– Thor, za każdym razem, gdy przynosiłem mu laptop, ładował go tak mocno, że maszyna nie wytrzymywała. Musiałem biegać po gaśnice, a raz nawet włączył się system przeciwpożarowy, a ja wylądowałem u Nicka... To chyba nawet był mój pierwszy raz...

– Przejdź do sedna – jednocześnie powiedziało kilka osób. 

– Dobra. Jeśli poślemy tam Thora, ten będzie mógł przeładować cały ten system. Wtedy on nie wytrzyma i cała ta energia ulotni się w wybuchu. Tylko im większe jest to urządzenie, tym większa będzie eksplozja. Do tego jeszcze dochodzi fakt, z czego on to wszystko zbudował. A dość spora eksplozja w środku miasta raczej nie jest niczym dobrym, czy się mylę? 

– Ma pan pełną rację – przyznał mu Vision.

– A mógłbyś przeskanować, co on tam nawkładał? 

– Pokrywa głównego serwera jest zbudowana z vibranium...

– Skąd on wziął vibranium? – przerwał mu Clint. – Dlaczego to zawsze musi być vibranium?

– Mógł zbierać złom ze swojego poprzedniego planu – podsunęła Natasza.

– Jednak wnętrze wydaje się być stworzone z typowych materiałów – dokończył Vision. – Sugeruję użycia tarczy Kapitana Ameryki, do przebicia się, a potem uderzenia w nią Mjolnirem. Wtedy cala energia elektryczna powinna zostać rozprowadzona po wszystkich urządzeniach. Eksplozja powinna zniszczyć jakieś osiemdziesiąt sześć procent miasta.

– Ewakuacja pierwsza – odezwała się Maria. – Z liczb mi wynika, że jeszcze jedenaście szalup i wszyscy powinni być już poza Sokovią.

– Steve zajmij się przebijanie do głównego serwera, ale zrób to tak, by nie ogarnął.

– Gdzie jest główny serwer? – Rogers spanikowany rozejrzał się po pomieszczeniu. Dla niego szczerze większość tych maszyn, wyglądała identycznie. Wolał nie ryzykować, zgadywania. Ze swoim szczęściem, wiedział, że najpewniej wybierze źle, a aktualnie nie miał czasu na pomyłki.

– Stoisz koło niego Kapitanie. – Vision spokojnie udzielił mu odpowiedzi, gdy Tony dramatycznie wzdychał.

– A, jasne – spojrzał na skrzynie – nawet sensownie.

– Skoro już nasz dziadek ogarnął, co ma rozwalić... Thor, ty stań przy tej studzienki, do której on wszedł. Jak dostaniesz znak, wlatuj do środka i wal swoją Nokią Pikachu w malowane frisbee, które powinno być wbite w metalowy blok.

– Tony, ja byłem tu przez cały czas i wszystko słuchałem...

– Jasne Roszpunko. Dopóki nie dostaniesz znaku, broń studzienki przed robotami. Znając naszego złego robota, będzie chciał się pozbyć naszego Kapitana Emeryta, kiedy ten tylko zacznie pracę.

– Ci co są na ziemi, zajmą się ochroną cywili – powiedziała Natasza. – No może z wyjątkiem Hulka.

– Hulk miażdżyć! – ryknął Zielony tak głośno, że Rogersa aż ucho rozbolało.

– Reszta co lata, pozbywają się robotów.

– Ale ja chcę rozwalać roboty – jęknął Clint. – Ma ktoś latający motor na zbyciu? Stark?

– Aktualnie nie, ale jeśli to przeżyjemy, zbuduję ci taki.

– Ja nadal czekam na latające auta, które obiecywał Howard...

– Zamknij się Rogers!

– Ja mam w domu latające łodzie – pochwalił się Asgardczyk.

– On ma latające łodzie. Może to cię zadowoli?

– Mógłbym spróbować wziąć jedną do szkoły, jak tylko będzie okazja.

– Więc tak. Stark buduje motor, Thor zabiera z domu łódź, a Steve chce latające auto – Wanda po kolei wymieniała rzeczy. – To świetne plany, tylko szkoda, że psychopatyczny robot próbuje nasz teraz zabić! Zróbcie swoje, a potem będziecie gadać o latającej motoryzacji!

– Oczywiście – trójka Avenrgers powiedziała w miarę jednocześnie.

Steve obszedł główny serwer, szukając jakiegoś dobrego miejsca, gdzie mógłby, próbować, wbić swoją tarczę. Zajęło mu to trzy i pół okrążenia, zanim dostrzegł miejsce łączenia się płyt. Zrobił mały rozbieg, po czym zabrał się do roboty.

******** 

– O jakich latających autach ona mówi? – zapytała Julia, uważnie przyglądając się Wandzie.

Pietro uśmiechnął się lekko, jednak sekundę potem spoważniał. Szczerze, gdyby tylko miał na to czas, opowiedziałby jej, na jakie to głupie pomysły czasami wpadała reszta. Jednak niestety, to nie była odpowiednia chwila, ani miejsce.

– Nic ważnego. – Złapał Costela za rękę i szybkimi krokami zbliżył się do jego siostry. Zatrzymał się dopiero, kiedy stanął z nią twarzą w twarz. – Zignoruj ją i mnie posłuchaj. Ty i twój brat – podał jej chłopaka, który wyglądał, jakby nie ogarnął, co się przed chwilą stało – musicie stąd uciekać. Wraz z Wandą zaprowadzimy was do szalup i zostaniecie zabrani stąd. Dopiero wtedy będziecie bezpieczni. Ale dopóki tam nie dojdziemy, będziecie musieli robić wszystko, co wam powiemy, jasne?

Julia i jej brat kiwnęli jednocześnie głowami, co szczerze zdziwiło Pietra. Rzadko kiedy się zdarzało, że ludzie słuchali konkretnie jego. Przez głowę przemknęła mu myśl, że tak musi się czuć normalnie Rogers. Nie trzymał jej jednak i pozwolił, aby gdzieś uciekła. Miał aktualnie ważniejsze rzeczy na głowie.

– Siostra może przestanie na nich krzyczeć i... – Obrócił się, akurat żeby zobaczyć, jak Wanda łapie swoimi czerwonymi smugami jednego z robotów. Szkarłatny dym wlał się do środka maszyny, po czym ją od wewnątrz rozerwał.

– Coś mówiłeś? – spytał nastolatka, kiedy ostatnie śrubki spadały na ziemię.

– Eee chodźmy już.

Pierwsze przechodzone przez nich uliczki były puste. Potem zaczęli spotykać pojedyncze roboty, z którymi bliźnięta dawały sobie bez problemu radę. Julia i Costel przy każdym takim spotkaniu uciekali, do jakiegoś budynku, lub jego szczątków. Problem zaczął się pojawiać, kiedy zbliżali się do miejsca, gdzie miały być szalupy ewakuacyjne. Tam maszyny roiły się niczym mrówki.

Wanda i Pietro stworzyli kordon wokół drugiego rodzeństwa i metodycznie przebijali się do przodu. W pewnym momencie od nimi przeleciał Vision. Przeleciał przez kilka robotów, które zaraz po spotkaniu z nim wybuchały. Kiedy wsadzał jednemu rękę w głowę, spojrzał na bliźnięta i wystrzelił promień ze swojego kamienia w głowie. To z łatwością pozbyło się praktycznie wszystkich maszyn. A tymi zajęła się bez problemu Wanda. Gdy już było po wszystkim syntezoid im pomachał, po czym poleciał dalej.

– Wiesz siostra, może zawołasz swojego chłopaka i...

– I nagle przestało ci to przeszkadzać?

– Wanda rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym ruszyła dalej.

– To był jej chłopak? – zapytała Julia, wpatrując się w niebo, gdzie przed chwilą poleciał Vision.

– Taa...

– On był super! – zawołał Costel.

– Taa... 

„Właśnie w ten sposób straciłem swojego jedynego fana" pomyślał z goryczą Maximoff.

Nie musieli czekać długo na kolejną robotyczną falę. W praktyce, jedyne, co musieli zrobić, to minąć zakręt i wejść na mały plac, za którym już były szalupy. Wanda zaczęła rozwałkę, a Pietro pilnował, aby żaden z odłamków nie dotarł do Julii i Costela. A było ich sporo. Gdy wiedźma przestała czarować, jej brat zobaczył jeszcze jednego ocalałego robota, który celował do nich. Już miał do niego biec, kiedy w ciało maszyny wbiła się strzała, która zaraz po tym wybuchła.

– Refleksu to oni nie mają.- Clint przeszedł nad resztkami robota, zabierając strzałę, która, oprócz brakującego grotu, była cała. – A co u was? – Spojrzał na bliźnięta i rodzeństwo cywili.

– Zabieramy ich do szalup – odpowiedziała Wanda. – Gdzie reszta?

– Zajmują się już głównie robotami, chociaż widziałem jak Nat zdobywała sobie nowy fanklub. Szkoda, ze jej nie widzieliście. Wjechała samochodem w całą ich chmarę, po czym jeszcze zaparkowała tuż przed szalupą. Zupełnie jak w Szybkich i Wściekłych. – Westchnął z zachwytem, jakby odtwarzał sobie całą scenę w głowie jeszcze raz. Potem jednak znów spojrzał na bliźnięta i wrócił do rzeczywistości. – A tak poza tym, niektóre z tych robotów to chodzące bomby. Wybuchają i to ze sporą mocą.

– Lepiej już chodźmy. – Wanda złapała Julię za rękę i ją pociągnęła dalej.

– Idziesz z nami? – zapytał Pietro Clinta. „powiedz tak, powiedz tak, powiedz tak..." modlił się w myślach biegacz.

– Jasne.

Maximoff musiał powstrzymać się przed skokiem z radości. Barton zawsze będzie stanowił mur ochronny przed złym humorem Wandy. Nie wspominając już o świetnym towarzystwie.

– Idziecie, czy nie? – zawołała do nich Wanda.

– Tak, tak... – Pietro sam wziął Costela za rękę i razem z Clintem ruszyli w stronę dziewczyn, które już były na końcu placu.

Szkoda tylko, że żaden z nich nie usłyszał pikania dobiegającego z zestrzelonego wcześniej robota. Zaraz po tym rozległ się wybuch. 

🐖🐖🐖🐖🐖🐖🐖🐖🐖

Hej...

Dawno mnie tu nie było. 

WandaVision się skończyło. Tha Falcon and the Winter Soldier się skończyli. Matury się skończyły. A Loki już za tydzień. 

(Patrzy na kalendarz) 

Loki już za tydzień. 

To trochę przerażające. 

No ale cóż. Coś zostało napisane i mam nadzieje, że to się podoba. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro