120
-To gdzie idziemy?- zapytał Bucky, biegnąc za Zimowym Żołnierzem. Po ich krótkiej wymianie zdań dorosły odwrócił się i powiedział, tylko by chłopak trzymał się blisko. Po tych słowach ruszył przed siebie. Bucky'emu nie pozostało nic innego niż pobiegnięcie za nim.
Zimowy nie odpowiedział, tylko przyśpieszył, mimo że biegł już bardzo szybko. Przypominało to trochę, jakby próbował uciec przed chłopakiem. Temu drugiemu oczywiście nie przeszkadzało szybsze tempo. Oboje byli równie szybcy, a Bucky pozostawał trochę z tyłu, tylko dlatego, że nie wiedział dokąd biegli. Na każde kolejne pytanie żołnierz przyśpieszał, więc w koncu dał sobie z tym spokój.
Kiedy biegli, Bucky miał w końcu czas, by pomyśleć o tym, jak wrócić do reszty. Wcześniej zajmował się planowaniem swojego spotkania ze sobą. Teraz miał to już z głowy, tylko pozostawał drugi problem. Biegł w niewiadomym kierunku za osobą, która ostatniego, czego chciała to spotkania z Avengersami. On jednak musiał się do nich dostać, bo najpewniej właśnie z nimi jest jego ekipa bohaterów. A bez swoich przyjaciół nie wróci do domu.
Jest jeszcze sprawa tego, że najpewniej Zimowy Żołnierz będzie chciał jego pomocy. Bucky czuł, że on mu zaufał. Mogło to brzmieć dziwacznie i nierozsądnie, ale chyba wyczuł, że są w jakimś stopniu jedną osobą. A przez to, że Bucky pamięta swoją przeszłość, będzie mógł mu pomóc w przypomnieniu sobie.
Wróciła do niego scena, kiedy spadał z tamtej drabinki. W jednej chwili robił obrót na szczeblach, tak jak robił to już wiele razy, a w drugiej leciał prosto w stronę ziemi. Zmarszczył brwi i jeszcze raz się nad tym zastanowił. Rzadko kiedy rozmyślał nad tą chwilą. Coś mu umykało. Coś pomiędzy panowaniem nad sytuacją a nagłym upadkiem.
Jeszcze raz przypomniał sobie krok po kroku, co wtedy zrobił. Wszedł na najwyższy szczebel. Oparł cały swój ciężar na rękach i pozwolił, by nogi ześlizgnęły się z oparcia. I wtedy poczuł podmuch wiatru, jakby coś szybko przebiegło nad nim. Drabinki w sali gimnastycznej są ustawione tak, że można z nich wejść na balkon. To, co wywołało ten podmuch, mogło znajdować się właśnie na balkonie. Potem szczebel wyślizgnął mu się z dłoni... Nie on go po prostu puścił. Sam na to pozwolił, bo miał wrażenie, że znów jest w tym pociągu, a uchwyt, którego się trzymał, odpadł i on sam wpadł prosto w przepaść.
Nie zdawał sobie do tej pory z tego sprawy. On pamiętał to, lecz po prostu, jakby jego umysł ignorował tę część. Potem uderzył o ziemię i wszystko wróciło. Zobaczył Steve'a i przypomniał sobie, jak dawno nie jadł żadnego hot-doga lub hamburgera.
Bucky prawie uderzył o plecy Zimowego Żołnierza, kiedy ten się zatrzymał. Stał przed metalową drabinką, prowadzącą na powierzchnię.
-Poczekaj tu- rzucił przez ramę dorosły.
-Ciągle czekam na wyjaśnienia- odpowiedział Bucky, patrząc, jak ten się wspina.
-Dostaniesz je, jak wrócę- odparł Zimowy i już go nie było.
Bucky'ego kusiło, by wyjść za nim. Znał jednak realia życia w ukryciu. Dodatkowa osoba to dodatkowe zmartwienie. Zwiększenie prawdopodobieństwa, że zostanie się wykrytym i w wyniku tego, złapanym.
Zimowy Żołnierz wrócił po mniej niż minucie. Miał na plecach wypchany plecak, a przez ramie przewiesił torbę.
-Teraz możemy już iść- stwierdził dorosły, maszerując przed siebie. Bucky wyrównał z nim.
-To dawaj- zachęcił go do wyjaśnień.
-Też chcę, coś z tego mieć- stwierdził żołnierz- Jak ci teraz wszystko powiem, nie dowiem się niczego.
-Pytanie za pytanie?- zaproponował chłopak.
-Zgoda. Zacznę. Kto cię złapał?
-Steve i Natasza- odpowiedział od razu. Widząc jednak niezrozumienie na twarzy dorosłego, sprecyzował- Kapitan Ameryka i Czarna Wdowa. Co tu robiłeś?
-Powstrzymywałem tego gościa z rogami na czapce, przed ukradnięciem jakiegoś starego artefaktu. Jak to zrobili?
-To był zaplanowany atak. Długo mnie obserwowali. Złapali mnie, jak wracałem do mieszkania. Steve już tam na mnie czekał, a Natasza zakradła się do mnie od tyłu. Uciekałem im przez pół miasta, ale koniec końców jednak wreszcie mnie złapali. Dlaczego go powstrzymywałeś?
-Bo żyję na Ziemi i nie chcę, by rządził nią jakiś wariat. W jaki sposób połączyłeś te nędzne skrawki wspomnień?
-Ja...-Bucky zawahał się na chwilę- Doznałem...-"Halucynacji? Próbnej próby samobójstwa? Utraty świadomości?"- Wstrząsu mózgu, wynikającego z upadku z dużej wysokości i rąbnięcie głową o twardą powierzchnię. Gdzie idziemy?
-Do mojego auta. Ma nowe rejestracje i jest całkowicie czysty. Teraz najpewniej znów będą mnie szukać na wszystkich nagrania. Pojedziemy mniej znanymi drogami. Czy teraz jest lepiej?
-Nie rozumiem- Bucky spojrzał na niego.
-Lepiej z tym wszystkim- odpowiedział tamten. Spojrzał na swoją metalową rękę i zacisnął ją w pięść- Z życiem.
-Tak- odpowiedział wreszcie chłopak- Tylko na początku będzie ciężko. Wrócą nagle do ciebie rzeczy, których wolałbyś nie pamiętać. Każde wymazywanie pamięci, wszystko, co robiłeś przed sadzeniem do komory hibernacyjnej, każde morderstwo. Jednak razem z tym, przyjdą też dobre rzeczy. I to właśnie dla nich warto, to zrobić.- Bucky spojrzał na niego i przypomniał sobie swoje własne bezsenne noce. Wtedy bał się, że jak tylko zamknie oczy, to znów będzie widział tam twarze swoich ofiar.- Skąd o tym wiedziałeś?
-Byłem w różnych miastach i pracowałem. To nie była jakaś stała praca. Czasami robiłem coś za marne grosze, lecz największe dochody szły z grania w karty. Tak więc od jeździłem od miasta do miasta i słyszałem w nim podobne historie. O tym, że w jakimś tam muzeum znikał eksponat związany z wikingami i ichnią mitologią. To nie mógł być przypadek, więc zacząłem grzebać- zatrzymał się przed kolejną drabiną- Chodź młody. Musimy jak najszybciej dostać się do Nowego Jorku.
Bucky zaraz za nim zaczął się wspinać. Po chwili wyszli już na prawie pusty parking. Nieliczne latarnie oświetlały puste miejsca, gdzie kiedyś stały auta. Nieliczne z samochodów poustawiane były przy podziurawionej siatce. Zimowy Żołnierz podszedł do ostatniego w rzędzie. Nastolatek ruszył za nim. Zatrzymał się przed autem i ocenił:
-Jaki to złom.
-Nie liczy się wygląd, tylko to, co jest pod klapą- dorosły otworzył drzwi i wszedł do środka- Wsiadasz, czy idziesz na piechotę?
Bucky z ociąganiem usiadł po stronie pasażera. Chciał już zapiąć pasy, jednak okazało się, że takowych tu nie ma. Spojrzał na Zimowego Żołnierza. Sam go poganiał, a on nawet jeszcze nie zapalił silnika. Okazało się, że w marnym świetle lampi przeliczał plik banknotów. Były tam wszystkie papierowe nominały poniżej pięćdziesiątki. Wreszcie skończył i zaklął pod nosem.
-Najpewniej nie masz żadnej gotówki?- zapytał odwracając się do Bucky'ego- Patrząc na ostatnie ceny paliwa, będziemy musieli zatrzymać się w jakimś barze i ograć kilku gości.
-A tu cię zdziwię- sięgnął do kieszeni na spodniach i wyciągnął z niej telefon w czarnej obudowie.- Bez telefonu, to teraz jak bez ręki- wyjaśnił na widok zdziwionego spojrzenia dorosłego.
-Za moich czasów...
-Tak wiem. Żyłem wtedy- przerwał mu chłopak- A Steve powiedział, że jeśli nie będę odbierał, jak będzie dzwonił, to zacznie trzymać mnie na smyczy. Dosłownie- wyciągnął zza obudowy dwa stu dolarowe banknoty i mu podał. Odwrócił z powrotem telefon, który zalśnił mu w twarz.
Był wyciszony, lecz pokazywał, kiedy ktoś dzwonił. Na wyświetlaczu pojawiła się twarz Steve'a. Bucky zawahał się na chwilę, lecz nacisnął czerwoną słuchawkę. Sprawdził jeszcze, ile razy do niego dzwoniono. Dwadzieścia nieodebranych połączeń od Rogersa.
-Będę miał przerąbane- stwierdził, wyłączył komórkę i rzucił ją na tylne siedzenie. Teraz nie była mu potrzebna- Dobrze, że się chociaż postarałem, by nas nie namierzyli. To, na czym skończyliśmy?
******
-I co?- zapytał Kapitan, widząc, że Steve odkłada telefon na stolik. Był jedynym dorosłym w pokoju. Siedział wraz z Tonym i Nataszą przy stole Avengersów. Reszta członków drużyn była zajęta innymi sprawami. Iron man i Banner zajmowali się naprawami. Tony też chciał się tym zająć, lecz dosłownie nie było dla niego miejsca, przy stole operacyjnym. Dwaj łucznicy wyszli na miasto. Hulk, Thor i Thor grali w jakieś gry na konsoli w salonie. A Czarna Wdowa, jak zwykle, gdzieś zniknęła. Aż cud, że Natasza nie poszła w jej ślady.
Przeglądał nagranie z magazynu. Widział, jak Loki, przebrany za strażnika, przechadza się pomiędzy skrzyniami. Zatrzymał się na chwilę przed jedną z nich i właśnie w tym momencie Zimowy Żołnierz strzelił do niego. Iluzja Kłamcy się rozmyła. Zaczęli walczyć, niszcząc przy tym większość z zawartości magazyny. Kiedy tylko nagranie się urywało, kamera też stała się ofiarą ich bójki, Kapitan włączał wszystko od nowa. Czuł, że coś mu umykało, lecz nie wiedział co.
-Nic. Dzwoniłem do niego jakieś pięćdziesiąt razy i ciągle tylko poczta głosowa. Po co ja mu ten telefon kupowałem?
-Poprawka- odezwał się Tony- Po co ty zmusiłeś mnie, do dania mu telefonu, z zamontowanym całą tą maszynerią, do namierzania? On i tak się wszystkiego pozbył, jak tylko sobie poszedłeś.
-Pomagałam mu w tym- zgłosiła się Natasza.
-Nat?!- Steve spojrzał na nią- Miałaś mi pomóc go pilnować!
-Tony też nam pomagał- agentka wskazała na Starka.
-Tony!- blondyn spojrzał na miliardera.
-Pilnowałem jedynie, by nie zniszczyli sprzętu- odparł chłopak. Wstał z krzesła i zaczął chodzić po pokoju- Nie chciałem, żeby ten niewinny telefon skończył, jak twój pierwszy. Biedak wypadł przez okno. I drugi... Zmiażdżony przez kanapę! Oraz trzeci, który... Tego akurat nie pamiętam, ale jestem pewny, że z nim stało się coś równie strasznego- odwrócił się w stronę Steve'a- Te telefony to nie Nokie! Nie możesz grać nimi w kosza! Ty to chyba właśnie to z tą ostatnią robiłeś!
-Ty gubisz telefony co tydzień- zauważył blondyn.
-Nie prawdą!- oburzył się Tony. Wyciągnął swój telefon z kieszeni i czule go pogłaskał.
-Pepper byłaby zazdrosna- stwierdziła Natasza.
-Ten trzyma się już ponad miesiąc- powiedział miliarder.
-Problemy dzisiejszej młodzieży są strasznie smutne- ocenił Kapitan.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka weszła dwójka Bartonów. Mieli łuki przewieszone przez ramiona i kołczany pełne strzał.
-Widziałeś jego minę, jak strzała wybuchła mu przed twarzą?- zapytał starszy, pękając ze śmiechu.
-Mam to nagrane- odparł młodszy, wyciągając telefon- Dołączy do mojej kolekcji złych ziomków, którym strzała wybuchła przed twarzą.
-Masz taką kolekcję?- Hawkeye nachylił się przez jego ramię.
-Teraz to już kolekcja- stwierdził Clint- Mam Lokiego i tego gostka. U nas rzadko kiedy, ktoś łapie moje strzały. Spójrz tylko na tego jelenia- podsunął mu telefon przed nos. Jednocześnie wybuchnęli śmiechem.
Czarna Wdowa, która pojawiła się nie wiadomo skąd, usiadła koło Kapitana.
-I co?- zapytał ją.
-Wkurzyli Spider-mana. Marudził, że przez nich nie wyrobi normy i teraz musi znaleźć jakiegoś innego rabusia. Do tego wspominał coś, że Hulk jest mu winny forsę za hot-dogi- odpowiedziała agentka.
-Słuchajcie!- Clint odwrócił się do reszty- Tutaj co chwila, ktoś próbuje zniszczyć świat, czy jakoś podobnie. Wyskoczymy na miasto i się zabawimy?
-Nie- stwierdziła ostro Czarna Wdowa- Spider-man dostanie przez was depresji. Już i tak mi się żalił, że coraz trudniej jest być miłym pajączkiem z sąsiedztwa.
-Pet... To znaczy, pająk tu jest?- Tony rozejrzał się po zebranych- I biega sobie sam po mieście? Bez żadnego wsparcia?
-Przepraszam za niego- odezwała się Natasza- Instynkt ojcowski mu się włączył.
Kapitan Ameryka i Czarna Wdowa wymienili jedynie zaniepokojone spojrzenia. Przerwał im kolejny wybuch śmiechu łuczników.
-Mogę go zatrzymać?- zapytał Hawkeye, trzymając Clinta za ramiona- Obiecuję, będę się nim zajmować i wyprowadzać na spacery.
Kapitan doznał olśnienia. Miał to od początku przed oczami. Zastopował nagranie w chwili, gdy strażnik-Loki zatrzymuje się przed jedną ze skrzyń. Zrobił zbliżenie na jej oznaczenia i podsunął tablet pod nos tajnej agentki.
-Wiemy, czy zawartość tej skrzyni przetrwała?- zapytał.
-Widziałeś, w jakim to wszystko było stanie, kiedy przylecieliśmy- odparła Czarna Wdowa- Nie można tego teraz stwierdzić. Ale za to można się dowiedzieć, co w niej było. Jarvis sprawdź zawartość skrzyni o tych numerach.
-Oczywiście pani Nataszo- rozległa się odpowiedź z głośników i w tej samej chwili telewizor sam się włączył. Na jego ekranie przelatywała lista numerów z dopisanymi do nich właścicielami skrzyń.
-Jarvis...- Tony zasłonił usta dłonią- Tęsknie za tobą...
-To też zalicza się pod instynkt ojcowski- stwierdziła Natasza.
-Skrzynia należała do pobliskiego muzeum historycznego. Miała zostać przewieziona do Chin w ramach wymiany między krajowej- odpowiedział Jarvis.
-Co było w środku?- zapytał Hawkeye.
-Stara nordycka, kamienna tablica- na ekranie pojawiło się jej zdjęcie- Na której runami zostało wyryte pozdrowienie dla najodważniejszego wojownika Midgardu.
-Powiadomcie Thorów- Kapitan Ameryka wstał- Oboje mają się zjawić natychmiast.
******
-To...- Loki wyprzedził swoją starszą wersję i stanął przed nią- Czemu siedzisz w tej dziurze?
Dorosły go wyminął i szedł dalej, nie zwracając żadnej uwagi na chłopaka.
-Bo wiesz, najpewniej jakbym ja się pojawił w swoim Jutunheimie, to zostałbym od razu zabity- młody zrównał się z dorosłym. Zastanowił się, po czym dodał- Chyba że udowodniłbym, że jestem następcą tronu. To tylko następny ojcobójca, który zabił ojcobójcę, który chyba też zabił ojcobójcę... To skomplikowane. Więc, co zrobiłeś?
-Powiedzmy, że Laufey rozstał się z tronem szybciej, niż to przewidywała natura- odezwał się wreszcie dorosły.
Tutejszy Kłamca zatrzymał się dopiero przy stole, który oczywiście był zrobiony z lodu. Tak właściwie całe to pomieszczenie, w którym się znajdowali, było zrobione z lodu. Najpewniej dawniej była to zwykła jaskinia, lecz teraz nieobrobiony kamień był przykryty grubą warstwą lodu. Każdy skrawek podłogi, ścian i sufity był nim pokryty. Zrobione też z niego były wszystkie, nieliczne meble, znajdujące się w środku.
Loki położył na stole kamienną tablicę, z wygrawerowanymi na niej runami, koło kilku identycznych. Nastolatek szybko się im przyjrzał i powiedział:
-Nagroda Odyna dla wybitnych wojowników- odwrócił się w stronę dorosłego- Już mi się podoba. Co kombinujesz?
-Udowodnij- ten drugi wskazał na stół- Jak bardzo jesteśmy do siebie podobni.
-Czyli bawimy się w dedukcję- ocenił młody Loki- Sherlock byłby zadowolonym.
*******
-To pozdrowienie Odyna- powiedział starszy Thor, przyglądając się holografowi tablicy.
-Ojciec podarował takie wojownikom, którzy, według niego, zasłużyli na nagrodę, za swoje zasługi podczas wojny z Jotunami- dodał młodszy i obrócił się do reszty- Bo wiecie Midgard wieki temu został najechany przez Jotunheim i gdyby nie my wasza planeta, byłaby pokryta lodem na zawsze. Oczywiście Asgard was obronił i z małą, dosłownie tyciutką, pomocą odparł atak. Czyli uratowaliśmy cały wasz świat. Nie ma za co.
-Ile ich było?- zapytał Steve i Kapitan jednocześnie.
-Siedem- odpowiedział dorosły blondyn.
*******
-Masz ich tutaj sześć, więc brakuje ci jednej- stwierdził Loki, przyglądając się zawartości stołu- Mało prawdopodobne, by ostatnia została zniszczona przez ten czas. Najpewniej znaleźli ją archeolodzy w kurhanie, przy resztach tego głupca i zabrali do badania, a potem do muzeum, tak jak robią ze wszystkim.
******
-Sześć, licząc tą ostatnio, zniknęło z muzeów, prywatnych kolekcji i magazynów w tym roku- powiedziała Czarna Wdowa.
-To grubsza sprawa- stwierdziła Natasza, przeglądając wszystkie zapiski na ekranie.- Starał się za wszelką cenę ukryć wszystkie ślady.
-Nie sądzę, by ten gość je sobie ukradł, bo ma do nich jakiś sentyment- ocenił Clint- Do czego one służą?
-Mają charakter czysto odznaczeniowy- powiedział dorosły Thor- Są niczym wasze śmieszne medale, które Kapitan ma przypięte do munduru.
******
-Wszyscy myślą, że to tylko dekoracja- Loki przejechał dłonią po jednej z nich- Prawie nikt nie wie, że tak naprawdę, są najpotężniejszymi runami podróży na świecie. Jeśli ktoś ich dobrze użyje, stanowią bilet do Asgardu, dla wszystkich, którzy ich trzymają.- Z cwaniackim uśmiechem odwrócił się do dorosłego- Czy Bifrost znowu, przez niespodziewany wypadek, przestanie działać i Thor zostanie uziemiony?
-To tylko przypuszczenia- odpowiedział ten drugi Loki, z takim samym uśmiechem na twarzy- I jest możliwość, że zdarzy się to w chwili, kiedy zapadnie w swój sen.
-Pozostają jeszcze naturalne przejścia, łączące dziewięć królestw- zastanowił się młody- Niestety ich położenie znają jedynie osoby w tym pokoju. Asgard zostanie wtedy bez swego największego obrońcy.
-A gwardia królewska jest niczym w porównaniu z moją mocą.
-A Asgard będzie twój- zakończył nastolatek. Uśmiech powoli zniknął mu z twarzy. Spojrzał prosto w identyczne zielone oczy i zapytał- Co zrobisz z Odynem, kiedy będzie już po wszystkim?
-Powiedzmy, że czeka go szybka abdykacja i podąży w ślady za Laufeyem- powiedział ze złowieszczą iskrą w oku Loki.
-Chcesz go zabić- prawie wyszeptał młodszy. Nienawidził wszechojca i zrobiłby wszystko, by dokonać swojej zemsty, lecz zabicie go... Czuł, że powinno się postąpić inaczej. Że istniała o wiele lepsza możliwość. W końcu lepiej patrzeć, jak ktoś cierpi i napawać się jego rozpaczą, niż szybko uwolnić go z tego świata. Zebrał szybko wszystkie myśli i dodał o wiele głośnie- Lepiej będzie zamknąć go w najgłębszym lochu i wrzucić klucz do ognia Asgardu lub wygnać do wiecznie martwego Helheimu. Wieść o jego śmierci się szybko rozniesie i zwalą ci się na głowę, wszyscy, którzy tylko na to czekali. Kree, Skrulle, Jotunowie, jeśli się ośmielą, Tha...i nie wiadomo kto jeszcze, Będą chcieli zemsty, a powstrzymywała ich tylko świadomość, że Odyn żyje.
-Nimi bym się nie przejmował. Też mam według nich niezłą opinię- zlekceważył ostrzeżenia chłopaka, jak na dorosłego przystało.
-Jesteś szalony- stwierdził wreszcie Loki, widząc przed oczami tytana maszerującego przez królewskie komnaty.
-Prawdopodobnie- stwierdził tamten i ruszył w głąb lodowego korytarza- Idziesz młody?- spojrzał na niego przez ramię.
-Tak jasne- odpowiedział chłopak, ruszając się wreszcie z miejsca.
🎅🎅🎅🎅🎅🎅🎅🎅🎅
Wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek! Dożo prezentów i pieniędzy, i czegokolwiek tam jeszcze chcecie.
Widzieliście nowy zwiastun Kapitan Marvel?! Nie spodziewałam się, że Fury tak lubi koty. Lub tego jednego konkretnego kota. I już zagadka, jak stracił oko, została rozwiązana. Pewie chciał pogłaskać go po brzuszku, a ten tego nie lubił. I wszystko jasne!
No to jeszcze raz wam życzę szczęśliwych Mikołajek i pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro