Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

85

-Idioci!- krzyknął Tony, po zakończeniu całego przedstawienia, w stronę sceny. Dostał od jakiejś dziewczyny ręcznik i zaczął wycierać twarz, w którą oberwał dwoma pomidorami. Oprócz buzi oberwał jeszcze w szyję i w brzuch.

-Przynajmniej celni idioci, trafili tylko ciebie- powiedziała dziewczyna. Stark jednak jej nie słuchał, ponieważ zauważył Hope.

Jako główna postać powinna być z resztą ekipy i cieszyć się z udanej premiery sztuki. Nikt nie pomylił, a nie nie zapomniał tekstu, co jest rzadkością w kółku teatralnym. Zazwyczaj zdarzają się przynajmniej dwie pomyłki na występ. Powinna chociaż sprawdzać, czy wszystkie stroje, które uszyła, są w dobrym stanie i pilnować by nikt nie zabrudził ich pizzą, którą przyniósł chłopak z reżyserki. Ona jednak niczego takiego nie robiła.

Siedziała w kącie sali, na jakiś pudłach i rozmawiała przez telefon. Chociaż słowo "rozmawiała" nie do końca pasowało, do tego, co robiła. Dziewczyna ze smutkiem wpatrywała się w swoje paznokcie, pomalowane na biało z żółtymi ozdobami i słuchała, tego, co mówił do niej dzwoniący. Pod koniec powiedziała tylko "Oczywiście rozumiem" tonem zupełnie niepasującym do tej sceny i się pożegnała.

Tony podszedł do niej i nic nie mówiąc, usiadł koło niej. Chciał od razu zapytać ją, co się stało, lecz poczuł, że to nie ona w tym momencie tego nie potrzebowała. Przysunął się do niej i ją przytulił. Zamknął oczy, przygotowując się do zrzucenia na ziemię, spoliczkowania, oberwania paralizatorem i postrzelenia. Przeczucie, które nabył, chodząc z Pepper się jednak sprawdziło. Hope odwzajemniła uścisk, nie robiąc mu krzywdy.

Przez chwilę miliarder czuł, że nie są w szkole. Nie siedzą na skrzynkach w za kulisach, tylko na podłodze w forcie z koców i poduszek. Zbudowali do razem. Był ich ulubionym miejscem zabaw. Mieli lampkę i jakąś tonę zabawek. To w nim się ukryli, kiedy ich ojcowie kłócili się. Krzyki dwóch mężczyzn słychać było w całym domu, a oni ukryli się w najdalszym kącie fortu. Jedyne co wtedy wiedzieli to, to, że matka Hope nie wróciła z wyjazdu. Przytulali się wtedy do siebie i starali się nie płakać.  

Tamtego dnia zasnęli w kocowym pałacu i to była ich ostatnia chwila razem. Następnego poranka fort został zniszczony, a Hope wraz z ojcem wróciła do swojego domu. Tony machał jej przez okno, nie mogąc się doczekać ich kolejnego spotkania i związanymi z tym zabawami. Ono miało jednak nie nadejść.

Kiedy wreszcie, wrócił do rzeczywistości, to samo przeczucie, które wcześniej kazało mu przytulić, mówiło mu, że już wystarczy. Że jeśli to przedłużą, zacznie być dziwnie. Odsunęli się od siebie jednocześnie. Przez głowę miliardera przeszła myśl, czy Hope też ma coś podobnego do jego przeczucia.

-Co się stało?- zapytał ją, patrząc w jej wilgotne oczy.

-Nie przyjechał- powiedziała.- Przez ostanie pół roku mówił, obiecywał, że przyjedzie. Jednak coś mu wypadło i...

Stark nie odpowiedział. Rozumiał wszystko.

-Nie wiem, co sobie wyobrażałam- kontynuowała Hope- Że przyjedzie. Obejrzy to głupie przedstawienie. Będzie klaskać, a później przyjdzie tutaj. Przecież to samo w sobie brzmi niewyobrażalnie.- uśmiechnęła się, lecz nie był to prawdziwy, szczery uśmiech.

-To powinien właśnie zrobić- powiedział Tony- Tak powinien się zachować dobry ojciec. Nie obrazisz się, jeśli nazwę go dupkiem?

-Normalnie tak, ale dzisiaj rób, co chcesz.

-On jest dupkiem. Tak nie powinien się zachowywać żaden rodzic. Zupełnie jak...- zawahał się na chwilę- mój ojciec.  

-Zgadzam się- odparła dziewczyna.

-Obydwoje to dupki. Nie zasługują na kubki dla najlepszego taty ani na krawaty.

-Zgadzam się, chociaż ja nie dawałam mu takich oklepanych prezentów.

-Czy twój też pod kartkami z życzeniami podpisywał się najpierw służbowo, a potem kreślił i pisał "tata"?

-Tak!- zawołała Hope.- Myślałam, że jestem jedyna.

-No to widzisz, jest nas więcej. Nie jesteś żadnym wyjątkiem. Jaką miał wymówkę?

-Praca. Jak zwykle- odparła brunetka.

-Słaba- skwitował Tony- Powinien się uczyć od jelenia i zapominajki.

-A co oni zrobili?- zainteresowała się Hope.

-Kilka dni temu przyszli cali w bandażach, nogi i ręce w gipsach. Na pytanie, co się stało, jeleń odpowiedział, łamiącym się głosem, że jego brat rzucił w nich swoim młotkiem. Chcieli się wymigać z kary. Udałoby im się, gdyby nie wścibski dzieciak, czyli ja.- powiedział z dumą.

-Co spieprzyłeś w ich planie?

-Zrzuciłem na nich worek z piaskiem. Potem jednak sam wylądowałem pod stosem takich worków. Gdyby nie Stan siedziałbym tam dalej.  

-Woźny Stan?- dopytywała się dziewczyna. 

-Dokładnie ten.

-On zawsze jest tam, gdzie jest potrzebny. To trochę straszne. Raz, kiedy zatrzasnęłam się w składziku...

-Co robiłaś w składziku?

-Plecak mi się rozwalił, a nie miałam czym go zszyć. Myślałam, że znajdę tam jakąś igłę i nić. Otóż zatrzasnęłam się, a on mnie uwolnił i przy okazji przyniósł mi rzeczy do szycia. 

-To naprawdę dziwne. Czasami, jak na mnie patrzy, mam wrażenie, że wie o mnie wszystko.- dreszcz przeszedł po plecak wynalazcy.- Zupełnie jakby był Świętym Mikołajem. 

 *******

Clint szedł w stronę jednego z korytarz. Wcześniej siedział, jak zwykle, pod sufitem, na metalowej konstrukcji. Gdyby stacjonował na ziemi, nie zauważyłby tego dziwnego światła. Rozbłysło delikatnie i zaraz zgasło, lecz przykuło uwagę Hawkeye'a. Teraz musiał to sprawdzić.

Siedział w tym tajnym laboratorium od wczoraj i już umierał z nudów. Ta głupia kostka nic nie robiła, a badania nie posuwały się naprzód. Selvig siedział cały czas nad monitorami i marudził, że nie może się skupić, kiedy kręcą się takie tłumy koło niego. Oprócz Clinta i Hill przyjechał jeszcze Coulson. Ten jednak prawie nie schodził do podziemi. Sam dyrektor Fury przyleciał, by sprawdzić postępy. Dostał jednak jakiś ważny telefon i, tak szybko, jak się zjawił, zniknął. Nakazał wcześniej jednak powiadomić go o wszystkich postępach.

Wszedł w korytarz. Był to tak naprawdę ślepy zaułek. Ściany były obstawione szafkami, zapełnionymi różnymi częściami zapasowymi do maszyn. Panowały tam egipskie ciemności, takie, jakich nawet oczy łucznika nie przeniknął, więc Clint sięgnął ręką do włącznika. Kiedy go nacisnął i nic się nie wydarzyło, pomyślał, że to, co wcześniej zobaczył, to tylko wina przepalonej żarówki.

Już miał odejść, ale usłyszał coś. Na początku nie wiedział, co to jest, ale był pewien, że dobiega właśnie z tego zaułka. Sięgnął szybko po latarkę, przypiętą do pasa i w chwili, kiedy ją zapalał, uświadomił sobie, co usłyszał. Był to najzwyczajniejszy odgłos wypuszczanego powietrza.

W białym świetle latarki zobaczył cały korytarz i nie tylko. W odległości kilku metrów od niego stał chłopak. Clint rzucił latarkę i błyskawicznie sięgnął po pistolet. W rękach chłopaka pojawiła się jakaś dziwaczna dzida. Przy jej pomocy, wytrącił agentowi broń, zanim ten zdołał wystrzelić. Przeciwnik wykręcił rękę łucznika, ten jednak nie poddawał się. Próbował zaatakować właściciela dzidy przy pomocy drugie, wolnej ręki, lecz ten używając swojej broni, odparował jego ataki. Po chwili Clint wylądował na kolach przed przeciwnikiem. Dopiero w takiej sytuacji go rozpoznał.

-Loki?- zapytał, nie mogąc do końca uwierzyć w to, co się przed chwilą wydarzyło.

Asgardczyk nie odpowiedział. Przyłożył ostrze swojego berła do piersi Clinta. Niebieski kamień zalśnił i łucznik poczuł delikatny chłód rozchodzący się po całym jego ciele.  

******

Vision złapał się za głowę. Miał wrażenie, że kamień chce wyrwać się z jego głowy i polecieć, gdzieś daleko. Pomimo to, że wiedział, że jest to niemożliwe, dłonią zakrył czoło, uniemożliwiając mu ucieczkę. Ból jednak tak niespodziewanie, jak się pojawił, zniknął. Nie rozumiejąc, co się tak właściwie stało, ruszył dalej. Miał dzisiaj randkę i chciał się na nią jak najlepiej przygotować.  

✏✏✏✒✒✒✒✒

Wróciłam! Brakowało mi tego. Znaczy pisania. Mam nadzieję, że się podobało. Teraz to będzie się działo. Naprawdę. 

A teraz czas na jakąś smutną wiadomość (bo mam nadzieję, że to na górze to jest dobra wiadomość). Otóż niedługo zacznie się szkoła. Postaram się pisać częściej niż w zeszłym roku szkolnym, ale niczego nie mogę obiecać. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Szkoła, nauka, zadania domowe, brak weny, choroba nie-chce-mi-się i jej koleżanka zrobię-to-jutro. 

No to wszystko.

Pa!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro