Odprężenie
Biedna Vanes, chciałam bym jej pomóc z Teg, ale nie jestem w wstanie... Niestety ona już od dłuższego czasu nęka i gnębi moje słoneczko, a ja nie mam pojęcia jak mogę pomóc słoneczkowi.
Od razu po nie chcianym spotkaniu z rudowłosym potworem poszliśmy do mojego mieszkania. Po przekroczeniu progu mieszkania zamknęłam za sobą drzwi na klucz na wszelki wypadek by nie wszedł jakiś złodziej. Vanes automatycznie ruszyła w stronę salonu, wyczuwałam jej niepokój po spotkaniu z Ted, ona jest taka emocjonalna i mocno przeżywa spotkanie z Ted które za każdym razem wpływa na nią. Powinnam jakoś odwrócić jej uwagę od nieprzyjemności, wiedziałam jak to zrobię.
Złapałam ją lekko za łokieć odwracając ją w moją stronę i dociągając blisko mnie, teraz mi zależało na tym byśmy były blisko ciebie. Jej twarzyska wyrażała zaskoczenie mojej postawy, przez co wyglądała uroczo. Jest słodka jak nie wie co robię. Lekko się schyliłam delikatnie łapiąc ją za policzek, szeptając jej czule do uszka.
- Już dobrze, nie ma tu tej paskudy. - Delikatnie podniosłam jej podbródek by następnie złożyć ostrożnie na jej miękkich wargach czuły pocałunek, okazało się że jej warki były przyjemnie ciepłe i słodkie. Słodkie jak ona.
odsunęłam się lekko wpatrując w oczka mojego krasnoludka, widziałam że Vanes po raz kolejne raz została pomidorkiem. Widząc ją w tym wstanie uśmiechnęłam się, wiedziałam że w myślach dziewczyny jestem teraz ja a nie Teg. Złapałam ją w taili i zaprowadziłam ją do kuchni chcąc się nią odpowiednio zając.
Posadziłam Vanes przy stole. Nalałam wodę do elektrycznego czajnika i go włączyłam, wyjęłam dwa czarne kubki z czerwonymi sercami. Z szafki nad zlewam wyjęłam pudełeczko z herbatkami w woreczkach, włożyłam dwa z nich do kubków a resztę schowałam do szafki. Gdy woda się zagotowała zalałam herbatę. Gotowe herbaty postawiłam przed moją miła, widząc ją rozmarzoną i czerwoną po pocałunku roześmiałam się cichu. Czyżby mój pocałunek ma taką moc?
Machając dłonią przed jej twarzą śmiałam się cicho próbując zwrócić jej uwagę na mnie.
- Ziemia do Vanes.
Zamrugała kilka razy wracając do rzeczywistości, wciąż się śmiejąc zapytałam.
- Gdzie się oddaliłaś?
Malutka słysząc moje pytanie przewróciła oczami i mi odpowiedziała sarkazmem
- Na planecie małp
- Wybacz, nie wiedziałam że odwiedziłaś swój dom.
Vanes rzuciła mi zirytowane spojrzenie, jej wzrok mnie rozbawił, skończyło to się tym że się dusiłam śmiechem a jasno włosa mnie mordowała wzrokiem niczym jak bazyliszek, co jeszcze bardziej mnie rozbawiało niż przywoływało do porządku. Najwyraźniej śmiech jest zaraźliwy po paru chwilach, obie się ktuciliśmy śmiechem cierpiąc z tego przyjemność.
W tak przyjemnej atmosferze spędziliśmy resztę dnia, śmiejąc się do łez i sobie nawzajem dogryzając, zapominając o bożym świecie i naciągających wydarzeniach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro