Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

96

Wszyscy siedzieli cicho, co było po prostu niewyobrażalne. Cała szkoła, wszyscy uczniowie i nauczyciele, nawet przybyło kilku absolwentów i agentów wysokiej rangi. Wszyscy milkli, jak tylko wchodzili do sali. Znajdowali się w przedsionku głównego budynku szkoły. Nie był on największy z całego kompleksu akademii, ale za to był najnowocześniejszy i pełnił funkcję reprezentacyjną. To właśnie w nim znajdowały się wszystkie archiwa i gabinety nauczycieli, agentów, a nawet samego dyrektora. Znajdowała się też tutaj także ściana pamięci. Ustawiona naprzeciwko drzwiom, tak że była pierwszą rzeczą, jaką można było zobaczyć, wchodząc do środka. To właśnie przed nią wszyscy byli ustawieni.

Ściana pamięci znajdowała się w każdej szkole T.A.R.C.Z.Y. i pomimo różnic tych placówek, ona jedna zawsze wyglądała tak samo. Kamienna ściana, do której była przybita metalowa płyta, z wygrawerowanymi orłami i znajdującymi się pod nimi nazwiskami, datami i stopniami. Każdy z nich upamiętniał głównie uczniów i absolwentów danej szkoły, którzy zginęli podczas wykonywania misji. Były jednak wyjątki, ci, którzy w nagrodę za swoją odwagę zostali zapisani na każdej istniejącej ścianie pamięci. Dwa pierwsze orły zostały oznaczone na biało, co znaczyło, że osoby, do których należały, jednak przeżyły. Pierwszy należał do Bucky'ego Barnesa, a drugi do Steve'a Rogersa. Na samym szczycie wygrawerowane było logo T.A.R.C.Z.Y. i napis "Ściana męstwa", lecz i tak wszyscy nazywali ją ścianą pamięci. Poniżej było jeszcze kilka cytatów wychwalających odwagę i zdolność poświęcenia się dla reszty.

Przed ścianą ustawione było podwyższenie, a na niej mównica z logiem T.A.R.C.Z.Y. Nikt jednak za nią nie stał. Avengersi znajdujący się w pierwszym rzędzie, spoglądali na siebie, nie wiedząc dokładnie, co robić. Koło nich siedziała Maria Hill, lecz ona patrzyła uważnie na swoje dłonie. Kiedy bohaterowie podjęli mimiczną decyzję, że to Kapitan ma wyjść na scenę, szklane drzwi do budynku otworzyły się z hukiem.

Wszyscy obrócili się w tamtą stronę i zobaczyli idącego przez sam środek sali Nicka Fury'ego. Jednooki maszerował odważnie, nie zwracając uwagi na przyglądającemu mu się uważnie tłumowi. Wszedł na podwyższenie i stanął za mównicą. Znów nastała cisza. Dyrektor przypominał bardziej posąg niż żywego, oddychającego człowieka. Czekał przez dłuższy moment i w końcu się odezwał do mikrofonu.  

-Większość z was pewnie nie wie dokładnie, dlaczego się tu dziś zebraliście. Jestem pewien, że cały świat słyszał już o inwazji kosmitów i bitwie o Nowy Jork. To nie jest jednak jedyny powód zebrania was wszystkich tutaj i odwołania wam lekcji, co pewnie większość z was przyjęła z ulgą i radością.

Zamilkł na chwilę. Większość uczniów, w czasie tej krótkiej pauzy, przeniosła wzrok z niego na Avengersów. Po sali przeszedł szept, który jednak szybko zamilkł. Sami bohaterowie spuścili tylko głowy, oprócz Thora, który nawet jej nie podnosił. Wszyscy wiedzieli, do czego zmierza Fury.

-Teraz jednak powiem coś, co może wam zepsuć ten piątek- kontynuował Nick, kiedy wszyscy już umilkli- Sama bitwa i wydarzenia ją poprzedzające zabrała za sobą ogromną liczbę ofiar i jeszcze większą rannych. Wśród nich jest jedna osoba, bez której zwycięstwo nie byłoby możliwe. Jest nim Phil Coulson.

Znów zamilkł. Przez całą salę rozbrzmiał chór głosów powtarzających imię i nazwisko agenta.

-Nie jestem jednym z tych nawiedzonych dyrektorów, którzy twierdzą, że szkoła to jedna wielka rodzina, wspaniała wspólnota i, że wszyscy powinniśmy się lubić nawzajem. Dlatego wiem, że dla większości to imię nic nie mówi. To nie ma jednak żadnego znaczenia. Jesteście tu, czy tego chcecie, czy nie i będziecie słuchać, o tym młodym człowieku, który był jednym z najodważniejszych ludzi, jakich znam i jednym z nielicznych, których szanuję i mam, do których respekt. Tak słyszeliście. Dorosły potrafi szanować i mieć respekt do ucznia. Jednak jestem jednym z wyjątków, więc uważajcie.

W sali kilka osób się zaśmiało, lecz tak samo, jak wcześniej, szybko zamilkło.

-Nie ukrywam, że znałem Phila, zanim jeszcze przyszedł do tej szkoły. Co wcale nie jest takie dobre, jak brzmi. Pracowałem z jego ojcem, zanim jeszcze zdołałem się wybić. Był moim partnerem na misjach i często ratowaliśmy sobie nawzajem skórę. Niestety dobra passa nie trwała wiecznie. Byłem przy śmierci jego ojca. Tak samo, jak byłem przy jego śmierci. Śmierć Phila nie można nazwać poświęcenie. To by ubliżało jego pamięci. Jedyne, co mogę powiedzieć na ten temat to to, że zginął, walcząc, o naszą wolność i przyszłość. Radzę wam tego nie zmarnować.  

Dyrektor spojrzał na te wszystkie twarze, zwrócone w jego stronę. Potem odwrócił się i zszedł z podwyższenia. Nie wrócił tą samą drogą, którą przyszedł, lecz poszedł w głąb budynku. Ruszył od razu w stronę swojego gabinetu. Wyłączył system ochronny i wszedł do środka. Usiadł jak zwykle w swoim fotelu. Starał się wykonywać swoje obowiązki. Nazbierało się mnóstwo raportów do napisania, a rada naciskała. Nie mógł się jednak skupić na pracy. Wreszcie rzucił to wszystko i stwierdził, że każe to wszystko napisać swoim pracowników.

Otworzył jedną z szuflad. Zamek puścił jedynie dlatego, że znajdujący się tam czytnik linii papilarnych, potwierdził, że jest tym, za kogo się podaje. Wyciągnął z niej stary notes. Znajdowały się tam notatki, które nie miały żadnego znaczenia dla niezapoznanych z szyfrem. Wyciągnął z niej złożoną fotografię. Przedstawiała ona jego samego młodszego o jakieś 15 lat. Koło niego stał biały mężczyzna. Nosił na baranach małego, uśmiechniętego chłopca, trzymającego w mocno w ręce figurkę Kapitana Ameryki.

Fury odłożył fotografię z powrotem do notesu, koło innej, jeszcze starszej fotografii. To były jedyne zdjęcia, które starał się pilnować. Trzymał je jedynie z czystego sentymentu.

Zamknął notes w szufladzie i sięgnął po telefon. Wybrał numer i jak tylko zdołał się połączyć, powiedział:

-Dawać mi tutaj najlepszy wykrywacz kłamstw, jaki istnieje. Pytasz się mnie jaki? Powiem ci jaki! Taki, że nawet Czarna Wdowa ma sobie połamać zęby na nim! Taki, że gdyby sam bóg kłamstw zostałby sprawdzany, można było z łatwością stwierdzić, kiedy kłamie! Zrozumiano? A jeśli takiego nie ma, to zbudujcie!- i rzucił słuchawką. Jak nienawidził, kiedy zadawano mu głupie pytania. Potem jednak znów sięgnął po telefon.

-Rozpocząć przygotowania do projektu Tahiti. Tak, wiem, że to niebezpieczne. Wiem, co się stało z poprzednimi ochotnikami. Teraz mamy jednak mamy możliwość uniknąć efektów ubocznych. Zróbcie wszystko dokładnie, tak jak wcześniej wam napisałem. Czekam na raport o postępach.  

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Dobra, wiem, że to jest rozdział tak naprawdę o niczym. lecz trzeba szacunek Coulsonowi. Ja sama go uwielbiam. Jest taki kochany. I tak się cieszę, że powróci do nas w Kapitan Marvel. Chciałabym też, by powiedziano coś o nim w filmach. Muszę nadrobić "Agentów T.A.R.C.Z.Y.".

A teraz z innej beczki. Przeczytałam dzisiaj najgrubszą książkę w życiu. Jest nią "To" Stephena Kinga. Ma ona dokładnie 1101 stron i jest po prostu niesamowita. 

Dobra już więcej nie zanudzam.

Pa! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro