Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

132

-To już ostatnia- stwierdził Clint, wyciągając strzałę z jednej zbroi.- Stary, ileś ty tego naprodukował?

-Wystarczająco dużo, by nas wszystkich zabić- ocenił Bucky, patrząc na stos części pozostałe po małej armii.

-Lepiej mieć spory zapas, w wypadku zniszczenia tej, którą ma się teraz na sobie- w obronę swej starszej wersji Tony- Do tego we wszystkich nie da się upchać wszystkiego. Jedne są do lotów długodystansowych, do tego są strasznie szybkie, inne tymczasem mają ciężki sprzęt. Tego nie da się połączyć. Chyba że opracowałbym technologię, która by zmieniałaby niepotrzebne elementy w potrzebne...- chłopak zaczął odlatywać myślami w dalekie zakamarki swojego umysłu. Z tego stanu wyrwał go Steve, mocno nim potrząsając.

-Mamy ważniejsze sprawy niż to- powiedział mu.

-To może nam kiedyś uratować życie- odparł miliarder- Friday zapisz ten pomysł.

Dorosły Stark tymczasem podniósł swój hełm i nachylił się nad stosem oderwanych kończyn, tułowi i głów. Podniósł jeden z hełmów. Nie przypominał pozostałych. Nie miał charakterystycznego dla Iron mana kształtu Był delikatniejszy, miał wielkie podświetlane oczy i na całej szerokości znajdowały się wgłębienia, łączące się w pajęczynę.

-Tony musimy iść- dorosły Bucky poklepał go po plecach- Naprawisz ją po wszystkim. Tak, jak robiłeś to wcześniej.

-Powinien on mieć ją wtedy na sobie- wyszeptał Iron man, kładąc delikatnie hełm na sam szczyt stosu. Naprawi ją tak jak zawsze. Postawi ją znowu w swoim laboratorium, by zawsze mu przypominała o jego największej porażce. Bo właśnie na to zasłużył.  

-17A- wydusił z siebie młody Tony, wreszcie zauważając, czym zajmował się drugi Stark. Wyglądała, przynajmniej ta część, tak samo, jak on sobie to wyobrażał. Jednak jego wersja nadal nie była dokładnie zaprojektowana, ciągle dodawał nowe rzeczy, więc co z tym idzie, niezmontowana.

-Chłopaki- powiedziała Natasza, stojąc przy kolejnym zakręcie. Nie mówiła głośno, lecz jednak wszyscy zwrócili na nią uwagę- Musicie tu podejść.

Po wypowiedzeniu ostatniego słowa ktoś stamtąd oddał w jej stronę serię strzałów, tak, że musiała odskoczyć i wrócić za zakręt. Reszta szybko do niej podbiegł i delikatnie się wychyliła. To jednak poskutkowało jedynie, oddaniem kolejnych strzałów w ich stronę. Jednak dzięki temu wszystkiemu, zobaczyli, kto tam stoi.

Postawny mężczyzna, ubrany w czarny kostium, z karabinem w dłoniach i kolejnym zawieszonym na plecach. Do tego miał jeszcze przypięte do paska, dwa inne pistolety, mnóstwo granatów, a na udach założone miał jeszcze pochwy z nożami do rzucania. Przydługie blond włosy opadały mu na, niegoloną od kilku tygodni, twarz. To jednak nie przeszkadzało mu w rzucaniu nienawistnego spojrzenia w ich stronę. Pilnował drzwi prowadzących do komputera głównego, z którym mieli się podłączyć.

-To on- wydusił z siebie wreszcie Iron man. Nie chciał mieć z tym człowiekiem do czynienia, odkąd widział, jak zabija jego dziecko. Chłopaka, którego pokochał. W którym od samego początku widział samego siebie. Niedocenianego przez resztę świata.

Steve zrobił krok do przodu, ale Bucky'owie jednocześnie złapali go i pociągnęli z powrotem do siebie.

-Co ty wyprawiasz?- zapytał go starszy- Zabije cię. Będzie miał czysty strzał, jak tylko stąd wyjdziesz. Potrzebujemy planu.

-Ty naprawdę jesteś Buckym?- Rogers spojrzał na niego, po czym odwrócił się do swojego- Ty weź z niego przykład. Myśli o planie. Tobie to nigdy nie przyszło na myśl.

-Bo gdybym musiał myśleć o planie za każdym razem, kiedy ratuję ci tyłek, skończyłbyś pobity na śmierć w jakimś zaułku jeszcze przed wojną- odparł tamten.

-Dajcie mi po prostu z nim porozmawiać- powiedział Steve- Jak coś mam tarczę i będę udawał żółwia. On jest ciągle w jakiś sposób mną. Dziwnym i mało zrównoważonym mną. Jeśli ktokolwiek potrafi, do niego dotrzeć to ja.

Wszyscy spojrzeli na niego, jakby mówił po chińsku. Jedynie Natasza kiwnęła mu głową i powiedziała:

-To dawaj, czy tylko przechwałki?

Kapitan Ameryka skinął mgłową i ruszył przed siebie. Barnsowie znów chcieli go złapać, lecz agentka ich powstrzymała i jeszcze do tego rzuciła karcące spojrzenie, na którego widok, obaj się speszyli i próbowali wyglądać na mniejszych niż w rzeczywistości. Kapitan nawet ukrył się za swoją tarczą. W całym swoim życiu przeszli przez wiele paskudnych sytuacji i spotkali mnóstwo przerażających ludzi, jednak nic z tych rzeczy nie sprawiło, że czuli się tak bardzo przerażeni.

-Pierwszy raz?- zapytał ich Clint- Na mnie się tak patrzy, prawie cały czas.

-Bo się ciągle obżerasz i niedługo nie zmieścisz się w skafander- odparła Czarna Wdowa, przyglądając się uważnie wszystkim ruchom Steve'a.

-Ja rosnę i moje ciało potrzebuje dużo energii, którą może mu jedynie dostarczyć jedzonko.

-A ty mi kazałeś zacząć biegać- stwierdził Tony.  

*******

-Mogliśmy to trochę lepiej rozegrać- stwierdził Loki, chowając się za drzewem.

-Ja się tylko pytam- zawołał do niego Scott, ukrywający się za następnym pniem- Skąd on wziął te pieprzone topory?!

-Zawsze wiedziałem, że gdzieś chomikuje broń- stwierdził gromowładny. 

Hulk jednak nie tracił czasu na rozmowy i skoczył prosto na Thora. Niestety mężczyzna się ruszył.  Kiedy zielony wylądował, wbijając pięści głęboko w ziemię, ten zaatakował go dwoma toporami. Najpierw walnął go płaską częścią w twarz, a potem wbił mu ostrze w ramię. Tak naprawdę ledwo mu się udało przebić jego skórę, więc musiał nacisnąć na ostrze z całej siły, by tamten głębił się o kolejne milimetry. 

-Mamy szansę- stwierdził Loki- Uziemi Hulka, ale go nie skrzywdzi. Młody słyszysz? Przywal mu.

-Jasne- odpowiedział młody Thor, który do tej pory jeszcze nie wyszedł z bazy. Stał przy wyjściu, wyprodukowanym przy użyciu pięści Hulka i czekał przez ten cały czas na znak, który wreszcie dostał. 

Wyskoczył z ukrycia i rzucił Mjolnirem prosto w swoją starszą wersję. Tamten usłyszał świst powietrza i podniósł głowę idealnie tak, by młot uderzył go w policzek. Poleciał wraz z nim kilkanaście metrów dalej. Thor przywołał do siebie z powrotem młot i podleciał do Hulka, który łapał się za ranę. Jeszcze nigdy nie widział, żeby ktokolwiek skrzywdził bestię i wstyd się przyznać, czuł się trochę dumny, z tego, że to właśnie mu się to udało.

-Hulk da sobie radę- powiedział do niego zielony, mimo że czuł, że jest zupełnie inaczej.

Thor skinął do niego głową i podleciał dalej, by stanąć twarzą w twarz z podnoszącym się właśnie asgardczykiem.

-Więc to prawda- powiedział dorosły- Wy naprawdę tu jesteście.

-Jesteśmy i mamy zamiar cię powstrzymać- powiedział do niego młodszy.

-Wiesz, kim on jest- wskazał w stronę drzew- Tchórzem, oszustem, złodziejem, bękartem, kłamcą i mordercą. Nie można mu ufać, bo jeszcze wbije ci nóż w plecy. Świat będzie lepszym miejscem bez niego.

-Wiem o tym doskonale- stwierdził blondyn, przypominając sobie każdą próbę zabicia go przez Lokiego. Bezpośrednią, jak i te, w których używał do swojego celu innych- Jednak ciebie zaślepia gniew i nie widzisz zmian. Wiem, co się stało z Spider-manem i jeśli chcesz zemsty na jego zabójcy, wystarczy, że wejdziesz do środka i pomożesz nam walczyć z Kapitanem Hydrą.

-Czy powiedział ci również, to, że dwa dni przed tym wszystkim, przyszedłem do niego- zrobił kilka kroków do przodu- I zgadnij, o co mnie pytał? Czy branie pająka na misje nie jest ryzykowne? I co zrobiłby Tony, gdyby coś się chłopakowi stało?

Thor nie odpowiedział. Odsunął się od mężczyzny. Zaczęli zataczać kółko, bo jak jeden robił krok w bok, drugi wykonywał dokładnie taki sam ruch.

Loki ukryty za drzewami, czekał, aż jego Thor stanie plecami do niego. Wiedział, że jeśli żuci młotem, brat to usłyszy. Zawsze uważał, że ten dźwięk przepływającej energii w Mjolnirze, który wydobywał się z niego za każdym razem, kiedy się nim ruszało, był bardzo denerwujący i nieprzydatny. Do tego jeszcze ostrzegał wrogów, przed atakiem. Podniósł więc młot wyżej i zwrócił się do siedzącej na nim Wasp.  

-Na pewno dasz radę?

Ta wychylił się lekko, by zobaczyć całą scenę.

-Tak. Zawsze lubiłam rollercoastery. Będzie fajnie. Tylko musisz się wysilić, bo jeszcze zatrzymam się w połowie drogi. 

-Nie doceniasz mnie. Trzymaj się mocno- zamachnął się i rzucił młotem najmocniej, jak tylko potrafił.

Ant-man patrzył na to ze zmarszczonymi brwiami. Spojrzał najpierw na Lokiego, a potem na młot.

-A mnie nie poprosiłeś o pomoc.

 -Bo nie masz skrzydeł i gadasz głupoty.

Hope trzymała się krawędzi młota z całej swojej siły. Loki miał rację, nie doceniała go. Prawie od razu zaczęła krzyczeć. Thor, jak czarnowłosy przewidział, zorientował się i zrobił unik. Ona w ostatniej chwili zeskoczyła i kopnęła w locie blondyna, wracając przy tym do normalnego rozmiaru. Tamten zrobił kilka kroków do tyłu, nie przewracając się jednak, a Wasp, zanim dotknęła ziemi, znów się skurczyła i zaczęła strzelać w niego laserami. 

Scott wskoczył na swego wspaniałego wierzchowca- mrówkę latającą i wraz ze znalezionym w lesie mrowiskiem mrówek, z gatunku lubiącego gryźć, zaatakował dolne części asgardczyka. 

Loki przywołał do siebie z powrotem młot i wyskoczył z ukrycia. Nawet Hulk starał się uderzać jedną ręką. Drugi Thor, też się nie ociągał. Strzelił błyskawicą prosto w dorosłego. Loki zrobił to samo.  W taki sposób były gromowładny był gryziony w nogi, atakowany z powietrza, starał się unikać zielonej pięści i do tego z dwóch stron obrywał piorunami.

Nie dawał jednak za wygraną. Przed piorunami zasłonił się toporami, a Hulka walną w głowę swoją głową. Metalowe ostrza z łatwością wchłaniały całą energię. Deptał przy tym mrówki, a Wasp zwyczajnie ignorował. 

Taką właśnie sytuacją zastał młodszy Loki, bez pośpiechu wychodząc z bazy. 

-Pomóc im, czy nie?- zapytał siebie na głos. Spojrzał na skaczącego Thora i stwierdził- A sobie popatrzę- oparł się o jedno drzewo i się bawić sztyletem. 

Jednak w tym samym czasie przybyła inna pomoc. Dosłownie z nieba zeskoczyła mała czarna postać. Wylądowała na trawie i od razu pobiegła w stronę asgardczyka. Wyciągnęła pazury i przebiegła pomiędzy nogami blondyna, drapiąc je z całej siły. 

Godny Loki pierwszy przerwał atak, a za jego przykładem poszedł młody. Mała czarna postać znów zaatakowała, lecz tym razem Thor odparł atak jednym z toporów. Walnął ją nieostrą stroną, przez to odleciała ona prosto pod nogi, drugiego Lokiego. Z bliska można było zobaczyć, że była to dziewczyna, ubrana w czarny, lśniący na fioletowo, strój kota. 

-Pomożesz, czy nie?- zapytała go, wstając.

-A mam wybór?- odparł tamten, patrząc na nią.

-Niezbyt- stwierdziła, widząc, że Thor patrzy prosto w ich stronę- Już cię zauważył.

-Jak mus to mus- złapał jeden sztylet w powietrzu, a w drugiej dłoni pojawiło się kolejne ostrze.

-Niczym królik z kapelusza- oceniła kocica, wysuwając pazury.

-Uwierz, to jest o wiele fajniejsze- Loki uśmiechnął się do niej i pobiegł w stronę Thora, który tym razem odpierał młotowe ataki. 

-No nie wiem, króliki bywają wredne- stwierdziła dziewczyna, ruszając za nim. 

Thor rzucił jednym toporem w stopę Hulka, nie pozwalając mu się ruszyć. Wolną ręką w końcu złapał Wasp i zgniótł ją w pięści. Nie za mocno, lecz wystarczająco, by ta już nie poleciała. Po czym odrzucił ją z dala od akcji. Ant-man nie wytrzymał i się powiększył.

-To moja dziewczyna!- krzyknął, wymierzając pięścią w twarz brodatego. Ten złapał ją z łatwością i wykręcił.

-To gratuluję- powiedział i użył Scotta, jak topora, rzucając nim w dziewczynę w czarnym kostiumie. Kiedy się zderzyli, wytworzyła się jakaś fioletowa energia, która ich od siebie odrzuciła. Oboje upadli daleko od asgradczyka i nie mieli siły już wstać. 

-A powinnam słuchać Okoye- jęknęła dziewczyna, pozwalając by jej maska się złożyła. Oddychała ciężko i patrzyła prosto w niebo- I ćwiczyć więcej.

Loki nie miał opcji, biegł dalej. Ataki czołowe to nie jego styl, ale nic lepszego mu na razie nie przyszło do głowy. I tym właśnie zaskoczył Thora. Wbił mu jeden sztylet w brzuch i zrobił unik przed szarżującym młodym blondynem. Ten drugi walną blondyna młotem i się odsunął, by zrobić miejsce godnemu Lokiemu. 

-Przyszedłeś- zauważył chłopak- I nie chcesz mnie zabić. To odmiana.

-Jeśli się zbliżysz na wyciągnięcie ręki, z przyjemnością cię zadźgam- odparł Kłamca.

Godny Loki odwrócił uwagę brata od nich, wysyłając kolejną błyskawicę. Thor zasłonił się, jak poprzednio toporem. 

-Zostaw ich! Chcesz mnie!- puścił młot, pozwalając by te upadł na ziemię- Dawaj!

Były gromowładny podbiegł do niego i rzucił toporem w Lokiego. To był idealny cel. Zdawało się, jakby topór leciał w zwolnionym tempie. Wreszcie dotarł do piersi czarnowłosego i...

I przeleciał przez niego.

-Sztuczka- wycharczał Thor, lecz stracił już broń. Obrócił się i zobaczył, że jest otoczony.

-Poddaj się bracie- powiedział godny Loki, mierząc w niego młotem. Ten mniej godny lekko się skrzywił na słowo na b- Chodź ze mną, a wszystko się dobrze skończy.

-Mam ci uwierzyć? 

-Thor- czarnowłosy upuścił Mjolnir- Przez cały ten czas, ty mnie prowadziłeś do światła, teraz moja kolej.

-Dostaję cukrzycy- stwierdził młody.

-Chodź ze mną- godny wyciągnął do Thora wolną rękę- Chcę ci pomóc, bo cię kocham.

-I umarłem- Kłamca zrobił minę trupa. Młody blondyn mimo wszystko się lekko uśmiechnął, widząc to. 

-Wiesz, co Loki?- Thor wyciągnął rękę- Ja też mam dla ciebie sztuczkę.

Z lasu wyleciał kolejny topór. Ten był o wiele większy i dokładniej wykonany. Thor złapał go za rękojeść i rzucił się na młodego Lokiego. Jego odepchnął jednak młody blondyn, zasłaniając się Mjolnirem. Nie postał jednak długo, bo popchnął go godny Loki. I to właśnie tego ostatniego złapał były gromowładny. Wznieśli się w powietrze i tam jeszcze trochę walczyli. Thor jednak widząc, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł, złapał czarnowłosego za szyję i cisnął nim z całej siły, o ziemię. Potem sam odleciał.

-Było blisko- stwierdził Thor, odwracając się do swojego Lokiego. Ten zamiast mu odpowiedzieć, wbił mu sztylet w brzuch.

-Ostrzegałem- odparł i ruszył do wgłębienia w ziemi, jakie zrobiła jego tutejsza wersja, spadając. Stanął nad krawędzią i powiedział- To było głupie. Trzeba było go zabić, kiedy się miało okazję, a nie robić jakąś sentymentalną scenę.

Godny Loki podźwignął się i podszedł do leżącej dziewczyny w czarnym.

-My się jeszcze nie znamy- podał jej rękę, którą ta przyjęła- Jestem Loki.

-Shuri- odpowiedziała. Rozejrzała się naokoło i widząc, że Lang i Hope, podpierając siebie nawzajem idą w ich stronę, dodała- Czarna Pantera. Dokładnie od sześciu minut. 

-Witaj w Avengers- powiedział do niej gromowładny- A teraz daj mi chwilę- obrócił się i złapał swoją młodszą wersję, starającą się dokończyć dzieło zadźgania blondyna- Teraz to ja cię przeszukam i obiecuję, że jak skończę, nie będziesz miał nawet wykałaczki przy sobie. 

-Jak to możliwe, że on latał- Scott spojrzał w niebo- Czy to nie ten młot mu na to pozwalał wcześniej?

-Tak, ale teraz ma topór, który też jest z Uru- odparł czarnowłosy- Jarnbjorn działa podobnie do Mjolnira, tylko jest słabszy. Lepiej wracajmy.

-Panie Loki- Shuri podeszła do niego, omijając szarpiącego się Kłamce, szerokim łukiem- Mam ważną wiadomość do przekazania- wyciągnęła nie wiadomo skąd pendrive- Od Nicka Fury'ego. Tego prawdziwego. 

🐱🐱🐱🐱🐱🐱🐱🐱🐱

Hej! Jedno wam powiem, pisanie podczas oglądanie IW nie jest dobrym pomysłem. Naprawdę. 

No może powiem wam coś więcej. Mam do was naprawdę wielką prośbę. Mam zamiar skończyć tę książkę do końca roku, lub dzień później, wszystko zależy. 

Oczywiście planuję już kolejną część. Mam nawet już prawie skończony plan akcji, rozgrywający się w niej. Tylko ciągle brakuje mi jednego. Okładki. 

Ja talentu do montażu nie mam. Rysować może nawet coś umiem, ale z komputerem zbytnio nie współpracuję. Najwyżej w ostateczności coś tam zrobię, ale to będzie chyba tylko logo Avengers. 

Jeśli ktokolwiek to potrafi, lub zna kogoś kto potrafi. Może to kogoś pasja i chcę ją rozwijać. Albo ktoś chce spróbować. To napiszcie do mnie na priv, a ja tam dam wszystkie informacje. 

Proszę, nie to złe słowo, błagam was. Niczego więcej nie pragnę, no może aż do skończenia kolejnego tomu, ale na razie tylko to. 

Jestem otwarta na wszystkie propozycję i zgłoszenia, najpewniej będzie mniej niż zero, wystarczy napisać. Z chęcią odpiszę.

Pa pajączki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro