88
Piątka asgardczyków została wyrzucona na jakiejś ubitej drodze. Z dala docierały do nich brzmienie bitwy: hałas wyrzutni, grzmot spadających głazów i zagłuszany szczęk stali. Wszyscy odwrócili się w stronę, skąd dobiegały te dźwięki. Droga prowadziła prosto do miasta, przypominającego trochę te z okresu wczesnego renesansu, otoczonego murami obronnymi. Przy nich właśnie odbywała się bitwa. Nie wyglądało to dobrze. Najeźdźcy mieli znaczną przewagę, nie tylko w ludziach, lecz też w uzbrojeniu. W odległości około stu metrów od wojowników znajdował się szereg maszyn oblężniczych, wyrzucających wielkie głazy w stronę obrony miasta. Sytuacji nie polepszała wielka dziura w murze, którą starali się obronić, ubrani w złote zbroje, żołnierze.
-Tutaj się rozdzielamy- powiedział Sif. Dała znak ręką swoim towarzyszą, by ruszyli do wyrzutni. Trzej wojownicy wykonali rozkaz i zaczęli się skradać. Sif jednak ciągle stała naprzeciw Thora. Wskazała ręką na drogę, prowadzącą w przeciwnym kierunku, niż bitwa.- Jeśli nią ruszycie, powinniście dotrzeć do siedziby Thryma w jeden, góra półtora dnia.
-Na pewno nie potrzebujecie mojej pomocy?- zapytał gromowładny, patrząc rzez ramię na bitwę. Jego oczy rozbłysły, jak za każdym razem, kiedy widział jakąś bójkę. Zupełnie jakby żałował, że nie bierze w niej udział.
-Masz ważniejsze sprawy na głowie.- powiedziała i odwróciła się, by ruszyć za pozostałymi. Zerknęła jeszcze przez ramię i dodała- Uważaj tylko, Thor.
-Do tej pory nie uważałem i jakoś mi się udawało. Ja za to już współczuję tym nieszczęśnikom, którzy staną ci na drodze- odpowiedział blondyn. Widząc uśmiech wojowniczki, sam się rozpromienił. Odwrócił się i orzekł- No to Loki. Teraz jesteśmy na siebie skazani i czy tego chcesz... Gdzie ty jesteś?!
Zobaczył go idącego szybko drogą, wskazaną wcześniej przez Sif. Był już w znacznej odległości od brata. Thor pokręcił tylko głową i pobiegł za nim. Dogonił go dość szybko, wszak to z ich dwójki to on miał leprze oceny z w-fu i zaraz go prześcignął. Zatrzymał się dopiero w na skraju lasu. Zadowolony odwrócił się, spodziewając się, widzieć biegnącego za nim Lokiego. Ten jednak dalej szedł tak jak poprzednio. Zupełnie nie zwrócił uwagi na przebiegającego Thora.
-Co z tobą bracie?- gromowładny zapytał go, jak tylko do niego doszedł- Zawsze biegłeś za mną, próbując mnie dogonić.
Ten nic nie odpowiedział. Patrzył tylko przed siebie, a jego twarz nie okazywała żadnych emocji. Razem weszli do lasu. Drzewa rosły w nim tak gęsto, że światło ledwo przenikało ich korony. Drogę jako tako było jeszcze widać, lecz pomiędzy pniami panowały egipskie ciemności. Na początku wydawało się, że bracia znajdują się w lasie sami, lecz im szli głębiej, tym więcej zwierząt dawało znak o swoim istnieniu. Ptaki śpiewały, dzik stanął na gałęzi i ją złamał, a raz nawet na drogę wyskoczył chudy lis, trzymający w pysku kurę.
Thorowi brakowało dźwięku ludzkiego głosu, a odgłosy leśnego życia wcale go nie uspokajały. Raz nawet zdawało mu się, że słyszy wycie wilka. Wtedy lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach i ledwo powstrzymał się od wskoczenia w krzaki. Wilki od zawsze wzbudzały w nim lęk.
-No to- zaczął mówić i zerknął na Lokiego- Wcześniej zacząłem mówić, lecz ty już byłeś daleko. Jesteśmy na siebie skazani na ten czas. Dawno już tak nie było. Sądzę, że powinniśmy porozmawiać.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, więc kontynuował.
-Miałeś zamiar powiedzieć mi kiedykolwiek, dlaczego tak naprawdę wyrzucono cię ze szkoły? Jestem pewien, że zrobiłeś jeszcze dużo innych rzeczy, o których nie wiem. I to twoje zachowanie w stosunku do ojca. Co się stało, kiedy mnie nie było?
Ten rozejrzał się i stwierdził:
-Zmierzcha. Dałbym radę sam pójść dalej, lecz z tobą to zbyt niebezpieczne. Przyciągasz zwierzynę- w tym momencie rozległo się wycie i Thor był pewien, że nie może być ono złudzeniem- A w szczególności wilki.
-Loki?
-Idź po drewno. Trzeba będzie rozpalić ognisko. One się boją ognia. Z dala od drogi, by nikt, kto będzie przejeżdżał, nie widział poświaty, lecz niezbyt głęboko w lesie. Jeszcze się zgubisz.
-Loki?!
-Jestem pewien, że słyszę strumień, gdzieś w tym rejonie- wskazał ręką jedną stronę lasu.- Wystarczy go znaleźć. Nie powinno to zająć dużo czasu...
-Loki!
-Co?!- wykrzyknął, odwracając się do Thora, z wściekłym wyrazem twarzy. Na dźwięk jego głosu kilka ptaków poderwało się do lotu. Zatoczyło kilka kółek nad nimi i wyleciały przez jedną z dziur w liściastym suficie.
Blondyn przyjrzał się mu. Jego zmarszczonym brwią, zaciśniętym ustom i oczom pełnym gniewu i nienawiści. Dopiero potem powiedział pytanie, które chciał zadać już dawno.
-Co się z tobą stało?
-Nie wiem, o czym mówisz- stwierdził Loki i ruszył w stronę drzew- Idziesz, czy nie? Potrzebuję kogoś do tachania drewna, a niestety jesteś tu tylko ty.
-Chodzi mi o to, że jesteś dla wszystkich wredny, mścisz się na każdym, nawet na przyjaciołach i do tego wszystkich odtrącasz. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałeś. No może trochę, ale nie tak bardzo, jak teraz.- ruszył za nim.
Od czasu do czasu schylał się, by wsiąść jakąś gałąź z ziemi. Kiedy po minucie lub dwóch dotarli do wąskiego, wartkiego strumienia, miał ich już niezłą ilość. Rzucił je wszystkie na ziemię, kiedy Loki rozpalał płomyk zielonego ognia na swojej dłoni.
-Idź po więcej- powiedział Kłamca, oceniając stos gałęzi. Ukląkł przy nich i zaczął układać je od najmniejszych do największych.
-Przyda się jakaś rozpałka- ocenił Thor.- Zaraz wracam. Tylko nie próbuj, rozpalać go beze mnie, znając ciebie, podpalisz jeszcze cały las.- ruszył w stronę drzew.
Zatoczył najpierw jedno kółko wokół miejsca ich przyszłego ogniska. Wyzbierał każdą gałąź i wszystkie suche liście, jakie tylko zobaczył. Kiedy na ziemi nie było już, niczego nadającego się do spalenia, odszedł trochę dalej. Tak zrobił dokładnie to samo. W taki sposób wchodził coraz głębiej w las. Zatrzymał się, dopiero kiedy potknął się o ponad pięciometrową gałąź. Po krótkiej ocenie przełożył całą swoją dotychczasową zdobycz do drugiej ręki. Kilka patyków upadł mu na ziemię, lecz nie przejął się tym. Sięgnął swoją prawicą po gałąź, podniósł ją. Jej średnica, w najgrubszym momencie, miała około 30 centymetrów. Oparł gałąź na ramieniu i ruszył z powrotem w stronę strumienia.
Dopiero kiedy wracał, zauważył, jak ciemno się zrobiło. Powrót zajął mu więcej czasu, niż podejrzewał. Z trudem nie wpadał na drzewa i krzaki. Raz prawie wpadł na jakiegoś dołu. Poza tą małą przeszkodzą, nie miał żadnych problemów. Nie słyszał żadnych niepokojących dźwięków, wychodzących poza odgłosy leśnego życia. A przede wszystkim nie było żadnego wycia.
Kiedy usłyszał wyraźnie strumień, odetchnął z ulgą. Loki nie rozpalił ogniska. Potrafił on przypilnować własne płomyki, nawet wtedy, kiedy sprawiał, że latały wkoło niego, lecz kiedy miał zająć się prawdziwym ogniem, nad którym nie posiadał pełnej kontroli, zawsze coś nie wychodziło. Od zapalenia rzeczy stojących naokoło paleniska, do podpalenia własnego ubrania.
Minął ostatnie drzewa i zamarł. Koło strumienia stał wilk. Na całe szczęście nie patrzył na Thora, jednak blondyn wiedział, że zwierze wie, że tam stoi. Wskazywały to jego uszy, obrócone w stronę asgardczyka. Spojrzenie wilka było utkwione w zupełnie innym punkcie. A dokładniej patrzył on prosto na Lokiego.
Chłopak stał koło, przygotowanego do rozpalenia drewna. Na wyciągniętej dłoni ciągle trzymał zielony płomyk. Oświetlał on część twarzy Lokiego i pysk wilka. Czarnowłosy patrzył zwierzęciu prosto w oczy. Zdawało się, że to on powstrzymuje wilka od jakiegokolwiek ruchu. Chłopak powoli podniósł drugą, wolną rękę i lekko nachylił się w stronę psowatego.
W tym momencie Thor nie wytrzymał. Rzucił wszystko, co trzymał. Patyki, wysuszone liście i gałęzie upadły głośno na ziemię. Przywołał do siebie mjolnir i pobiegł w stronę wilka. Stanął pomiędzy Lokim i wilkiem. Kłamca zdziwiony spojrzał na Thora. W ogóle nie słyszał jak tamten nadchodził. Zwierzę, kiedy straciło kontakt wzrokowy, potrząsnęło głową i pierwszy raz spojrzało na Thora. Wyszczerzyło kły i warknęło, po czym pobiegło do lasu.
Blondyn patrzył jeszcze na znikającego w zaroślach wilka i dopiero potem odwrócił się do brata. Ten stał w tym samym miejscu, lecz teraz był wyprostowany i sztywny.
-Gdzie drewno?- zapytał tylko.
-Co?- nie zrozumiał Thor.
-Wysłałem cię po drewno. Gdzie ono jest?
-Tak. Mam je- ruszył do miejsca, gdzie wszystko, co niósł, upadło na ziemię. Podniósł gałęzie i zapytał jeszcze- Zdajesz sobie sprawę, co to było?
-Wilk.
-Mógł się na ciebie rzucić i cię zabić. A ty się tylko na niego patrzyłeś- położył gałęzie niedaleko przyszłego ogniska i nachylił się nad stosem. Włożył jeszcze trochę suchych liści do środka, po czy wziął cienki patyk i odwrócił się do Lokiego. Ten wyciągnął rękę z płomykiem i Thor włożył końcówkę gałązki w zielony ogień. Jej końcówka zapaliła się i gromowładny włożył ją delikatnie w sam środek stosu. Liście się szybko zajęły. Loki zacisnął pięść, gasząc już niepotrzebny płomień. Thor odwrócił się do brata i zapytał jeszcze- Wyjaśnisz mi to?
-Ale co?
-To dlaczego nie zabiłeś tej bestii, tylko stałeś tu jak, jakiś idiota czekający na śmierć?!
Loki spojrzał an jego poważną minę i zaśmiał się. Thor zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, co tak rozbawiło jego brata.
-Nie mogę uwierzyć, że zacząłeś się nagle martwić o moje bezpieczeństwo- powiedział czarnowłosy i odwrócił się w stronę ogniska.
-Zawsze się martwię- wyszeptał Thor.
-Jasne.- stwierdził Loki, tonem ociekającym sarkazmem.
-Martwię się i staram ci się, by nic ci się nie stało- powiedział głośniej i pewniej, niż wcześniej.
-No to jesteś w tym naprawdę okropny. Dawno już przestałem potrzebować kogokolwiek innego niż ja.
-Nie rozumiem cię. Zawsze byłem przy tobie i pomagałem ci...
-Nie- przerwał mu- To ja zawsze byłem przy tobie. Zawsze robiłem wszystko, co tylko potrafiłem i nawet więcej, by tylko ci pomóc. Jednak ty nigdy tego nie robiłeś. Nigdy cię nie było- odwrócił się i ruszył przed siebie. Nie wiedział, gdzie ma iść, lecz nie mógł dłużej tutaj siedzieć. Nie zdołał jednak zrobić, więcej niż jednego kroku, bo Thor złapał go za ramię.
Ten próbował najpierw się wyrwać, lecz jak to nie podziałało, odwrócił się i drugą ręką, w której pojawił się, nie wiadomo skąd, sztylet, wykonał pchnięcie. Thor spodziewał się tego i zastopował je młotek. Potem jeszcze przyciągnął go do siebie i zaczął go podduszać. Loki, ledwo łapiąc oddech, upuścił sztylet na ziemię i przyłożył mu otwartą ręką w czoło. Nie było to żadne uderzenie, jednak nagle zrobiło się Thorowi ciemno przed oczami, a kiedy odzyskał wzrok, znajdował się w zupełnie innym miejscu.
🐺🐺🐺🐺🐺🐺
Uznajmy, że to co, i będzie w przyszłości, jest w medii, to wynik mej ciężkiej pracy, jaką jest słuchanie różnych piosenek na youtube'ie. Będzie to stały punkt programu. Postaram się by były to rzeczy związane w jakimś stopniu z marvelem, a jeśli nie będą, to po prostu mi się podobają,
Mam też nadzieję, że przy czytaniu tego ba górze, nikt nie zasnął. Spokojnie. Później zrobi się fajniej, ale na początku trzeba przebrnąć, przez coś takiego. A potem będzie jeszcze fajniej. Następnie zrobi się dość spokojnie, a później będzie bomba! Taki przynajmniej mam zamiar.
No to jakieś skargi, czy zażalenia?
To już wszystko z mojej strony.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro