Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Więc tym to wszystko się kończy? Rozczarowaniem? Tak właśnie czują się te wszystkie zranione dziewczyny? Wiem jak to jest być samotną, znam to uczucie, przejęło nade mną kontrolę już bardzo dawno. Nie byłam w stanie tego uniknąć. Tak naprawdę nie wiedziałam co było ze mną nie tak? To przez to, że byłam zbyt introwertyczna? Przez to, że zamiast wieczorami upijać się w klubach wolałam siedzieć z książką i kieliszkiem czerwonego wina w ręku? A może chodziło o to, że lubiłam płakać? Taka była prawda.. Kochałam wylewać swoje łzy, chciałam doznać tego oczyszczenia po wyrzuceniu z siebie wszystkiego, chciałam nirwany. Może to nie było najzdrowsze.. Może zamykałam się z dnia na dzień coraz bardziej. Może moja skorupa zaczynała pękać, ale tak naprawdę nią miałam wyboru. Wypalałam się, nie widziałam sensu już w niczym. Chciałam zniknąć, albo wreszcie doznać ukojenia. Już nie było nie pomiędzy - jedynie czarny i biały. Nie chciałam już półśrodków, nie interesowały mnie substytuty. Chciałam kochać, nawet jeśli miałabym być przez większość czasu nieszczęśliwa. Nie chciałam męża i dzieci.. Na razie. Wszystko czego tak cholernie potrzebowałam to palące uczucie wypełniające każdą cząstkę mojego ciała, chciałam oddać temu uczuciu wszystko co w sobie miałam. Każdy oddech, łzę, myśl, wspomnienie. Wszystko z czego jestem zbudowana. W tym wszystkim najgorsza była jedynie świadomość, że nikt tego nie chce. Nie miałam stanu załamania zbyt często, ale kiedy tylko się zdarzał, chciałam przewartościować wszystko, zmienić cały światopogląd.

Miałam ochotę kieliszek zastąpić całą butelką. Chciałam wyrzucić te wszystkie szare i nudne spódnice, a na ich miejsce powiesić kolorowe, żywe ubrania. Chciałam zrzucić maskę tej uporządkowanej i zorganizowanej, na rzecz szalonej dziewczyny, którą przecież byłam. Gdzieś głęboko w środku, ponad wszystkimi twarzami zakładanymi na co dzień, musiałabyś dziewczyna w moim wieku. Przebojowa, kochliwa, może lekko naiwna. Żywa, po prostu żywa. Była tam, pod grubą warstwą kurzu i zapomnienia. Czekała, egzystowała aż wreszcie odważę się pokazać światu swoją prawdziwą twarz.

Szkoda tylko, że takie myśli mijały. Ławo przyszło, łatwo poszło jak to mawiają. Co z tego? To kiełkuje we mnie coraz głębiej, coraz wyraźniej. Czułam, że zaczynam się dusić. A nie chciałam się stłamsić, nie chciałam przygniatać samej siebie kolejnym problemem egzystencjalnym. Nie można być dobrym we wszystkim. Mam pracę, mam przyjaciół, dom, rodzinę i pieniądze. Nie mam miłości, ale przecież bez tego da się żyć, prawda? To tylko jedna życiowa porażka. Jedna. Szkoda, że fermentuje we mnie i zatruwa każdą pozytywną myśl, każdą iskierkę w oku. Zabija mnie.

- Hej! Francesca! - Od moich przemyśleń odciągnął mnie krzyk. Potrząsnęłam głową, żeby wyzbyć się wszystkich tych absurdalnych myśli i natychmiast odsunęłam głowę w tył kiedy tylko dostrzegłam machającą rękę trochę zbyt blisko mojej twarzy.

- Oszalałeś Aron? - Wskazałam na jego dłoń, wzdychając głęboko. - Czego chcesz?

- Co ty taka nie w humorze? - Zapytał patrząc na mnie szczęśliwymi oczami.

- Nic mi nie jest. - Westchnęłam raz jeszcze. Nie potrafiłam pozbyć się jakiegoś ciężaru, który zalegał w mojej klatce piersiowej. Od wczoraj nie potrafiłam wziąć porządnego, głębokiego oddechu.

- Jasne. - Jego mina tężała. Usiadła na krześle na przeciwko i nachylił się nad biurkiem. - Co się stało?

- A mogło mi się stać? - Wzruszyłam ramionami, mój głos był przepełniony sarkazmem. - Po raz kolejny ja Francesca Porażka Sage dałam się ponieść nadziei, że jeszcze jakoś ułożę sobie to życie. - Wzruszyłam ramionami.

- Możesz mówić jasno? Co się stało, Fran? - Sięgnął do mojej dłoni spoczywającej na blacie mahoniowego biurka. - Przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć.

- Dziękuję Aron. - Uśmiechnęłam się słabo. - Poznałam faceta..

- Co? - Pisnął.

- Czy dasz mi dokończyć? - Przewróciłam oczami. Dał mi znak głową, abym kontynuowała. - Od początku mi się nie podobał. Wiesz, tak naprawdę był zaprzeczeniem wszystkiego czego szukałam w mężczyźnie. Wydawał się beztroski, spontaniczny.. - Uśmiechnęłam się do swoich myśli. - Jego wygląd nawet w jednej setnej nie przypominał mężczyzn, których zwykłam szukać. Wiesz jak wygląda mój ideał. - Nakreśliłam kształt w powietrzu. - Ciemne włosy, ciemne oczy. A jego oczy.. One były takie.. Takie.. - Nie byłam w stanie odnaleźć słów.

- Zakochałaś się? - Spytał zaszokowany.

- Oszalałeś?! No prostu mi się spodobał. Być może nie będziesz w stanie tego zrozumieć, ale my kobiety tak mamy. Czasem wystarczy tylko delikatne zainteresowanie mężczyzny, a w naszym umyśle pojawia się już wyreżyserowana przyszłość na wiele lat wprzód. Wiesz, że nie możesz o tym myśleć i to nigdy się nie zdarzy, ponieważ nawet tego nie chcesz. - Wzruszyłam ramionami.- Tak jest, każda z nas tak ma. I mimo tego, że chcesz o tym zapomnieć nie potrafisz. To dawanie sobie samej złudnej nadziei. Potem kiedy starasz się o tym na siłę zapomnieć daje to jedynie odwrotny skutek. - Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, kiedy zobaczyłam minę Arona.

- Tak po prostu? - Zadumał się. - Widzisz kolesia, który jest tobą w jakiś sposób zainteresowany i wyobrażasz sobie nie wiadomo co? - Wzruszyłam ramionami i niemal wybuchnęłam śmiechem na jego minę. - Całe szczęście, że nie jestem kobietą. Musicie zużywać strasznie dużo energii na myślenie. - Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

- Jesteś niepoważny! - Ścisnęłam jego dłoń.

- Przepraszam, po prostu to dla mnie niewyobrażalne... Zastanawiam się jak wiele kobiet miało tak ze mną. Co myślisz? - Zaśmiał się, a jego wypowiedź przerwał telefon. Uśmiechnęłam się przepraszająco i odebrałam.

- Dzień dobry Francesco. Z tej strony Evelyn, chciałabym się dowiedzieć czy nasze jutrzejsze spotkanie jest nadal aktualne.

- Tak, jak najbardziej. - Uśmiechnęłam się do aparatu. - Godzina i miejsce bez zmian? - Upewniłam się.

- Wszystko tak jak zaplanowałyśmy. Dziękuję ci i do jutra. - Powiedziała, pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.

- Nie można mieć wszystkiego. - Wróciłam do rozmowy z Aronem. - Mam pracę, nie muszę mieć miłości. - Wymusiłam uśmiech. - I tak nawet nie mam na nią czasu. - Prychnęłam na powrót przybierając maskę królowej lodu i jedynie po raz kolejny po prostu uścisnęłam jego dłoń, w duchu dziękując za jego wsparcie.


Są w życiu takie chwile, gdy człowiek marzy tylko o tym, by zwinąć się na podłodze w kłębek, zakryć oczy rękami i siłą woli odegnać od siebie smutki własnej głupoty.


***

Znów przepraszam za to jak bardzo ten rozdział jest badziewny, ale nie mam weny. A gdy nie mam weny to myślę sobie, że wszystko jest bez sensu i robię się jak czarownica z bajek ^^ może mam tylko trochę mniejszy nos.

+ dzięki wattpadzie za kolejną raczej chujową zmianę przy dodawaniu rozdziału. nie żyję za dobrze z techniką, ale mam nadzieje że jak dodam to się opublikuje :D

sorry za tą komunistyczną notkę. bez odbioru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro