95
-Wiecie, gdzie jest Loki?- zapytał Thor, rozwalając młotem kosmitę. Bitwa o Nowy Jork Weszła w chyba najgorszy etap. Wszędzie było pełno Chituari i wszyscy rzucali się na jedynych dostępnych obrońcach ziemi.
-Rozmawialiśmy już o kolejce- odpowiedział Clint. Stał na dachu budynku i strzelał we wszystkich kosmitach na latających statkach.- Ja najpierw, potem ty, następnie Natasza, a na końcu cała reszta. Mam nadzieję, że przeżyje Nat. Chcę obejrzeć, jak reszta się nim zajmuje.
-Ty go już ustrzeliłeś- zauważył Iron man, przelatując koło niego niczym błyskawica. Goniła go spora grupa obcych.- Jeśli ktokolwiek nazwie to później "atak na Nowy Jork", to się wkurzę. To jest bitwa!
-Hulk ty go ostatni widziałeś- zauważył asgardczyk, odwracając się do zielonego potwora. Hulk skakał właśnie po wbitym w ziemię kosmicie. W swoich wielkich dłoniach trzymał za głowy kolejnych dwóch i wymachiwał mini naokoło.
-Hulk!- zawołał do niego jeszcze raz Thor.
-Czego?!- zielony odwrócił się do blondyna. Spojrzał na ściskanych w pięściach kosmitów i rzucił ich za siebie.
-Gdzie zostawiłeś mojego brata?- zapytał powoli, intonując dokładnie każde słowo.- Lokiego? Tego gościa z rogami?
-Marny bóg leży zmiażdżony w domu Starka- odparł i skoczył na najbliższy budynek, by wypełniać rozkaz wydany przez Kapitana, czyli miażdżyć wszystkich kosmitów. Thor spojrzał na wbitego w ziemię Chituari. Przywołał do siebie Mjolnir i podleciał w stronę Stark Tower.
Po drodze przebijał się przez ciała tych wielgachnych kosmicznych stworzeń. Udało mu się, to zrobić dwa razy, później jednak nie miał już siły wlatywać w ich paszcze. W głowie mu łupało, mógł już nie wylecieć i, co najważniejsze, groziło mu ryzyko zabrudzenia włosów kosmicznymi wnętrznościami. Wiedział z doświadczenia, że taki rodzaj brudu najtrudniej zmywa się z jego blond czupryny.
-Ja to wymyśliłem! Spadaj, bo jeszcze cię zestrzelę.- Iron man, przelatując obok, pogroził mu pięścią. Potem otworzył dłoń i wystrzelił z niej strumień energii, który trafił w lecących za nim kosmitów.
Thor pomknął dalej i już był blisko Stark Tower, kiedy usłyszał głos Steve'a w tej mikroskopijnej słuchawce, którą miał w uchu. Były one tak mała, że już kilka zgubił. Większość we własnym łóżku, bo zapomniał ich, wyciągnął i same wypadły. Czasami w nocy Tony robił sobie, z tego żarty i mówił przez nie jakieś strasznie dziwne rzeczy. Raz obudził się w środku nocy z krzykiem, kiedy wreszcie udało mu się zasnąć po obejrzeniu "The Ring", tylko dlatego, że Stark mówił do słuchawek "7 dni". To samo było po "Królu lwie" z cytatem Skazy.
-Thor nadlatują kolejne! Zrób coś z nimi!- rozkazał Kapitan Ameryka. Gdzieś w tle było słychać jakąś eksplozję. Głos Rogersa był zmęczony i pomiędzy zdaniami zrobił dużą przerwę, by złapać oddech.- Armia wreszcie przyjechała.
Asgardczyk spojrzał w niebo i zobaczył, że z tego wielkiego portalu wyłaniają się kolejne potwory. Pokręcił tylko głową i podleciał do najbliższego drapacza chmur. Złapał się wierzchołka i wyciągnął młot w stronę przejrzystego nieba. Nad jego głową pojawiły się ciemne chmury burzowe. W jednej chwili rozległ się grzmot i z kłębowiska wystrzelił piorun. Trafił w młot i został przez niego skierowany w portal. Błyskawica przeszła przez cielska kosmicznych bestii, a ich cielska zapchały przejście. Przez pewien czas nie będą musieli się zajmować nowymi partiami obcych.
Po wypełnieniu rozkazu kapitana odbił się od wierzchołka i poleciał w stronę Stark Tower. Wleciał do środka przez wybite okno. Ciągle trzymając młot w pogotowiu, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać po Lokim. Znalazł go po chwili.
Leżał wgnieciony w posadzkę, zupełnie jak tamten Chituari. Miał rozcięty nos, dolną wargę, policzek i czoło. Oczy miał otwarte, lewe było podbite, i wpatrywał się w sufit. Usta rozchylone i wydobywał się z nich jęk zrezygnowania.
-Loki, Loki, Loki...- mruknął pod nosem Thor, patrząc na niego. A jeszcze przed kilkoma godzinami był taki pewny siebie i z radością zadźgałby każdego, kto wszedłby mu w drogę. Teraz leżał zmiażdżony przez wielkiego, wściekłego, zielonego potwora. Nikt, nawet on, nie mógł przewidzieć takiego obrotu spraw. Thor podniósł Mjolnir, by położyć go na jego piersi. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak przyszedł mu do głowy jakiś pomysł. Lub gdyby odzyskałby jakimś cudem siły i spróbował wstać. Kiedy jednak młot dotknął piersi Lokiego, jego ciało rozbłysło i czarnowłosy zniknął.
-Loki!- krzyknął Thor, łapiąc Mjolnir za rękojeść. Odwrócił się w stronę popękanych okien. W jednych z nich stał ten prawdziwy Loki. Trzymał się ramy, by nie upaść, a odłamki szkła wbijały mu się w dłoń. Ściekała z niej krew i powoli kapała na podłogę. Twarz miał tak samo pooraną, jak na iluzji, tylko tym razem było widać na niej szczerą, niezrównaną nienawiść.
Blondyn zacisnął pięści i zrobił krok w stronę brata. Ten obrócił się i wybiegł na lądowisko dla helikopterów i Iron mana. Thor pobiegł za nim. Zawsze był szybszy, lecz teraz, kiedy Loki ledwo stał, a w biegu ciągle się potykał, dogonił go już po kilku metrach.
-Bracie!- wyciągnął w jego stronę rękę. Ten odskoczył. W powietrzu wyciągnął ze swojej sakiewki kamyk z wyżłobionym znakiem. Poruszał ustami, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Znak zaświecił na niebiesko, a nie jak zwykle, kiedy czaruje, na zielono. Rzucił ją przed siebie i wpadł w nowo stworzony portal.
Thor nie wbiegł z niego od razu. Wyglądał jak zmniejszona wersja tego, znajdującego się nad miastem. Wziął głęboki oddech i wszedł w portal.
Nie znajdował się już w mieście. Nawet nie był teraz nawet na ziemi, co było dziwne, bo runy były używane tylko na krótkie dystansy. Portal znajdował się na środku asteroidy w pustym kosmosie. Wciągnął szybko powietrze, sądząc, że zaraz się udusi. To jednak nie nastąpiło.
Rozejrzał się jeszcze raz i tym razem zauważył, że asteroidę otaczała śniąca na zielono powłoka. Podszedł do krawędzi i delikatnie wychylił się. Poniżej, poza powietrzną bańką, zobaczył wielgachny statek chituari, a jeszcze niżej był wielki portal z wyjściem na Nowy Jork.
W ostatniej chwili odwrócił się, by w ostatniej chwili zablokować młotem, atak Lokiego sztyletem. Złapał go za rękę i wyrwał ostrze. Loki się szarpał, kopał, drapał i Thorowi zdawało się, że ma nawet zamiar go ugryźć.
-Bracie przestań- powiedział do niego i dla pewności odsunął go tak, by ten nie mógł go dosięgnąć.
-Nigdy- wysyczał i znów zaczął się wyrywać. Sięgnął drugą ręką do sakiewki i wyciągnął z niej garść jakiegoś pyłu. Sypnął nim w oczy Thora.
Blondyn odsunął się jeszcze bardziej. Jego oczy go strasznie piekły. Jedyne co widział, to jakieś rozmazane, mieniące się plamy. Czuł się o wiele gorzej, niż kiedy wpadł mu do nich piasek, rzęsa, wszystko, co mieści się pod powieką i zatarł je jednocześnie. Sięgnął rękami i zaczął je przecierać. Kiedy wreszcie odzyskał wzrok, zobaczył jak wycofuje się. Szedł powoli do tyłu, przy krawędzi skały, nie odwracając wzroku od Thora.
-Nie!- wykrzyknął asgardczyk i jeszcze raz próbował go złapać. Ten jednak potknął się o własne nogi i spadł w przestrzeń kosmiczną. Thor podbiegł do miejsca, gdzie przed chwilą stał czarnowłosy.- Dzięki wiecznemu ogniu.
Na bocznej ścianie skały Loki trzymał się rękoma szpary pomiędzy kamieniami. Thor wyciągnął w jego stronę dłoń. Brakowało mu tylko kilka centymetrów, by dosięgnąć brata.
-Podaj mi dłoń!- zawołał do niego. Przez chwilę widział w jego zielonych niczym trawa oczach strach i zrezygnowanie. Zamknął je na chwilę, a kiedy znów je otworzył, to wszystko zniknęło. Pozostał tylko gniew.- Proszę- dodał z nadzieją w głosie.- Loki nie.
-Nie tym razem- powiedział gardłowym szeptem i się puścił. Poleciał prosto w przestrzeń kosmiczną. Przeszedł przez bańkę, zupełnie jakby jej w ogóle nie było.
-Nie!
W tym momencie prosto w statek obcych trafił pocisk. Wybuch pochłonął całą budowlę kosmiczną, otaczające ją mniejsze statki i również Lokiego.
Thor stał ciągle nad krawędzią z wyciągniętą ręką i patrzył na eksplozję. Ciągle miał przed oczami brata. Nie mógł uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że czegoś takiego, nawet ten cwaniak, nie mógł przeżyć.
Otrząsnął się z transu, dopiero kiedy zauważył, że główny portal zaczął się zamykać. Odwrócił się szybko i odkrył, że przejście, którym tu przybył, też zaczęło się zmniejszać. Wstał i pobiegł w stronę jedynego wyjścia. Chciał opuścić ten przeklęty kawałek kosmicznej skały, tak szybko, jak tylko mógł i to nie tylko z powodu tego, że jeśli teraz tego nie zrobi, to utknie tu na zawsze.
Dla wszystkich ciekawych, którzy chcą wiedzieć, co się stanie, jeśli wyjdzie się inną stroną portalu, niż się weszło, oto odpowiedź. Wyjdzie się też drugą stroną. W wypadku Thora tak się złożyło, że ta druga strona wychodziła prosto na krawędź lądowiska. Więc jak tylko asgardczyk w biegł w portal, zaczął od razu spadać z Stark Tower. Przy pomocy Mjolnira udało mu się wylądować bezpiecznie koło Steve'a na ulicy. Kapitan patrzył się w niebo, jakby miał tam zobaczyć jakiś cud.
-Co się dzieje?- zapytał go od razu. Nie widział żądnych żywych kosmitów, a przecież przed chwilą ulice były ich pełne.
-Tony posłał atomówkę w statek kosmitów. Wleciał do tej dziury i straciliśmy kontakt. Kazałem Nat...- przerwał, nie wiedząc, co ma powiedzieć. "Może od razu powiem mu, że skazałem Starka na śmierć. Jeśli on teraz zginie, to na pewno przeze mnie. Powinienem zniszczyć tę głupią kostkę, jeszcze w czasie wojny. Tony dawaj. Uda ci się." rozmyślał,wpatrując się w coraz mniejszy portal. Aż wreszcie zobaczył coś, przechodzącego przez przejście w głąb kosmosu- Jest! Jest ten cwany lis!
*********
Kiedy Tony leżał już bezpiecznie na ziemi, dzięki ratunkowi Hulka, i szybko łapał oddech, odzyskał przytomność też dzięki zielonemu, zapytał:
-No to co? Shawarma?
-Naprawdę Tony?- Steve nie mógł, do końca uwierzyć w to, co mówił miliarder.- Mogłeś przed chwilą zginąć i myślisz o jedzeniu?
-Misja jak misja, tylko na trochę większą skalę. Skoro wygraliśmy i to koniec. Myślicie, że jutro będą kazać nam wstać do szkoły? Bo ja rozpocząłbym wakacje już dzisiaj.
-To jeszcze nie koniec- stwierdził Kapitan.
-Loki nie żyje- powiedział Thor. Wcześniej myślał, że nie zdoła tego powiedzieć. Że te słowa nie przecisną się przez jego gardło. Powiedział je jednak pewnie, stanowczo i bezuczuciowo, co zaskoczyło go samego.
-No to chyba już koniec. Szkoda, nawet gościa lubiłem.- ocenił to Tony.- Ktoś mi pomoże wstać? Lub po prostu zaniesie mnie do łóżka? Nie mam zamiaru z niego wychodzić przez kolejny tydzień.
-Nat, Clint słyszycie mnie?- zapytał Rogers.
-Tak gwiazdeczko słyszę- odpowiedział mu łucznik.
-Jestem Kapitanie- powiedziała zaraz po nim Czarna Wdowa.
-Clint nie ruszaj się z miejsca. Zaraz do ciebie przyjdziemy...
-Chyba ty!- przerwał mu Stark.
-Nataszo, ty zabezpiecz kostkę. Nie chcę z nią mieć nic więcej wspólnego- dokończył Kapitan. Podniósł wzrok na asgardczyka i zapytał- Zabierzesz ją ze sobą?
-Tak. To będzie mój jedyny środek transportu, skoro Bifrost znowu jest zepsuty. Powinienem wiedzieć o niej od początku- stwierdził Thor.
-Zaoszczędziło by to nam wiele kłopotów.
-Steve?- odezwała się agentka.
-Co jest?
-Tesseract zniknął. Kostki nie ma.
Ciszę, która zapadła po tych słowach, przewał jęk Tony'ego, który rozszedł się niczym echo, po pustej ulicy.
-Dlaczego nic nigdy nie może być łatwe?! Dlaczego?!
🐾🐾🐾🐾🐾🐾🐾🐾
Jej! Wreszcie się go pozbyłam! Jest martwy na amen! Już nigdy nie wróci! (Szaleńczy śmiech)
Dobra żartuje. Wreszcie mogę zająć się innymi sprawami niż jeleń. Zbyt dużo mu uwagi poświęcałam, przez co cierpiały inne wątki. Dlatego się cieszę, że wreszcie mam go z głowy.
I jeszcze taka wiadomość. To nie jest koniec książki. Zwykle książki takiego typu kończą się po akcji z "Avengers", lecz nie moja. Jeszcze trochę się tutaj spraw przewinie.
To wszystko.
Do weekendu.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro