Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 (1/2). Martwy dla świata

No, napisałam.

Ostrzegam, rozdział jest mocno fuj. Nie spodziewałam się, że wyjdzie mi to tak ostro ;  ;

Ale cóż, na samym początku mówiłam, że będzie rape i violence, więc jeśli przebrnęliście przez prawie całego ficzka ze świadomością, że będą się te elementy przewijać, to mogę tylko życzyć miłego czytania.

Chociaż przyznam, że rozdział jest tak masakryczny, że autentycznie popłakałam się, pisząc go.

Szczerze mówiąc, przez chwilę myślałam, czy tego nie cenzurować jakoś, ale chyba nie miałoby to sensu.

A może przesadzam?

Mimo wszystko zapraszam do czytania.

__________________________________________________________________________


9 (1/2). Martwy dla świata


- Taeś, kochanie... - wyszeptałem, obudziwszy się w środku nocy.

Byliśmy całkiem nadzy, więc ochoczo wtuliłem się torsem w jego plecy, na co szatyn zamruczał słodko.

- Hmm...? – mruknął zaspany, uśmiechając się pod nosem.

- Nie mogę spać. Muszę się tobą nacieszyć... - szepnąłem mu do uszka.

- Taak...? – spytał i przeciągnąwszy się, obrócił się do mnie przodem.

Wsunął sobie moje udo między nogi i otarł się o nie twardniejącym przyrodzeniem.

- Oho, takiś podniecony? – zdumiałem się i naparłem bardziej na jego krocze, na co Taeś jęknął uroczo. Objąłem chłopaka za szyję i pocałowałem go w środek czoła. – Zrobić ci lodzika?

- Och, tak. Proszę... - jęknął i otarł się o mnie błagalnie.

Zsunąłem z nas kołdrę i gdy tylko Taehyung położył się na plecach, usadowiłem się między jego nogami, podpierając się na łokciach. Wpatrzyłem się w oczy ukochanego i ująłem jego męskość w dłoń. Tae, widząc to, zadrżał i uniósł lekko biodra do góry pragnąc, bym wziął go do buzi.

Nie kazałem mu długo czekać i już po chwili, nie przerywając kontaktu wzrokowego, wsunąłem sobie do ust główkę jego penisa. Była taka cieplutka i miękka... Słodko. Zassałem się na niej parę razy, by następnie wsunąć do ust prawie cały trzon, otulając go śliskimi wargami.

Chłopak syknął z przyjemności i zacisnął pięści na pościeli. Był taki uroczy... Mały aniołek.

Zasysałem się więc na jego naprężonym, twardym przyrodzeniu, biorąc go sobie sprawnymi ruchami prawie po samo gardło. Szatyn zaczął wiercić biodrami i wypychać je lekko do góry, nie posiadając się z rozkoszy. Wił się jak mały piskorz.

- Ach, Jimin – sapnął, marszcząc brwi. Oddychając, unosił brzuch coraz szybciej, co zasygnalizowało mi, że niedługo dojdzie.

Nie zamierzałem przerywać mu tej rozkoszy. Ssałem więc mocno i szybko, gdy nagle Tae szarpnął się gwałtownie, dławiąc mnie swoim przyrodzeniem. Zaszkliły mi się oczy, ale wciąż byłem zdeterminowany, żeby dać kochankowi jak najwięcej przyjemności.

W końcu zassałem się tak mocno, że w moich policzkach pojawiły się wgłębienia.

- J-Jimin...! – załkał nagle i doszedł obficie prosto w moje usta. Jeszcze przez chwilę ciasno obejmowałem jego penisa wargami. Czułem, jak jego męskość drży, wylewając z siebie ostatnie krople nasienia. Bez oporów przełknąłem jego spermę i położywszy się obok chłopaka, od razu wtuliłem go w siebie.

- Spełniony? – spytałem ciepło.

- Tak... Kocham cię – odparł, obejmując mnie w pasie.

Wtedy mogłem z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.


***


- Jimin... - usłyszałem nagle, budząc się. – Idę z psem – szepnął Taehyung, wstając z łóżka.

- Nie... ja pójdę – wymamrotałem zaspany.

- To tylko chwila. Zaraz wrócę.

- No dobra, ale wracaj szybko – odparłem niewyraźnie i okrywszy się kołdrą po sam nos, od razu zasnąłem.


- Tae...! – zawołałem zdawszy sobie sprawę, że chłopak jeszcze nie wrócił. – Taehyung!

Zerwałem się z łóżka i nerwowo ruszyłem przeszukać mieszkanie.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem przewrażliwiony na jego punkcie, dlatego gorączkowo próbowałem sobie wmówić, że Taehyungowi nic się nie stało...

Ale nigdzie go nie było. Psa też. No i minęły ponad dwie godziny... Nigdy rano nie wychodził na tak długo.

Chwyciłem swoją komórkę i wybrałem numer do chłopaka.

Miał wyłączony telefon... Coś mu się stało.

Nogi ugięły się pode mną z przerażenia.

Nie zastanawiając się, zadzwoniłem do Kooka i Sugi z nadzieją, że może oni coś wiedzą... Jednak, jak się okazało, sami byli zaskoczeni jego zniknięciem, co doprowadziło mnie do paniki.

Szybko wyszedłem z mieszkania mając nadzieję na odnalezienie go na zewnątrz.

Nie wiem, jak długo kręciłem się wokół bloku, obchodziłem wzdłuż i wszerz najbliższe ulice... Ślad po nim zaginął.

Załkałem przerażony, bezsilny i zmęczony.

Postanowiłem udać się na komisariat. Nie wiedziałem, co innego mógłbym zrobić. W końcu minęły ponad cztery godziny od jego zniknięcia. A może gdzieś zemdlał albo coś mu się stało i potrzebował pomocy...

Nie mogłem czekać bezczynnie mimo, że zdawałem sobie sprawę z tego, że policja może podjąć jakiekolwiek kroki w sprawie zaginięcia dopiero po czterdziestu ośmiu godzinach.

Przemierzałem właśnie jakąś opustoszałą ulicę, gdy nagle ktoś chwycił mnie boleśnie jedną ręką za szyję, a drugą przycisnął mi do nosa chustkę nasączoną jakąś substancją. Prawdopodobnie chloroformem. Silną dłonią ścisnął moją tchawicę i mimo tego, że szarpałem się kaszląc, zaciągnął mnie bezlitośnie w ciemny zaułek.

Potem była już tylko ciemność.


***


- No, no. Kogo my tu mamy. Park Jimin we własnej osobie. Znów się spotykamy – usłyszałem nad sobą kpiący głos.

Z trudem uchyliłem powieki i gdy tylko obraz nabrał ostrości, ujrzałem nad sobą czarnowłosego, umięśnionego mężczyznę.

Nagle zachłysnąłem się powietrzem z przerażenia. Nie wierzyłem własnym oczom. To nie mogła być prawda...

To był ten sam człowiek, który jakiś czas temu mnie skrzywdził. Ten, który mnie zgwałcił...

Stał nade mną z założonymi rękami i patrzył na mnie kpiąco a ja, próbując się uwolnić, szarpnąłem się gwałtownie. Jednak nadgarstki skute kajdankami i zakleszczone na kaloryferze skutecznie mi to uniemożliwiały.

Rozglądnąłem się nerwowo po pomieszczeniu.

Obskurna, mała piwnica, której jedynym źródłem światła była tylko kołysząca się pod sufitem migająca żarówka.

- To ty... - wycedziłem, patrząc na niego z nienawiścią.

- To ja – zadrwił. – Twój chłopaczek jest średnio odporny na ból... - powiedział z udawanym smutkiem i wydął dolną wargę.

- C-co? Taehyung tu jest?! – krzyknąłem w panice. – Co mu zrobiłeś?!

- Ach, to i tamto, ale spokojnie. Żyje. Przynajmniej na razie – powiedziawszy to, kucnął przede mną. – Niestety trochę się... Hm. Zarysował. Delikatną skórę ma, wiesz? – Uśmiechnął się paskudnie.

- Gdzie on jest? Gdzie jest Tae?! – zacząłem krzyczeć i szarpać się z całej siły, za wszelką cenę próbując się oswobodzić.

- Nie szarp się, to na nic. Taehyung już się przekonał o tym, że to bardzo solidne kajdanki.

- C-co? – załkałem. Byłem tak przerażony, że nawet nie byłem w stanie już nic z siebie wykrztusić.

- Taehyung, robaczku, to mój chłopak. On uważa, że były, ale się myli. Śmieć ode mnie uciekł, bo jest słabą psychicznie ciotą. A ty mi go, skurwielu, odbiłeś... - wysyczał i chwycił mnie za szczękę.

Teraz wszystko zaczynało układać się w całość.

Mężczyzna, który mnie zgwałcił, to były chłopak Tae. Co za straszny zbieg okoliczności...

- Gdzie on jest? – warknąłem, patrząc mu hardo w oczy.

- O, jaki niecierpliwy. Widzę, że nie możesz doczekać się zabawy...

Poklepał mnie po ramieniu i wstawszy, ruszył w głąb w piwnicy.

Zacząłem się trząść po tym, co po chwili ujrzałem.

Oprawca zmierzał w moją stronę, niosąc nagiego, nieprzytomnego Tae na rękach. Chłopiec był cały posiniaczony, podrapany, mokre od potu i krwi włosy lepiły mu się do czoła... Wyglądał jak śmierć.

- Co ty mu zrobiłeś... - załkałem.

- Trochę go sobie dotykałem... Tylko po narkotykach widzę trochę mu się przysnęło.

- Taehyung! – krzyknąłem nagle z nadzieję, że się ocknie.

Nie... Nie mógł go naćpać...

- Nie krzycz tak. Zaraz go obudzimy – mruknął i niedelikatnie położył go na ziemi.

- Jesteś chory... - wysyczałem ze łzami w oczach. 

- To, jak teraz się z nim bawiłem nie umywa się do tego, co mu robiłem, gdy byliśmy razem.

- C-co? – spytałem łamiącym się głosem.

- Wiesz... - zaczął, kucając przede mną. – O dziwo, najzabawniejsze wcale nie było gwałcenie go i bicie. Kwilił, mdlał, a potem do niczego się nie nadawał. Największą frajdą było zamykanie go w ciemnej komórce pod schodami...

Jęknąłem zrozpaczony, nie mogąc znieść jego słów.

Szatyn nadal leżał nieprzytomny odwrócony do mnie plecami. Całe szczęście widziałem, że oddycha.

Wtedy zobaczyłem, że jego posiniaczone uda znaczyły stróżki krwi... Gwałcił go. Boże.

Za wszelką cenę musiałem się jakoś oswobodzić i uratować go. Mieliśmy do czynienia z psycholem. Mógł nas zabić.

- O czym ty mówisz...

- Nawet nie wiesz, jak przyjemne było słuchanie jego płaczu, zawodzenia... Albo jak drapał pazurami w drzwi, błagając o jedzenie. W sumie nie dziwię mu się, że zaczynał zachowywać się jak zwierzak, skoro trzymałem go tam czasem kilkadziesiąt godzin.

- Jesteś nienormalny, jak mogłeś... - wysapałem z niedowierzaniem.

- Wiesz, co jest najzabawniejsze w łamaniu psychiki człowieka? Że w którymś momencie zaczyna zachowywać się jak zwierzę. Tylko potulność i myślenie o pożywieniu. No ale, jak to ze zwierzątkami bywa, uciekał. Za każdym razem zapominał, że ode mnie nie da się uciec. A potem dostawał straszne kary. – Pokręcił głową z udawaną skruchą.

- Dlaczego...? - szepnąłem załamany.

Maltretował go, niszczył... Co ten chłopak musiał przeżyć...

- A ostateczna kara dokona się dzisiaj - powiedział, ignorując moje pytanie.

- Nie... - błagałem widząc, że oprawca podnosi się i rusza w kierunku leżącego na ziemi chłopaka. – Proszę, skrzywdź mnie, ale nie jego.

- Spokojnie. Do ciebie też się dobiorę.

Wtedy zauważyłem, że szatyn zaczyna się przebudzać. Zamarłem przerażony, obserwując zbliżającego się do niego mężczyznę.

Taehyung uniósł lekko głowę i otworzył szeroko oczy, zobaczywszy mnie.

- Jimin, przepraszam... - załkał, a po jego policzkach spłynęły łzy.

Nagle mężczyzna doskoczył do niego i brutalnie kopnął go w klatkę piersiową. Tae wrzasnął przeraźliwie i opadł plecami na ziemię, łapiąc się za mostek. Oddychając płytko, wpatrywał się przerażony szeroko otwartymi oczami w oprawcę, nie mogąc się ruszyć.

- ZOSTAW GO! - krzyknąłem i zacząłem się szarpać, próbując się uwolnić.

- Nie... Zobaczymy, jak łatwo łamią się ludzkie kości? - mruknął, uśmiechając się do mnie złośliwie .

Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy chwycił leżący nieopodal metalowy pręt.

Stanął nad chłopcem i zamachnąwszy się narzędziem, uderzył go mocno w potylicę. Taehyung wrzasnął rozdzierająco i zaniósł się płaczem, kuląc się i próbując osłonić dłońmi głowę.

- Zniszczę cię, Taehyung. Za to, że mnie zdradziłeś - syknął i przygniótł butem jego kolano całym ciężarem swojego ciała. - Połamię cię tak, że się nie podniesiesz. Będę cię gwałcił na jego oczach. A potem cię spalę - powiedziawszy to, naparł mocniej na jego nogę. Po chwili po pomieszczeniu rozniósł się trzask kości.

Szatyn zaczął krzyczeć rozdzierająco, otwierając szeroko usta. Drapał zakrwawionymi paznokciami o ziemię, próbując znieść ból złamanej nogi.

Krzyczałem coś, szarpałem się, ale nie mogłem nic zrobić.

Wtedy rozpoczął się koszmar.

Mężczyzna stanął nad swoją ofiarą i wciąż trzymając zakrwawiony już pręt, zaczął okładać nim chłopaka po całym ciele.

Jego wrzask, kwilenie, głuchy odgłos uderzającego o kości narzędzia doprowadzały mnie do ślepej rozpaczy.

Nie wiem, jak długo go tłukł. Pięć minut, pół godziny...? Widziałem, jak mój chłopiec się kulił, bojąc się kolejnych ciosów, jak drżał, jak jego ciało coraz bardziej pokrywało się krwawymi zadrapaniami, z których sączyły się strużki krwi... Bałem się momentu, w którym przestanie krzyczeć.

Wtedy uderzył go prętem ostatni raz w policzek. Głowa ofiary przekręciła się gwałtownie, z ust trysnęła krew. Przez ułamek sekundy myślałem, że skręcił mu kark, bo szatyn przestał się ruszać.

- TAE! - krzyknąłem przerażony, na co on, ku mojej uldze, otworzył opuchnięte oczy i spojrzał na mnie błagalnie. Oddychając płytko i chrapliwie z trudem unosił klatkę piersiową.

"Przepraszam" - powiedział bezdźwięcznie, ledwo poruszając ustami.

- Piękna scena - mruknął gwałciciel. - Zaraz będzie jeszcze bardziej wzruszająco - powiedziawszy to stanął nad nim i zaczął rozpinać sobie spodnie.

Zalała mnie fala przerażenia.

- N-nie... - załkałem tylko.

Taehyung, widząc jego naprężoną męskość, spróbował się rozpaczliwie odczołgać, podpierając się na łokciach, jednak połamane kości uniemożliwiały mu to. Z każdym najmniejszym ruchem krzywił się z bólu i opadał z powrotem plecami na ziemię, uderzając w nią głową.

- Zabawimy się, Taehyung, kolejny raz dzisiaj, co? - powiedział do niego i ściągnął z siebie spodnie razem z bielizną.

Koszmar trwał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro