19
Plan Wandy zadziałał. Clint szedł właśnie z Laurą po parku. Wszystko co mówiła potwierdzało to co o niej myślał, kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Była niezwykła, urocza. Śmiała się z jego żartów.
-I mówisz, że nigdy nie pudłujesz?- zapytała przyglądając się uważnie Clintowi.
-Tak. Pokazał bym ale nie mam przy sobie łuku.
-Można pokazać to bez łuku- powiedziała, po czym schyliła się podniosła kamień i mu podała. Po tym wskazała najbardziej oddalone drzewo- Na jego korze jest wyryte serce. Widzisz je?
-Tak i co mam w nie trafić? Łatwizna.
-Nie w nie. Nad nim jest mała dziupla. Traf w nią.
Clint wytężył wzrok. Dziupla miała wielkość pięści dziecka. Serce w porównaniu z nią było ogromne. Spojrzał na kamyk. Miał nieregularny kształt. Musiał idealnie wcelować w środek, bo inaczej się nie zmieści.
-Patrz na mistrza- powiedział po czym wziął zamach. Rzucił. Widział jak w zwolnionym tempie jak kamyk leciał. Leciał i leciał. Trafił.
-Widziałaś?- zapytał zadowolony z siebie.
-Chodź sprawdzić- powiedziała i pobiegła w stronę drzewa.
Clint ruszył za mną. Biegał szybko ale mnie mógł jej dogonić. Była naprawdę szybka. Dobiegła pierwsza.
-Ruszasz się jak much a smole.
-Bo mnie zaskoczyłaś.
-Życie jest jedną wielką niespodzianką, więc trzeba się przyzwyczaić.
-Dobra. I co trafiłem, czy nie?
Laura włożyła rękę do dziupli. Szukała przez moment po czym wyciągneła go.
-Brawo udało ci się trafić.
-Mówisz to jakby to był przypadek.
-Dobra udowodniłeś właśnie, że umiesz trafić do celu.
-Od teraz masz mnie nazywać Clint Wspaniały.
Uśmiechnęła się do niego. Po ten ruszyli w dalej. Opowiadali sobie nawzajem śmieszne historię, a potem się z nich razem śmiali.
-I dlatego właśnie nigdy nie wolno słuchać się Starka- zakończył swoją opowieść.
-A ty i Romanoff to coś poważnego?- zapytała Laura.
-Natasza? Nie to tylko moja przyjaciółka. Dlaczego cała szkoła uważa, że jesteśmy parą?
-Bo do siebie pasujecie. Jako jedyni w Avengers nie macie jakiś nadludzkich zdolności.
-Stark też nie ma.
-On ma zbroje. I to dziwne świecące coś na klacie.
-To reaktor łukowy, ale twoja nazwa jest o wiele lepsza. Tylko przy nim tak nie mów, bo zrobi ci pięciogodzinny wykład.
-Mówisz jakbyś sam to przeżył.
-Bo przeżyłem. To jest jeden z powodów dlaczego chciałbym cofnąć czas.
-Więc ty i Natasza nie jesteście razem?
-Nie i nigdy nie będziemy.
Nagle z krzaków coś wyskoczyło i rzuciło się na Clinta. Coś dużego i puchatego.
Laura pomogła poskromić potwora. Clint dopiero kiedy stanął na nogi zorientował się, że to był pies. Obklejony błotem i liśćmi, ale zwykły pies, machający radośnie ogonem.
-Jaki on uroczy- powiedziała Laura głaszcząc go.
-Trzeba sprawdzić, czy ma obrożę- odparł Clint. Pochylił się nad nim i zaczął szukać. Niczego jednak nie znalazł.
-Musimy go odstawić do schroniska- stwierdziła towarzyszka Clinta. Ten jednak popatrzył prosto w oczy psa. W jednej chwili podjął decyzję.
-Nie trzeba, ja go wezmę.
-Jesteś pewien. Nie wiem, czy w szkole można trzymać zwierzęta.
-Dam sobie jakoś radę.
Tak razem z nowym towarzyszem ruszyli w stronę szkoły. Przed bramą jeszcze Laura zapytała:
-A jak go nazwiesz?
-Lucky- zdecydował- Panno Lauro Johnson przedstawiam ci Lucky'go.
Pies radośnie zaszczekał słysząc swoje nowe imię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro