Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63

-Nawet nie wiecie, co ja tam przeżyłem- powiedział Everett wchodząc do pokoju.- Kilka razy chciała do was przyjść, ale powiedziałem jej, że bardzo mnie ciekawi, jak nazywają się koty jej siostry.

-Jakie szlachetne imiona noszą te bestie?- zapytał zaciekawiony Thor- I jak bardzo są one krwiożercze?

-Koty domowe? Krwiożercze?

-Tak. 

-Jeden ma na imię Puszek i ostatnio zjadł skarpetkę. Inny to Alexander Hamilton, na sześć musicalu. A Blue ostatnio urodziła siódemkę, niebieskich kociątek. Może chcesz zaadoptować jednego?

-Lepiej nie. Zaadoptowane, małe, niebieskie stworzonka lubią mnie atakować ostrymi rzeczami. Prawda bracie?- zapytał odwracając się do Lokiego- Loki?

Chłopak leżał nieruchomo z książką na twarzy. Asgardczyk podszedł do niego i nim potrząsnął. Nie było żadnej reakcji. Do pokoju wbiegła pielęgniarka, kobieta na oko pięćdziesięcioletnia. Podeszła do łóżka czarnowłosego. Zaczęła sprawdzać coś na ekranie komputera.  Potem zrobiła to samo z dwoma pozostałymi urządzeniami. Na pytające spojrzenia, pokiwała smutno głową.

-Nic więcej nie da się zrobić- powiedziała, głosem przypominającym skrzek żaby.

-Wanda?- Everett zrobił to samo z czarodziejką. Też bez wyniku- Jeśli ona umrze przy nas, Pietro nas zabije.

-Matka mnie zabije.

W tym momencie do pokoju wbiegł Quicksilver. Widząc, co się dzieje, podbiegł od razu do siostry.

-Wandzia, nie umieraj mi tu tylko. Obiecałaś- powiedział, łapiąc ją za szyję i delikatnie przyciągając jej głowę, tak by się dotknęli czołami.- Jeśli się obudzisz pozwolę ci się umawiać z Visionem i już nigdy nie będę mu grozić, że jeśli cię skrzywdzi, to rozbiorę go na części.

Potem zapadła chwila ciszy, lecz nie takiej zwykłej. To była taka cisza, która panuje przed jakimś wydarzeniem. Taka, jaka panuje w klasie chwilę przed dzwonkiem, lub kiedy leży się w łóżku, a budzik ma zadzwonić za minutę. Jednocześnie wszyscy chcieli mieć to za sobą, ale też nie chcieli, by to się wydarzyło.

-I tak bym się z nim umówiła- ciszę przerwała Wanda.

-Siostra!- wykrzyknął Pietro mocno ją przytulając- Nigdy więcej mi nie umieraj!

-Nie będę nawet próbować! Czy ty groziłeś Visionowi, że rozbierzesz go na części?!

-Nie. Byłbym okropnym starszym bratem, który nie ufa swojej młodszej siostrze, gdybym coś takiego zrobił.

-Ja żyję!- wykrzyknął Strange siadając na łóżku.

-Kogo mam zamordować?- zapytał Loki, wstając. W ręku trzymał sztylet, który był wymierzony w Thora.

-Bracie uważaj! Nie celuj we mnie!- wykrzyknął blondyn- Skąd ty wziąłeś broń! Byłem pewny, że cię rozbroiłem!

-Musimy lecieć- powiedział Doktor Strange otwierając portal- Reszta potrzebuje naszej pomocy.

********

Natasza patrzyła z przerażeniem, jak Clint znika w rozbłysku światła. Przeskoczyła nad kolejnym murem stworzonym z kamiennych wojowników. Ruszyła biegiem, mijając roztrzaskane przez Kapitana posągi. Zatrzymała się, dopiero kiedy, przed nią spadł ogromny nos Buddy. Przebiegła koło niego, lecz dalszą drogę zatamowały jej kolejne posągi.

-Nie!- wykrzyknęła. Zanim jednak zdążyła nad nimi, olbrzymy przewróciły się na siebie, niczym kręgle. Wszystko to spowodowała wielka, półprzezroczysta, świecąca na złoto kula. W jej środku, niczym chomik, znajdował się Clint. Przez chwilę stał na nogach, lecz potem się przewrócił i zrobił fikołka.

Koło niego wylądował Strange. Kiwnął głową do Czarnej Wdowy, otworzył portal i popchnął go na agentkę. Natasza prawie się przewróciła, kiedy nagle pojawiła się wraz z chomikiem-Clintam, na skraju polany. Łucznik poruszał ustami, jakby coś mówił, lecz niczego nie było słychać. Rudowłosa tylko pokiwała głową, robiła to zawsze, nawet kiedy go słyszała, kiedy nie chciało jej się z nim rozmawiać. Poczuła podmuch ciepłego wiatru i nagle koło niej pojawił się Kapitan.

-Czemu Clint jest w kulce?- zapytał, schylając się po tarczę, która pojawiła się koło niego.

Hawkeye poruszył ustami jakby mówił „co?".

-Co?- zapytał Steve.

Przy Nataszy wylądował Iron man. Całą zbroję miał w piasku. Otworzył hełm i ze środka wypadła mała pustynia. Stark odwrócił się do Bartona i Rogersa, którzy przez cały czas mówili do siebie „co?" i powiedział:

-Przestańcie. Przerzućcie się na Morse'a.  

Kapitan posłusznie zaczął stukać w kulkę, a Clint po chwili zaczął mu odstukiwać niezwykle długi ciąg stuków. Kiedy był w środku swojego wywodu przed całą czwórką Avengersów pojawiła się trójka czarodziejów. Stephen i Wanda starali się wyglądać na poważnych, mimo że ciągle zerkali za siebie, nie mogąc się doczekać bitwy. Loki tymczasem ze znudzoną miną gapił się w niebo, bawiąc się ciągle przy tym sztyletem.

-Możemy już wszystko rozwalić? Nudzi mi się- powiedział, robiąc unik, kiedy jeden posąg zamachnął się na niego toporem. Podrzucił sztyletem pod niebo i złapał go, kiedy ten spadał. Pomiędzy tymi dwoma czynnościami zamroził całego kamiennego olbrzyma i zaciskając pięść, sprawił, że cały wraz z lodem popękał.- Ciągle się nudzę.

-Bardzo dziękujemy za to wszystko, co dla nas zrobiliście- powiedziała Wanda.

-Mimo że jesteście tylko mało wiedzącymi, zwykłymi, ludźmi, którzy nie posiadają żadnych niezwykłych, ciekawych i interesujących mocy...- zaczął Strange, ale czarownica mu przerwała.

-On też mówi, że dziękuje. W swoim dziwnym, obrażającym wszystkich inny ludzi, języku.

-Tak, tak. Jasne, jasne. Możemy już iść?! Mam zamiar w najbliższych kilku minutach rozwalić wszystkich i wszystko, co mnie otacza i tylko od was zależy, czy znajdziecie się w grupie tych rozwalonych- odezwał się Asgardczyk.  

Avengersi pokiwali tylko głowami i zaczęli mówić, by już szli. Nie byli pewni czy Loki tylko żartował, czy mówił na serio. Stephen poleciał nad pozostałą kamienną armią i zaczął ją niszczyć przy użyciu wyczarowanej przez siebie broni. Wanda też trochę podleciała, lecz potem rzuciła się w wir walki. W drugiej ręce Lokiego pojawił się kolejny sztylet i też wskoczył na teren bitwy.

-Przypomnijcie, mi bym nigdy więcej ich nie denerwował- powiedział Tony, patrząc na to wszystko, co się działo przed nim.

Była to walka pomiędzy całą armią ożywionych, kamiennych posągów a trójką wściekłych czarodziejów. Olbrzymy nie miały szans. Po chwili armii już nie było, a Strange, Wanda i Loki stali na polanie pełnej kawałków kamieni i oderwanych kończyn. Doktor schylił się i podniósł najbliższą głowę bez reszty ciała. Wyczarował wkoło niej kilka magicznych pierścieni, po czym zapytał:

-Kto was wysłał?

Głowa jednak nie odpowiedziała, więc czarodziej zapytał znów:

-Kto was wysłał? Kto to wszystko spowodował?

Tym razem kamienne usta się otworzyły i głowa powiedziała, głosem przypominający dźwięk ocierających się o siebie kamieni:

-Zbyt dużo magów- po tych słowach zamilkła.

Stephen odwrócił się reszty i powiedział:

-Teraz kiedy jest już po wszystkim, najlepiej będzie jeśli wrócicie do Akademii- zaczął kręcić w powietrzu kółko i zaraz za bohaterami pojawił się portal do sali w skrzydle szpitalnym. Clint zastukał jeszcze w szybkę swojej kuli.- A tak...- czarodziej machnął ręką i więzienie łucznika zniknęło. Hawkeye upadł na ziemię.

-Nigdy więcej nie zapomnę wyciągnąć chomika z takiej kuli na noc- powiedział.

-A ty nie wracasz z nami?- zapytał Kapitan Ameryka Doktora Strange'a.

-Ja muszę wrócić do Kamar-Taj i powiedzieć pozostałym mistrzom co się tu wydarzyło. Teraz po śmierci Przedwiecznej wszystko się skomplikowało.

-Przedwieczna nie żyje?- zapytał Loki. Wszyscy odwrócili się w jego stronę. Jako jedyny ze słuchaczy rozumiał o czym mówił Strange.

-Ty ją znałeś?- zapytał zdziwiony Stephen.

-Spotkałem ją najwyżej dwa... Może trzy razy. Byłem wtedy jeszcze dzieckiem. Kamar-Taj jeszcze wtedy nie skończyli budować. Przedwieczna była przyjaciółką matki. 

Po tych słowach, jakby nigdy nic, odwrócił się i przeszedł przez portal.

🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋

Teraz wiemy co robił Clint Barton podczas Infinity War! Grał on w berka! 

U mnie nic się nie zmieniło od ostatniego razu. Mój kot przez cały dzień spał na krześle, z krótkimi przerwami na jedzenie i lizanie się. I mi mówią, że to ja nic nie robię.

Pa! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro