27
We wtorek stres związany z psychologiem wcale się nie zmniejszył, lecz odwrotnie. Ci którzy jeszcze nie zostali wezwani siedzieli jak na szpilkach.
Pierwsza tego dnia była Laura. Potem zniknęła Nebula.
Steve próbował się skupić na lekcji lecz Tony ciągle go zaczepiał. Próbował go ignorować.
-Steve... Steve... Steven... Stevie...
-Czego?- nie wytrzymał.
-Będziesz kolejny.
-Kolejny? Do czego?
-Do psychologa.
-Skąd ty to wiesz?
-Mam swoje sposoby. Podrzuciłem mu do gabinetu małego drona. I teraz wszystko widzę.
-Podsłuchujesz czyjeś rozmowy z psychologiem?! Tak nie można!
-Nie podsłuchuję. Nie zdążyłem zamontować w dronie mikrofonu. Jest tylko kamera.
-Masz go teraz wyłączyć!- w tym momencie dostał wiadomość.
-Nic nie obiecuję.
Ruszył pustym korytarzem. Kiedy mijał Nebulę.
-Hej, jak było?- zagadał.
-A co cię to obchodzi?- warkneła.
"Jak Bucky to robi? Dla niego jest miła" myślał. Wszedł do gabinetu.
-To musiało być dziwne. Odkryć, że przespało się 70 lat- powiedział w końcu Newman. Siedzieli tak od pewnego czasu.
-To było bardzo dziwne. Trudno było się do tego przyzwyczaić. Tyle mnie ominęło. Jednak na pocieszenie mam to, że są gorsze przypadki.
-Czyli kto?
-Thor. On nawet nie urodził się na ziemi. Niedawno odkrył, że zebry to nie są pomalowane konie. I nadal nie wierzy w istnienie dziobaka. Twierdzi, że takie zwierzę nie ma prawa istnieć.
-A co z Bucky'm? Znaliście się jeszcze przed wojną.
-Byłem pewny, że zginął, a potem była jeszcze ta sprawa z utratą pamięci. Ciągle czasami mam wrażenie, że mnie nie rozpoznaje.
Kiedy tylko wyszedł prawie wpadł na Pietra.
-Chłopie ile ty tam siedziałeś?
-A co?
-Siedzę tu już chyba wieczność.
-To powodzenia.
Po powrocie do klasy poczuł, że całe napięcie które wcześniej narastało uleciało.
-Co się dzieje?- zapytał Bucky'go
-Stark mówi wszystkim kolejność w jakiej pójdą do tego gościa.
-I co?
-Zaraz pójdzie ten robot.
-Vision?
-Tak, następnie ja, potem Natasza, pająk i Banner.
-Ty idziesz dzisiaj?
-Tak.
Po pół godzinie zanim Vision wyszedł Pietro już przybiegł. Bucky nie przejął się zbytnio tym, że zaraz on tam pójdzie. Nie rozumiał czemu inni się tak bali.
Kiedy tylko dostał wiadomość poszedł do tego psychologa. "Co jest w nim takiego strasznego? Zwyczajny człowiek i tyle".
-Pochodzisz z czasu trwania II Wojny Światowej?
-Tak.
-Wypadłeś z pociągu prosto w przepaść, tracąc przy tym rękę?
-Tak.
-Znalazła cię Hydra, wyposażyła i wyszkoliła cię na zabójcę?
-Tak.
-Wyczyściła ci pamięć i zmusiła do wykonywania misji?
-Tak.
-A ja myślałem, że poprzedni to był trudny przypadek. Ale wracając do ciebie. Czujesz się jakoś dziwnie po odzyskaniu pamięci?
-Nie.
-A w związku z Rogersem? Z tego co wiem kiedy się pierwszy raz spotkaliście w XXI wieku, próbowałeś go zabić. Nie czujesz się przy nim jakoś niezręcznie?
-Nie.
- A jak się czułeś kiedy powróciłeś do ojczyzny? Już w pełni świadomy swoich wcześniejszych czynów.
Bucky wzruszył tylko ramionami. Kiedy już wyszedł na korytarzu spotkał Parkera. Chłopak wyglądał na przerażonego.
Peter nigdy nie lubił psychologów. Zawsze miał wrażenie, że czytają mu w myślach. Starał się ich uniknąć tak jak to było możliwe.
-Witaj- powiedział Newman kiedy tylko pająk wszedł.
-Ugryzienie zmutowanego pająka musiało boleć.- stwierdził po pewnym czasie.
-No tak- starał się odpowiadać najzwięźlej jak tylko mógł. Przecież jego odpowiedzi napędzały tylko psychologa. Po co dawać mu broń której użyje na nim.
-Nie jesteś zawiedziony, że to był właśnie pająk? Dużo ludzi darzy niechęcią te właśnie owady.
-Pajęczaki.
-Słucham?
-Pająki nie są owadami, tylko pajęczakami. To dość częsty błąd.
-Dobrze...
-Mimo tam się podoba bycie Spidermanem. Uważam, że pająk jest o wiele lepszy, niż taka na przykład świnka. Byłbym wtedy Pigmanem i miałbym moc super taplania się w błocie.- po chwili dotarło do niego co właśnie powiedział. "Pewnie teraz ten gość uważa mnie za świrusa. Szkoda, że nie mam aniołka na jednym ramieniu, a diabełka na drugim. Tak jak w kreskówkach. Oni na pewno by mi pomogli".
Kiedy wyszedł ucieszył się. Miał to już za sobą. Nie musiał się już martwić, że do otrzymania wyników.
Natasza szła powoli. Nie śpieszyła się. Na tego Newmana miała już przygotowaną strategię. Będzie mówiła mu najmniej istotne szczegóły swojego życia. Lepiej nie kłamać, a jak już to w ostateczności.
-Więc Nataszo... Mogę tak się do ciebie zwracać?
-To podobno wolny kraj.
-Zostałeś wyszkolona w Czerwonej Komnacie. To prawda?
-Tak jak napisano w aktach.
-Jak tam było?
-A jak może być w rosyjskiej szkole baletu i szpiegostwa? Trzeba było mieć nerwy ze stali. A jedzenie dawali okropne.
-Nie cieszysz się, że projekt został zamknięty?
-To było najlepsze co mogło się mu przytrafić.
-Ciągle jednak trenujesz balet. Czy nie sprawia ci to bólu związanego z okropnymi przeżyciami z dzieciństwa?
-Czego się nie robi dla rzeczy które się kocha.
Ostatni tego dnia był Bruce. Z nim rozmowa była najnormalniejsza. Nie starał się niczego ukrywać. Nie miał żadnych planów, czy strategii. Był szczery.
Newman nie mógł uwierzyć, że to właśnie ten chłopak kiedy się zezłości zmienia się w ogromnego zielonego potwora. A im bardziej jest wściekły tym silniejszy się robi.
"Najwidoczniej nic tutaj nie jest tym na co się wydaje".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro