Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

102

-To gdzie idziemy?- zapytał Bucky. Opierał się o ścianę budynku i patrzył w lekko zachmurzone niebo.

-Byle jak najdalej od tej szkoły- odparła Natasza, zerkając w stronę okien do pokoju Wandy. Czarownica zniknęła od razy za roletami, lecz ciągle przyglądała się całej scenie.- Chodźmy już.

-Jak sobie życzysz принцесса- Zimowy Żołnierz wyminął ją i ruszył przed siebie.

-Czy ty przed chwilę nazwałeś mnie księżniczką, солдат?- zapytała go agentka, nie ruszając się z miejsca. Prawie zawsze podczas ćwiczeń przechodzili na rosyjski. Stało się to już ich tradycją. Nikt ich wtedy nie rozumiał, a oni dzięki temu mogli rozmawiać o wszystkim, o czym tylko chcieli.

-Żołnierz?- Bucky obrócił się w jej stronę, z uśmiechem na ustach- Spodziewałem się czegoś innego. Może rycerza... Zaczekaj, muszę sobie przypomnieć. Mam je na końcu języka.

-To nie ma znaczenia- Natasza ruszyła w jego kierunku- Czemu księżniczka? Nie jestem żadną księżniczką.

-Rycerz to рыцарь!- wykrzyknął radośnie Bucky- Pomimo wszystko lubię ten język. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak śmiesznie brzmi Steve, kiedy próbuje powtórzyć jakiekolwiek słowo. Nawet w najprostszych słowach robi okropne błędy. Zupełnie jakbym oglądał jakiś cyrk.

-Bucky wróć na ziemię!- przywołała go do porządku agentka, stając przed nim.

-Pytasz, czemu cię tak nazwałem?- zapytał ją brunet. Uśmiech jednak nagle zniknął z jego twarzy. Rozejrzał się uważnie dookoła. Wziął kilka jej rudych kosmyków w swoje metalowe palce. Nachylił się do jej odsłoniętego ucha i wyszeptał- Jesteśmy obserwowani принцесса.  

-Wiem. To Pietro- odpowiedział mu Natasza. Mówiła tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć. Odwróciła się i ruszyła dalej- Znowu mnie tak nazwałeś.

-Czemu Pietro miałby nas śledzić?- zdziwił się Zimowy Żołnierz, podbiegając do niej.- Nie podoba ci się, jak mówię do ciebie принцесса?

-Wanda go nasłała. Ma nas pilnować, czy cokolwiek innego, co wpadło jej do głowy- Natasza nie patrzyła na niego, pomimo tego, że Bucky nie spuszczał z niej wzroku. Raz prawie się przez to nawet wywalił- Księżniczki są kochaniutkie, milutkie, słodziutkie, przy okazji najczęściej głupiutkie i czekające na swojego księcia, by to on je uratował. Ja nie pasuje do tego.

-Czemu Wanda miałaby interesować się tym spacerem, czy czymkolwiek to jest?- Bucky zmarszczył brwi.- I nie wszystkie księżniczki takie są. Niektóre są odważne, sprytne, uparte, często nieznośne... to bardzo do ciebie pasuje.

-Nie wiem, ale w mieście szybciej go zgubimy- odpowiedziała mu agentka i z marszu przeszła w bieg.

Barnes zatrzymał się i patrzył na nią, jak znika za bramą. Nawet, teraz kiedy mieli iść po prostu gdzieś, nie potrafiła zachowywać się jak reszta ludzi. I to właśnie sprawiało, że Bucky chciał być przy niej jak najdłużej. Nigdy nie było wiadomo, czy zaraz wyciągnie jakiś sprzęt i włamie się do gabinetu dyrektora, wskoczy na jakieś drzewo, zacznie kogoś podsłuchiwać, lub ukryje się znowu przed wszystkimi w kartonie. Raz, kiedy zrobiła to ostatnie, siedziała tam przez kilka godzin i stukała w tablet. Bucky wtedy podszedł do pudełka i zastukał w jego bok. Agentka oczywiście nie otworzyła ani nie odpowiedziała. Zimowy Żołnierz wrzucił wtedy do środka różę z karteczkę, że obiad czeka na nią w lodówce. Później sam czekał, aż ona wyjdzie z kartonu.

-Ruszaj się ślamazaro!- zawołała do niego Czarna Wdowa. Bucky rozejrzał się za siebie. Podniósł kamyk i rzucił w jedno z drzew.  

-Już idę! Nie denerwuj się tak! Zdobyłem nam kilka minut!- włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę bramy. Nawet pogwizdywał sobie po drodze. Już dawno tego nie robił.

W chwili, kiedy tylko żołnierz zniknął za murem, z gałęzi, w którą uderzył kamyk, rzucony przez Bucky'ego, spadł Pietro. Miał stamtąd idealny widok na całą scenę, tylko nie słyszał dokładnie tego, co mówili. Dlatego właśnie upuścił bezpieczne miejsce przy pniu, gdzie był pewien, że nie spadnie i wychylał się najdalej, jak tylko mógł. Później oberwał czymś twardym i stracił równowagę. Trzymał się jeszcze tej cieniutkie części gałęzi, na której wcześniej stał, lecz nie wytrzymał długo i teraz leżał na ziemi. Wstał, otrzepał się z trawy i nowych, zielony liści, które zerwał i podrapał się po głowie. Czegoś takiego się nie spodziewał.

Wyciągnął telefon i zadzwonił do Wandy.

-Ej siostra... Pamiętasz, jak kazałaś mi pilnować Nat i Bucky'ego? Tak by poszli razem w jakieś romantyczne miejsce na przykład to wzgórze przy jeziorze? Miałem nadzieję, że zapomniałaś. To oni własnie uciekli do miasta. Biec za nimi, czy co?

Słuchał uważnie kazania dawanego mu przez siostrę, że zabrał się do tego wszystkiego źle i teraz cały jej plan może się nie powieść. Kiedy napomknął, że według niej robi wszystko źle, zaczęła od razu zapewniać, że tak nie jest i ona nie poradziłaby sobie bez niego. Pietro tak naprawdę w obydwu przypadkach wyłączał się po kilku zdaniach i rozmyślał o czymś zupełnie innym, lecz rozmyślanie przy przyjemniejszych dźwiękach było o wiele łatwiejsze.

-Poczekaj, mam drugą rozmowę- powiedział do niej, przerywając jej.- Przyjdę do ciebie później.

Wyłączył rozmowę z siostrą, pomimo jej sprzeciwu i włączył drugą.

-Cześć kochanie- powiedział, starając się brzmieć luzacko- U ciebie teraz jest środek nocy, nie powinnaś do mnie dzwonić. To nie jest żadne usprawiedliwienie, że miałaś koszmar, w którym zostałem zastrzelony na misji. Spokojnie nic mi nie jest. Co ja teraz robię? Pilnuję, by dwoje moich kumpli się pocałowało na randce. Tak zgadłaś, to pomysł Wandy. Jak tam u ciebie? Co zrobił ten twój brat?  

********

-Tu jesteś!- Bucky wsadził głowę w jeden z zaułków.- Możesz już wyjść.

-Nie mów do mnie jak do kota- powiedziała do niego Natasza, zeskakując z drabinki przeciwpożarowej.

-Kici kici-powiedział do niej- Chodź принцесса. 

-Nie jestem księżniczką. Mówiłam ci już- agentka wyszła z zaułka, minęła Bucky'ego i poszła dalej.

-Właśnie jesteś Nataszo Romanoff- powiedział do niej, podbiegając do niej.- Może nie dla innych, lecz dla mnie tak. 

Czarna Wdowa przeskoczyła nad przewróconymi śmietnikami, metalową barierką i kilkoma drewnianymi paletami. Wylądowała równo i bez problemów.

-Mogłabyś się chociaż raz przewrócić przy tych swoich skokach i wariacjach- stwierdził Bucky, patrząc na nią. Stał po drugiej stronie tego całego składowiska.

-Czemu niby?- zapytała go.

-Wtedy mógłbym cię złapać i wyszedłbym na bohatera- Zimowy Żołnierz starał się przejść przez barykadę. 

-To byłoby strasznie oklepane- stwierdziła i przyśpieszyła kroku. 

-Natasza!- krzyknął Bucky, przewracając się o barierkę sięgającą mu do kolan.

Agentka w ostatniej chwili złapała go za rękę, lecz był za ciężki i wraz z nim upadła na chodnik.

-Teraz przez ciebie się przewróciłam! Jak mogłeś tego nie zauważyć?- zapytała go, kiedy ten zaczął się podnosić.

-Czasami gapię się na inne rzeczy i zapominam patrzeć pod nogi- stwierdził Bucky, wyciągając rękę w stronę Czarnej Wdowy.

Dziewczyna przyjęła ją i po chwili stała już przed Zimowym Żołnierzem.

-Przepraszam Natasza...- zaczął Bucky, lecz ona mu przerwała.

-Natalia.

-Co?- zapytał zdezorientowany. 

-Nie Czarna Wdowa, nie Natasza Romanoff tylko Natalia Romanova. Tak naprawdę mam na imię. Cała reszta to tylko pseudonimy- powiedziała do niego i poczuła, że ciężar spada jej z serca.

Pierwszy raz powiedziała komuś, jak naprawdę się nazywa. Clint wiedział, lecz tylko dlatego, że czytał akta. Teraz była odsłonięta i nie miała się za czym ukryć. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy to, stwierdzenie, że popełniła błąd i jeżeli zaraz coś powie, może sprowadzić wszystko do żartu. Nie zrobiła tego jedna. Coś jej nie pozwalało. A ona się pierwszy raz przestała słuchać głosu, który namawiał od zawsze, by się ukrywała i posłuchała tego czegoś nowego.

-Miło mi poznać- powiedział do niej Bucky- Ja nazywam się James, James Barnes. Bucky'ego wymyślił Steve i tak już pozostało. Stwierdził, że James do mnie nie pasuje i zrobił użytek z tego nieszczęsnego Buchanana. Ciągle nie wiem, co moich rodziców natchnęło, by nazwać mnie Buchanan.

-Mi się podoba- stwierdziła agentka- To idziemy James?

-Oczywiście Natalio. Masz ochotę na pizzę. Odkryłem całkiem niedaleko genialny lokal.

-No to prowadź- powiedziała i ruszyli ramię w ramię do przodu.- Słyszałam, że podczas bitwy starałeś się naprawić łączność.

-Tak było. Kiedy wyjeżdżałem w 1944, powiedziałem Steve'owi, żeby nie robił nic głupiego. On chyba wziął to za wyzwanie i z każdym rokiem robi coraz durniejsze rzeczy. Chciałem chociaż wiedzieć, czy on dalej żyje- "i ty też" chciał powiedzieć, lecz spojrzał tylko na Czarną Wdowę- Nie powinienem się martwić, skoro ty tam byłaś. 

-Jakie to urocze- stwierdziła Natasza- Co narozrabiałeś?

-Użyłem do tego twojego komputera- powiedział najszybciej, jak tylko mógł. Miał nadzieję, że rudowłosa go nie zrozumie i zlekceważy to, co powiedział.

-Co zrobiłeś?!

-Mówiłem ci już, że wyglądasz dzisiaj pięknie?

🐖🐖🐖🐖🐖🐖🐖

Dość słabe, co? Nie potrafię romantycznie pisać. 

Mam nadzieję, że jakoś przez to przeszliście. Od razu zapowiadam, że jutro niczego nie będzie. Czyli do środy.

A ta świnka jest urocza.

Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro