12
Wanda szła właśnie w stronę swojego pokoju gdy spotkała Clinta. Raczej nie spotkała, a wpadła na niego. Szła właśnie koło schodów kiedy Clint koziołkując wpadł prosto w nią.
-O Wandzia właśnie ciebie szukałem.
-Daj mi najpierw wstać- odparła po czym podniosła się z podłogi.
-O co chodzi?- zapytała przyglądając się uważnie koledze.
-Mam problem. Spodobała mi się taka jedna dziewczyna i nie wiem jak do niej zagadać. Myślałem, że mogłabyś mi pomóc.
Wanda nie mogła uwierzyć. Odkąd tylko poznała Clinta chciała go zeswatać z Nataszą. Stanowiliby idealnie dobraną parę. Znała się na tym, przeczytała już wszystkie romanse jakie istnieją. Aby dokonać by Clintasza stała się prawdą potajemnie tworzyła romantyczną atmosferę między nimi.
-Wreszcie, myślałam, że już nigdy nie zapytasz. Nawet zaczęłam tracić już nadzieję.
-Naprawdę?- zapytał zdziwiony Hawkey- Ale skąd ty wiesz...
-Ty i Nat będziecie piękną parą.
-A ty myślisz, że chodzi...
-Już wszystko zaplanowałam. To będzie nieziemskie.
-Wandzia...
-Zapukasz do jej drzwi. Będziesz miał kwiaty. Powiesz jej wiersz o tym jak bardzo ją kochasz.
-Wanda...
-Potem zabierzesz ją na piknik w parku. Przy tym starym dębie.
-Wanda!
-Co? Powinieneś robić notatki- powiedziała wyrwana z marzeń.
-Nie chodzi o Nataszę. Ona jest tylko moją koleżanką.
-Ale jak to... Jak nie ona to kto?- nie mogła uwierzyć. Czyżby się pomyliła?
-Podoba mi się Laura.
-Czekaj. Laura Johnson? Ta z którą jestem w pokoju?
-Tak właśnie ona. Pomożesz mi, czy nie?
Wanda stała przez chwilę w ciszy. Musiała przeanalizować to co przed chwilą usłyszała.
-To zupełnie zmienia postać rzeczy- powiedziała wreszcie.
-Czyli pomożesz mi?
-Tak, tak pomogę. To będzie projekt na wielką skalę. Nadal uważam, że z Nat i ty bardziej do siebie pasujecie, ale jeśli nie to nie.
-Wielkie dzięki Wandzia. Tylko postaraj się nikomu nic nie mówić.
Z tym może być problem. Wanda Maximoff słynęła z tego, że nie umie trzymać języka za zębami.
-Postaram się.
-Bo wiesz jeśli wygadasz, to ja powiem wszystkim, że ci się podoba Vision.
-Ciągle żałuję, że ci to wtedy powiedziałam.
-Przysięgnij.
-Dobra dobra. Przysięgam- to była odpowiednia motywacja by trzymać to w tajemnicy.
-Ok i jeszcze coś.
-Co?
-Czy mogłabyś zahipnotyzować swojego brata by nie był taki denerwujący?
-Wierzyłem mi już próbowałam. Pietro to beznadziejny przypadek.
-Zapytać nigdy nie zaszkodzi. No to pa i dzięki za pomoc- powiedział i znikł.
Wanda uśmiechając się weszła do pokoju. Od razu przestała, ponieważ stała tam jej druga współlokatorka Sharon Carter. Z jej miny można było wywnioskować, że wszystko słyszała.
-Proszę nie mów nikomu- zaczęła błagać.
-Spoko, spoko. Nie jestem taka- zapewniła blondynka.
-Dziękuje.
-Ty naprawdę bujasz się w Visionie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro