Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

58

Nick Fury ledwo usłyszał telefon w całym zamieszaniu. Sam sprawdzał nowych agentów T.A.R.C.ZY. na ich pierwszej większej misji. Musieli odbić kolejne laboratorium Hydry. Ostatnio coraz częściej dowiadywali się o lokalizacji ich placówek. 

"Zbyt często" pomyślał dyrektor chowając się przed strzałami za skrzyniami.

-Dajcie mi bazookę!- wykrzyknął i sięgnął po telefon- Czego?

-Panie dyrektorze  jest możliwość epidemii- usłyszał głos jednej z pielęgniarek ze szkoły.

-Jeśli znowu podali w stołówce nieświeże burito to nie jest znowu żadna epidemia, tylko zatrucie pokarmowe. Jeśli też dzieciaki znowu urządziły sobie wspólne pływanie w stawie i mają gorączki albo grypy to też nie jest wystarczający powód by dzwonić akurat teraz!

-To nie jest żadne zatrucie, ani choroba spowodowana przez kąpiel w stawie.

-Kurwa! Dajcie mi tą pieprzoną bazookę!- wychylił się i postrzelił kilku agentów.

-Dyrektorze słownictwo.

-Jestem dyrektorem i nie podlegam pod regulamin uczniowski. No to co tam się dzieje?

-Mamy trzy przypadki zachorowań. Każdy ma inne objawy. Prawie śmiertelny brak energii, strasznie wysoka gorączka i hipotermia.

-Hipotermia?

-Dokładnie.

-Wreszcie bazooka!- Fury wystrzelił rakietę prosto w wejście. Z gruzów wystawały liczne ręce z pistoletami-Zajmij się nimi. Przytrzymaj przy życiu jeśli jest możliwość śmierci. Mam dość pisania listów kondolencyjnych do rodziców.

W tym momencie usłyszał wybuch.

-Obleje tych debili!

******

Tony przeszedł pomiędzy łóżkami szpitalnymi. Było pewne, że się zgubił. Każdy pokój wyglądał tak samo. Takie same łóżka, zasłony, krzesła i cała reszta. Wiedział, że powinien skręcić w lewo przy pierwszym zakrętem. Rzadko kiedy bywał w skrzydle szpitalnym. 

Wyszedł na korytarz. Był pusty i ciemny. Stark ruszył po linoleum. Był w połowie korytarza kiedy usłyszał skrobanie. Rozejrzał się lecz nikogo nie zauważył.  Wzruszył tylko ramionami i ruszył dalej. Kiedy tylko to zrobił dźwięk się powtórzył. Znów się obrócił. Tym razem coś zauważył. Na ścianie za nim pojawił się napis. Litery były złote i świeciły. Cała wiadomość brzmiała tak:

"Stark! Ratuj! To nie jest żaden żart! Jak tylko się obudzę będę potrzebował twojej pomocy! Twojej i całej reszty. Cały świat jest w niebezpieczeństwie.

Dr Stephen Strange"

-Co ty z tym doktorem? Jeśli udało ci się wyczarować taki fajny napis to powiedz mi gdzie leżysz?

Napis zniknął. Po chwili pojawiły się nowe litery, tak samo złote i świecące jak poprzednie. 

"Korytarzem do końca i skręć w prawo. Potem schodami w górę i pierwsze drzwi na lewo. Jak mogłeś się tu zgubić?"

-A jak ty możesz to pisać? Dobra idę. Nie będę się kłócić ze ścianą.

Tony ruszył drogą tak jak było napisane. Wreszcie trafił do odpowiedniego pokoju.

-Wyglądasz okropnie- powiedział Loki podnosząc wzrok znad książki.

-Ty też tu?

-Niestety. 

Tony spojrzał na Strange'a śpiącego łóżko dalej. 

-On na pewno się nie ruszał?

-Śpi odkąd przynieśliście go tutaj.

-Taa... A jak tam życie?

-Bywało lepiej. Umieram.

Loki naprawdę wyglądał niewyraźnie. Miał podkrążone oczy, a jego skóra była strasznie blada. 

-A nie wyglądasz. 

Spojrzał na niego swoimi zielonymi oczami. Wyglądało na to, że ukrywał niewyobrażalny ból.

-Uwierz mi. Wiem jak się umiera. To nie jest mój pierwszy raz. Mam doświadczenie.

-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła!- wykrzyknęła Wanda do siedzącego przy niej Steve'a- Teraz już rozumiem czemu zerwaliście!

*****

Tony przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze. W tym nowym garniturze wyglądał nieziemsko. Podszedł do szafy i wyciągnął dwa krawaty. Jeden granatowy i drugi karmazynowy.

-Który?- zapytał asgardzczyka siedzącego na łóżku.

-Eeee...Niebieski. Nie, czerwony

-To nie czerwień tylko karmazyn. Czerwień jest jaśniejszy, a karmazyn jest ciemniejszy z delikatną domieszką błękitu- odpowiedział, ale ubrał ten drugi krawat.

Podszedł jeszcze do komody przy oknie. Otworzył szufladę i przywitały go rzędy świecących zegarków.

-Dobra panowie- powiedział do zegarków, ignorując spojrzenie Thora- który z was pomoże mi oczarować Pepper?

Po chwili zdecydował się na złoty zegarek ze szkarłatną tarczą.

"Będzie idealnie pasować do tych złotych okularów  z czerwonymi szkłami Ej, a co się tu dzieje?"

Wyjrzał przez okno i zobaczył tam Petera i jakąś blondynkę trzymających się za ręce. To jednak nie przykuło uwagi Starka.

Pobiegł do szafy, wyciągnął sweter i wrócił do okna. Poczekał, aż Peter i Kate podejdą pod jego okno. Chyba właśnie mieli się pocałować ale nie wyszło. sweter spadł idealnie na głowę Spidermana.

-Ubierz się dzieciaku! Zimno jest!- zawołał Tony i zamknął okno.

-Tak jest- powiedział chłopak i posłusznie ubrał sweter.

****

-Tony ta restauracja jest niezwykła- powiedziała Pepper przeglądając menu.

-Wiem. Zupełnie jak ja- odparł z uśmiechem milioner.

-Dobrze, że ci się podoba panno Pots. Tony strasznie się martwił kiedy sobie wczoraj przypomniał o rocznicy- powiedział Vision siedzący koło Starka.

Pepper spojrzała na swojego chłopaka i na robota. Tony westchnął.

-Vision wyciągnij kajecik- powiedział.

Robot wziął zeszyt i długopis które leżały koło jego talerza.

-Masz kajecik i długopis? To dobrze. No to notuj: nigdy nie przyznawaj się przy swojej dziewczynie, że zapomniało się o rocznicy. Zapisałeś? To super.

Vision zrobił notatkę i odłożył zeszyt. 

-Tony. On misi tu być? Bez urazy Vision.

-Nic się nie stało panno Pots.

****************************

Kto już po Deadpoolu?

Ja jeszcze nie, ale się szykuję. 

Ta będzie genialne!

I jeszcze wybieram się na pierwszy solowy film ze świata Star Wars czyli Hana Solo. Oni chyba specjalnie to zrobił.

Pa! Pajączki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro