41
W końcu udało się uśpić wszystkie dzieci. Kiedy spały Bruce przeszedł nad nimi i podszedł od tyłu do zakneblowanego Tony'ego.
Darcy spała na kanapie. Twarz miała zakrytą książką. Przez ostatnie pół godziny czytała Strange'owi i Lokiemu. Na początku próbowała ich zaciekawić jakąś bajką dla dzieci, ale nie działało. Dopiero kiedy wzięła książkę Kinga, usiedli na dywanie i słuchali.
Bliźniętami zajął się naukowiec. Bawili się w różne rzeczy. W chowanego, berka i ciuciubabkę.
Bucky tymczasem nie chciał nikogo dopuścić do Starka. Chodził wkoło jego krzesła jak żołnierz, pistoletem do paintballa gotowym do strzału.
Pierwszy padł Pietro który przez sen ssał kciuka, potem Strange. Wanda zasnęła o 21. Bucky usnął dwie godziny później, trzymając pistolet jak misia. Loki padł dopiero o północy.
Banner odwiązał Tony'ego od krzesła. Potem jeszcze pomógł mu ściągnąć knebel. Tony wstał. Wszystkie części ciała miał mu zdrętwiały.
-Cały jesteś?- spytał go naukowiec.
-Chyba tak. Ale to było okropne. Mówię ci.
-Chodź maszyna już jest gotowa.
-Mam wrażenie jakby moje nogi zasnęły- stwierdził Tony.
Ruszyli w stronę wyjścia zatrzymali się jednak w połowie drogi. W rogu pokoju przykryty kocem Loki przewrócił się na drugi bok.
Dwaj Avengersi nie chcieli nikogo obudzić, mieliby wtedy kolejny problem, a w szczególności jego.
Tony nie wiedział w jaki sposób ale ten dzieciak w jakiś sposób chyba dowodził resztą. Nie wydawał żadnych konkretnych rozkazów. Jednak od słowa do słowa i w jakiś sposób sprawiał, że wszyscy robili co chciał. Przerażało go to.
Stali tak licząc w myślach do stu. Kiedy skończyli liczyć ruszyli dalej.
Wyszli na korytarz i szybko zamknęli drzwi. Bruce odetchnął z ulgą. Ruszyli razem korytarzem.
-Nauczyłeś się czegoś Tony?- spytał go Banner kiedy przechodzili między budynkami.
-Mówisz zupełnie jak mój ojciec. Ale tak nauczyłem się dużo dzisiaj.
-A czego?
-Więc tak... Pietro ssał kciuka jako dziecko. Strange chciał zostać kosmonautą, a Wanda księżniczką. Bucky uwielbia śliwki, a Loki w wieku czterech lat był czystym złem.
-Serio? Tego?
-Tak. A miałem czegoś innego?
-Na przykład tego, że nie wolno eksperymentować z magicznymi artefaktami?!
-Magia nie istnieje.
Weszli do laboratorium. Na kilku stołach rozłożona była ogromna maszyna. W koło niej kręciło się kilka robotów. Składały się głównie z stojaków na kółkach i umieszczonych na nich metalowych łap.
To one składały nowy wynalazek. Ten miał wielką antenę. Miała ona rozsyłać specjalne promienie które działały tylko na wcześniej napromieniowanych.
Tony podszedł do dźwigni, Bruce tymczasem sprawdzał przy komputerze czy wszystko gra. Kiedy wszystko było w porządku Stark ją pociągnął.
Wszystkie lampy kontrolne zaczęły świecić, a w pokoju zrobiło się cieplej, a po chwili cały budynek pogrążył się w ciemnościach.
Jedynym źródłem światła były latarki podłączone do robotów.
Bruce pobiegł do akademika. Wszedł do pokoju i zastał tam wszystkich w tych samych miejscach, ale tym razem byli już w swoim wieku.
Podszedł do Darcy i potrząsnął ją. Ona szybko się obudziła się z krzykiem.
-Uspokój się. To tylko ja.
-Przez tą książkę będę miała koszmary do końca życia. Jak on może spać spokojnie- wskazała na śpiącego na kanapie Strange'a. Owinął się ciasno peleryną.- Ale on dziwnie teraz wygląda.
W laboratorium Tony powiedział do maszyn:
-Dobra, teraz macie to wszystko rozmontować, a cały plan tego czegoś schować do teczki. Zawsze może się przydać.
*****
Thor obudził się zadziwiająco wcześnie jak na niego, czyli o 6. Od razu wyskoczył z łóżka i pobiegł do salonu.
Nawet się nie przebrał. Był ciągle w pidżamie, która składała się z luźnego T-shirtu i bokserek, chociaż zwykle spał w samych bokserkach.
Wpadł do salonu. Wszyscy ciągle spali jednak Lokiego wśród nich nie było. Wszedł jeszcze do kuchni i tam go zastał.
Miał na sobie nowe ubranie. Wszystko wskazywało na to, że obudził się już dawno i zaliczył całą poranną toaletę.
Siedział przy metalowym stole kuchennym i kończył jeść tosta.
Thor szybko do niego podszedł i go przytulił. Ten szybko się jednak odsunął.
-Bracie co ci jest?- spytał go gromowładny.
-Mógłbym zapytać ciebie o to samo. Masz jakiś atak czy coś? Mam wzywać lekarza?
-Ja się tylko o ciebie martwiłem. I cieszę się, że nic ci nie jest.
-A może gorączkę, bo bredzisz.
-Staram się być tylko dobrym starszym bratem i chcę się tobą opiekować.
-Czekaj... Że co?! Czasy kiedy potrzebowałem opieki już dawno minęły, a wtedy się nie popisałeś.
-Nie uważam, że wtedy było aż tak źle.
-Pomyślmy... Zostawiłeś mnie w lesie i przez dwa dni nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Gdyby nie wilki pewnie bym tam umarł.
Thor nie lubił wilków. Miał z jednym naprawdę nieprzyjemne wspomnienia z wczesnego dzieciństwa.
-Wieczne wciąganie mnie w swoje problemy. Jak wtedy kiedy użyłeś run chociaż mieliśmy zakaz. Zwalanie winy zawsze na mnie. Nigdy nie stawałeś w mojej obronie. I nie wolno zapomnieć o walkach jakie organizował nam Wszechojciec.
-Loki proszę daj mi teraz szansę.
-Zadam ci jedno pytanie. Kiedy mam urodziny?
Takie proste pytanie, jednak Thor miał z nim problem. Próbował sobie przypomnieć kiedy po raz ostatni je obchodził. Dawno to było.
Na jego urodziny zawsze była organizowana wielgachna uroczystość i do tego bal.
-Masz urodziny 27 stycznia?- zgadywał.
-I jak mam traktować twoje zapewnienia poważnie?- odparł Loki wkładając talerz do zmywarki. Obrócił się na pięcie i już miał zamiar wychodzić.
-To powiedz mi chociaż kiedy one są- poprosił go jeszcze blondyn.
-17 grudzień, ale i tak pewnie nie zapamiętasz- odparł i wyszedł.
🐭🐭🐭🐭🐭🐭🐭
Moi drodzy Czytelnicy, nie bądźmy jak Thor. Pamiętajmy o urodzinach Lokiego ( ma już 1051 lat).
Ja nie umiem składać życzeń ale spróbuję:
Życzę ci byś spełnił wszystkich swych marzeń i zachcianek. Podbicia ziemi i załatwienia Thanosa tak by się nie pozbierał
To chyba tyle...
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro