Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

Plan Wandy zadziałał. Clint szedł właśnie z Laurą po parku. Wszystko co mówiła potwierdzało to co o niej myślał, kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Była niezwykła, urocza. Śmiała się z jego żartów.

-I mówisz, że nigdy nie pudłujesz?- zapytała przyglądając się uważnie Clintowi.

-Tak. Pokazał bym ale nie mam przy sobie łuku.

-Można pokazać to bez łuku- powiedziała, po czym schyliła się podniosła kamień i mu podała. Po tym wskazała najbardziej oddalone drzewo- Na jego korze jest wyryte serce. Widzisz je?

-Tak i co mam w nie trafić? Łatwizna.

-Nie w nie. Nad nim jest mała dziupla. Traf w nią.

Clint wytężył wzrok. Dziupla miała wielkość pięści dziecka. Serce w porównaniu z nią było ogromne. Spojrzał na kamyk. Miał nieregularny kształt. Musiał idealnie wcelować w środek, bo inaczej się nie zmieści.

-Patrz na mistrza- powiedział po czym wziął zamach. Rzucił. Widział jak w zwolnionym tempie jak kamyk leciał. Leciał i leciał. Trafił.

-Widziałaś?- zapytał zadowolony z siebie.

-Chodź sprawdzić- powiedziała i pobiegła w stronę drzewa.

Clint ruszył za mną. Biegał szybko ale mnie mógł jej dogonić. Była naprawdę szybka. Dobiegła pierwsza.

-Ruszasz się jak much a smole.

-Bo mnie zaskoczyłaś.

-Życie jest jedną wielką niespodzianką, więc trzeba się przyzwyczaić.

-Dobra. I co trafiłem, czy nie?

Laura włożyła rękę do dziupli. Szukała przez moment po czym wyciągneła go.

-Brawo udało ci się trafić.

-Mówisz to jakby to był przypadek.

-Dobra udowodniłeś właśnie, że umiesz trafić do celu.

-Od teraz masz mnie nazywać Clint Wspaniały.

Uśmiechnęła się do niego. Po ten ruszyli w dalej. Opowiadali sobie nawzajem śmieszne historię, a potem się z nich razem śmiali.

-I dlatego właśnie nigdy nie wolno słuchać się Starka- zakończył swoją opowieść.

-A ty i Romanoff to coś poważnego?- zapytała Laura.

-Natasza? Nie to tylko moja przyjaciółka. Dlaczego cała szkoła uważa, że jesteśmy parą?

-Bo do siebie pasujecie. Jako jedyni w Avengers nie macie jakiś nadludzkich zdolności.

-Stark też nie ma.

-On ma zbroje. I to dziwne świecące coś na klacie.

-To reaktor łukowy, ale twoja nazwa jest o wiele lepsza. Tylko przy nim tak nie mów, bo zrobi ci pięciogodzinny wykład.

-Mówisz jakbyś sam to przeżył.

-Bo przeżyłem. To jest jeden z powodów dlaczego chciałbym cofnąć czas.

-Więc ty i Natasza nie jesteście razem?

-Nie i nigdy nie będziemy.

Nagle z krzaków coś wyskoczyło i rzuciło się na Clinta. Coś dużego i puchatego.

Laura pomogła poskromić potwora. Clint dopiero kiedy stanął na nogi zorientował się, że to był pies. Obklejony błotem i liśćmi, ale zwykły pies, machający radośnie ogonem.

-Jaki on uroczy- powiedziała Laura głaszcząc go.

-Trzeba sprawdzić, czy ma obrożę- odparł Clint. Pochylił się nad nim i zaczął szukać. Niczego jednak nie znalazł.

-Musimy go odstawić do schroniska- stwierdziła towarzyszka Clinta. Ten jednak popatrzył prosto w oczy psa. W jednej chwili podjął decyzję.

-Nie trzeba, ja go wezmę.

-Jesteś pewien. Nie wiem, czy w szkole można trzymać zwierzęta.

-Dam sobie jakoś radę.

Tak razem z nowym towarzyszem ruszyli w stronę szkoły. Przed bramą jeszcze Laura zapytała:

-A jak go nazwiesz?

-Lucky- zdecydował- Panno Lauro Johnson przedstawiam ci Lucky'go.

Pies radośnie zaszczekał słysząc swoje nowe imię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro