133
-Jesteś mną- zauważył Kapitan Hydra, patrząc na Steve'a wychodzącego zza zakrętu- Miałeś rację. Zobaczenie czegoś w na ekranie jest niczym niż rzeczywistości. Powinieneś pisać teksty motywujące.
Nie odłożył karabinu, ale także nie wystrzelił. Był gotowy zrobić to w każdej chwili. Steve w odpowiedzi na to, trzymał tarczę bliżej, niż normalnie. Prawie siebie nie poznał w tej brodzie. Warto zapamiętać, że jakby chciał, gdzieś zniknąć, wystarczy zapuścić zarost. I może trochę lepiej o niego dbać niż na załączonym obrazku. Ta wręcz prosi się o jakiekolwiek zajęcie się nią. Umyć, przeczesać, czy cokolwiek innego.
-Zabiłeś Spider-mana?- zapytał od razu. Chciał pozbyć się wszelkich wątpliwości.
-Nigdy nie lubiłem kłamać. Powiem ci prawdę w zamian za to samo- Kapitan Hydra zdmuchnął denerwujący kosmyk z twarzy- Tak.
Steve przełknął ślinę. Promyczek nadziei zgasł. Znów przed oczami stanął mu Peter jak zwykle uśmiechnięty.
-Czemu?- usłyszał swój głos. Był zaskoczony, że zdołał nie wybuchnąć. Za to poszedł w zupełnie inną stronę. To było najbardziej bezuczuciowe słowo, jakie w życiu wymówił.
-Bo od kogoś musiało się zacząć- stwierdził dorosły- Był młody i tak właściwie nie miał większego znaczenia, ale jego śmierć miała. Stark trzymał go tylko dlatego, że przypominał mu jego samego. A był akurat pod ręką i nikt inny mi nie przeszkadzał.
-Po co to zrobiłeś?- znów usłyszał swój głos. Czuł, jakby stracił kontrolę nad zadawaniem pytań.
-By pokazać światu, że idziemy w stronę zagłady. Wysyłamy dzieci w miejsca, gdzie trzeba dorosłych. Jednak, kto to robi? Posyła tam niewinne istnienia? Tchórze. Właśnie tacy tchórze rządzą ziemią. A my, jak trenowane pieski, robimy wszystko, co nam rozkażą. Przestali się liczyć dla nich ludzie. Zamiast nich widzą tylko cele. Środki do wcielenia swego planu w życie. Nie liczą się z ofiarami swych czynów. To ja zabiłem chłopaka, lecz to oni za to odpowiadają. Kapitanie, Red Scull miał rację. Ludzie nie zasługują na wolność.
-Mylisz się- wypowiedział to przez zaciśnięte zęby. Wreszcie odzyskał zdolność wyrażania emocji- Nigdy nie pozwolę, by coś takiego się stało.
-Jesteś jeszcze młody i nie rozumiesz do końca, ale już na to pozwoliłeś- wymierzył w niego karabin- Niestety czas na rozmowę się skończył.
Steve ukrył się od razu za tarczą, tworząc coś, co Bucky nazywa Amerykańskim Żółwikiem Wolności. Do wystrzału doszło, ale nie z tej strony, z której się spodziewał. To za nim ktoś strzelił. Odwrócił głowę i zobaczył Czarną Wdowę, stojącą kilka kroków za nim. Zupełnie jej nie usłyszał, lecz co się dziwić. W końcu to była Natasza Romanoff.
Strzelała prosto w Kapitana Hydry. Ten jednak się nie ruszył. Całą jego twarz, która była jedynym odsłoniętym miejscem, zasłoniło coś przypominającego maskę. Nie miała żadnych wzorów, jedyne co się wyróżniało w jej strukturze, to okulary wbudowane w nią. Oprócz tego jednego fragmentu sprawiała wrażenie jednolitej czarnej płyty, o możliwościach zachowania się jak materiał.
Kule się od niego odbijały i nie sprawiały mu żadnego problemu. Strzelał dalej, tym razem biorąc za cel agentkę. Dziewczyna skakała, robiła uniki, co sprawiało wrażenie, jakby tańczyła. Wszystkie ruchy wykonywała z jakąś delikatnością.
Reszta, też nie leniuchowała. Kapitan Barnes podbiegł do Steve i przyłożył swoją tarczę do jego, powiększając w ten sposób sferę bezpieczeństwa. Clint to wykorzystał i podbiegł pomiędzy nich. W dole pomiędzy tarczami miał idealne miejsce do celowania.
Bucky podbiegł do Nataszy i wraz z nią, odwracali uwagę Kapitana Hydry od reszty.
Jedynie Iron manowie się nie ruszyli, ale to z powodu nowego problemu. Otóż korytarz, którym przyszli zaroił się od zbroi. Z wcześniejszych części powstały zupełnie nowe kreatury. Każdy z elementów uzbrojenia pochodził z innej zbroi.
-Włączył autonaprawę- powiedział dorosły Stark, strzelając do najbliższych- Teraz to są jak zombie.
-Będą próbowały zjeść nasze mózgi?- zapytał młodszy- Bo ja bardzo lubię swój mózg.
-Jak też młody- zerknął na resztę- Możecie się pospieszyć?! Spychają nas!
-Robimy, co możemy!- odkrzyknął do niego Clint, w chwili, gdy jeden granatów przeleciał nad zaporą z tarczy i wylądował pod jego nogami- Oj niedobrze.
Granat wybuchł, a jego siła odrzuciła całą stojącą tam trójkę w przeciwne kierunki. Clint przeleciał koło Nataszy i Bucky'ego i uderzył mocno plecami o ścianę. Z jękiem upadł na tyłek, po czym resztkami sił odciągnął się w miarę bezpieczne miejsce. Kiedy wreszcie się tam znalazł, wziął łuk do ręki i, ciągle siedząc na obolałym zadku, zaczął strzelać raz do jakiejś zbroi, a raz do Kapitana Hydry.
-Ja, po tym wszystkim, chcę mieć wolne do wakacji- powiedział pomiędzy strzałami- Od dzisiaj będę siedzieć na wózku.
Dwaj Kapitanowie Ameryki wbili się tarczami w przeciwne ściany. Udało im się jednak wygrzebać z dziur, które zrobili i tym razem zaatakowali Kapitana Hydrę. Podbiegli z dwóch stron i wymierzyli mu ciosy z pięści prosto w twarz. Ten zablokował Bucky'ego karabinem, a Rogersa złapał w powietrzu.
Barnes rzucił w niego swoją tarczą, przez co nieogolony Steve poleciał kilka metrów w tył, puszczając gładkiego Steve'a. Kiedy wreszcie się zatrzymał, odrzucił metalowe frisbee tak daleko, żeby Bucky nie mógł jej dosięgnąć. Jednak on jej nie potrzebował. Wcześniej radził sobie całkowicie dobrze bez niej. Sięgnął po nóż i tak, jak przez cale lata, zamachnął się na niego. Kapitan Hydra zablokował go i zaczął się z nim szarpać.
Kapitan Ameryka rzucił w niego swoją tarczą. Druga jego wersja zauważyła ją w ostatniej chwili i nie zdołał nawet zareagować. Walnęła do w czoło i zdawało się, że go zamroczyło.
-Dawaj Nat- Tony rzucił Czarnej Wdowie miniaturowy pendrive, oczywiście z jego logo, który wysunął mu się wcześniej ze zbroi.
-Barton przywal mu gumową pianą- Bucky zwrócił się do siedzącego towarzysza i pobiegł, by pomóc reszcie. Chwilowe zamroczenie Kapitana Hydry trwało zdecydowanie za krótko, bo już wracał do siebie.
Natasza złapała pendrive w locie i skinęła do niego głową. Skacząc, dosłownie, od ściany do ściany, dostała się do drzwi, które już nie były tak dobrze strzeżone. Kapitan Hydra, po tym wszystkim, został od nich odsunięty na bezpieczną odległość. Mijając go i ludzi z nim walczących, zawołała:
-Na sygnał, wynocha!- dostała się do drzwi i szybko zaczęła stukać w tablet, zamocowany przy nich. Widziała w idealnie gładkiej powierzchni odbicie tego, co się działo za nią- Teraz!
Clint wypuścił swoją strzałę. Trójka bohaterów jednocześnie odsunęła się od Kapitana Hydry. Ten starał się coś zrobić, ale było już za późno. Strzała dotknęła jego piersi i z zamontowanego w niej pojemnika wylała się jakaś ciemnofioletowa substancja. Oblała go całego i zaczęła rosnąć i twardnieć, a przy tym bladnąć. Skończyło się na tym, że Kapitan Hydra był unieruchomiony w czymś, przypominającym chmurę.
Natasza dostała się do środka i szybko podłączyła pendrive do komputera. Musiała nacisnąć jeszcze potwierdzenie, że się zgadza na wprowadzenie jego zawartości do systemu. Później wszystkie ekrany się rozświetliły i jednocześnie zgasły. Razem z wszystkimi innymi światłami i urządzeniami elektrycznymi w całej bazie. Oświetlenie szybko wróciło, trochę słabsze niż wcześniej, ale jednak.
Podczas tej chwili ciemności Kapitan Ameryka usłyszał cichy dźwięk pękania. Cisnął więc znów swoją tarczą w miejsce, gdzie stał uwięziony Kapitan Hydra. Kiedy światło wróciło, wszyscy zobaczyli, że powłoka, twardej jak cement, chmurki została rozerwana, a uwięziony w niej wcześniej Rogers, zniknął. Tarcza Kapitana tkwiła wbita w ścianę, w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się głowa jego tutejszej wersji.
-Zwiał- powiedział, niedowierzająco, młodszy Bucky, wpatrując się w pękniętą pianę i jej okruchy, walące się po podłodze. To było niewiarygodne. Nawet on nie potrafił, uwolnić się z tej gumowej piany- Jak?
Drugi Bucky podszedł pod wywietrznik wentylacyjny, umieszczony na suficie. Pokrywa była odsunięta i ukazywała ciemność wnętrza wentylacji. Odwrócił się, dopiero kiedy dorosły Stark położył mu swoją rękę na ramieniu.
-Wiesz, co to znaczy- powiedział mu miliarder- Zbroje się wyłączyły, ale system ochronny go nie powstrzyma. Teraz jest już na pewno przy wyjściu.
-Czy mi się zdaje, czy ci źli zawsze są lepsi od dobrych?- zapytał młodszy Tony, podchodząc do reszty. Wszyscy odwrócili się do niego. Na ich niezbyt miłe spojrzenie, dodał- Mam na myśli to, że oni zawsze są silniejsi od nas. Szybsi i tentego... Nawet lepiej uciekają. To nie fair!
-Takie jest już życie- stwierdził młodszy Bucky.
-Ej ludziska!- zawołał Clint- Ja chyba nie wstanę! Nie obrażę się, jeśli ktoś by mi pomógł!
Dwaj Kapitanowie podeszli do niego i razem pomogli mu wstać. Hawkeye wracał do Bruce'a przytrzymywany przez tych dwóch milczących żołnierzach. Kiedy wreszcie dotarli do salonu, Tony rozejrzał się po nim i zapytał:
-Gdzie do cholery podział się Loki?- spojrzał na naukowca, który przykręcał ostatnią śrubkę do maszyny, która już zupełnie nie przypominała swojego pierwowzoru- Bruce, dałeś mu zwiać?
-Wiesz, że to było nieuniknione- odparł Banner, odkładając śrubokręt- Zostawiliście go ze mną.
******
-Jesteście wreszcie!- wykrzyknął Bucky, na widok wchodzących do salonu ludzi- O i znaleźliście jelenia.
Godny Loki posadził siłą swoją młodszą wersję na jednym krześle. Thor niósł ze sobą pudło pełne różnorodnych ostrzy. Za nimi weszli Wasp, Ant-man i jakaś ciemnoskóra dziewczyna w czarnym stroju. Na samym końcu pojawił się Hulk.
Na jego widok Nataszy, która do tej pory siedziała przy Clincie, leżącym na kanapie z przyłożonym do pleców woreczkiem z lodem, podniosła się i do niego podeszła. Oczywiście ku niezadowoleniu łucznika. Wiedział, że jedynie, kiedy jest ranny, może liczyć na opiekę Czarnej Wdowy. We wszystkich innych przypadkach jedynie, by go bardziej dobiła.
-Daj mi chwilę olbrzymie- pstryknęła w stronę Steve'a, który podał jej apteczkę- Już się tobą zajmę.
Hulk z uśmiechem przyjął jej pomoc. Usiadł na ziemi i wyciągnął w jej stronę zranione ramię.
-Co u was?- zapytał ich Kapitan Bucky.
-Zwiał- odparł Scott- Miał ten swój jern... jarm... Coś dziwnego. Taki topór.
-Jarnbjorn- powiedział Loki, siadając koło swej młodszej wersji. Chciał mieć go ciągle na oku.
-Wyglądasz, jakby wbił cię w ziemię- stwierdził nastoletni Tony, patrząc na jego powyginaną zbroję, która straciła już cały blask i pobrudzoną pelerynę z dziurami.
-Bo tak było. A co z wami?
-Nasz też zwiał- odparł dorosły Stark, po czym zerknął na dziewczynę w czarnym- Loki, kim ona jest?
-Shuri, Tony Stark. Tony Strak, Shuri- czarnowłosy przedstawił ich sobie szybko- Shuri jest księżniczką Wakandy i jest teraz w drużynie. Do tego ma ważną wiadomość. Pokaż im Shuri- powiedział zmęczony i przetarł oczy. Miał już tego wszystkiego dość na jeden dzień.
-Poczekaj chwilę- młodszy Tony powstrzymał ją, przed podłączeniem swojego pendrive'a do komputera- Friday gotowa na powrót?
-Oczywiście panie Stark- odezwał się głos i Tony podłączył kolejnego pendrive do komputera. Kiedy Friday przeniosła się z powrotem do zbroi Iron mana, chłopak przepuścił Shuri.
-Dawno na czymś takim nie pracowałam- wyszeptała do siebie, wkładając swojego pendrive'a. Kiedyś dla eksperymentu, spróbowała pracować na takich komputerach, jednak szybko wróciła do siebie. Po prostu było to dla niej o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze, a do tego mogła osiągnąć o wiele więcej, niż na tej maszynie. Wyświetliła wideo, którego strzegła, jak oka w głowie, od kilku miesięcy i wyświetliła go na telewizorze.
-Czy ja mam jakikolwiek głos w tej sprawie?- zapytał Iron man. Odpowiedziało mu jednogłośne "nie". Odwrócił się więc do telewizora i znieruchomiał.
Ekran pokazywał zastopowanego Nicka Fury'ego, siedzącego na jakimś marnym krześle tuż przed kamerą. Wyglądał na wymęczonego i ledwo przytomnego.
-Wychwyciłam ją jakiś czas temu, ale dopiero teraz udało mi się, tu dostać- powiedziała dziewczyna, obracając się w jego stronę- Prawdziwy Nick Fury ma do was wiadomość.
-Czekaj- Barnes spojrzał na nią- Jak to prawdziwy?
Ona w odpowiedzi tylko włączyła nagranie.
-Dobra skurwysyny- zaczął jednooki na nagraniu.
-To na pewno on- stwierdzili obaj Barnsowie. Ten młodszy automatycznie zasłonił uszy Steve'a.
-Nie mam zbyt dużo czasu -kontynuował Nick- ledwo udało mi się przywrócić ten szmelc do życia, a i tak po wszystkim będę musiał go zniszczyć. Mam dla was niespodziankę. Od kilku lat siedzę, zamknięty nie wiem gdzie. Pilnują bym żył, nie wiem czemu. Ja na ich miejscu już dawno, bym się siebie pozbył. Wracając jednak do sprawy. T.A.R.C.Z.A. to już nie T.A.R.C.Z.A. tylko Hydra. Tak by was nie zdziwiło. Ten, kto się za mnie podaje, nie jest moją cudowną osobą.
-Polemizowałbym- mruknął Loki. Mógł nazwać Nicka wieloma przymiotnikami, ale słowo "cudowny" się do nich nie zaliczało.
-To chyba jakaś opuszczona stacja badawcza na dnie oceanu, tylko nie wiem którego- kontynuował Fury- Mam tylko jedno okno, wychodzące na niebieską pustkę. Tak czy siak, muszę powiedzieć wam, że...- przerwał i rozejrzał się naokoło. Najwidoczniej coś usłyszał- Wrócili... Zdemaskujcie T.A.R.C.Z.Ę. i nie ufajcie nikomu. Mają ludzi wszędzie- wstał i podszedł do kamery- I najważniejsze. Pozbądźcie się tego pieprzonego oszusta.
Wideo się urwało i wszyscy jednocześnie odwrócili się do Shuri.
-Nie wiem, skąd zostało to wysłane- powiedziała księżniczka, zanim ktokolwiek zdołał zapytać- Starałam się namierzyć sygnał, ale ten zniknął. To jedyne, co zdołałam uchwycić.
Avengersi spojrzeli na siebie. Ta wiadomość dała im tylko więcej pytań niż odpowiedzi. Milczeli, dopóki nie odezwał się Bruce.
-Mam dobrą wiadomość. Możemy już wracać- wskazał na urządzenie.
-To my już znikniemy- stwierdził Steve- Macie i tak już dużo spraw na głowie- zatrzymał się przed tutejszym Kapitanem Ameryką- Powodzenia. Szkoda, że nie zdołaliśmy porozmawiać.
Ten tylko się lekko uśmiechnął się w odpowiedzi. Rogers podszedł do reszty i złapał się maszyny. Natasza pocałowała Hulka w policzek i coś mu powiedziała do ucha, po czym odwróciła się do reszty swoich. Bucky starał się, udawać, że go to nie obchodzi, lecz najwidoczniej mu nie wyszło, bo Clint, którego trzymał, uśmiechnął się do niego porozumiewawczo.
Kiedy wreszcie młodzi zniknęli, Scott zwrócił się do pozostałych:
-To było dziwaczne. Co wy na to, by przez resztę dnia nic nie robić?
Nie doczekał się odpowiedzi, bo rozległ się dźwięk połączenia i zaraz po nim głos Strange'a rozbrzmiał po całym pokoju.
-Potrzebuję waszej pomocy!- brzmiał na zmęczonego, przestraszonego i bezsilnego.
-No proszę, kto to się odzywa?- Tony podniósł głowę- Co porabiałeś przez ten czas?
-Nie pora na opowieści- w tle było słyszeć jakieś krzyki- Cały Kamar Taj chcę mnie zabić!
-Najwidoczniej mają ważny powód- ocenił Loki- Kogo wkurzyłeś?
-Złamałem jedną z najświętszych zasad natury- wydusił z siebie czarodziej- Przywróciłem zmarłego do życia.
-Co zrobiłeś?!- wykrzyknęli wszyscy znajdujący się w pokoju.
-Długo, by tłumaczyć, ale zamieniłem duszę zmarłej osoby, na duszę mojego byłego pacjenta, który leżał w śpiączce od dwudziestu lat. I tak szansę na to, że się obudzi, były mniejsze niż zero. Teraz wszyscy próbują zabić mnie i tego, kogo sprowadziłem. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że to była jedyna opcja, która zakończyła się sukcesem, we wszystkich scenariuszach przyszłości, jakie zobaczyłem. Bez niego nam się nie uda.
-A kogoś ty sprowadził?- zapytał Tony.
Przez chwilę było słychać jakieś trzaski, ale potem rozbrzmiał znany wszystkim doskonale głos.
-D-dzień dobry panie Stark- chłopak brzmiał dokładnie tak samo, jak przed tych czterech lat. Może był trochę bardziej przerażony, ale kto by mu się dziwił- Wszyscy próbują mnie zabić. Znowu.
-O mój Boże- Shuri zasłoniła sobie usta dłonią.
-Na brodę Odyna- wydusił z siebie Loki- Walhalla cię zwróciła.
Tony patrzył w pustą przestrzeń z lekko otwartą buzią. Czuł się jak w śnie, tylko nie wiedział, czy to był dobry sen, czy jakiś koszmar. Właśnie usłyszał Petera, który żył i nie było to wcale nagranie. Dopiero po chwili oprzytomniał.
-Trzymajcie się tam! Już po was lecimy! Peter, jak coś, użyj Strange'a za tarczę! Tylko poczekajcie na nas!- odwrócił się do reszty- Na co wy czekacie!? Ruszać się!
🕷️🕷️🕷️🕸️🕸️🕸️🕸️🕷️🕷️🕷️🕸️🕸️🕸️🕸️
Hej!
Tak wiem, jestem potworem kończąc na tym historię z tym wymiarem. No mówi się trudno. Tak bywa.
"Patrzy na rozdział" Ja chyba nie potrafię pisać scen walki...
Zostawmy to. Byłam na najnowszym filmie o Spider-manie. I powiem wam... Wow. Soundtrack jest cudowny i słuchałam go w kółko, kończąc ten rozdział.
Jeśli się wybieracie, a warto, czekajcie do końca napisów. Jest tam genialna scena. Tylko trzeba siedzieć do końca. Ona jest dopiero po pojawieniu się loga Sony.
Zobaczyłam ją jedynie dzięki mojemu tacie, kocham go!, i się bardzo cieszę. Chciałam już wychodzić po zobaczeniu loga, ale właśnie wtedy się pojawiła.
MUSICIE JĄ ZOBACZYĆ!!!!
To wszystko.
Pa pajączki ze wszystkich wymiarów.
P.S. Tamtej babce na rowerze podkłada głos ta sama kobieta, co dubbingowała Dory, więc płynie się dalej, płynie się dalej...
P.P.S. Mała aktualizacja. Otóż jeśli ktokolwiek jest ciekawy, co jeszcze się wydarzy w tym wymiarze zapraszam do popełnionej przeze mnie książki
I to już na pewno wszystko
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro