Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Bucky szedł w stronę akademika. Wczoraj całe popołudnie sprzątał swój pokój, aby na tego nowego nie zawaliła się góra jego rzeczy. Przez dwa miesiące bez sprzątania uzbierało się ich trochę.

Nic o nowym nie wiedział i nie był zbytnio ciekawy. Miał co do niego proste wymagania. Nie chciał by nowy był rozgadany i zbytnio ciekawski.

Najlepiej byłoby gdyby on siedział na swojej części pokoju, a Bucky na swojej. Nic prostszego.

Wspiął się na piętro C i ruszył w stronę drzwi do pokoju.

-Witaj- odezwała się Mantis, jego zdziwaczała kosmiczna sąsiadka z przeciwka.

-Cześć- odpowiedział lekko spięty. Od początku ich znajomości przerażała go. Te jej dziwaczne czułki. Był pewny, że ona nigdy nie mrugała przy nim.

-Jakie odczuwasz emocje?- zapytała patrząc Bucky'mu prosto w oczy. Zanim zdążył odpowiedzieć ktoś zawołał z drugiego końca korytarza:

-Mantis!

Była to jej współlokatorka Nebula. Ona mimo, że miała niebieską skórę, była w pół droidem i była łysa wydawała się normalniejszą mieszkanką przeciwległego pokoju.

-Ile razy ci mówiłam, żebyś nie straszyła innych ludzi.

-Przepraszam Nebulo. Pa Bucky- powiedziała i zniknęła za drzwiami do 245.

-Cześć Neb jak tam u ciebie?- Zimowy Żołnierz zwrócił się do pozostałej na korytarzu kosmitki.

-Nie narzekam. Muszę tylko ciągle jej przypominać, że na ziemi ludzie nie podchodzą ciągle do siebie i nie pytają o uczucia.

-W końcu musi się nauczyć.

-Mam nadzieję. Muszę już iść. Pa.

-Pa.

Kiedy zniknęła stanął chwilę przed drzwiami do 244. Nie wiedział kogo tam spotka. A może ten nowy przyjedzie dopiero wieczorem. Miał się pojawić w piątek, nie powiedziano dokładnej godziny.

Kiedy tylko przekroczył drzwi pokoju od razu to zauważył. Było oparte o starą walizkę przy drugim łóżku. Długie jak kij do baseballu i wykonane chyba ze złota. Dwa ostrza na jednym końcu sprawiały, że przypominało dzidę. Jednak umieszczony między nimi niebieski kryształ nadawał temu królewski wygląd. "To berło" ta myśl przemknęła mu przez głowę.

Dopiero potem zobaczył kto siedzi na łóżku. Właścicielem berła okazał się czarnowłosy chłopak w skórzanej kurtce. Przeglądał podręczniki, lecz kiedy Bucky wszedł spojrzał na niego swoimi zielonymi oczami.

-Cześć jestem Bucky Barnes- przywitał się z nowym.

-Loki Laufeyson- mówiąc to chłopak wstał i uścisnął wyciągniętą do niego dłoń.

-Więc witaj w naszej szkole, Loki. Do której grupy należysz?

-Dzięki. Jakiej grupy?

-Jeśli masz jakieś zdolności, moce lub panujesz na jakąś rzeczą- mówiąc to zetknął na berło- to należysz do bohaterów. Jeśli jesteś zwykły jesteś w szeregach agentów. Więc jak?

-Chyba bohaterowie, chociaż ja tak bym siebie nie nazwał.

-Ja też. Witaj w klubie.

Chyba nawet polubił tego Lokiego. Chciał już wrócić do swoich zajęć jednak ktoś zapukał w drzwi. Zaraz potem do pokoju wszedł Thor.

-Cześć Thor poznaj...

-Doskonale wiem kim on jest- przerwał mu Gromowładny- Widzę, że już poznałeś mojego brata.

Ostatnie słowa powoli docierały do umysły Bucky'go. Thor ma brata? No może wspomniał o nim raz czy dwa, lecz bardzo rzadko.

Kiedy wcześniej wyobrażał sobie rodzeństwo asgardczyka widział podobnego do Thora wysportowanego, wysokiego chłopaka o blond czuprynie.

Loki w ogóle kogoś takiego nie przypominał.

-Aha- powiedział na głos.

-Więc jeśli pozwolisz porwę na jakiś czas Lokiego- mówiąc to złapał Zielonookiego, który szybko sięgnął po berło. Kiedy Loki wychodził rzucił Bucky'mu błagalne spojrzenie.

Drzwi się zamknęły i Zimowy Żołnierz został sam. Nadal nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą stało.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro