Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Martwy dla świata

Zacząłem powoli się rozbudzać, otwierając wolno oczy.

Tae nadal drzemał, wtulony buzią w mój tors. Uśmiechnąłem się do siebie i objąłem chłopaka za szyję, głaszcząc go po plecach.

Koszmar, który miałem poprzedniej nocy, nie pozostawił po sobie praktycznie śladu.

Cóż, ten chłopak miał na mnie naprawdę zbawienny wpływ...

- Jimin... - wymamrotał nagle Tae i przytulił się do mnie mocniej, splatając moje nogi ze swoimi.

Zaskoczony tym gestem westchnąłem cicho.

- Hm...?

Zacząłem drapać go po pleckach, zachęcając do pieszczot.

- Lubię jak mnie przytulasz – odparł cicho, wciąż wtulony w moją klatkę piersiową.

- Ja też lubię cię tulić, ale czasem w nocy boję się, że powyciskasz ze mnie wszystkie flaki.

- Twoje wyciśnięte flaki też będę lubić – powiedział niewyraźnie, wciskając czoło w mój mostek.

Leżeliśmy tak dłuższą chwilę. Nie zapowiadało się, że będą jakieś intymne sytuacje, więc postanowiłem poruszyć temat, który od dawna mnie męczył.

- Taeś, posłuchaj – zacząłem poważnym tonem, patrząc przez okno i głaszcząc go po głowie.

- No?

- Dlaczego bierzesz antydepresanty? – wypaliłem prosto z mostu.

Bałem się przez chwilę, że dostanę opieprz za to, że grzebałem mu po szafkach, ale też powiedzmy sobie szczerze – nie były dobrze ukryte.

- Gdzie je znalazłeś? – spytał tylko.

- W szufladzie ze środkami czystości i innymi pierdołami. Chciałem posprzątać i się na nie natknąłem. Nie jesteś chyba zły, że otworzyłem tę szafkę?

- Nie... sam mówiłem, że masz się czuć jak u siebie. Nie zrobiłeś nic złego. Po prostu zapomniałem je stamtąd wyjąć – odparł smutno. Nie spojrzał na mnie, tylko zaczął bawić się materiałem mojej koszulki. – Od kiedy pamiętam, miewałem stany depresyjne. Gdy byłem mały, rodzice się rozwiedli i zamieszkałem z ojcem, który nie przepadał za mną. Był bardzo wymagający i surowy. Gdy tylko osiągnąłem pełnoletność, wyprowadziłem się i zacząłem żyć na własną rękę. Chciałem iść na studia, ale przez brak kasy i depresję odłożyłem to. Mam zamiar iść na uczelnię w następnym roku.

- Hm, ja tak samo – odparłem. – Bez wykształcenia ciężko...

- Dokładnie. Na domiar złego mój jedyny chłopak, jakiego miałem, kiepsko mnie traktował, tak jak wspominałem. Był nieczuły, wyzywał, nie mogłem się od niego uwolnić bo mnie prześladował – mówił, miętoląc w palcach mój T-shirt.

- To ten, co do ciebie wydzwaniał? – spytałem, korzystając z okazji, że chłopak zaczął się wygadywać.

- Tak, ten sam.

- A nadal dzwoni?

- Nie, nie. Już odpuścił. Ale wspomnienia pozostały – westchnął. – Teraz chodzę raz w tygodniu do psychologa i tak sobie żyję.

- Tak? – zdziwiłem się. Nic mi nie mówił, że chodzi na terapię. – Nie wspominałeś.

- Jakoś tak wyszło... w środy na trzynastą mam, jak coś.

- Zapamiętam. A jak ci się ze mną mieszka, maluszku? – spytałem, zmieniając temat i odgarnąłem mu grzywkę z czoła. – Nie krępuje cię moja obecność?

- Nie... - odparł nieśmiało.

Uśmiechnąłem się do niego zadowolony z odpowiedzi.


***


Tydzień minął błyskawicznie i nadeszła sobota – dzień koncertu.

Wtorkowa rozmowa kwalifikacyjna przeszła pomyślnie – dostałem robotę na pełen etat w sklepie odzieżowym, a pracować miałem zacząć od następnego miesiąca.


***


- Taeś, jak jesteś ready, to chodź, bo się spóźnimy – powiedziałem, gdy ten po raz drugi stanął przed lustrem, by poprawić włosy. Wyglądał po prostu cudnie – miał na sobie ciemne rurki w pionowe białe paski, czarną koszulkę i skórzaną kurtkę. No prześliczny chłopaczek.

- Tak, tak, idziemy – odparł.

- Gdzie się umówiłeś z chłopakami? – spytałem, gdy wychodziliśmy z mieszkania.

- Pod klubem o osiemnastej trzydzieści.

Oddawszy Lunę pod opiekę sąsiadce, ruszyliśmy na autobus.


Szczerze mówiąc, średnio mi się chciało iść na ten koncert. Może i muzyka była w moim typie, bo czasem lubiłem posłuchać czegoś cięższego, ale tłum ludzi i beztroskie pogaduszki z Jungkookiem, którego widziałem tylko raz w życiu i Yoongim, którego nie miałem przyjemności poznać, nie były dla mnie specjalnie zachęcające. Po prostu przestałem lubić wychodzić do ludzi. Wolałbym zostać z Tae w mieszkaniu, jeśli jednak tak mu zależało, to nie byłem w stanie mu odmówić i puścić go samego. Niech wie, że może na mnie liczyć.


Gdy dotarliśmy pod klub, od razu rzucił mi się w oczy Kookie i stojący u jego boku zielonowłosy chłopak.

- Suga, Kook! – krzyknął nagle Tae i pomachał do nich, by ci go zauważyli.

- Suga? – spytałem Taehyunga, nie wiedząc, dlaczego go tak nazywa.

- To jego ksywka, prawdziwe imię to Yoongi, ale nie przepada za nim – wytłumaczył szybko i podszedłszy do chłopaków, przedstawił mnie zielonowłosemu.

Z Kookiem już przy pierwszym spotkaniu złapałem dobry kontakt, ale Suga też okazał się być świetnym gościem. Był miły, wyluzowany, ale sprawiał też wrażenie rozważnego.

Weszliśmy do klubu i przecisnąwszy się przez tłum ludzi, zamówiliśmy w barze po drinku. Zasiedliśmy przy stoliku i czekając na koncert, zaczęliśmy we czwórkę rozmawiać o wszystkim i o niczym. Suga i Kook często mnie zagadywali – pytali o wiek, zainteresowania. Byli zajebiście mili i szybko zacząłem się czuć w swobodnie w ich towarzystwie. Nawet tłumy i hałas mi nie przeszkadzały.

Jedyne, co mnie zastanawiało, to relacja chłopaków. Miałem wrażenie, że są ze sobą zżyci – jak para. Siedzieli blisko siebie, zielonowłosy często obejmował tatuatora. Hetero faceci raczej się tak nie zachowują. Tym bardziej w naszym kraju, gdzie tolerancja w związku z homoseksualistami była na co najmniej niskim poziomie.

Poczułem ukłucie zazdrości, gdy objęli się w pasie, nie przerywając rozmowy z Tae. Ile bym dał, żeby być z nim tak blisko... Pocałowaliśmy się – fakt, sypialiśmy też obok siebie, ale to nie był jeszcze moment, żebyśmy mogli nazywać się parą. A bardzo tego chciałem...

Westchnąłem, przysłuchując się rozmowie o jakichś nowych tuszach do tatuowania, które mieli zakupić i popijając swojego drinka, spoglądałem na mojego aniołka.

W tamtym momencie podjąłem decyzję, że będę się o niego starał i dam mu do zrozumienia, że chciałbym być z nim bliżej. Nie mogłem wciąż udawać, że nie jestem nim zainteresowany, a tak niestety robiłem, nie chcąc wyjść na nachalnego.

Tyle razy przytulał się do mnie w nocy i czułem, że liczy na więcej czułości, a mimo to mu ich nie okazywałem z obawy przed odrzuceniem.

Cóż, byłem przewrażliwiony i za późno zdałem sobie z tego sprawę.

Nagłe tłum zaczął krzyczeć i bić brawo. Odwróciliśmy się szybko w stronę sceny, na którą zaczęli wchodzić artyści, machając fanom. Kojarzyłem ten zespół, jednak nie był on jakoś specjalnie popularny. Koreańska kapela grająca hard rock albo coś w tym rodzaju.

Gdy wokalista podszedł do mikrofonu i zaczął coś mówić, Tae wstał podjarany i chwyciwszy moją rękę, pociągnął mnie w stronę sceny.

- Taehyung, w razie czego umawiamy się koło szatni. Na wypadek, gdybyśmy się nie mogli znaleźć – krzyknął Suga, a po chwili zniknął w tłumie z Jungkookiem.


Koncert na dobre się rozpoczął – zespół zaczął grać. Stanęliśmy gdzieś po środku płyty otoczeni przez masę osób.

Widziałem, że Taehyung jest trochę podpity, więc stanąłem jak najbliżej niego obawiając się, że ktoś z rozbawionej chordy fanów mógłby go na przykład niechcący uderzyć. 

Prawie stykaliśmy się ramionami. Nagle szatyn odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął do mnie rozradowany.

- Dziękuję, że ze mną poszedłeś – powiedział głośno, próbując przekrzyczeć muzykę.

Kiwnąłem tylko głową, odwzajemniając uśmiech.

Wtedy przesunął się w moją stronę i stanął przede mną odwrócony do mnie plecami. Postąpił krok w tył i przylgnął łopatkami do mojego torsu. Zaskoczony objąłem go w pasie, splatając swoje dłonie na jego brzuchu. Tae w odpowiedzi położył ręce na moich nadgarstkach, dając mi do zrozumienia, bym go nie puszczał.

Byliśmy tak blisko siebie, że przez kołyszący się tłum napierał pośladkami na moją miednicę. 

Bałem się, że jak jeszcze parę razy się o mnie otrze, to podniecę się tak mocno, iż na pewno poczuje to na swoim tyłku. Sam nie byłem trzeźwy i wiedziałem, że jeśli będzie robił tak jednoznaczne rzeczy, to puszczą mi hamulce i pocałuję go przy ludziach. Ale jeśli sam dawał mi takie znaki, to mogłem się tylko cieszyć.

Zespół szalał po scenie, grając fajną rockową piosenkę, fani krzyczeli i piszczeli, niektórzy podskakiwali i tańczyli. Taehyung patrzył na występ jak zaczarowany, kołysząc biodrami i głaszcząc mnie po dłoniach. Tymczasem gładziłem go po brzuszku, opierając brodę o jego ramię.

Wtedy wokalista zaczął śpiewać wolną, nastrojową balladę przy akompaniamencie gitary akustycznej. 

To chyba ośmieliło mojego chłopaczka, bo odchylił głowę w tył, opierając się o mnie mocno plecami. Korzystając z tak intymnej atmosfery przekręciłem głowę i delikatnie pocałowałem go w szyję, na co Tae zmarszczył brwi i kusząco uchylił wargi. Odsunąłem się trochę od niego, by mieć lepszy dostęp do jego karku i zacząłem go po nim namiętnie całować, co jakiś czas dotykając skóry czubkiem języka. Kompletnie przestałem zwracać uwagę na otaczających nas ludzi. Było tak ciasno i głośno, że pewnie i tak mało ich obchodziliśmy, a najważniejszy był zespół.

Nagle chłopak odwrócił się do mnie przodem i wpił w moje usta, obejmując mnie za szyję. Sapnąłem zaskoczony i zamknąłem oczy. Położyłem mu ręce na biodrach i przyciągnąłem go do siebie, odwzajemniając pocałunek. W odpowiedzi uchylił wargi, a ja, przechylając głowę, wsunąłem mu język do buzi.

Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, splatając swoje języki. Taehyung wodził dłońmi po moich plecach, a ja gładziłem go po biodrach, napierając na nie swoją miednicą. Nagle szatyn chwycił mnie za nadgarstek i skierował moją dłoń między nasze biodra pragnąc, bym go dotknął. Wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Powoli przerwałem pocałunek i szepnąłem mu do ucha:

- Za dużo ludzi. W domu.

Podniecił mnie tak, że ledwo byłem w stanie nad sobą zapanować, jednak macanie się na środku klubu wśród ludzi i prawdopodobne skończenie z nim w kiblu nie było dobrym pomysłem. Za żadne skarby nie chciałem robić tego w ten sposób. Jego komfort był dla mnie najważniejszy, a pieprzenie się po pijaku w klopie raczej zbyt komfortowe nie jest.

Chłopak najpierw spojrzał na mnie zaskoczony odmową, by następnie kiwnąć głową na znak, że rozumie. Przytulił się do mnie, wtulając twarz w moją klatkę piersiową. Odwzajemniłem uścisk i ucałowawszy go w główkę, odwróciłem go tyłem do siebie, by pooglądał jeszcze koncert.

Przystał na to, a ja znów objąłem go w pasie, zasłaniając ramionami, by nikt mi go nie uderzył.


Gdy kapela zagrała ostatnią piosenkę i zaczęła się żegnać z fanami doskoczyli do nas rozradowani Suga i Kookie.

Kurde, byli zajebiści – zachwycał się Jungkook, trzymając zielonowłosego pod rękę. – Pod sceną zrobiło się pogo i chciałem iść ale on mi nie pozwolił. – Spojrzał na Yoongiego z wyrzutem, mrużąc oczy.

- Bo by mi cię tam zgnietli na miazgę, lilipucie – odparł tatuator, obejmując chłopaka za ramię. – Jak wrażenia? – spytał mnie i Tae.

- Było świetnie! – krzyknął uradowany szatyn i ku mojemu zaskoczeniu objął mnie jedną ręką w pasie. Już nie był tak pijany jak wcześniej, więc robił to z pełną świadomością, co mnie niesamowicie ucieszyło.

- Nam też się podobało. I proponuję, żebyście spali dzisiaj u nas w mieszkaniu, w sensie moim i Kooka. Wy mieszkacie dużo dalej i bez sensu, żebyście się tułali teraz po nocach.

- Sorry za bezpośredniość, ale wy jesteście razem? – spytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości.

- Tak, od roku – odparł Suga i cmoknął czarnowłosego w policzek.

- Jeśli nie będzie wam przeszkadzać, to byłoby super, jakbyśmy mogli u was spać. Bo szczerze mówiąc nie uśmiecha mi się teraz tłuc nocnymi autobusami taki kawał drogi – wtrącił Tae i oparł skroń o moje ramię.

- No to załatwione. Jedziemy do nas. Za piętnaście minut mamy autobus, więc radzę się streścić. Chodźmy do szatni – zakomunikował Yoongi i wziąwszy Kookiego za rękę, ruszył po kurtki.

Czyli... z upojnej nocy nici?! A miało być tak pięknie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro