Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

127

Klapa się otworzyła i Stark wyprowadził większość Avengers na zewnątrz. Znajdowali się na środku jakiejś polany, a otaczał ich tylko las, z którego dobiegały odgłosy ptaków i innych zwierząt. Jedyną budowlą, świadczącą o obecności ludzi na tym terenie, był quijet. Nic więcej.  

-Spodziewałem się czegoś więcej- stwierdził Bruce, rozglądając się, w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego znaku ludzkiej cywilizacji. Nic takiego jednak nie znalazł- Czegoś podobnego do wieży Tony'ego. Lub jakiegoś nowoczesnego kompleksu, czy budynku, czy jakiejkolwiek zabudowy... Tu nie ma nawet namiotu!

Młody Tony, po szybkim rozglądnięciu się po terenie, zaczął nieubłaganie wbijać swoje spojrzenie w swą starszą wersję. Ten drugi stał przy wyjściu ze statku i na początku starał się ignorować młodego. Wreszcie jednak nie wytrzymał i zapytał, starając się ukryć lekki uśmiech:

-O co chodzi junior?

-Wiem, co kombinujesz- odparł milioner.

-Nie rozumiem, o co ci chodzi- stwierdził mężczyzna.

-Chcesz nam pokazać, jak doskonale ukryłeś bazę i teraz zgrywasz głupka. Najpewniej żadne z tych drzew nie są prawdziwe, tylko stanową holograficzną tapetę, ukrywającą prawdziwe lądowisko- spojrzał na swoje buty- Muszę cię pochwalić, za animację trawy. Czuję się zupełnie, jakby stał na prawdziwej trawie.

-To wszystko jest prawdziwe- odpowiedział Iron man- Te drzewa i trawa pochodzą jedynie z natury. Przebywanie na świeżym powietrzu dobrze ci zrobi. Czasami trzeba się odciąć od całego tego zgiełku miasta i wyjechać do lasu, gdzie nie ma nawet zasięgu.

-On ma rację Tony- potwierdził Steve.

-Tak- dodał Clint, trzymając w wyciągniętej ręce telefon. Przemierzył całą polanę w tej pozycji, aż w końcu wrócił do Starka. Spojrzał na niego i powiedział ze strachem w głosie- Jesteśmy w dziczy. Już po nas!- zakrył twarz dłonią z telefonem. Po chwili jednak znowu się wyprostował- No może nie po Steve'ie, Bucky'im, Nataszy, Thorze i mnie, ale ty i Bruce nie przetrwacie. Jeśli zabraknie nam jedzenia, zjemy Lokiego.

-Ja tam potrafię sobie radzić z dziką przyrodą- powiedział Zimowy Żołnierz- Raz zapomnieli mnie zabrać z powrotem i wracałem na piechotę na Syberię. Zajęło mi to dwa tygodnie, a szedłem codziennie ponad siedemdziesiąt kilometrów. Rosja zimą jest zdradzieckim i zabójczym, ale przy tym pięknym miejscem- otrząsnął się. Steve patrzył na niego z lekkim strachem w oczach. Rzadko kiedy Bucky opowiadał jakieś historie, z czasów bycia pod kontrolą Hydry. Brunet spojrzał na łucznika i dodał- Nie chcę tego nigdy więcej powtarzać. Jednak jak mus, to mus. Ja się wszystkim zajmę i nikogo, nawet jego, nie będziemy zjadać. Dziczyzna z ogniska jest nawet dobra. A ty Clint potrafisz używać swojego łuku. Zaraz upolujemy to jakąś sarnę i będzie kolacja.

-Tak, ale jak sarna się na ciebie patrzy tymi swoimi oczami, to mam wrażenie, jakbym zabijał mamę Bambiego- odparł Hawkeye.

-I dlaczego mi to teraz przypomniałeś?- zapytał go Bucky, zamykając przy tym oczy- Teraz nie upolujemy kolacji. Nie chcę osierocić Bambiego.  

-Wy to jesteście słabi- stwierdziła Natasza, mijając ich. Oboje spojrzeli na nią ze strachem. A całej sytuacji nie polepszał fakt, że agentka właśnie sprawdzała swoją broń.

Dorosły Stark patrzył, na ich deskuję z lekkim uśmieszkiem na ustach. Po tym wszystkim już prawie zapomniał, jak to słuchać dyskusji nastolatków. Peter zawsze mówił mu jakieś dziwaczne rzeczy, kiedy obaj siedzieli w laboratorium. Chłopak chyba w pewnym momencie zaczął sądzić, że Tony go nie słucha. To jednak nie było prawdą. Mimo że odpowiadał tylko monosylabami, zawsze uważnie go słuchał. Wiele razy się też zastanawiał, nad tokiem rozumowania pająka. Czasami z jego monologów wychodziły najróżniejsze wnioski. Wtedy tego nie doceniał, lecz teraz... Czuł się tak, jakby mógł tego słuchać w nieskończoność. Nie miał jednak takiej możliwości. W końcu im przerwał:

-Dobra, dobra, dobra. Nie będziemy nikogo zjadać, nawet Lokiego, ani zabijać saren. To niehigieniczne.

-Jesteśmy ludźmi XXI wieku- zauważył Clint- W dziczy nam odbija.

-To tylko potwierdza to, że powinniśmy wyjechać na jakiś biwak, bez zabierania całej tej elektroniki- odparł Steve. Wziął głęboki wdech- Tylko my i natura.

-No to teraz wam pokażę moją preferencję spędzenia czasu w lasie- powiedział do nich Iron man. W tym momencie, przy pomocy swojej sztucznej dłoni, wysłał sygnał do głównego komputera.

Po sekundzie ziemia pod ich nogami zaczęła drżeć. Avengersi zaczęli się rozglądać naokoło. Drżenia ustało i powoli okrąg trawy, na którym stali oni i quinjet, zaczął osuwać się w dół. Wszystko to przypominało jazdę windą, wewnątrz wielkiego szybu.  

Bucky rozejrzał się naokoło. Otaczały ich ze wszystkich stron metalowe ściany. Podszedł do najbliższej, szukając jakiejś przerwy pomiędzy trawą a szybem. Jeśli takowa istniała, była zasłonięta przez roślinność. Wrócił na swoje miejsce, mijając młodego Tony'ego, który przyglądał się wszystkiemu z uwielbieniem w oczach i otwartą buzią. Bruce, stający koło niego, też miał otwartą usta, ale on z przerażeniem patrzył na malejący punkt światła nad nimi. 

Zimowy Żołnierz  stanął koło Kapitana. Długo nie wytrzymał bez ruchu. Po chwili milczenia zaczął skakać w miejscu. Wszyscy odwrócili się w jego stronę ze zdziwieniem na twarzy. Skakanie w takiej sytuacji było najmniej spodziewaną czynnością, którą mógłby zrobić Bucky. Tego się bardziej spodziewano po Clincie.

-Co ty robisz?- zapytał przyjaciela Steve.

-Nie widzisz? Skaczę- odparł tamten.

Tony nachylił się do swojej starszej wersji i wyszeptał:

-Jemu zaczyna odbijać. Ty go przypilnuj, a ja skoczę po Lokiego. Może go powali tym swoim młotem.

Już chciał ruszyć, ale dorosły milioner go powstrzymał.

-A czemu skaczesz?- kontynuował pytanie Kapitan.

-Bo jak się chodzi po windzie, ma się wtedy takie dziwne uczucie. Chciałem wreszcie sprawdzić, co będzie, jak się zacznie skakać. Zawsze wcześniej mnie powstrzymywałeś.

-W sumie to prawda- stwierdził zamyślony łucznik i też zaczął skakać. Natasza patrzyła na nich i pomimo że sama się nie uśmiechała, jej oczy jarzyły się ze szczęścia i śmiechu. Bucky to zauważył i podskoczył do niej.

-Wiem, że ty też chcesz spróbować- wyciągnął do niej rękę. Widząc jej wahanie dodał- To świetna zabawa. A do tego jesteśmy w innym wymiarze i najpewniej już nigdy do niego nie wrócimy. Co się tu wydarzy zostanie między nami. 

Czarna Wdowa wreszcie wzięła go za rękę i powoli zaczęła skakać. Na początku nisko, lecz później coraz wyżej. Przypominała sobie przy tym, jak była przypięta do lin i skakała po ścianach budynku. Wtedy liczyło się tylko wyeliminowanie celu, lecz teraz była to tylko zabawa. Szybko dołączył do nich Clint i razem skakali w kółko.

-To się robi coraz dziwniejsze- zauważył Bruce, patrząc na całą sytuację.- Prawdą Tony?- odwrócił się do milionera.

-Dokładnie- odparł tamten, skacząc- To naprawdę dziwne uczucie. Sam spróbuj.

-Nie dzięki- stwierdził naukowiec, zwracając uwagę na nową szparę światła, pojawiającą się przy złączeniu ściany z trawą. Tony też ją zauważył. Podbiegł do niej, pierwsze kroki jeszcze przeskoczył i schylił się, by lepiej wszystko widzieć.

-No i to mi się podoba!- zawołał, wkładając głowę w szparę.

-Tony, rozmawialiśmy już o tym!- krzyknął do niego Steve- Nie wkładaj głowy w maszyny! Pamiętasz tamtą tubę?! Godzinę ją z ciebie ściągaliśmy, a ty...

-A ja i tak potem ją znowu założyłem- dokończył chłopak- Tylko że w niej musiałem naprawić okablowanie- przeniósł się na kolana- Tylko spójrz na to!

Platforma zbliżała się do ziemi. Teraz było już widoczne, gdzie zjeżdżali. Byli w wielkim pomieszczeniu, które pełniło rolę garażu. Znajdowało się w nim kilka innych statków, niektóre mniejsze jednoosobowe, a inne sprawiające, że quinjet mógłby się w nich zmieścić pięciokrotnie. Do tego niezliczona liczba samochodów od eleganckich limuzyn po terenówy. Mnóstwo motocyklów i quadów stało przy ścianie, prosząc się, aby ktoś nimi pojeździł. Naprzeciwko nich znajdował się wyjazd dla aut, oświetlony tylko lampkami wbudowanymi przy powierzchni.

-Batjaskinia może się przy tym wypchać!- wykrzyknął Tony, przyglądając się temu wszystkiemu- Iron man zawsze górą nad gackiem!

-Czy ja o czymś nie wiem?- zapytał dorosły Stark, przyglądając się jak młody, siedząc na trawie, wyciąga pięść ku górze.

-O wielu rzeczach- odparł Bruce.  

Wreszcie platforma dotknęła ziemi, a oni mogli z niej zejść. Potem do quinjeta podjechały trzy długie maszyny i po chwili zaczęły go holować do jego stałego miejsca w garażu. Sama platforma długo nie została przy ziemi. Od razu, gdy wszelki ciężar ją opuścił, ruszył na swoje miejsce ku górze. 

Ze statku tymczasem wyszedł godny Loki, pilnując swojej bardziej kłopotliwej wersji. Rozmawiali o czymś spokojnie, lecz dźwięk ich głosów został zagłuszony ciężkimi krokami. Chwilę później w garażu pojawiła się wielgachna, zielona postać, która popędziła w stronę gromowładnego.

-Nędzny bóg wrócił!- zawołał Hulk, łapiąc tutejszego czarnowłosego. Niczym klasyczny starszy brat złapał go pod ramię i przeczesał mu pięścią włosy.

Hulk pomimo wszystko polubił swojego Lokiego. Bywał denerwujący i nieznośny, lecz zawsze, kiedy zielony walczył z Thorem o tytuł najsilniejszego, stawał po jego stronie. Nie interesowało zbytnio Hulka, że robił to tylko z czystej złośliwości do brata. Sama satysfakcja z tego, że ktoś w niego wierzy, wystarczała. Oboje nie mieli zbyt dobrej reputacji. Pomimo wszystkiego, większość ludzi ciągle widziała w nim tylko potwora. Świeżo nawrócony złoczyńca też nie miał lekko. Czasami po prostu szli gdzieś, gdzie ich nogi poniosły, starając się przy tym zapomnieć o reszcie świata. Wszystko to prowadziło do tego, że kiedy zobaczył go na księżycu, zostawionego przez brata, posiadającego młot, którego nie chciał, Hulk po prostu stwierdził, że teraz sam postara się w jakiś sposób zająć miejsce Thora. Wykonywanie braterskich obowiązków dręczenia przychodziło mu z łatwością. Reszta była już o wiele trudniejsza.

-Tak, Hulk jestem już- Loki próbował się wyrwać. Kiedy wreszcie mu się udało, złapał się za plecy i stwierdził- Przez ciebie wyląduję na wózku.

Hulk się roześmiał i wtedy zauważył skutego kajdanami. Zacisnął pięści i spojrzał na godnego. Pomimo całej swojej sympatii do niego, pamiętał, jaki był wcześniej.

-Mogę zmiażdżyć małego nędznego boga?- zapytał go z nutą nadziei w głosie. Rozwalanie nim podłogi, zawsze przynosiło mu radość.  

-Hulk nie- odparł ostro gromowładny. Zerknął na swoją młodszą wersję, która napięła wszystkie mięśnie, gotowa już do przyjęcia ciosu.- No może jeśli zacznie sprawiać kłopoty- zdecydował- Tylko nie zabijaj go przy tym.

Troje podeszli do reszty Avengers, którzy przypatrywali się temu wszystkiemu uważnie. Hulk zatrzymał się w pół kroku, widząc, że wśród nich są Kapitan, Thor, Natasza i Clint. Ten ostatni pomachał mu ręką. Wiedział, że przyjadą ludzie z innego wymiaru, lecz mimo wszystko, to nadal był dla niego szok, widzieć ich wszystkich, takich jak przed laty.

Dorosły Tony zaprowadził wszystkich do części mieszkalnej.

-Musieliśmy się przenieść z Nowego Jorku- mówił miliarder, prowadząc ich przestronnymi korytarzami- Byliśmy tam zbyt widoczni, a nasze poparcie, po odejściu Steve'a i Thora, drastycznie spadło. Dlatego właśnie zbudowałem tę kwaterę.

-Jak rozwiązałeś problem ze światłem słonecznym?- zapytał go Tony- Przebywanie w miejscu bez okien jest bardzo depresyjne. Słyszałem, że u nas T.A.R.C.Z.A. używa, w swoich podziemnych bazach, sztucznych zamienników.

-Wszystko jest zbudowane w klifie- odpowiedział Iron man- Większość pokoi ma normalne okna, lecz tam, gdzie to nie było możliwe, wstawiliśmy coś podobnego. Tylko że moje jest lepsze od ich.

-To się rozumie samo przez się- stwierdził chłopak, rozglądając się naokoło- Wspominałeś wcześniej, że Strange też dołączył do zespołu. Mam się spodziewać jakichś portali, czy innych magicznych bzdur?

-Normalnie tak, tylko że go aktualnie tu nie ma i nie zapowiada się, że wróci w najbliższym czasie- odparł mężczyzna.  

-A co się z nim stało?- zapytał Thor.

-Powiedział, że zna sposób, jak wszystko naprawić i, że musi zniknąć na chwilę. Zamknął się w Sanktuarium i nie wychodzi stamtąd od dwóch miesięcy. Miejmy nadzieję, że będzie to coś warte straconego czasu.

Jak tylko skończył mówić, rozległ się głos Jarvisa.

-Panie Stark. W pańskim gabinecie czekają na pana Ant-man i Wasp.

-Co?- Iron man zatrzymał się- Miałeś mnie powiadomić od razu, jak tylko odpowiedzą.

-Zadzwonili dokładnie czterdzieści trzy minuty, po pańskim wylocie. Nie miałem prawa przekazywać jakichkolwiek informacji.

-Dobrze. Powiedz im, że zaraz do nich przyjdę- pomasował sobie skronie- Jeśli ta para złodziejaszków, mieszkających w mrowisku do nas dołączy, będziemy mieli większe szanse. Czego się nie robi dla dobra świata. Loki przejmiesz ich?

-Jasne- odparł gromowładny.

-To ja muszę spadać- Stark, klepiąc Tony'ego po ramieniu. Potem obrócił się na pięcie i ruszył w zupełnie przeciwną stronę. Loki patrzył za nim, aż tamten nie zniknął mu z oczu. Potem zwrócił się do Hulka.

-Hulk przejmij ich.

-Ty miałeś ich pilnować- powiedział do niego zielony.

-Dasz sobie radę- zapewnił go- A ja muszę coś załatwić.

Bez słowa ich wyminął i skręcił w najbliższy korytarz. Później jeszcze manewrował w tym labiryncie, aż wreszcie dostał się tam, gdzie chciał. Zatrzymał się przed drzwiami bez klamki i przyłożył swoją dłoń do czytnika. Po sekundzie drzwi się otworzyły, a on wszedł do środka.

Było to pomieszczenie dość wąskie, że jego szerokość zajmowały same drzwi z małym dodatkiem ściany. Nie było tam mebli, a dwie pozostałe ściany były puste. W miejsce trzeciej wstawiono ogromne lustro weneckie, włożone tak, że po tej stronie można było widzieć wszystko, co się dzieje w drugim pokoju. Panował tam półmrok, bo jedyne światło pochodziło, z obserwowanego pomieszczenia. To jednak wystarczył, by oświetlić stojącego po środku mężczyznę.

Loki podszedł do niego i obrócił się, by patrzeć na jedynego więźnia Avengers z tego świata. Mężczyzna był przykuty do krzesła, które było przymocowane na stałe do podłogi. Siedział w pokoju bez klamek, którego wszystkie ściany były zbudowane z luster weneckich, podwójnie zabezpieczonych przed stłuczeniem.

-Musisz ze mną iść Bucky- odezwał się wreszcie Loki. Nie mówił głośno, lecz w tym wiecznie cichym miejscy, sprawiało wrażenie krzyku.

-Wiesz, że nie mogę Loki- odparł aktualny Kapitan Ameryka.

-Siedzisz tu od ponad ośmiu godzin. A on i tak nie odezwał się ani słowem, ani się nawet nie ruszył. A Przecież nikt nie karze, ci tu siedzieć- zauważył gromowładny.

-Muszę to zrobić. Dal Sama, Clint i...- przerwał na chwilę- A Nataszy. Wszyscy oni się poświęcili w pewien sposób dla mnie. 

-Jeśli o nich mowa, to czekają w salonie. Nie ma tylko Sama, a reszta jest. Nawet ty, czy ja, chociaż nie sądzę, by była to dobra nowina. Nawet Natasza iSteve tam teraz siedzi.

Bucky spuścił wzrok. Siedział tu tylko, dlatego, że czuł wewnętrzny obowiązek, że musi. I tak wszystko było monitorowane. Mierzono nawet tętno więźnia. A gdyby postanowił sprawiać jakiekolwiek kłopoty, dostałby od razu strzałem ze środkiem usypiającym. Bucky do tej pory nie miał potrzeby opuszczania tego pokoiku, ale teraz mógł wreszcie porozmawiać se Steve'em. Nawet jeśli nie był to jego Rogers. Nadarzała się też jedyna możliwa okazja podziękowania Czarnej Wdowie.

-Pójdę- powiedział wreszcie- Lecz, jak wszystko się skończy, to od razu wracam.

-Dobrze- odparł Loki- Może nawet coś zjesz przez ten czas.

-Nie liczyłbym na to.

Oboje opuścili pomieszczenie, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Siedzący w drugim pokoju Kapitan Hydra, nie ruszył się ani o milimetr. 

🐥🐥🐥🐥🐥🐥🐥🐥🐥🐥🐥

Miałam dzisiaj... Wczoraj wigilię klasową i spójrzcie, co dostałam.

Nawet nie wiecie, jak się cieszę. W ogóle się tego nie spodziewałam. To jest genialny prezent. Ku pamięci Stana.

To wszystko.

Pa!

P.S. Za dwa dni święta. A ja dalej nie mam ubranej choinki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro