Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18

-Jesteś pewna, że to wypali?- zapytał Clint Wandę. Oboje stali przed laboratorium.

-Tak. Jestem tego pewna. Laura i Sharon właśnie skończyły lekcje. Zaraz wyjdą, a my użyjemy zagrania "Czy znasz Clinta?".

-Czekaj... Ściągnąłaś to z jakiegoś serialu.

-Może, ale to nieistotne. Najważniejsze, że działa.

-Dobra. Co dalej mam robić?

-Ja odciągne Sharon, a ty zagadaj Laurę. Włącz swój urok osobisty i ją oczaruj. Potem zaproś ją na spacer po miejskim parku.

-Dlatego akurat spacer?

-Rozejrzyj się. Jest jesień. Liście są złote. Jest piękna pogoda. Ona na pewno to doceni.

-Ok. Ale czemu miejski park. Nasz szkolny jest niczego sobie.

-Tak, ale w miejskim nie ma ukrytych schronów, ani kamer bezpieczeństwa.

-Ale tamten jest tak daleko...

-Wychodzisz przez bramę i już jesteś w parku. Nie marudź.

-Tak jest.

-I jeszcze coś. Oddaj mi ten łuk i strzały.

-Czemu?- zapytał robiąc krok w tył.

-Bo masz wyglądać normalnie, a nie jak Robin Hood.

-Dobra- powiedział podając jej kołczan i złożony łuk- Tylko na nie uważaj. To bardzo delikatny sprzęt.

-O idą! Chodź. Pamiętaj masz zachowywać się naturalne.

Wanda pociągnęła Clinta w stronę dziewczyn. Wcześniej obgadała wszystko z Sharon.

-Cześć- zaczeła Wanda.

-O Wanda! Część. Właśnie szłyśmy do pokoju- odpowiedziała Sharon.

-Naprawdę? Lauro, czy znasz Clinta- zapytała przyjaciółkę dając znak Sharon, że czas się wycofać.

-Jeszcze nie miałam przyjemności. Laura Johnson jestem.

Clint jedna nic nie odpowiedział, patrzył tylko na Laurę. Wanda musiała interweniować. Tak by nikt nie zauważył nadepnęła na niego. To wyrwała go z transu.

-Tak, bardzo ładne imię. Ja jestem właśnie Clint. Clint Barton.

-No to my was zostawimy- powiedziała Wanda i pociągnęła za sobą agentkę Carter. Odeszły na tyle daleko by para ich nie zobaczyła, po czy się rozdzieliły.

Wanda wyciągnęła ukrytą wśród krzaków czapkę maskującą i lornetkę. Po czym wróciła okrężną drogą pod laboratorium. Schowała za krzakami i obserwowała. Musiała mieć pewność, że wszystko idzie zgodnie z planem. Niestety z tej odległości nie słyszała o czym rozmawiają Clint i Laura. Wszystko jednak wyglądało dobrze. Laura się śmiała, a łucznik coś mówił. Potem razem odeszli w stronę bramy. Wanda śledziła ich wzrokiem.

-Co takiego robisz- odezwał się ktoś koło niej.

Wanda aż podskoczyła. Rozejrzała się szybko. Koło niej kucał Vision patrząc na jej dziwną czapkę.

-Vision! Wystraszyłeś mnie! W ogóle nie słyszałam jak idziesz!

-Proszę o wybaczenie panno Maximoff. Ja tak naprawdę przeniknąłem przez roślinność.

-Mów mi po imieniu. Po prostu Wanda.

-Dobrze. Czy mogłabyś mi powiedzieć Wando, co takiego robisz?

-Pomagałam przyjacielowi. A ty skąd się wziąłeś?

-To skomplikowane. Jestem cybernetyczną wersją człowieka. Tak na prawdę zostałem wyprodukowany przez Kołyskę. Jednak dopiero panicz Star i pan Banner mnie włączyli...

-Chodziło mi po co tu przyszedłeś, a nie skąd się wziąłeś na świecie.

-Ah. Teraz twoje pytanie nabrało większego sensu. Ja właśnie szukałem ciebie, by cię zapytać... Ale kiedy ciebie zobaczyłem, poleciałem... Ja po prostu chciałem... Robisz coś w piątek?

Wanda przez chwilę patrzyła na niego nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

-Nie ja nie mam żadnych planów- udało jej się wydukać.

-Więc czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na pokaz filmowy do kina?

-Tak, oczywiście- powiedziała spokojnie, w środku jednak krzyczała że szczęścia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro