118
Siła, z jaką wylądowali w kolejnym świecie, była na tyle mocna, że Avengersów po prostu odrzuciło od maszyny. Podróż nie trwała długo. Tak właściwie sprawiała wrażenie, jakby wszyscy jednocześnie podskoczyli i upadli w zupełnie innym miejscu.
Wszyscy upadli minimum pół metra od urządzenia. Łańcuch pomiędzy kajdankami, które miały spinać Lokiego, się po prostu rozpadł i Kłamca odleciał najdalej. Zatrzymał się, dopiero kiedy uderzył plecami o nogi jakiegoś mężczyzny. Ten miał na sobie coś w rodzaju delikatnej, lekkiej, złotej zbroi, z przyczepioną do pleców zieloną peleryną. W dłoni trzymał długi, też złoty, kij zakończony po jednej stronie ostrzami.
-Jeszcze się spotkamy- powiedział z uśmiechem i zmienił się w zieloną mgłę, tuż przed tym, jak miał trafić w niego młot. Pomimo tego, że zaklęcie było jednoosobowe, chmura pochłonęła też Lokiego. Kiedy opadła, ich dwóch już nie było.
Reszta Avengersów tego nie zauważyła. Powoli zaczęli się podnosić z ziemi i rozglądać, gdzie wylądowali. Znajdowali się w jakimś pomieszczeniu, przypominającego jakichś magazyn, w którym chyba odbyła się jakaś demolka. Regały były powywracane, a ich zawartość walała się po podłodze. W jednej ze ścian znajdowała się ogromna dziura. Przez nią nie wpadało żadne światło, tylko dźwięk morza i krzyki mew. Wszystko to świadczyło, że znajdują się w nadmorskim porcie, w środku nocy. Jednak najważniejszą częścią całego rozpoznania, było to, że nie byli sami. W pomieszczeniu znajdowało się jeszcze pięć innych osób. Wszyscy ubrudzeni, zakurzeni i posiniaczeni, a przy tym strasznie podobni do leżących na ziemi Avengersów. No może z wyjątkiem dwumetrowego, zielonego stwora.
-Co tu robią te dzieciaki?- zapytał jeden ze stojących, który trzymał wycelowany w ich stronę łuk.
-Ja to sobie wypraszam!- zawołał Clint, wstając. Jeszcze się bujając na nogach, wyciągnął i rozłożył swój łuk- Mam już prawo jazdy- nałożył strzałę i naciągnął. W równym pionie utrzymał się niestety tylko kilka sekund i zaraz potem zaczął powoli opadać na swoją lewą stronę.
-Clint, nie strzelaj teraz! Jeszcze spudłujesz i trafisz w któregoś z nas!- krzyknęła do niego Natasza, powoli wstając.
-Ile razy ci już mówiłem, że ja nigdy nie chybiam!- odkrzyknął do niej łucznik- Trochę więcej wiary w ludzi kobieto!
Mężczyzna, który celował do nich, upuścił łuk i poprawił okulary z fioletowymi szkłami. Przyjrzał się uważnie Clintowi i całej reszcie. Z każdą kolejną sekundą wyraz jego twarzy przechodził ze zdenerwowania i poirytowania do niedowierzania i lekkiego przerażenia.
-Ludzie?! Widzicie to samo, co ja, czy już wariuję?- zapytał wreszcie, rozglądając się po swoich towarzyszach.
-Nie teraz Hawkeye- powiedział do niego człowiek w zbroi, wyglądającej zupełnie, jak jedna z konstrukcji Tony'ego- Thor gdzie on jest?- odwrócił się do postawnego blondyna, który właśnie w tym momencie łapał wielki młot.
-Zwiał jak zwykle- odparł tamten- Może być teraz we wszystkich możliwych światach. Następnym razem nie powstrzymujcie mnie, od rozwalenia mu czaszki.
-A Zimowy Żołnierz?- człowiek w zbroi obrócił się w stronę mężczyzny z tarczą.
-Też uciekł- odpowiedział mężczyzna. Kucał przy lekko odchylonym wejściu do studzienki kanalizacyjnej- Nie znajdziemy go już. Trzeba by było biec zaraz za nim.
-No i super- odparł z irytacją ten w zbroi- Pierwszy raz od miesięcy natknęliśmy się na nich i mieliśmy doskonałą okazję, by złapać nie jednego, ale dwóch najbardziej poszukiwanych ludzi na Ziemi. A teraz oboje nam zwiali.
-Tylko jeden to człowiek- odezwał się zielony.- Drugi to kosmita.
-A konkretnie Jotun- sprecyzował ten z młotkiem. Wszystko wskazywało na to, że jest tutejszym Thorem.
-Dobra najbardziej poszukiwany człowiek i Jotun!- zawołał ten, którego, w wyniku dedukcji, można było zidentyfikować, jako Iron mana- To nie polepsza naszej sytuacji.
Tymczasem wszyscy młodsi Avengersi już wstali i zbili się w grupkę na tyle daleko, by nikt nie zwracał zbytnio na nich uwagi, lecz dostatecznie blisko, by wszystko słyszeć. Razem szybko ustalili, że chyba trafili do wymiaru, nazwanego przez tych z DC, marvelowskiego.
-Skoro tamci to my- podsumował Tony- To, jak mamy ich nazywać? Jeśli teraz zawołam Clint, to zgłosi się dwóch klaunów.
-Hej!- oburzył się łucznik.
-Ludzie?- Banner zobaczył urwane kajdanki- Powinniście to zobaczyć.
-Nie teraz Bruce- odpowiedział Thor- Ty nie masz takiego problemu.
-Może ich nazwać naszymi pseudonimami?- podsunął Steve- Ten- wskazał na mężczyznę z tarczą- Byłby Kapitanem Ameryką, a ja...
-Starcem z frisbee- dodał Tony.
-Dokładnie Tony- powiedział zrezygnowany Rogers- Będę starcem z frisbee.
-Ja naprawdę uważam, że powinniście na to zwrócić uwagę- naukowiec podniósł maszynę. Przyjrzał się jej uważnie. Wylądowali tutaj nie dlatego, że nie starczyło energii, tylko dlatego, że większość kabli się przegrzała z nadmiaru energii. By ruszyć dalej, trzeba będzie je wszystkie wymienić na mocniejsze.
-Idą w naszą stronę- powiedziała Natasza.
Dorośli Avengers otoczyli ich półkolem. Większość wymierzyła w nich broń, lecz Kapitan założył tarczę na plecy i wyszedł kilka kroków do przodu. Steve zrobił to samo. Reszta młodszych Avengersów ustawiła się naprzeciwko swoich dorosłych wersji.
-Kim jesteście i co tu robicie?- zapytał ich Kapitan Ameryka.
-To trochę trudna sytuacja- ocenił Steve- Jakby to powiedzieć... Jesteśmy wami, ale z innego wymiaru.
-Serio Steve?- jęknęła Natasza.- Miałeś pięć milionów możliwości, a ty to powiedziałeś właśnie tak? Ręce mi przy tobie opadają.
-Wierzę ci- odpowiedział Kapitan- Nawet wyglądasz jak ja.
-Czyli co?-hełm Iron mana się podniósł, ukazując twarz mężczyzny z zarostem- Oni są nami? Tylko młodszymi?
-Tak, moja równie przystojna wersjo- Tony podszedł do niego- Jestem młody, genialny, charyzmatyczny, przystojny, bogaty...
-Wychował cię Howard Stark?- przerwał mu dorosły Stark.
-Tak- odpowiedział mu Tony- Chociaż "wychował" to za mocne słowo.
Iron man podszedł do niego i go przytulił. Było to trochę niewygodne, bo cięgle miał na sobie zbroję, lecz Tony'emu to nie przeszkadzało.
-Ty biedaku. Wiem, przez co przechodziłeś- powiedział wreszcie Iron man, wypuszczając go z objęć. Spojrzał na niego i stwierdził- Adoptuję cię.
-A pozwolisz mi pić alkohol?- zapytał go Tony.
-Tony!- zawołał do niego Steve, lecz Stark go zignorował.
-Oczywiście młody- odpowiedział Iron man.
-Stark!- wykrzyknął w jego stronę Kapitan- On jest niepełnoletni!
-Mi to nigdy nie przeszkadzało- odwrócił się do niego dorosły milioner.
-Ja naprawdę wyglądam, jak Robert Downey Jr- stwierdził Tony.
-Jestem od niego wyższy- powiedział drugi miliarder.
-Tak!- Tony obrócił się w stronę Steve'a i Thora- Słyszeliście?! Wyglądam jak mega przystojny aktor i do tego jeszcze urosnę! Już nie będziecie mogli sobie żartować, że potrzebuję stołka!
-Powiedzieć mu, że i tak jestem od ciebie wyższy?- Kapitan zapytał Iron mana.
-Nawet nie próbuj. Niech się chłopak nacieszy- odparł miliarder, patrząc na szczęśliwego Tony'ego- Ja go naprawdę zatrzymam.
-On i tak długo tu nie zostanie- odezwała się Czarna Wdowa. Zaczesała swoje długie, rude włosy za ucho i zwróciła się do Bruce'a- Macie sposób na powrót do siebie? Hawkeye, co pająk ci opowiadał?- spojrzała w stronę łucznika- Barton przestań strzelać do puszek z farbą!
Dwóch Hawkeye'jów odwróciło się do niej. Oboje trzymali w dłoniach naciągnięte łuki z przygotowanymi już strzałami. Na drugim końcu magazynu piętrzył się stos puszek z farbą. Właśnie tam celowali.
-Muszę sprawdzić, czy młody godnie mnie reprezentuje u siebie- powiedział do niej Hawkeye- O co pytałaś?
-Wiemy, jak wrócić- Banner pokazał urządzenie- Tylko potrzebujemy wymienić kilka części.
Nagle naukowca zakrył ogromny cień. Hulk do niego podszedł i nachylił się nad nim. Bruce ze strachem podniósł głowę. Nigdy nie wiadomo, co takiej bestii może przyjść na myśl.
-Witaj mały człowieku- odezwał się Hulk, szczerząc zęby w pewnym rodzaju uśmiechu.
-C-c-cześć Hulk- wydusił z siebie wreszcie naukowiec- Jestem Bruce Banner.
-Hulk wie- podniósł rękę i zacisnął dłoń w pięść. Banner skulił się, przygotowując się na uderzenie. To jednak nie nastąpiło. Hulk tylko lekko poklepał go po głowie- Hulk lubi Bannera- zahuczał olbrzym- Tylko Banner rzadko rozmawia ostatnio z Hulkiem.
-T-t-t-to trzeba to nadrobić- powiedział wreszcie Bruce- To jak tam u ciebie?
-Thor znowu się ze mną bił. Twierdzi, że jest silniejszy, ale to są bzdury. Jak zwykle go zmiażdżyłem.
-To jest sprawa dyskusyjna!- zawołał w jego stronę dorosły Odinson, przerywając porównywanie młotów z młodszym gromowładnym.
-Hawkeye, co pająk wspominał o innych wymiarach?- Czarna Wdowa jeszcze raz spytała łucznika- Podobno ostatnio na twoich zajęciach coś o nich marudził.
-No coś tamten dzieciak gadał. Tylko nie wspominał o takim wymiarze, gdzie można spotkać młodego mnie- powiedział Hawkeye, w chwili, gdy stos farb wybuchł, z powodu trafienia strzałą wybuchową- Spójrzcie, jaki on zdolny! Może trochę technikę trzeba poprawić, ale ma dobrego cela.
-Dlaczego tu jesteście?- zapytał wreszcie Kapitan.
-Otóż pilnujemy więźnia, który miał być martwy, a okazał się żywy- wyjaśnił młody Thor- A on jest...- rozejrzał się naokoło- Gdzie jest Loki?!
-Mieliście z sobą swojego Laufeysona?- dorosły Odinson złapał mocniej młot.
-Chciałem wam to powiedzieć, ale nie daliście mi...- zaczął wyjaśniać Bruce, lecz Natasza mu przerwała.
-Mam go- podeszła do reszty, trzymając tablet w dłoni. Sposób, w jaki go zdobyła, pozostał tajemnicą- Włamałam się do nagrań z kamer.
-Dobra jesteś- Czarna Wdowa nachyliła się nad jej ramieniem. Cała reszta otoczyła rudą, by mieć jak najlepszy widok na ekran. Dziewczyna przewijała nagranie do momentu, kiedy się pojawili. Zatrzymała je w chwili, kiedy uwieczniało znikanie Lokiego.
-Czyli jeleń jest teraz ze swoją dorosłą wersją?- zapytał wreszcie Clint- To nie wróży nic dobrego, prawda?
-Nic, a nic- mruknął tutejszy Thor- A mogłem rozwalić mu tą jego marną głowę.
Thor spojrzał na swoją starszą wersję ze strachem w oczach. Musiał się przesłyszeć. Nie docierała do niego myśl, że którakolwiek jego wersja, mogłaby coś takiego powiedzieć.
-Będziemy musieli złapać, znowu, Lokiego i wrócimy do siebie- podsumował Steve.
-Staruszku z frisbee, gdzie jest twój drugi staruszek? Ten ze śliwkowym uzależnieniem?- zapytał go Tony.
-No przecież Bucky jest...- blondyn obrócił się pewny, że znajdzie swojego przyjaciela koło siebie. Go jednak tam nie było. Rozejrzał się naokoło, lecz nigdzie go nie znalazł- Gdzie jest Bucky?!
-Był z wami Bucky?- Kapitan podszedł do młodszego siebie- I on cię pamięta?
-Tak- odpowiedział Steve- A u tutaj tak nie jest?
-Mam go!- zawołała znowu Natasza. Obróciła tablet w dłoniach, pokazując im część nagrania, gdzie Bucky zaraz za czarną postacią, wskoczył do kanałów.
-Nie jest dobrze- oceniła to Czarna Wdowa- Dwaj Loki gdzieś uciekli, tak samo jak dwaj Zimowi Żołnierze.
🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏🐏
Hej!
Znacie to uczucie, kiedy macie już wspaniały plan, jak spędzić radośnie dzień, ale reszta świata tego nie może zrozumieć? Ja tak miałam ostatnio. Tylko nie uwzględniłam w nim wyjścia do szkoły, spotykania innych ludzi, czy ruszenia się z łóżka, po cokolwiek oprócz jedzenia, nakarmienia kota i czynności fizjologicznych. Tak... Czemu ten świat jest taki?!
I jeszcze coś. Czy wasi nauczyciele też uważają, że macie za dużo wolnego czasu i zadają wam nie wiadomo ile do domu? Bo przecież jeśli młodzież ma za dużo wolnego czasu, to od razu sięga po narkotyki lub truje się inaczej. według mnie tak myśli moja pani od matmy.
Czasami chciałabym ją zakneblować. Nie daje nawet pomyśleć, kiedy rozwiązuje zadanie. Tylko ciągle coś trajkocze.
Dobra ode mnie to tyle.
Pa pajączki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro