58
Nick Fury ledwo usłyszał telefon w całym zamieszaniu. Sam sprawdzał nowych agentów T.A.R.C.ZY. na ich pierwszej większej misji. Musieli odbić kolejne laboratorium Hydry. Ostatnio coraz częściej dowiadywali się o lokalizacji ich placówek.
"Zbyt często" pomyślał dyrektor chowając się przed strzałami za skrzyniami.
-Dajcie mi bazookę!- wykrzyknął i sięgnął po telefon- Czego?
-Panie dyrektorze jest możliwość epidemii- usłyszał głos jednej z pielęgniarek ze szkoły.
-Jeśli znowu podali w stołówce nieświeże burito to nie jest znowu żadna epidemia, tylko zatrucie pokarmowe. Jeśli też dzieciaki znowu urządziły sobie wspólne pływanie w stawie i mają gorączki albo grypy to też nie jest wystarczający powód by dzwonić akurat teraz!
-To nie jest żadne zatrucie, ani choroba spowodowana przez kąpiel w stawie.
-Kurwa! Dajcie mi tą pieprzoną bazookę!- wychylił się i postrzelił kilku agentów.
-Dyrektorze słownictwo.
-Jestem dyrektorem i nie podlegam pod regulamin uczniowski. No to co tam się dzieje?
-Mamy trzy przypadki zachorowań. Każdy ma inne objawy. Prawie śmiertelny brak energii, strasznie wysoka gorączka i hipotermia.
-Hipotermia?
-Dokładnie.
-Wreszcie bazooka!- Fury wystrzelił rakietę prosto w wejście. Z gruzów wystawały liczne ręce z pistoletami-Zajmij się nimi. Przytrzymaj przy życiu jeśli jest możliwość śmierci. Mam dość pisania listów kondolencyjnych do rodziców.
W tym momencie usłyszał wybuch.
-Obleje tych debili!
******
Tony przeszedł pomiędzy łóżkami szpitalnymi. Było pewne, że się zgubił. Każdy pokój wyglądał tak samo. Takie same łóżka, zasłony, krzesła i cała reszta. Wiedział, że powinien skręcić w lewo przy pierwszym zakrętem. Rzadko kiedy bywał w skrzydle szpitalnym.
Wyszedł na korytarz. Był pusty i ciemny. Stark ruszył po linoleum. Był w połowie korytarza kiedy usłyszał skrobanie. Rozejrzał się lecz nikogo nie zauważył. Wzruszył tylko ramionami i ruszył dalej. Kiedy tylko to zrobił dźwięk się powtórzył. Znów się obrócił. Tym razem coś zauważył. Na ścianie za nim pojawił się napis. Litery były złote i świeciły. Cała wiadomość brzmiała tak:
"Stark! Ratuj! To nie jest żaden żart! Jak tylko się obudzę będę potrzebował twojej pomocy! Twojej i całej reszty. Cały świat jest w niebezpieczeństwie.
Dr Stephen Strange"
-Co ty z tym doktorem? Jeśli udało ci się wyczarować taki fajny napis to powiedz mi gdzie leżysz?
Napis zniknął. Po chwili pojawiły się nowe litery, tak samo złote i świecące jak poprzednie.
"Korytarzem do końca i skręć w prawo. Potem schodami w górę i pierwsze drzwi na lewo. Jak mogłeś się tu zgubić?"
-A jak ty możesz to pisać? Dobra idę. Nie będę się kłócić ze ścianą.
Tony ruszył drogą tak jak było napisane. Wreszcie trafił do odpowiedniego pokoju.
-Wyglądasz okropnie- powiedział Loki podnosząc wzrok znad książki.
-Ty też tu?
-Niestety.
Tony spojrzał na Strange'a śpiącego łóżko dalej.
-On na pewno się nie ruszał?
-Śpi odkąd przynieśliście go tutaj.
-Taa... A jak tam życie?
-Bywało lepiej. Umieram.
Loki naprawdę wyglądał niewyraźnie. Miał podkrążone oczy, a jego skóra była strasznie blada.
-A nie wyglądasz.
Spojrzał na niego swoimi zielonymi oczami. Wyglądało na to, że ukrywał niewyobrażalny ból.
-Uwierz mi. Wiem jak się umiera. To nie jest mój pierwszy raz. Mam doświadczenie.
-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła!- wykrzyknęła Wanda do siedzącego przy niej Steve'a- Teraz już rozumiem czemu zerwaliście!
*****
Tony przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze. W tym nowym garniturze wyglądał nieziemsko. Podszedł do szafy i wyciągnął dwa krawaty. Jeden granatowy i drugi karmazynowy.
-Który?- zapytał asgardzczyka siedzącego na łóżku.
-Eeee...Niebieski. Nie, czerwony
-To nie czerwień tylko karmazyn. Czerwień jest jaśniejszy, a karmazyn jest ciemniejszy z delikatną domieszką błękitu- odpowiedział, ale ubrał ten drugi krawat.
Podszedł jeszcze do komody przy oknie. Otworzył szufladę i przywitały go rzędy świecących zegarków.
-Dobra panowie- powiedział do zegarków, ignorując spojrzenie Thora- który z was pomoże mi oczarować Pepper?
Po chwili zdecydował się na złoty zegarek ze szkarłatną tarczą.
"Będzie idealnie pasować do tych złotych okularów z czerwonymi szkłami Ej, a co się tu dzieje?"
Wyjrzał przez okno i zobaczył tam Petera i jakąś blondynkę trzymających się za ręce. To jednak nie przykuło uwagi Starka.
Pobiegł do szafy, wyciągnął sweter i wrócił do okna. Poczekał, aż Peter i Kate podejdą pod jego okno. Chyba właśnie mieli się pocałować ale nie wyszło. sweter spadł idealnie na głowę Spidermana.
-Ubierz się dzieciaku! Zimno jest!- zawołał Tony i zamknął okno.
-Tak jest- powiedział chłopak i posłusznie ubrał sweter.
****
-Tony ta restauracja jest niezwykła- powiedziała Pepper przeglądając menu.
-Wiem. Zupełnie jak ja- odparł z uśmiechem milioner.
-Dobrze, że ci się podoba panno Pots. Tony strasznie się martwił kiedy sobie wczoraj przypomniał o rocznicy- powiedział Vision siedzący koło Starka.
Pepper spojrzała na swojego chłopaka i na robota. Tony westchnął.
-Vision wyciągnij kajecik- powiedział.
Robot wziął zeszyt i długopis które leżały koło jego talerza.
-Masz kajecik i długopis? To dobrze. No to notuj: nigdy nie przyznawaj się przy swojej dziewczynie, że zapomniało się o rocznicy. Zapisałeś? To super.
Vision zrobił notatkę i odłożył zeszyt.
-Tony. On misi tu być? Bez urazy Vision.
-Nic się nie stało panno Pots.
****************************
Kto już po Deadpoolu?
Ja jeszcze nie, ale się szykuję.
Ta będzie genialne!
I jeszcze wybieram się na pierwszy solowy film ze świata Star Wars czyli Hana Solo. Oni chyba specjalnie to zrobił.
Pa! Pajączki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro