3. Martwy dla świata
Wieczorem miałem wreszcie okazję odetchnąć i porządnie się zrelaksować.
Siedziałem na kanapie i oglądałem jakąś dramę w telewizji, a Tae czytał książkę przy stole w kuchni.
Uniosłem wzrok i utkwiłem go w chłopaku.
Mimo, że byłem tuż po tak ciężkich doświadczeniach, już zaczynałem się interesować tym małym cudem. Miał piękne, wielkie jak na Azjatę oczy. Jasną, nieskazitelną cerę. Smukłe, drobne ciało... Był śliczny. Naprawdę wyjątkowo ładny.
Ciekaw byłem, czy to przytulenie mnie miało zamanifestować w jakiś sposób jego orientację? Westchnąłem cicho. Pewnie nie... Wyobrażałem sobie nie wiadomo co, nie mając żadnych podstaw, by w ogóle brać go za geja.
Wtedy szatyn spojrzał na mnie, a ja szybko utkwiłem ponownie wzrok w ekranie telewizora.
- Idziemy jutro do twojej mamy po jakieś ciuchy, nie? – spytał bez ogródek.
- No chyba tak... - wymamrotałem zażenowany tym, że tak naprawdę zwalałem mu się na głowę. Było mi głupio.
- Ja jutro idę do pracy, ale przed snem możemy razem coś oglądnąć, jeśli chcesz. Żebyś na chwilę zapomniał o tym wszystkim i się odprężył.
- Byłoby super – odpowiedziałem, uśmiechając się ciepło.
Późnym wieczorem rozsiedliśmy się na kanapie, a Tae włączył na DVD jakiś amerykański film sci-fi. Przez pierwsze dwadzieścia minut próbowałem się skupić na fabule, jednak szybko zmorzył mnie sen.
Obudziłem się nagle w środku nocy, słysząc ciche zawodzenie. Nie wiedząc, co się dzieje, rozejrzałem się nerwowo dookoła.
Telewizor wyświetlał nadal ten sam film, a obok mnie siedział Tae, opierając głowę o moje ramię. Najwyraźniej śniło mu się coś nieprzyjemnego, bo mamrotał coś niezrozumiale i wiercił się, wykrzywiając usta w grymasie bólu...
- Taeś...? – spytałem nerwowo i położyłem mu dłoń na ramieniu. W tym momencie obudził się gwałtownie i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, oddychając ciężko.
- Wszystko w porządku?
Nie miałem pojęcia, co mogło mu się śnić, ale był przerażony. Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę, nie mogąc dojść do siebie. Obserwowałem go zaniepokojony, gładząc go delikatnie po ramieniu.
- Jimin... - szepnął nagle, odzyskując świadomość i objął mnie za szyję.
Zaskoczony szybko odwzajemniłem uścisk, kładąc mu jedną dłoń na plecach, a drugą wplatając we włosy.
- Już dobrze... to tylko zły sen – mówiłem uspokajająco, głaszcząc go. – Jestem tu.
Po dłuższej chwili zasnął w moich ramionach, a jego głowa zsunęła się na mój tors. Zdziwiłem się, że tak mi zaufał. Znaliśmy się zaledwie chwilę, a już szukał pocieszenia w moich ramionach i zasypiał ze mną. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się tak bezpiecznie...
Gładziłem go więc po włoskach, przyglądając się jego ślicznej twarzyczce i rozmyślałem.
Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie. Żebym mógł z nim tak zasypiać codziennie, głaskać go, przytulać... Jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że okazał mi taką czułość tylko dlatego, że był na wpół śpiący i przestraszony koszmarem.
Ciekawe, co mu się śniło...?
Gdy rano się obudziłem zastałem mieszkanie puste. Najwyraźniej Taeś wyszedł do pracy... Właśnie. Gdzie on w ogóle pracował? Przez ten młyn nawet nie zdążyłem go o to spytać.
Postanowiłem po prostu wysłać mu smsa z pytaniem, gdzie pracuje i kiedy kończy.
Po chwili usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości:
„Ja też zapomniałem Ci powiedzieć. Jestem piercerem. Będę gdzieś koło osiemnastej. Jak chcesz to potem wyślę Ci adres studia i możesz wpaść mnie odwiedzić, ale teraz nie mam czasu, bo klient czeka. Baju."
Piercerem? No proszę. Nie spodziewałem się po takim słodziaku tego typu fachu. Widocznie skrywał przede mną jeszcze wiele ciekawych faktów o sobie. Raczej wyglądał na takiego, co boi się igieł i krwi. No i nie miał ani jednego kolczyka. Chyba, że w miejscu mniej widocznym... Uśmiechnąłem się do siebie łobuzersko.
„Jasne, będę czekał na info" – odpisałem i zwlokłem się z kanapy.
Och, jak mnie niemiłosiernie bolały plecy. Nigdy więcej spania w pozycji siedzącej na kanapie.
Chciałem się udać do łazienki, gdy nagle drogę zagrodziła mi Luna, stając na dwóch tylnych łapkach i podskakując przy mojej nodze.
- No co tam, maleńka? – Kucnąłem przy niej i zacząłem ją głaskać, na co sunia zaczęła kręcić się rozbawiona wokół własnej osi. – Wyspana, najedzona? Pewnie tak, co? Pan o ciebie dba – słodziłem jej, a zwierzak prawie nie posiadał się z radości, wydając z siebie dziwne, piskliwe dźwięki. Pocieszne stworzonko.
Wziąłem prysznic i już miałem udać się do kuchni przekąsić coś, gdy przypomniałem sobie o tym, że miałem wziąć z mieszkania matki swoje rzeczy. Wysłałem jej smsa, że stawię się u niej o trzynastej, na co odpisała mi tylko krótkie „ok". Przynajmniej tym razem nie utrudniała mi życia.
Ku mojemu zdziwieniu na stole w kuchni leżał talerz przykryty folią aluminiową. Ściągnąłem ją, a moim oczom ukazały się pyszne kanapeczki. Cholera, ten chłopak naprawdę o mnie dbał... dlaczego? A może... a może najzwyczajniej w świecie mu się spodobałem? To mogło być to. W końcu nie wierzyłem, że gdyby nie stało za tym jakieś cieplejsze uczucie, to przyjąłby do swojego mieszkania obcego gościa. Który na dodatek chciał się zabić.
Rozanielony zjadłem śniadanie i postanowiłem posprzątać mieszkanie. Zaraz, zaraz... To mogło naruszać prywatność chłopaka. Jęknąłem zrezygnowany, nie wiedząc, co ze sobą począć.
Wtedy zauważyłem przyczepioną do lodówki kartkę. Okazało się, że jakże zbawienną!
„Oczywiście czuj się jak u siebie. Rób, co chcesz, oglądaj telewizję, używaj laptopa. Nie krępuj się!"
Teatralnie wzniosłem oczy ku górze. Dzięki ci, za tę kartkę! Przynajmniej nie będę chodził pół dnia z wyrzutami sumienia, że naruszam czyjąś prywatność. Jednak byłem typem osoby, która dostawszy palec, rzuca się na całą rękę, więc zacząłem grzebać mu po szufladach. A co, jeśli miałby się okazać seryjnym mordercą i miał gdzieś broń? Oczywiście w ogóle się chłopaka nie obawiałem, ale ciekawość była silniejsza.
Po powierzchownych oględzinach wszystkich pokoi natknąłem się w końcu na coś niecodziennego. Głęboko na dnie szuflady w łazience ze środkami czystości i innymi pierdołami ujrzałem trzy opakowania leków antydepresyjnych. Zaniepokoiło mnie to. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że pełno osób łyka teraz takie pigułki i depresja jest niestety częstym przypadkiem, ale co mogło chłopaka spotkać, skoro musiał je łykać?
Nie mając wiele czasu na domysły, wybrałem się do mojej matki, zamykając uprzednio mieszkanie Taehyunga zapasowymi kluczami, które zostawił dla mnie w przedpokoju. Jego zaufanie przerastało moje najśmielsze oczekiwania.
Ku mojemu zaskoczeniu zabranie ciuchów nie było problemem. Matka bez słowa wpuściła mnie do mieszkania, patrząc jednak na mnie z niechęcią, a ja na spokojnie spakowałem do torby swój niewielki dobytek, w międzyczasie lustrując wzrokiem mieszkanie, w którym panował duży bałagan. Gdy mnie nie było obracało się w ruinę, ale cóż mogłem poradzić. Niech sobie kobieta radzi, skoro mnie wywaliła na zbity pysk.
- Pa, mamo – powiedziałem, wychodząc. Nie doczekałem się jednak odpowiedzi.
Poczułem jednak ulgę, mogąc wreszcie się od niej wynieść.
Wracałem właśnie autobusem do mieszkania Tae, gdy nagle usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Chłopak wysłał mi dokładny adres studia.
„Wpadniesz?" – upewnił się, wysyłając drugą wiadomość pod rząd.
„Będę za godzinkę, tylko odniosę torbę z ciuchami" – odpisałem.
Boże, tak już tęskniłem za tym maluchem...
Zostawiłem torbę w mieszkaniu i prawie biegnąc, ruszyłem w stronę przystanku.
- To chyba tutaj... - szepnąłem sam do siebie, stojąc przed witryną studia „Mosquito". Cóż za mało ambitna nazwa... Ale już z zewnątrz wydawało się ładne i zadbane.
Nacisnąłem klamkę i niepewnie wlazłem do środka.
- Cześć! – usłyszałem od razu i uniosłem wzrok. Naprzeciwko za biurkiem siedział czarnowłosy chłopak, machając do mnie wesoło. – Ty jesteś Jimin, nie?
- Och, tak – odparłem i podszedłem do niego. Ten wstał i uścisnął mi dłoń. Jaki pocieszny chłopaczek... Jego twarzyczka była bardzo dziecięcia, w uszach miał niewielkie, czarne tunele, a ręce pokryte były dziarami.
- Jestem Jeon Jeongguk, ale wszyscy mówią na mnie Jungkook lub Kook – uśmiechnął się do mnie przesłodko, potrząsając moją ręką. – Jestem tu tatuatorem. Tae, jak pewnie wiesz, jest piercerem. Ogólnie w studiu pracuje jeszcze jeden chłopak, ale akurat dzisiaj ma wolne.
- A, kumam – odparłem i przyglądnąłem się jego rysunkowi. – Pięknie rysujesz – pochwaliłem go pełny podziwu, przyglądając się bardzo realistycznemu wilkowi.
- Dziękuję – odpowiedział i uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. – A, Tae teraz ma klienta. Pewnie zaraz skończy i do ciebie przyjdzie. A ja muszę niestety kończyć projekt, więc możesz sobie usiąść na kanapie i poczekać. Chcesz czegoś do picia?
Odmówiłem i już chciałem się rozsiąść, gdy po chwili otworzyły się jedne z drzwi. Moim oczom ukazał się Taeś i jakaś czarnowłosa, „wykolczykowana" nastolatka.
- Tylko pamiętaj, nie zmieniaj biżuterii do całkowitego zagojenia – mówił, podając jej jakąś kartkę. – Tu masz całą instrukcję jak dbać o nosek.
- Dzięki wielkie, na pewno jeszcze nie raz się tu pojawię. Narka! – pożegnała się i wyszła ze studia.
- Jimin! – krzyknął nagle uradowany Tae, zauważając mnie.
- No hej.
- Poznałeś się z Kookiem, czy był tak zaabsorbowany rysowaniem, że nawet cię nie zauważył? – zaśmiał się, spoglądając w stronę czarnowłosego. Ten pokazał mu środkowy palec, robiąc komiczną minę.
- Poznałem, poznałem – uśmiechnąłem się rozbawiony.
- Ok, ja już skończyłem, więc możemy się zbierać – powiedział Taehyung i po chwili, pożegnawszy się z Kookiem wyszliśmy ze studia.
- I co, bez problemu wziąłeś rzeczy z mieszkania? – spytał Taeś, idąc obok mnie.
- Tak, matka wyjątkowo nie robiła akcji.
Już go chciałem zacząć wypytywać o jego pracę ciekaw, jak to się stało, że został piercerem, gdy nagle zadzwonił jego telefon.
Chłopak wyjął go szybko z kieszeni kurtki i spojrzał na wyświetlacz, marszcząc brwi.
- Halo? – spytał zaniepokojony, przystawiając słuchawkę do ucha. Spojrzałem na Taehyunga ciekaw z kim rozmawia. – Nie dzwoń do mnie z obcych numerów... Daj mi wreszcie spokój – wysyczał i rozłączył się.
Westchnął smutno i odwrócił twarz w moją stronę.
- To były chłopak – wytłumaczył zwięźle. – Nie chce dać mi spokoju.
A, więc Tae lubił chłopców! 1:0 dla mnie.
Czułem, że nie wypada na razie wypytywać o jego ex, więc niewiele myśląc spytałem:
- Jesteś gejem?
- Może jestem, może nie – droczył się słodko. – A co, chciałbyś żebym był?
- Może bym chciał, może nie – odbiłem piłeczkę.
Ale z niego mała bestyjka! Nie spodziewałem się, że wszystko tak pięknie się ułoży i tak szybko zaczniemy ze sobą flirtować.
Chwila... Może to przez swojego byłego Tae musiał brać antydepresanty?
- Tae, słuchaj – zacząłem, siadając obok niego w autobusie.
- Hm? – odparł smutno, patrząc się przez szybę.
- Ten twój były... Często cię tak męczy?
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony moim pytaniem.
- To nieważne – odparł wymijająco, spuszczając wzrok. – Po prostu niedawno zerwaliśmy i chyba nie może się z tym pogodzić. Nie masz się czym przejmować.
Kiwnąłem głową udając, że zgadzam się z tym, co mówi.
Jednak nie miałem zamiaru dać za wygraną.
Bo widziałem jak mocno zacisnął pięści.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro