Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61

Czwórka Avengersów szła za złotym śladem.  Od jego znalezienia milczeli. Tony leciał wysoko nad resztą przyjaciół wypatrując zagrożeń i przy okazji badając atmosferę. Pierwszy raz znalazł się w zupełnie innym wymiarze, jak mówił Strange, lub, jak sam wolał to określać, na innej planecie. 

Steve, który prowadził resztę grupy na ziemi, miał ciągle we włosach kolorowy piasek po swoim upadku. Za nim szła Natasza. Mierzyła ona rzekę energii urządzeniem wielkości komórki. Nie miało ono jeszcze żadnej oficjalnej nazwy, ale Tony nazywał je "miernik", mimo, że nikomu się ta nazwa nie podobała. 

Ostatni szedł Clint. Znudzony pobrzękiwał  na cięciwie swojego łuku. To właśnie on przerwał milczenie.

-Więc jak to było między tobą a Sharon, Kapitanie?

-Nie rozumiem o co ci chodzi?- odparł Steve.

-No wiesz. Od początku pierwszej klasy... Pamiętasz jak wtedy było nas mało? Od pierwszej klasy próbowałeś ją poderwać. Odkąd zobaczyłeś ja wtedy na boisku. Pamiętasz? To było nasze pierwsze spotkanie. Celowałem do ciebie...

-Clint, czy ty wszystkich na początku traktowałeś jak tarcze strzelnicze?- spytał przez komunikator Stark.

-Tylko potencjalnych przyszłych przyjaciół. I Thora. Jego miałem ustrzelić gdyby stał się zbyt niebezpieczny, ale tak fajnie się bił o ten młotek, że zacząłem mu kibicować. Lecz wracając do sprawy. Steve, potem robiłeś do niej strasznie dziwne podchody, a kiedy wreszcie zaczęliście ze sobą chodzić byliście jak papużki nierozłączki. Stworzyliście nawet nowy język, którego nikt oprócz was nie rozumiał.

-Ostatnio ty i Laura całkiem nieźle go opanowaliście- wtrąciła się Natasza.

-A potem odkryłeś, ze gość który na ciebie poluje to Bucky i wszystko się zepsuło. Zaraz, dopóki cię nie pamiętał i chciał cię zabić było jeszcze spoko. Sharon cię pocieszała, głaskała po twojej ślicznej blondwłosej główce, mówiła, ze wszystko będzie dobrze. Kiedy jednak Zimowy Żołnierz przestał cię mieć na celowniku, coś zaczęło się między wami psuć. 

-Dzięki Clint za streszczenie całego mojego związku. Co ty książkę chcesz napisać?

-Tak. Będzie mieć dwadzieścia rozdziałów i zajmie gdzieś pięćset stron. I brakuje jej zakończenia. Wolę je usłyszeć od ciebie niż sam wymyślić, bo jak ja je wymyślę to będzie złe... Na razie mam pomysł na apokalipsę, namiętną scenę miłosną i nagły zwrot akcji z udziałem Bucky'ego.

-Że Sharon zostawi naszego Steve'a  dla metaloworękiego?- zapytał Tony.

-Nie. Sharon nie zostawi Steve'a dla Bucky'ego... To Steve zostawi Sharon dla Bucky'ego! I Kapitanie, jeśli mi nie powiesz jak było na prawdę to opublikuję moją książkę z tym właśnie zakończeniem. A mam zamiar ją opublikować za tydzień.

-Czy ty właśnie...- zaczął Steve.

-Tak. To jest szantaż! 

-Ale ty nawet nie zacząłeś jej pisać.

-Nie doceniasz mojej mocy! Jeśli się zepnę to napiszę ją w dwa dni. I poproszę Wandę o pomoc w scenach miłosnych. 

-Chcesz wiedzieć? Jesteś tego pewny?

-Tak!

-Tak! Tak! Steve mów głośniej, chcę wszystko słyszeć!- wykrzyczał Tony.

-Dobra. Zerwaliśmy, ponieważ Sharon chciała bym się przeniósł do Anglii. Miała już dość Bucky'ego i was. Nie wiem czemu. Chciała bym zerwał z wami wszelkie kontakty. Była strasznie zazdrosna o... O wszystko! 

-Wiesz Steve- powiedział łucznik- chyba jednak zostanę przy swoim zakończeniu. Tylko brakuje mi jakiegoś antagonisty.

*******

-Dzięki- powiedział Loki biorąc rzeczy od Thora.

-Ty naprawdę jesteś chory- stwierdził gromowładny, przyglądając się uważnie bratu.

Kłamca ubrał rękawiczki i schował twarz w dłoniach. Czuł jak już zdecydowana zdecydowana większość jego ciała stała się niebieska. Podszedł do okna, mijając łóżko Wandy, która zasnęła kilka minut temu. Miał już naprawdę dość białego, sterylnie czystego pomieszczenia. Thor ruszył za nim jak cień. 

Loki oparł ręce na parapecie i spojrzał na własne odbicie. Wyglądał tak samo jak zawsze, tylko... Tylko na jego szyi pojawiła się krzyżówka niebieskich żył. Co gorsza jednak Thor ciągle na niego patrzył.

-Przestań- mruknął do niego.

-Co?

-Gapisz się. I myślisz. I oddychasz. Najlepiej by było gdybyś się eksmitował z tej planety.

-Czasami cię nie rozumiem. 

Thor przyjrzał mu się uważnie. Dopiero po chwili zauważył jego żyły. Milczenie zaczęło mu ciążyć. Nie lubił takiej nerwowej ciszy. Najlepiej się czuł w licznej grupie przyjaciół. Zawsze, jako dziecko chciał by Loki należał do tej grupy. Jednak on tam nie pasował. On siedział w ciszy i czytał książki. 

-Czy to boli?- zapytał go w końcu.

-Co? Nie.... Tak... Nie wiem. Daj mi spokój- powiedział, po czym po prostu stracił równowagę i spadł prosto na niego. Thor go złapał.

-Nie dotykaj mnie! Jesteś idiotą!- krzyknął do niego. Stanął, wziął swoje rzeczy i ruszył na korytarz. 

Gromowładny stał ciągle w tym samym miejscu, nie wiedząc dokładnie co się stało. 

-Daj mu czas- mruknęła Wanda otwierając jedno oko- Opowiesz mi jakąś historię?

-Dobrze. Jaką?

-Nie wiem- powiedziała siadając na łóżku- Jakąś fajną i asgardzką. Bez zbytniego rozlewu krwi. 

-Czyli większość opowieści wojennych odpada... Może coś dla dzieci?

-Tak!- zawołała.

-Były raz sobie trzy trolle...

*******

-Ej ludziska!- zawołał Tony- Coś widzę! 

-Co to takiego?

-To jakby... To jest kilka takich samych śladów, jak ten za którym idziemy... I one łączą się... I stają się takim wielkim śladem... I jest jeszcze jakaś mała kropka na horyzoncie...  Chyba wreszcie to znaleźliśmy. Mamy przechlapane!

🐌🐌🐌🐌🐌🐌🐌

Ja tą piosenkę kocham. Więc się nią chwalę by było fajnie. I jeszcze trochę się pochwalę. Idę sobie jutro z resztką klasy, która jeszcze chodzi do szkoły, do kina na Jurassic Word. Będzie fajnie.

I rozdziału wczoraj nie było bo zaczęłam pisać taką jeszcze inną książkę. Tak jakby ktoś się martwił (pisze mimo, że wie, że nikogo to nie obchodzi). 

No to pa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro